Goble: Ukraina w UE to koniec Putina
Jak należy oceniać obecną sytuację polityczną na Ukrainie? Czy podziela Pan opinię tych, którzy genezę tego konfliktu widzą w działaniach Rosji? I to nie tylko w przekonaniu Janukowycza, żeby nie podpisywał umowy stowarzyszeniowej, ale przede wszystkim w dalekosiężnym programie Moskwy, która chce swoją przyszłość budować w oparciu o nową formę sowieckiego bloku. Czy może widzimy właśnie konsekwencje braku pomocy w przeprowadzeniu demokratycznych reform, którą powinien był udzielić Zachód po 1991 roku?
Nie ma wątpliwości, że prezydent Rosji Władimir Putin ponosi odpowiedzialność za tę tragedię, która rozgrywa się na naszych oczach w Kijowie. Naród ukraiński w bardzo jasny sposób wyraził wolę przynależności do wolnego i demokratycznego społeczeństwa. I to jest ogromne zagrożenie dla świata Władimira Putina. Bo jeśli Ukraina odniesie sukces, stając się wolnym i demokratycznym państwem w Europie, nie tylko podważy geopolityczną pozycję Moskwy, ale także zagrozi egzystencji reżimów podobnych do tego, którym kieruje Putin. Kiedy Rosjanie zobaczą, że transformacja Ukrainy jest sukcesem, wówczas znacznie więcej z nich rzuci wyzwanie dyktaturze u siebie. W tej chwili decyduje się być albo nie być Federacji Rosji w jej obecnym politycznym kształcie. Jeśli naród ukraiński odniesie sukces, a mam wielką nadzieję, że tak będzie, i pozbędzie się Janukowycza oraz zbuduje autentyczną demokrację, opierając ją na fundamencie wolności dla wszystkich, wówczas zacieśni więzy z wszystkimi państwami w Europie. Ukraińcy odniosą wielkie zwycięstwo.Staną się źródłem inspiracji dla Rosjan, ale będzie to również cezura dla rządów Putina i dlatego on dziś robi wszystko, żeby uniemożliwić te przemiany.
Skoro stawka jest tak ogromna, czy Putin użyje siły, by zachować Ukrainę przy sobie? Tak jak próbował to zrobić w przypadku Gruzji w 2008 roku.
Po pierwsze musimy stwierdzić, że Ukraina jest znacznie większym państwem niż Gruzja. Już ten fakt zmusza Rosję do zastosowania innych środków. Jeśli Putin zdecydowałby się na wariant siłowy, pewnie powtórzyłby pewne działania, które zastosował w stosunku do Gruzji. W znacznie większym stopniu jednak posłużyłby się prowokatorami i ekstremistami, żeby przechwycić kontrolę nad opozycją. A sama Rosja wówczas wystąpiłaby w roli pokojowego rozjemcy, żeby odsunąć Zachód od Ukrainy. I niestety istnieje ogromne niebezpieczeństwo, że rząd Rosji, niby „w odpowiedzi na prośbę”, może próbować oderwać Krym od Ukrainy. W tym właśnie przypadku nie można wykluczyć, że Kreml użyłby nawet siły. Mam wielką nadzieję, że do tego nie dojdzie. Jednak nie można zlekceważyć tego niebezpieczeństwa.
Nie ma wątpliwości, że prezydent Rosji Władimir Putin ponosi odpowiedzialność za tę tragedię, która rozgrywa się na naszych oczach w Kijowie.
