Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.
Dominika Godlewska  2 grudnia 2013

Powstańcza dwuznaczność

Dominika Godlewska  2 grudnia 2013
przeczytanie zajmie 5 min

Bardzo często człowiek nie zdaje sobie sprawy z tego, że mimowolnie ocenia przeszłość z dzisiejszej perspektywy. Przyjmuje, że pewne podziały istniały zawsze, konkretne nurty intelektualne są spadkobiercami wcześniejszych w linii prostej, i że „zawsze tak było”, bo człowiek od wieków jest taki sam.

Gdy jednak uważniej przypatrzeć się historii, szczególnie okresowi burzliwego dla Polski wieku XIX z jego powstaniami, granice stają się bardziej płynne, a gdy próbuje się ideę uchwycić, wyślizguje się ona i dryfuje w zupełnie inną stronę.

Właśnie w kontekście podejścia do problemu powstania narodowego przedstawia się dwie postawy, przeciwne sobie i wzajemnie się zwalczające: pozytywistyczną i romantyczną. Czy nie jest jednak tak, że to dziś ten konflikt jest wyolbrzymiany, bo pasuje do schematu walki prawicy z lewicą?

Polska myśl pozytywistyczna jest dziś kojarzona raczej lewicowo; to na niej konstruowana jest narracja „współczesnego” patriotyzmu, czyli kasowania biletów i sprzątania po psie w parku. Do intelektualnego dorobku pozytywistów odwołują się dziś liczni lewicowi publicyści, którym gdzieś z tyłu głowy kołacze myśl o wspólnocie poglądów z szlachetnymi organicznikami. Uderza jednak w tym samookreśleniu się spadkobiercami niezrozumienie politycznych i społecznych uwarunkowań tamtego czasu i brak refleksji nad odmiennymi od nich zadaniami, które stały przed pozytywistami.

Ta lewicowa wizja zakłada dwa zasadnicze aksjomaty. Po pierwsze to, że pozytywiści pojawili się na arenie polskiego życia intelektualnego po powstaniu styczniowym. Po drugie, za bezwzględną i podstawową składową pozytywizmu uważa się krytykę mesjanizmu, kultu narodowego męczeństwa, „rewizję” polskiej historii, walkę z konserwatyzmem kościelnym – i to jest głównym argumentem w kwestii określania się dziedzicami tej myśli (wszak oni do tej pory poddają rewizji polską historię i grzmocą po głowach smutnych męczeńskich kołtunów).

Oba te założenia nie są do końca błędne, w każdej legendzie tkwi przecież ziarnko prawdy. Oba przyjęły jednak postać niebezpiecznego uproszczenia, które w jeszcze bardziej spłycony sposób bywa niestety interpretowane.

Pojawienie się pozytywistów po powstaniu styczniowym to niepodważalny fakt. Sami się w ten sposób określili, nawiązując do prądów myśli europejskiej, już bardzo wtedy na tym polu rozwiniętej. Co jest jednak ważne, nie byli to pierwsi pozytywiści na terenach porozbiorowej Polski. Prąd ten, zakładający trzeźwe spojrzenie na sytuację ekonomiczną i społeczną w kraju, podjęcie przede wszystkim walki z zacofaniem gospodarczym, pojawił się w środowisku konserwatystów po powstaniu listopadowym. Zniechęceni klęską powstania, nie widzący już szans na odzyskanie niepodległości, skoncentrowali uwagę na tym, co było w zasięgu ich działania i miało według nich szansę powodzenia. Ludzie skupieni wokół hrabiego Andrzeja Zamoyskiego, zwani później kaliszanami, starali się propagować nowoczesne metody gospodarowania na roli, podjęli próbę rozwiązania kwestii chłopskiej, otworzyli Towarzystwo Rolnicze. Chociaż nie określali się sami mianem pozytywistów, ich właśnie ideały pracy organicznej realizowali. Co jednak istotne, nie rozliczali się z klęską powstania w kategoriach krytyki totalnej religijnego mitu wokół niego narosłego, wroga nie upatrywali w Kościele i jego przebiegłej praktyce utrzymywania ludu w ciemnocie. Krytykowali dowództwo, jego nieudolność i niewiarę w możliwość zwycięstwa. Tym samym nie odcinali się od doświadczenia powstania: uznawali je za błędne, ponieważ błędnie zostało przeprowadzone, angażowało też od początku głównie środowisko młodzieży. Teraz należało się jednak wziąć do pracy, a nie próbować wywołać kolejne powstanie. Postawę romantycznego patriotyzmu pozostawiali dla młodych i niedoświadczonych, uważając, że jest trochę za mało praktyczna.

