Wyrwani z bliźniego. Chłopskość według Wiesława Myśliwskiego
Stwierdzamy dziś wiele kulturowych zgonów i wciąż wieszczymy kolejne: zmierzch epoki człowieka, upadek wartości, koniec Kościoła, kres tożsamości, śmierć kultury chłopskiej… W ten sposób budujemy ponowoczesności kolejne groby, wznosząc pomniki ku chwale nowej fin de siècle. Sprawdzają się słowa Wiesława Myśliwskiego, że umarli są ciekawsi od żywych i że prowadzą z nami międzypokoleniowy dialog.
Wracam do miasta – wracam do domu. Wracam do mojej ziemi. Odwrotnie niż bohater Nagiego sadu – pierwszej powieści Wiesława Myśliwskiego z roku 1967 – który po zakończeniu edukacji w mieście powraca do rodzinnej wsi, ja z gór schodzę do wrzawy miejskiej akademii.
Podobnie jak dla „ja” mówiącego w powieści – jest to sytuacja wprowadzająca mnie na granicę codziennego doświadczania. Zastanawiam się, dlaczego mieszczańsko tęsknimy za dawną wsią, skoro wydaje się, że to właśnie miasto spełnia potrzeby naszych ponowoczesnych, transgresyjnych osobowości.
Moi rodzice, z wszystkimi pokoleniami wstecz, pochodzą ze wsi, ale ich dzieci przyszły na świat w wielkim mieście. Dom, z którego wracam – wzniesiony na ziemi prababki – gwarantował nam wychowywanie jakby w dwóch rzeczywistościach jednocześnie. Dlatego jestem przekonana, że w pewnym sensie nigdy – przy dalszych odpowiednich staraniach – nie znikniemy z kulturowej mapy wsi. Co przez to rozumiem i dlaczego piszę o tym w kontekście wczesnej twórczości Myśliwskiego?
Zdrowa ludowość Myśliwskiego
Obecnie, wręcz popkulturowo, przypominamy sobie o krążącej w żyłach większości Polaków „chłopskości”. Nareszcie. „Bo do śmierci trzeba doróść” – mówi Jakub-pan w Pałacu. Kulturowo dojrzeliśmy do zainteresowania obumarłą tradycją przodków, prawdopodobnie jednak dlatego, że wieloletni wstyd stępił zęby naszej pamięci. I przekształcił się w innego rodzaju wyparcie – bądź to ubierając chłopską gromadę w świąteczny, zdobiony gorset, bądź też odnosząc się do niej z ahistoryczną litością.
Twórczość Myśliwskiego, szczególnie ta wczesna, była przez lata czytana przez pryzmat „nurtu chłopskiego” w literaturze polskiej. Zjawiska pojmowanego przewrotnie wobec założeń twórcy tego terminu, krytyka literackiego Henryka Berezy, który miał na myśli chłopską genealogię danej twórczości, a nie jej horyzont, bezwzględną granicę.
Piotr Biłos w Powieściowych światach Wiesława Myśliwskiego literacko denuncjuje takie interpretacje twórczości autora Nagiego sadu. Pisze, że niesprawiedliwością jest zamykać Myśliwskiego w roli pisarza-etnologa, który tworzy autobiograficzne opowieści o polskiej wsi. To nie są historyczne wykładnie tej rzeczywistości w rozumieniu tradycyjnym, jako że pisarz „nie odnosi się jednoznacznie do kanwy zdarzeń politycznych i społecznych, które kształtują życie narodu” (zaznaczmy również, że słowo „Polska” nigdy tu nie pada!).
Dzięki temu być może jest to twórczość wolna od pokus upiększania wizerunku wsi lub – odwrotnie – radykalnego jego dezawuowania. Ulegają tym pokusom niestety współczesne dzieła pokroju Chłopek. Opowieści o naszych babkach Joanny Kuciel-Frydryszak, obarczając ex post potomków dawnej wsi poczuciem winy za biedę i nierówności stanowe ich przodków.
Za to, co dla tamtego świata stanowiło naturalny porządek rzeczy… Mały metraż wiejskich chałup, konieczność pracy, tzw. pasionki dzieci, brak możliwości zdobycia wykształcenia, szczególnie przez młode kobiety, wychodzenie przez nie za mąż z przymusu – są to tematy, rozpatrywane z dzisiejszej perspektywy jako wręcz amoralne.