Widzieliśmy już próby infiltracji Majdanu przez rosyjskich prowokatorów. Małe grupy, które nawołują do najgorszych aktów przemocy, nie wywodzą się z zachodniej Ukrainy, jak podkreślała moskiewska propaganda, ale właśnie z kręgów rosyjskich prowokatorów, którzy próbują zdyskredytować wysiłek całego ukraińskiego narodu. Myślę, że przyjazd ambasadora Władimira Lukina do Kijowa, który ma odgrywać rolę mediatora, sprzyja podwójnie interesom Rosji. Takie działanie bowiem sprawia wrażenie, że to Moskwa ma wyłączne prawo do pośrednictwa, gdyż Janukowicz to człowiek Putina. Możemy sobie zatem wyobrazić, jakiego typu pośrednikiem będzie wysłannik Kremla. Po drugie, w ten sposób Rosja zastosowała taktykę, której celem jest uniemożliwienie Zachodowi przejęcia inicjatywy na Ukrainie w obliczu tragedii, za którą odpowiedzialny jest przede wszystkim Władimir Putin i Kreml.
Być może inną taktyką jest próba rozbicia Ukrainy. Kiedy naród ukraiński próbuje się uwolnić, wówczas propaganda rosyjska głosi tezy o dwóch Ukrainach. Można tutaj wspomnieć wydarzenia z 2004 roku, gdy ówczesny wysłannik Moskwy, ambasador Czernomyrdin, robił wszystko, żeby opozycji nie udało się dojść do porozumienia z ówczesnym prezydentem Kuczmą. A potem wraz z Władimirem Putinem próbował, na szczęście bez powodzenia, pomóc zdobyć fotel prezydencki Janukowiczowi. W Moskwie w propagandzie mediów, a także wśród polityków wróciły hasła o „rosyjskiej” i zachodniej części Ukrainy. Czy Kremlowi uda się tym razem doprowadzić do rozpadu państwa?
Kiedy następnym razem ktoś mnie zapyta, ile jest Ukrain, to odpowiem mu pytaniem: a ile jest Rosji? Absurdem jest koncepcja oparta na przekonaniu, jakoby różnice między regionami były tak ogromne, że jednolitość tego państwa jest niemal nienaturalna. Jeśli kierując się takim sposobem myślenia ktoś twierdzi, że istnieją dwie lub trzy Ukrainy, to konsekwentnie musi też mówić o piętnastu czy dwudziestu Rosjach. I jeśli ktoś tę absurdalną koncepcję zamierza zastosować, żeby rozbić państwo, to jest to czysty absurd. Dążenia władz czy obywateli innego kraju do osiągnięcia takiego celu są niedopuszczalne. To bzdura, że etniczni Rosjanie, którzy mieszkają na wschodzie Ukrainy są, jak twierdzi moskiewska propaganda, zupełnie inni od Ukraińców z zachodnich regionów czy Krymu. Propozycja podziału Ukrainy wysuwana tylko dlatego, że Moskwie wydaje się, że rosyjska tożsamość jest ważniejsza niż państwo narodowe, jest skandaliczna. I trzeba ją natychmiast odrzucić.
A jeśli Moskwa oderwie Krym od Ukrainy?
To znajdzie się w znacznie gorszej sytuacji od tej, w której jest dzisiaj. Jeśli Moskwa odniesie sukces i podzieli Ukrainę na części, wówczas na zachodzie będzie graniczyć z państwem, które będzie zawsze żywić nienawiść zarówno do Rosji, jak i Rosjan. I taka sytuacja także zablokuje plany Putinowi. Rozbita w ten sposób Ukraina uruchomiłaby proces rozpadu Federacji Rosyjskiej. Mam jednak nadzieję, że do podziału Ukrainy nie dojdzie.
Jak Pan ocenia działania Unii Europejskiej? Po odrzuceniu przez Janukowycza umowy z Unią można było odnieść wrażenie, iż tę decyzję potraktowano jako wyrok boski. Nie próbowano podejmować żadnych innych działań. Zastosowano handlowe podejście do ważnej kwestii, co wydaje się być rażącym błędem. I już wówczas pojawiły się symptomy, iż Unia skapitulowała przed Rosją.
