Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.

25 lat Polski w NATO. Co dalej? Czy obronimy się przed Rosją?

25 lat Polski w NATO. Co dalej? Czy obronimy się przed Rosją? Andrzej Duda na szczycie NATO w Wilnie; źródło: wikimedia commons

W 2024 roku mija 25 lat obecności Polski w Organizacji Traktatu Północnoatlantyckiego. Ten okres należy ocenić pozytywnie, jednak nie bez zastrzeżeń. Majaczący na horyzoncie konflikt Sojuszu z Rosją, rośnięcie w siłę populistycznych i izolacjonistycznych ruchów w łonie NATO oraz przesuwanie się punktu ciężkości amerykańskiego zaangażowania militarnego w stronę Azji każe zastanowić się nad wyzwaniami na kolejne 25 lat.

Okrągła rocznica wejścia Polski do Sojuszu to także jubileusz przypieczętowania przynależności naszego państwa do świata zachodniego. Warto więc przyjrzeć się, przed jakimi wyzwaniami wspólnie stoimy, aby NATO w dalszym ciągu spełniało swoją rolę, którą jest zagwarantowanie bezpieczeństwa państwom członkowskim.

Lista tych wyzwań jest długa, kompleksowa i znacząco przekraczająca możliwości jednego tekstu. Warto jednak odnieść się do kilku najważniejszych z punktu widzenia żywotności Sojuszu kwestii.

Polska jako regionalny gwarant bezpieczeństwa

Pierwszym wyzwaniem stojącym przed Polską na kolejne lata obecności w NATO jest przejęcie większej odpowiedzialności za region flanki wschodniej. Po wielu latach bycia biorcami bezpieczeństwa i chowania się pod amerykańskim parasolem przyszedł czas na zmodyfikowanie naszej strategii odpowiedzi na zagrożenia, tak aby obejmowała ona również obronę państw wschodniej flanki Sojuszu, w szczególności państw bałtyckich.

Wizyta premiera Donalda Tuska na Litwie 4 marca to jaskółka zmiany i zapowiedź tego, że państwa bałtyckie będą teraz wręcz oczekiwać od Polski twardych gwarancji militarnego wsparcia w przypadku rosyjskiego ataku. Kilka dni wcześniej w Wilnie rozgorzała dyskusja, gdy premier Litwy Ingrida Šimonytė stwierdziła, że polskie przepisy prawne nie pozwoliłyby na wysłanie wojsk za granicę w przypadku agresji na państwo sojusznicze.. Nieco wcześniej temat ten podniósł generał Ben Hodges, były dowódca wojsk amerykańskich w Europie, który stwierdził, że według planów NATO Litwa miałaby bronić się sama.

Głośno wybrzmiewającą dyskusję w Wilnie uciął premier Donald Tusk, który przekonywał o wadze partnerstwa polsko-litewskiego i polskim wsparciu w przypadku ataku Rosji. Należy spodziewać się, że nie będzie to ostatnia sytuacja, w której Polska będzie musiała formułować daleko idące gwarancje – w końcu nieopodal leżą jeszcze Łotwa i Estonia, czyli państwa niemniej zagrożone rosyjską agresją.

Bałtyk: wewnętrzne jezioro NATO

Przy okazji wizyty premier RP sformułował także wypowiedź dotyczącą bardziej północnego, nordyckiego wymiaru NATO. Po agresji na Ukrainę „naturalnym” kierunkiem, w jakim Rosja mogłaby postawić następny krok, są państwa bałtyckie.

Dołączenie Finlandii i Szwecji do NATO to istotne wzmocnienie potencjału obronnego regionu. Państwa bałtyckie, a także Norwegia, Szwecja, Dania, Finlandia oraz Wielka Brytania i Polska to kraje, których ekspozycja na północ Europy i wspólne, nieufne podejście do Rosji naturalnie przekłada się na możliwość wspólnego działania.

Kolejnym krokiem będzie zatem blokowa integracja NATO, która po „bukaresztańskiej dziewiątce” i pogłębionej współpracy państw wschodniej flanki powinna umocnić flankę północną, wprzęgając w swoje plany strategiczne nowych członków – Finlandię i Szwecję. Wojna na Ukrainie pokazała, że marynarka wojenna wciąż się liczy i dostęp do portów morskich to okno na świat – tym bardziej ważna będzie kontrola nad akwenem Morza Bałtyckiego w przypadku konfliktu NATO z Rosją.

Dołączenie Finlandii i Szwecji do NATO to dobry asumpt do rozpoczęcia rozbudowy polskiej floty, co przez lata zostało mocno zaniedbane. Strategiczne położenie i potencjał Polski każą zwrócić uwagę na bezpieczeństwo szlaków żeglugowych i dostęp do portów. W związku z rosnącym zagrożeniem ze strony Rosji format „nordycki plus” będzie zyskiwał na znaczeniu i sile głosu na forum Sojuszu.

