Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.

Rozpad Syrii jest bardzo prawdopodobny. Rozmowa z Przemysławem Żurawskim vel Grajewskim

przeczytanie zajmie 5 min

Inspektorzy ONZ oskarżają reżim Assada o użycie broni chemicznej; rosyjscy eksperci sugerują znów, że za jej użycie odpowiedzialni są rebelianci. Czy kiedykolwiek uda nam się ustalić kto rzeczywiście stał za jej wykorzystaniem? Czy może broń chemiczna spełni rolę analogiczną do broni masowego rażenia w Iraku, której nigdy ostatecznie nie odnaleziono?

Wydaje mi się, że odpowiedzialność za atak chemiczny jest już jasna: Użyły jej siły rządowe Baszara Al-Assada, choć nie wiadomo, na jakim szczeblu została podjęta odnośna decyzja. Zidentyfikowano natomiast jednostkę armii syryjskiej, która miała stać za atakiem. Problem polega na przekonaniu do tego opinii międzynarodowej. Po Iraku i kontrowersjach związanych z bronią masowego rażenia, którą niewątpliwie posiadał reżim Saddama Husajna (wszak użył jej przeciw Kurdom i nic nie wiadomo, by potem zniszczył jej zapasy), ale której nie odnaleziono, światowa opinia publiczna jest dużo bardziej ostrożna w zawierzaniu Stanom Zjednoczonym w podobnego rodzaju deklaracjach.

Wyobraźmy sobie sytuację w której reżim Assada decyduje się na oddanie całości swojego arsenału chemicznego. Jakie konsekwencje przyniosłaby taka decyzja dla Syrii?

Nawet jeśli prezydent Assad zadeklaruje, że zrezygnuje ze swojej broni chemicznej, to prawdopodobnie nie pozbędzie się całości arsenału. Z całą pewnością natomiast w rękach syryjskiego państwa pozostaną instalacje niezbędne do jej ponownego wyprodukowania.

Nie wolno zapominać, że taka deklaracja ze strony Assada jest na rękę zarówno jemu, jak i Rosji. W przypadku kolejnego, ewentualnego ataku chemicznego, reżim mógłby zrzucić odpowiedzialność na rebeliantów, wymawiając się wcześniejszym oddaniem własnych zasobów zagranicznym mocarstwom. Jestem przekonany, że całe te negocjacje mają po pierwsze charakter gry na czas, po drugie zaś są obliczane właśnie na taką ewentualność.

Załóżmy teraz odmienny scenariusz. Syryjski reżim nie decyduje się na oddanie swojego arsenału broni chemicznej, a w konsekwencji prezydent Obama wydaje jednak rozkaz przeprowadzenia wojskowej interwencji.

Stany Zjednoczone wolałyby nie kierować swoich sił wojskowych do Damaszku. Prezydent Obama nauczony doświadczeniami Afganistanu oraz Iraku, chce uniknąć wieloletniego „ugrzęźnięcia” w Syrii. Jeśli więc USA uzyskają możliwość usprawiedliwienia swojej rezygnacji z interwencji, to z pewnością z niej skwapliwie skorzystają.

Należy wziąć pod uwagę to, że w Syrii, gdzie przebywają liczni rosyjscy doradcy wojskowi może w przyszłości dochodzić do prób prowokacji wobec USA. Taki scenariusz jest bowiem na rękę Kremlowi, któremu zależy na maksymalnym przedłużeniu trwania całego konfliktu, bez jego ostatecznego rozstrzygnięcia, czyli bez zdecydowanej interwencji Amerykanów. Pokazywanie słabości i niezdecydowania Waszyngtonu leży jednak w interesie Rosji i Syria doskonale się nadaje jako narzędzie tego typu operacji. Prezydent Obama nie chcąc kierować amerykańskich czołgów na Damaszek, będzie w konsekwencji zmuszony podjąć tą rosyjską grę.

Zatem jaki jest najbardziej prawdopodobny scenariusz przyszłości Syrii?

Na rozstrzygnięcie tego konfliktu składa się zbyt wiele niejasnych czynników, aby z całą pewnością móc w tej chwili przewidzieć jaki będzie ostateczny wynik tej wojny.

Moim zdaniem niezwykle ważną rolę odegra Turcja, pomijana dotychczas w medialnych dyskusjach o Syrii. Zestrzelenie w ostatnich dniach przez armię tego państwa, syryjskiego śmigłowca jest sygnałem dla innych mocarstw, że Turcja nie będzie tylko biernym obserwatorem w syryjskim konflikcie.

Nie lekceważyłbym także interwencji państw trzecich, z rejonu Zatoki Perskiej: Arabii Saudyjskiej, Kuwejtu, Bahrajnu, Kataru, Omanu oraz Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Kraje te zadeklarowały gotowość do sfinansowania interwencji amerykańskiej. Pokazuje to skalę ich determinacji w działaniach dążących do obalenia alawickiego rządu Assada, współpracującego z szyickim Iranem.