Na szczęście teraz Unia się obudziła. Szefowie MSZ państw Trójkąta Weimarskiego negocjowali z Janukowyczem w koordynacji z pozostałą częścią Unii. I doprowadzili do wygłoszenia ważnego oświadczenia co do przyspieszonych wyborów prezydenckich. Zachód, to znaczy zarówno mój kraj, Stany Zjednoczone, jak i państwa Unii Europejskiej, nie zrozumiały powagi sytuacji na Ukrainie. I nie okazały się aktywne w polityce w relacjach z Kijowem. Zachód reagował na pewne wydarzenia, ale nie potrafił nic pozytywnego wykreować na scenie politycznej. Powiedziałbym nawet, że w okresie ostatnich dziesięciu lat Zachód nie okazał inicjatywy, która zagwarantowałoby, iż wola narodu ukraińskiego byłaby szanowana. Nie da się niczym usprawiedliwić tragicznego błędu, który popełnili politycy zachodni w czasie negocjacji z Ukrainą. Kiedy Władimir Putin zaoferował 15 mld dolarów Janukowyczowi, aby nie podpisywał umowy stowarzyszeniowej, Unia, wiedząc jaka jest w tej grze stawka, natychmiast powinna była zaoferować podwójną kwotę. I wówczas byłaby to jasna deklaracja, że Zachód chce zrobić wszystko, by ukraiński naród mógł budować swoje państwo tak, jak sobie tego życzy. Nie da się niczym usprawiedliwić zezwolenia, które Zachód dał Moskwie, żeby nadal wtrącała się w wewnętrzne sprawy Ukraińców. I by uprawiając politykę szkodzenia, uniemożliwiała spełnienie woli wyrażonej wielokrotnie przez ten naród.
I niestety istnieje ogromne niebezpieczeństwo, że rząd Rosji, niby „w odpowiedzi na prośbę”, może próbować oderwać Krym od Ukrainy.
Jednak widać wyraźnie jeszcze coś innego. Współcześni politycy amerykańscy i unijni nie potrafią potraktować ani Władimira Putina, ani nawet Janukowycza jako kogoś, kto wpływa negatywnie na tę tragiczną sytuację. I to jest bardzo wymowne dla współczesnej duchowej sytuacji Zachodu. Ze smutkiem patrzę na niezdolność i niechęć przywódców politycznych Unii i Stanów Zjednoczonych do nałożenia kar na nich obu. Trzeba podkreślić, że naród ukraiński powinien był zostać wsparty przez społeczność międzynarodową. Niestety był bardzo długo w osamotnieniu. I to jest zarzut nie tylko pod adresem Unii Europejskiej, ale całego świata demokratycznego.
Czy jednak politycy Zachodu kiedykolwiek zaakceptowali fakt, że Ukraina jest państwem w pełni niezależnym od Rosji, a przynajmniej ma do tego prawo i każdy akt otwartej czy tajnej ingerencji Moskwy powinien być traktowany jak agresja? Czy raczej Zachód nadal sądzi, że Rosja ma jakąś sferę wpływów w Europie?
Chciałbym, żeby było inaczej. Żeby politycy w Waszyngtonie w pełni zrozumieli, że w 1991 roku Ukraina stała się państwem niepodległym. Niestety dla ekspertów ds. polityki wobec wschodu Rosja znajduje się w centrum i traktują ten region, jakby Ukraina nie była w pełni niepodległa, a Moskwa miała prawo do ingerencji w jej politykę. Mam nadzieję, że tragedia, która rozgrywa się na ulicach Kijowa, przekona ekspertów w USA i Europie, że Ukraina jest zagrożona wskutek zaborczej polityki Kremla. W tej sytuacji traktowanie Ukrainy jak państwa, a nie jak „byłej republiki sowieckiej” czy „bliskiej zagranicy” jest niesłychanie ważne. Bo koncepcja „bliskiej zagranicy” opiera się na przekonaniu, iż Rosja ma jakieś specjalne prawo do tego państwa, a Ukraina nie ma takich samych praw jak pozostałe państwa wspólnoty międzynarodowej. Taki sposób myślenia jest niegodziwością wobec narodu ukraińskiego. Niestety wielu spośród ekspertów, którzy kreują politykę Europy i Stanów Zjednoczonych, nie odrzuciło takiego sposobu myślenia dwadzieścia lat temu. Stąd obecna tragedia Ukraina jest także oskarżeniem wszystkich tych ludzi. Bo jedną z przyczyn problemu, który dziś wyraźnie się unaocznił, jest tolerowanie takiego zachowania Rosji wobec sąsiadów, na jakie żadne inne państwo nie mogłoby sobie nigdy pozwolić. Trzeba zatem zapytać, w jaki sposób społeczność międzynarodowa zareagowałaby, gdyby jakiekolwiek inne państwo zachowywałoby się wobec swojego sąsiada tak, jak Rosja? Oczywiście ani Amerykanie, ani Europejczycy nie tolerowaliby takiego państwa ani przez chwilę. Wydarzenia w Kijowie pokazały, że czas przestać zgadzać się na takie zachowanie u Rosjan.