Wyrzucenie reymontowskiej Jagny ze wsi jest najgorszą karą, ponieważ wyrywa z sieci wiejskich zależności, które zapewniają przetrwanie. Współcześnie jednak pozytywne spojrzenie na wszelkie zasady jest czymś nie do przyjęcia. Dlatego w Chłopach reżyserii Welchmanów finałowa scena wyraża podziw dla kobiety, która ma odwagę zerwać z prawami wiejskiej gromady.
Takie feministyczne wzmocnienie widać również w filmie Znachor Michała Gazdy, który – w stosunku do Hoffmanowskiej ekranizacji – decyduje się poszerzyć wątek kobiecy, czyniąc z Marysi Wilczur charakterną bohaterkę pierwszego planu. Są to jakby uwspółcześnione Panny Młode z Wesela Wyspiańskiego, które emanują „ludową siłą”. W tle natomiast pobrzmiewa kolorowy folklor nowoczesnej pieśni ludowej.
Określam te zachowania mianem wyparcia w tym sensie, że pomagają one uschematyzować przeszłość, ale ją zakłamują. Stereotyp zaspokaja podstawową potrzebę poznania, usypiając lęk przed odkryciem własnych błędów. Jednym z nich jest zaniechanie spontanicznych wspólnot słowa i zawierzenie społecznej pamięci niemal w całości przekazowi pisemnemu.
Miasta zabijają w nas wspólnotowość
W jednej z wymienionych powyżej diagnoz ponowoczesność ma więc rację. Kultura chłopska nie żyje. Odeszła, krętą jak rzeka drogą z powieści Kamień na kamieniu (1984). I nie uratuje jej żadna kolejna „ludowa” historia Polski ani kolejne adaptacje wielkich „ludowych” dzieł.
Nie wystarczy nam samo pisanie o przeszłości, opowieści muszą być przekazywane z
ust do ust: wtedy dopiero zachowamy odpowiednie proporcje między prawdą zbiorowości, a prawdą jednostki. Jak pisze w Kresie kultury chłopskiej Wiesław Myśliwski, prawdziwa kultura chłopska zapamiętana jako dokonanie jedynie zbiorowe jest zmyśleniem i pozostanie nim, dopóki nie pojmie się „chłopa jako człowieka w jednostkowym, egzystencjalnym wymiarze”.
Dotąd umykał on oczom zewnętrznego obserwatora; toteż trudno się dziwić, że kulturę tę zaczęto utożsamiać z tzw. ludowością – które to pojęcie, „pojemne jak studnia”, zmienia swoje znaczenie w zależności od tego, jak zdefiniujemy „lud”. Myśliwski pisze dobitnie: kultura ludowa to „uzawodowiony, uprzemysłowiony folklor”, który „z łatwością poddaje się koniunkturalizacji”. Nie możemy uczciwie utożsamiać „chłopskości” z zewnętrznym wymiarem jej obyczajowości.
Kształtowana na załamaniu miejsca i nie-miejsca miejska tożsamość łatwo zdradza swoje wykorzenienie z kultury chłopskiej. Na przynależność do zupełnie innej formacji kulturowej wskazuje przede wszystkim brak przywiązania do ziemi, która stanowiła niegdyś „ośrodek świata” każdego chłopa i chłopki.
Wychowanie wiejskie w dużej mierze było wychowaniem do tworzenia wspólnot na określonym terytorium. Wychowanie miejskie z kolei jest wychowaniem do migrowania i samotności. Te ostatnie sprzyjają międzyludzkiej nieufności, eskapizmowi od potencjalnego dyskomfortu, który związany jest z rozmową z drugim człowiekiem.
Uważam, że zostaliśmy wyrwani nie tyle z ziemi, ile z bliźniego. W miarę oddalania się od wymiaru wspólnotowego, akceptujemy inne tożsamości, dostępne na wyciągnięcie ręki w realiach globalnej (o ironio) wioski. Może to być np. tożsamość minimalisty z Instagrama, który zaszywając się w ogródku swojego rustykalnego domku, odgradza się od sąsiada dwumetrowym ogrodzeniem z żywopłotu. W ten sposób nie da się nasycić tęsknoty za prawdziwymi więziami międzyludzkimi. Aby to naprawić, musimy zrozumieć, że to drugi człowiek powinien stać się teraz naszą ziemią, eliadowskim axis mundi każdego Wykorzenionego…
Lejtmotivem Kamienia na kamieniu jest budowa grobu chłopskiej rodziny Pietruszków. Po śmierci rodziców Szymon jako jedyny z braci pozostaje na wsi. Od zapracowanych inżynierów i magistrów nie może jednak liczyć nawet na rozmowę o tym, czy chcą być kiedyś wspólnie pochowani…
W planie aksjologicznym jest to pożegnanie z dawnym światem przechowywanym przez „chłopską duszę”. Urzędnik gminny, do którego Pietruszka przychodzi po przydział cementu, mówi: „Duszę, bracie, zmień duszę. Nie da się już dzisiaj z chłopską duszą żyć”. Aż do końca powieści nie udaje się mu dokończyć budowy ośmio-kraterowego grobowca.