Konsolidacja i reprezentacja

Skonsolidowanie regionu Europy Środkowo-Wschodniej i Północnej wokół kwestii zagrożenia ze strony Rosji to, w perspektywie najbliższych lat, paląca wręcz konieczność. Niestety, obecny stan gry nie przekłada się na zyskanie dominującego wpływu na Organizację Paktu Północnoatlantyckiego.

Do tej pory szefem NATO nigdy nie był polityk wywodzący się z krajów wschodniej flanki. Jednak mimo tego, że Polska i kraje bałtyckie od początku miały rację w ocenie realnego zagrożenia ze strony Rosji, a także głosów sugerujących, że szefem Sojuszu powinna zostać osoba z państwa flanki wschodniej, wydającego co najmniej 2% PKB na obronność, to najprawdopodobniej do tego nie dojdzie.

Według ostatnich doniesień nowym szefem NATO ma bowiem zostać holenderski premier Mark Rutte, który uzyskał już ponoć poparcie największych państw Sojuszu i to pomimo faktu, że Holandia przez cały czas urzędowania Ruttego nawet nie zbliżyła się do wydawania 2% PKB na obronność. Kandydatura ta ma nie podobać się państwom wschodniej flanki, z których większość widziała na tym stanowisku premier Estonii Kaję Kallas.

Symptomatycznym zjawiskiem jest tutaj kwestia, o której doniósł brukselski korespondent „Polityki Insight” Tomasz Bielecki – mianowicie, że wschodnia flanka nie zorganizowała się wokół jednego popieranego przez wszystkich kandydata. Jest w tym także rola Polski, która ani nie poparła kandydatury Ruttego, ani nie wspiera innego kandydata.

Zaletą Ruttego mają być zdolności negocjacyjne i rzekomo dobre stosunki z potencjalnym przyszłym prezydentem USA Donaldem Trumpem. Czy to wystarczy, żeby kontrować Rosję? Nie jestem przekonany. Jestem natomiast pewien, że aby polskie i regionalne interesy lepiej wybrzmiały, wschodnia flanka (a teraz także i nordyckie skrzydło Sojuszu) musi zorganizować się wokół jednego kandydata.

Izolacjonistyczne tendencje

Polityczne zmiany w krajach członkowskich NATO mogą sprawić, że jego żywotność stanie pod znakiem zapytania. Do tej pory, poza paroma niechlubnymi wyjątkami budującymi własną pozycję niejako obok Sojuszu (Turcja, Węgry), wyglądał on niemal jak polityczny monolit.

Rośnięcie w siłę ugrupowań prawicowych i populistycznych w głównych krajach członkowskich rodzi jednak pewne wątpliwości co do możliwości utrzymania politycznej spójności. NATO rządzi się zasadą jednomyślności i wszelkie wady tego procesu decyzyjnego zostały obnażone w procesie akcesji Szwecji, na którą dopiero niedawno wyraził zgodę stosujący obstrukcję węgierski parlament.

O usunięciu zasady jednomyślności nie może być jednak mowy, ponieważ w kwestiach bezpieczeństwa dotyczących bezpośredniego militarnego zaangażowania potrzebna jest spójność wszystkich stron. Organizowane na poczekaniu koalicje chętnych nie zdadzą egzaminu i mogą wręcz prowadzić do napięć w łonie Sojuszu, spajającego przecież nawet skonfliktowane kraje, jak Grecja i Turcja.

Państwa te mają na różnych odcinkach rozbieżne interesy i stoją po przeciwnych stronach barykady. Sytuacja braku konieczności osiągnięcia jakiegokolwiek, nawet zgniłego kompromisu sprawia, że górę biorą partykularne, prowadzące do konfliktów interesy. Oprócz coraz mniej demokratycznych Węgier Viktora Orbána również na Słowacji jest przecież rząd o prorosyjskich tendencjach. Wszystko wskazuje zatem na to, że antyestablishmentowe, izolacjonistyczne i populistyczne ruchy polityczne zyskują w Europie na popularności, na co wskazują sondaże.

Wyobraźmy sobie sytuację, w której przyjaźnie nastawiona do Rosji Marine Le Pen obejmuje fotel prezydenta Francji, a AfD zyskuje władzę lub chociaż znaczące wpływy w Niemczech. Nawet jeśli te ruchy nie zdobędą bezpośrednio władzy i kontroli nad aparatem państwowym, to wpływają na postawy społeczeństwa i zagospodarowują pewne nastroje, które rządzący muszą brać pod uwagę.