Spróbujmy zatem zastanowić się, dlaczego tak się dzieje. Czy niechęć, niezdolność do konfrontacji z Rosją nawet na płaszczyźnie dyplomatycznej nie wynika z lęku? Czy politycy zachodni są przestraszeni wizjami wielkiej i silnej Rosji, która w rzeczywistości stoi w obliczu kryzysu demograficznego, gospodarczego, zdrowotnego i wielu innych?
Dzieje się tak przynajmniej z kilku powodów. Po pierwsze, panuje intelektualny bezwład. Zbyt wielu ekspertów na świecie wciąż sądzi, że Moskwa jest Związkiem Sowieckim. Po drugie, trudno części ekspertów i elit zrozumieć, dlaczego Zachód powinien stawiać opór Rosji czy nawet zwalczać niektóre jej działania, skoro komunizm upadł. Dlaczego tak jest? Bo w czasie Zimnej Wojny błędnie zdefiniowano wroga jako wyłącznie „sowiecki imperializm w Europie”. Wielu ludzi na Zachodzie jest przekonanych, że skoro Rosjanie nie nazywają się już komunistami, to znaczy, że dokonała się zmiana. I że to była istota Zimnej Wojny.
Nie da się niczym usprawiedliwić zezwolenia, które Zachód dał Moskwie, żeby nadal wtrącała się w wewnętrzne sprawy Ukraińców.
Innym powodem jest rosyjski gaz i ropa. Rosja, sprzedając nośniki energii Europie, uzyskała ogromne poparcie dla swojej polityki. To bardzo smutny, ale prawdziwy fakt. I wreszcie ostatni powód sformułowałbym jako rusofilizm, który ma spory zasięg. Otóż wielu ludzi ma jakąś słabość do tego, co rosyjskie. I źródeł tej słabości nigdy nie potrafiłem zrozumieć. Ale niestety to nastawienie jest jakby spoiwem całej postawy uległości wobec Rosji.
Jednak największą porażką polityków zachodnich jest niezrozumienie, że brak ich reakcji, brak inicjatywy prowadzi Rosję w złym kierunku i ma negatywny wpływ na jej stosunki z sąsiadami. Musimy to sobie teraz dobrze uświadomić. Za każdym razem, kiedy tolerujemy zachowanie Rosji, którego nie powinniśmy akceptować, otwieramy jej drogę do popełniania jeszcze gorszych czynów. I z tym trzeba skończyć.
Czy można dziś odważyć się na jakąś prognozę?
Wydarzenia na Ukrainie mają nie tylko znaczenie dla tego państwa. Decyduje się sytuacja polityczna na świecie, a w szczególności bezpieczeństwo wszystkich demokratycznych państw w Europie. Zwycięstwo ukraińskiego narodu umożliwi spokojny rozwój Europie. Jeśli jednak Ukraińcy przegrają ze względu na działania szkodzące Władimira Putina i jego rządu, będzie to tragedia dla Europy.
Tekst został pierwotnie opublikowany na portalu Ofensywa Wolności. Za zmiany w tytule odpowiada redakcja Jagielloński24.