W innym dziele Myśliwskiego, dramacie pt. Drzewo, poznajemy siedemdziesięcioletniego chłopa, Marcina Dudę, który postanawia wejść na tytułowe drzewo – sprzeciwiając się nakazowi ścięcia go pod budowę nowej, prostej, wyasfaltowanej drogi. W toku akcji dramatycznej pod to drzewo podchodzą kolejne postaci, które wkrótce stworzą naturalny wielogłos tego świata i zaświatów. Na końcu dramatu do głosu dochodzi Śmierć, która wobec dramatycznego w swej groteskowości zachowania starca mówi: „Nie schodźcie, Marcinie. Waszego świata już nie ma. Ostało się tylko to drzewo”.
Afirmacja tego, co wspólne
Tak oto znajdujemy się na stypie, gdzie zbieramy się – bliżsi lub dalsi krewni chłopskiej formacji kulturowej. Stypa jest wydarzeniem niejednoznacznym. Czym jest ten zwyczaj? Moje doświadczenia – jakby niestosownie wobec całej powagi, przypisanej śmierci – wskazują na jego raczej pogodny charakter. Spotykamy się przecież w gronie rozproszonej na co dzień rodziny, której wieczne zobowiązania nie pozwalają utrzymywać ze sobą właściwych kontaktów.
W odniesieniu do naszego polskiego zmagania z „chłopskością” jest to sytuacja, która być może jest dla nas wielką szansą. Bo czasem to właśnie śmierć, ta prawdziwa, jak i wyobrażona, pozwala dopiero zebrać się w jednym miejscu i w jednym czasie. Doświadczyć wspólnoty można na różne sposoby, czemu nie podczas budowania grobu na ziemi przodków lub w czasie pogaduszek ze zmarłymi na stypie?
„Rozmowa jest najistotniejszym sposobem przeżywania się”, napisał niemal przed stu laty w Pożegnaniu jesieni Witkacy (lekturze już iście dekadenckiej). Rozmowa jest jedynym łącznikiem między świadomością własnego doświadczenia i doświadczenia otaczających nas ludzi. Jest kluczowa dla umacniania wspólnoty i mozolnego budowania pamięci. Pamięci nie tylko o przeszłych pokoleniach, ale też o naszym jednostkowym doświadczeniu.
„Słowo jest łaską”, mówi narrator powieści z 1984 roku. Tak, musimy sobie przypomnieć, jak się tworzy „literaturę oralną”. Według Myśliwskiego tylko „z mówionego” może zrodzić się prawdziwa literatura.
Twórczość Wiesława Myśliwskiego jest zaproszeniem do wkroczenia w opowieść o nas samych – o tym, co w człowieku boli, przepowiada zmianę, a w końcu chyli czoła własnej słabości. Literatura ta zaświadcza o życiu, które jest dobre, ale które domaga się cierpliwości i wdzięczności za najdrobniejszy nawet jego przejaw. Uczą się tego bohaterowie powieści i dramatów, a my razem z nimi.
Każdy głos i każda historia w tej literackiej układance są istotne, dają nam wgląd w świat ludzkich wartości, umarłych i żywych. „Bo tu wszystko, co niemożliwe, jest możliwe. Wszystko dzieje się jakby w dwóch światach jednocześnie. Z tego na tamten przerasta i z tamtego tu sięga. (…) Więc może jesteś w takim miejscu, gdzie się światy z sobą schodzą”?
Publikacja nie została sfinansowana ze środków grantu któregokolwiek ministerstwa w ramach jakiegokolwiek konkursu. Powstała dzięki Darczyńcom Klubu Jagiellońskiego, którym jesteśmy wdzięczni za możliwość działania.
Dlatego dzielimy się tym dziełem otwarcie. Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o podanie linku do naszej strony.