Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.
Piotr Kaszczyszyn  21 lutego 2014

Kaszczyszyn: Cel nie powinien uświęcać środków

Piotr Kaszczyszyn  21 lutego 2014
przeczytanie zajmie 3 min

718 km od mojego domu niewinni ludzie ginęli od rządowych kul. Najtragiczniejsze jest to, iż obawiam się, że ich śmierć pójdzie na marne.

Krwawe wydarzenia ostatnich dni sprawiły, że moje myśli powędrowały w stronę dwóch jakże odmiennych od siebie lektur: „Obrony Sokratesa” oraz „Pana Wołodyjowskiego”.

Czytając dialog Platona, zastanawiałem się nad momentem, w którym oddanie życia staje się ważniejsze od jego zachowania. Pomimo fałszywości stawianych mu zarzutów, Sokrates zdecydował się na dobrowolne wypicie podanej trucizny. Wierność filozofii – największej z wartości jego życia – okazała się silniejsza od strachu przed śmiercią. Podobnie jak tysiące męczenników, którzy w kolejnych wiekach oddawali i wciąż oddają życie w imię Chrystusa.

W moim przekonaniu człowiek powinien poświęcać życie tylko w trzech przypadkach: w imię wierności Chrystusowi, chroniąc innych przed śmiercią oraz stawiając opór tym, którzy pragną naszego zniewolenia.

Jednym z najważniejszych fragmentów zarówno „Pana Wołodyjowskiego”, jak i całej „Trylogii” jest ten, w którym Wołodyjowski, związany wcześniejszą przysięgą, wysadza się w powietrze wraz z kamieniecką twierdzą. Scena ta ostatecznie ukonstytuowała swoisty archetyp polskości i patriotyzmu. Tragicznej decyzji Wołodyjowskiego przyglądała się z daleka niczego nieświadoma Basia – żona, która została właśnie wdową. Przyglądał się również nienarodzony syn, który nie miał już możliwości przyjścia na świat. I przyglądały się wreszcie dziesiątki Turków, których pułkownik mógł pozbawić życia w kolejnych wojennych kampaniach. Decyzja Wołodyjowskiego (czy raczej Sienkiewicza) była wielkim błędem; jego winą stała się nieadekwatność środków (śmierć w gruzach kamienieckiego zamku) do zamierzonego celu (dobro i wolność ojczyzny), zbyt wczesne i pochopne złożenie najwyższej ofiary z własnego życia.

W moim przekonaniu człowiek powinien poświęcać życie tylko w trzech przypadkach: w imię wierności Chrystusowi, chroniąc innych przed śmiercią oraz stawiając opór tym, którzy pragną naszego zniewolenia. Z tej perspektywy największą tragedią Ukrainy jest fakt, że u źródeł obecnego konfliktu leżą kwestię stricte polityczne, które powinny zostać rozwiązane środkami politycznymi. Nie chcę rozstrzygać, czy brak podpisu pod umową stowarzyszeniową z UE wynikał z podporządkowania Janukowycza Kremlowi i dbania wyłącznie o własne interesy, czy może z niezadowalających zapisów samej umowy, których niewystarczalność wynikała ze stopnia ekonomicznego uzależnienia naszego wschodniego sąsiada od Rosji. W tych okolicznościach najważniejszym momentem dotychczasowych protestów wciąż pozostaje noc, w czasie której władza po raz pierwszy użyła przemocy wobec demonstrantów. Wówczas bowiem w świat politycznych postulatów wkroczyło etyczne oburzenie, a nieusuwalne napięcie pomiędzy tym, co moralne, a tym, co polityczne niepomiernie wzrosło. I w tym właśnie momencie protestujący podjęli w mojej ocenie niewłaściwą decyzję. Pełni słusznej wściekłości, pozostając na Majdanie, popełnili „wołodyjowski” błąd nieadekwatności środków do zamierzonych celów. Trudno było bowiem oczekiwać, że władza, która raz użyła przemocy, nie użyje jej ponownie. Zamiast wycofać się i podjąć za rok próbę usunięcia Janukowycza ze stanowiska (odgórne założenie, że dotychczasowy prezydent z całą pewnością sfałszowałby wybory, uważam za niewłaściwie; nawet gdyby tak się stało, wciąż należało podjąć taką próbę), zadecydowali o rozstrzygnięciu „rozpalającego się” konfliktu natychmiast.

Nie mam żadnej wątpliwości, że pełnię odpowiedzialności za śmierć protestujących oraz funkcjonariuszy sił rządowych ponosi Wiktor Janukowycz, który za decyzję o użyciu przemocy wobec obywateli powinien zostać skazany na karę dożywotniego więzienia. Nie mam jednak również wątpliwości, że dzisiaj przeciwnicy prezydenta są dalej od realizacji swoich celów (wolność, demokracja, stowarzyszenie z UE), niż byli pierwszego dnia protestów.

Tomasz Merta pisał:

W wojnie domowej zewnętrznego wroga zastępuje wewnętrzny, naprzeciw siebie stają nie „swoi” i „obcy”, lecz tylko „swoi”. Pospiesznie budowane jest więc poczucie obcości wobec części „swoich”, tak aby można ich było traktować jak „obcych”. Usiłowania te z reguły nie zostają zresztą uwieńczone pełnym powodzeniem: „swoi” nie mogą stać się prawdziwie „obcy” – przeciwnik w wojnie domowej jest w tym samym stopniu wrogiem, co i zdrajcą.

Krew została już niestety rozlana i wątpię, że dzisiejsze porozumienie między rządem i opozycją (z wyłączeniem „Prawego Sektora”) zakończy konflikt. Mniejsze lub większe starcia oraz spięcia będą miały miejsce w kolejnych tygodniach, a nawet miesiącach, choćby w czasie potencjalnych wcześniejszych wyborów. Istnieje również pytanie o trwałość szkód wyrządzonych spoistości samej wspólnoty politycznej przez wystrzelone pociski i rzucone koktajle mołotowa.

Ukraiński naród oddalił się od samej UE na odległość większą niż w momencie odmowy podpisania umowy stowarzyszeniowej przez Janukowycza. Trudno sobie bowiem wyobrazić, aby w świetle ostatnich wydarzeń decydenci unijni zdecydowali się w najbliższych miesiącach czy nawet latach na ponowne podjęcie negocjacji z Kijowem.

Co zrobiłbym na miejscu Ukraińców? Nie wiem, ale serce podpowiada, że moje ręce byłyby pełne ran od miotanych kostek brukowych.

Niech Bóg ma Ukrainę w opiece.