Widzimy to dzisiaj w Stanach Zjednoczonych, gdzie Joe Biden w celu pozyskania republikańskiej zgody na pomoc wojskową dla Ukrainy dokonuje coraz dalej idących ustępstw na polu polityki migracyjnej. Republikanie już są w stanie blokować inicjatywy Bidena na tym polu, a dodatkowo wszystko wskazuje na dużą sondażową przewagę Donalda Trumpa w wyścigu o Biały Dom. Nie przesądzając o kształcie amerykańskiej polityki zagranicznej pod potencjalnym przywództwem Trumpa, zauważmy, że jego wypowiedzi na temat NATO i Ukrainy dają europejskiej części Sojuszu solidne powody do obaw.

NATO globalne, a nie lokalne

Nie sam Trump jest jednak problemem dla przyszłości NATO. Są nimi zachodzące w przestrzeni Sojuszu i na świecie zmiany o geopolitycznym charakterze. W chwili, w której Polska wchodziła do NATO, cieszyliśmy się upojnym, „jednobiegunowym” momentem w historii i dywidendą pokoju.

Historia miała się skończyć, liberalna demokracja zatriumfować, a rozwój i prawa człowieka w rozumieniu zachodnim miały upowszechnić się na całym świecie. NATO szukało swojego powodu do istnienia, zniknęły bowiem przesłanki do jego funkcjonowania, streszczone w maksymie: to keep America in, Russia out and Germany down. Klasyczne zagrożenia militarne zniknęły, a świat zachodni pochłonęła walka z terroryzmem i nic nie wskazywało na to, że niedługo staniemy w sytuacji dużej, klasycznej wojny w Europie, w bezpośrednim sąsiedztwie NATO.

Rosja po okresie „smuty” lat 90. XX wieku i początku lat 2000. podniosła się i przywróciła NATO cel, dla którego zostało stworzone. Jednak proces ten odbył się w cieniu bezprecedensowego wzrostu gospodarczego i siły militarnej Chin, które zaczęły doganiać już Stany Zjednoczone.

Procesy odradzania się Rosji i wzrostu potęgi Chin nałożyły się na siebie, wobec czego były mniej zauważalne, im dalej od nich znajdowały się państwa natowskie. Gdy Barack Obama ogłaszał skoncentrowanie uwagi Stanów Zjednoczonych na Azji i Pacyfiku, Rosja czyniła dopiero przygotowania do pierwszej fazy przejmowania Ukrainy.

Teraz zaś budzimy się w rzeczywistości, w której trzymamy w obu dłoniach gorące kartofle –wojnę Rosji z Ukrainą w jednej oraz wzrost Chin i zagrożenie dla Tajwanu w drugiej. Amerykanie nie mogą być wszędzie i są zmuszeni priorytetyzować problemy, równocześnie starając się utrzymać wiarygodność wśród sojuszników. Skupienie na Chinach i zagrożeniach płynących od strony Pacyfiku jest naturalne i będzie pochłaniać coraz więcej amerykańskich zasobów, które nie będą już mogły być zaangażowane w Europie.

Tak jak Europa potrzebuje teraz u siebie Stanów Zjednoczonych, tak w przyszłości sytuacja będzie się odwracać i USA będzie potrzebować Europy na Pacyfiku. Powinniśmy zadać sobie pytanie, czy jesteśmy już gotowi, bo właśnie trwa nieuchronny proces przesuwania środka ciężkości świata na Azję i Pacyfik.

W pewnym stopniu ta konsolidacja sojuszników wokół Pacyfiku dzieje się już teraz poprzez AUKUS, czyli partnerstwo Australii, Wielkiej Brytanii i Stanów Zjednoczonych na Pacyfiku, czy Quadrilateral Security Dialogue, zwany także czasem „azjatyckim NATO”, składający się ze Stanów Zjednoczonych, Indii, Japonii i Australii. QUAD prowadzi wspólne ćwiczenia wojskowe i koordynuje współpracę wywiadowczą w regionie.

Pytaniem nie jest, „czy” Europa musi wziąć udział w tych przedsięwzięciach, tylko „kiedy”. Im szybciej Europa da od siebie więcej i zaangażuje się w regionie Azji i Pacyfiku ramię w ramię z USA, tym mocniejsza będzie pozycja przetargowa do zatrzymania znaczącego amerykańskiego zaangażowania. Zegar tyka, a od tego zależy przyszłość Sojuszu i bezpieczeństwo zachodniego świata.

Publikacja nie została sfinansowana ze środków grantu któregokolwiek ministerstwa w ramach jakiegokolwiek konkursu. Powstała dzięki Darczyńcom Klubu Jagiellońskiego, którym jesteśmy wdzięczni za możliwość działania.

Dlatego dzielimy się tym dziełem otwarcie. Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o podanie linku do naszej strony.