Obecne negocjacje związane z oddaniem arsenału chemicznego, reżim będzie usiłował wykorzystać do intensyfikacji działań wojskowych oraz rozbicia rebeliantów. Oczywiście spotka się to z reakcją państw ościennych: krajów Zatoki Perskiej oraz Turcji, które będą chciały w odpowiedzi wzmocnić siły opozycji.

Na dzień dzisiejszy sama wojna w Syrii zeszła na drugi plan, przykryta przez dyskusję o broni chemicznej. Jak obecnie wygląda sytuacja w kraju?

Uderzenie chemiczne oczyściło Ghutę – dzielnicę Damaszku z oddziałów wrogich rządowi Assada. Nie było to jednak strategiczne przełamanie frontu i w ślad za tym uderzeniem nie ruszyła żadna wielka ofensywa. Militarnie nie był to zatem punkt zwrotny tej wojny. Przy ocenie politycznej należy zaś pamiętać, że rebelianci nie posiadają jednego sztabu, jednego centrum dowodzenia czy ośrodka koordynującego ich działania. Są wśród nich oddziały sunnickie, Al-Kaida, Wolna Armia Syryjska, itd. Po stronie reżimu opowiada się większość syryjskich chrześcijan oraz Alawici, z których wywodzi się sam Assad. Stosunek ludnościowy wynosi 80:20 na korzyść rebeliantów, ale nie przekłada się to w żadnym wypadku na potencjał zbrojny obu stron, gdzie przewagę mają wciąż siły rządowe.

Wydaje się, że ten czas dany Assadowi wskutek błędu dyplomacji USA i sprytowi dyplomacji rosyjskiej, może umożliwić mu ostateczne rozstrzygnięcie konfliktu i pokonanie rebeliantów. I tylko w przypadku realizacji takiego scenariusza doszukiwałbym się możliwości szybkiego zakończenia wojny. Jeśli okaże się, że opozycja przetrzyma zbliżającą się ofensywę rządową, to będzie to sygnał nadchodzącego rozpadu państwa.

Czy taki scenariusz jest prawdopodobny?

Uważam, takie rozwiązanie za możliwe; ponadto znalazłoby ono poparcie Izraela oraz Stanów Zjednoczonych, a mogłaby się z nim pogodzić także Rosja. W takim wypadku na wybrzeżu powstałoby zapewne osobne państwo alawickie lub alawicko-chrześcijańskie.

Fragmenty północnej Syrii zamieszkane są przez Kurdów, a pogranicze z Izraelem i Libanem przez Druzów i szyitów, więc stanowiłoby to polityczny problem odpowiednio dla Turków oraz Libanu. Co ważniejsze, Liban jest traktowany przez Syryjczyków jako sztucznie wydzielony przez Francuzów twór, który powinien stanowić część Syrii. Z powodu Druzów i szyitów mieszkających w samym Libanie, mogłoby to zintensyfikować tendencje odśrodkowe oraz dalsze rozlewanie się konfliktu na kolejne obszary.

A jak na rozbicie syryjskiego państwa zareagowałby Kreml?

Taki scenariusz byłby na rękę Rosji. Gdyby prezydentowi Assadowi nie udało się zapewnić kontroli nad terytorium całej Syrii, to istnienie sprzymierzonego z Moskwą małego państwa Alawitów oraz chrześcijan na wybrzeżu, byłoby dla Kremla substytutem obecnego sojuszu. Assad lub jego klan zachowaliby władzę nad tym fragmentem Syrii, a Rosjanie swoją bazę w Tartusie i dalszą możliwość blokowania tranzytu ropy naftowej z Zatoki Perskiej do Europy szlakiem lądowym przez Syrię ku Morzu Śródziemnemu. Oznaczałoby to utrzymanie wyłączności obecnego szlaku przez Ormuz, Zatokę Omańską, Morze Arabskie, Zatokę Adeńską, Bab al-Mandab, Morze Czerwone oraz Kanał Sueski. Szlak ten biegnie przez wyjście z Zatoki Perskiej, które Iran może zamknąć w razie jakiegoś konfliktu i wokół pełnego piratów Rogu Afryki. Jest ryzykowny, co podnosi cenę ropy naftowej, a to Rosji odpowiada. Federacja Rosyjska jest bowiem eksporterem „płynnego węgla” i wysokie ceny tego surowca pompują jej budżet. Kremlowi odpowiadałby zatem tlący się konflikt w Syrii, ze względu na potencjalnie tranzytowy charakter tego kraju. W przypadku jego destabilizacji, przychody budżetowe Rosji wzrosłyby, dzięki podniesieniu cen ropy naftowej. Gdyby Syria była krajem stabilnym, to ropociągi mogłyby zostać poprowadzone przez jej terytorium z ominięciem niebezpiecznych fragmentów jak Róg Afryki czy Cieśnina Ormuz – i cena ropy by spadła. Moskwa tego nie chce.

Rozmawiał Piotr Kaszczyszyn