Druga kwestia jest nieco bardziej skomplikowana i trzeba by nakreślić szerokie tło polityczno-społeczne, żeby zrozumieć, jaką rolę u pozytywistów pełniła wspomniana krytyka. Powstanie styczniowe, które zaangażowało ogromną liczbę obywateli Królestwa Polskiego, było powszechnie popierane (oprócz większości chłopów, którzy nie czuli się częścią narodu polskiego). Jego klęska więc nie była tylko porażką dowódców i żołnierzy, ale całego społeczeństwa. Represje dotknęły ogromną liczbę ludzi. Fala zniechęcenia i przygnębienia była ogromna, nie do porównania z atmosferą po powstaniu listopadowym. Stosunek do niego musiał się więc wkrótce wykrystalizować; stosunek dosyć radykalny, odpowiadający gabarytami ogromowi rozczarowania. Kogoś lub coś należało obarczyć winą, od czegoś trzeba się było odciąć. Naturalną reakcją była niechęć do utożsamienia się z klęską, postawienie się z boku w pozycji obserwatora i komentatora. Skoro przegrano, należało się odnieść negatywnie, skrytykować powstanie. Na takim właśnie gruncie przyszło formułować swoje myśli stawiającym pierwsze kroki pozytywistom.

Bierność społeczeństwa, które chcieli zaktywizować, łączyli z jego zamiłowaniem do kultu przeszłości. A zamiłowanie to zostało według nich rozpropagowane przez Kościół. Stąd zatem wypływa główna przyczyna krytyki klerykalizmu i wpływu Kościoła przez pozytywistów. Wydaje się jednak, że w całym tym, poprawnym logicznie, wywodzie myślowym, zapomnieli o ważnym pytaniu o przyczynę. Dlaczego ludzie tak chętnie poddali się wpływowi takich idei? Nie docenili pozytywiści siły przygnębienia popowstaniowego. W tym tkwiła główna przyczyna bierności społeczeństwa. Ono bowiem, widząc załamanie swoich dążeń, pogrążyło się w marazmie; to naturalny ludzki odruch. W tym kontekście kult przeszłości miał pełnić dla tych ludzi rolę terapeutyczną, kompensacyjną. Nie była to zatem przyczyna, a raczej metoda. Wydaje się, że w tym tkwi główny błąd pozytywistów – w niewyczuciu przyczyn społecznych nastrojów, i przez to brak ich porozumienia ze społeczeństwem polskim, silny opór wobec ideałów pozytywistycznych. Czuło się ono ocenione i skrytykowane przez pozytywistów w sposób niedelikatny i fałszywy.

Jeśli jednak przyjrzeć się pozytywistycznym postulatom, to w zasadzie proponowali te same metody, co przedstawiciele krytykowanego obozu: zakładali męczeństwo dla sprawy (na polu walki z ciemnotą, zacofaniem), czyli poświęcenie (wyższość ducha dla większej sprawy). W miejsce kultu przeszłości, który według nich powodował zastój w myśleniu, proponowali kult postępu.

Jeden mit musiał został zastąpiony przez kolejny; natura nie znosi próżni. Nie zrezygnowali z uczuć wobec Ojczyzny. Należało oddać za nią życie, nie w powstaniu, które nie ma możliwości powodzenia, ale w pracy na rzecz polepszenia bytu społeczeństwa. Stylistyka ich wypowiedzi do złudzenia przypomina tę romantyczną.

Z kolei romantycy, tak odsądzani od czci przez pozytywistów, bywają z dzisiejszej perspektywy postrzegani jako prawicowi utopiści, wręcz protoplaści narodowców, z ich hasłami o wyższości narodu polskiego czy jego misji dziejowej. I tu sprawa jest bardziej skomplikowana, tak jak w przypadku pozytywistów. Gdyby mogli usłyszeć, jak oceniana jest ich postawa, osłupieliby prawdopodobnie ze zdumienia. Zakłada się bowiem z góry, że związani musieli być z Kościołem, dopisuje się im niechęć do innych narodów. Wyłania się z tego obrazu typowy ksenofobiczny katolik z koszmaru oświeconego intelektualisty. Nic bardziej mylnego! Kategorie Kościół i patriotyzm nie były ze sobą sprzeczne, nie łączono ich jednak w sposób nierozerwalny. To, jak doszło do połączenia tych pojęć, jest też ciekawym procesem, ale zasługującym na oddzielne opracowanie. Bardzo często bywało tak, że romantykami była mocno lewicująca młodzież (Edward Dembowski) czy całe stronnictwa polityczne (Towarzystwo Demokratyczne Polskie).

Ani więc pozytywiści nie byli lewicą w dzisiejszym rozumieniu tego pojęcia, ani tym bardziej romantycy prawicą. Wzajemne przenikanie się w tych nurtach intelektualnych ludzi o różnych poglądach było rezultatem korzystania z innych kategorii, służących do rozróżniania prądów myślowych.