Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.

Wszystko, co chcielibyście wiedzieć o sprawie Kamińskiego i Wąsika, ale baliście się zapytać

Wszystko, co chcielibyście wiedzieć o sprawie Kamińskiego i Wąsika, ale baliście się zapytać autor ilustracji: Julia Tworogowska

Kwestia ułaskawienia i ponownego skazania Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika wbrew twierdzeniom obu stron konfliktu nie jest oczywista. Nie ma niczego nadzwyczajnego w tym, że istnieją różne poglądy prawne i interpretacje przepisów. Poważny problem pojawia się wtedy, gdy nie ma instytucji o niekwestionowanym autorytecie, która mogłaby ostatecznie taki spór rozstrzygnąć w sposób uznany za wiążący przez wszystkie strony. Aktualnie nasze państwo doświadcza bezprecedensowego kryzysu ustrojowego, w którym sądy wydają wzajemnie wykluczające się orzeczenia, a politycy decydują, które z nich uznają, a które nie.

Za co Kamiński i Wąsik zostali skazani?

Mariusz Kamiński i Maciej Wąsik zostali skazani za przestępstwo polegające na przekroczeniu uprawnień (art. 231 kodeksu karnego). Jako szefowie Centralnego Biura Antykorupcyjnego nadzorowali czynności operacyjne przeciwko Andrzejowi Lepperowi i jego dwóm współpracownikom w sprawie tzw. afery gruntowej.

Powodem przeprowadzenia całej operacji była plotka, jakoby Andrzej Lepper – wówczas minister rolnictwa w rządzie PiS-u, LPR i Samoobrony – brał łapówki w zamian za odrolnienie wartościowych nieruchomości. Na polecenie Kamińskiego i Wąsika funkcjonariusze CBA podszyli się pod biznesmenów. Skontaktowali się ze współpracownikami Leppera w celu załatwienia odrolnienia działki pod Mrągowem.

Współpracownicy zgodzili się pomóc, ale w zamian za 2,7 mln zł łapówki. Rozmowy funkcjonariuszy ze współpracownikami Leppera zostały nagrane. Do wręczenia łapówki ostatecznie nie doszło, bo najprawdopodobniej ktoś z rządu uprzedził ministra rolnictwa o trwającej operacji CBA.

Dla jego ludzi było już jednak za późno – obaj współpracownicy Leppera zostali w 2014 r. skazani za płatną protekcję. Pierwszy na karę 2,5 roku więzienia (uciekł za granicę i od tego czasu jest poszukiwany listem gończym), a drugi otrzymał karę 54 tys. zł grzywny (wciąż walczy o uniewinnienie, oczekuje na rozpoznanie apelacji).

Za co konkretnie zostali skazani Kamiński i Wąsik? Po pierwsze za nadużycie instytucji prowokacji. W ocenie Sądu Rejonowego dla Warszawy-Śródmieścia, który skazał ich po raz pierwszy w 2015 roku, CBA nie miało żadnych twardych dowodów na to, że Lepper i jego ludzie przyjmują łapówki – operacja miała opierać się na niezweryfikowanej plotce. Zgodnie z prawem prowokacja powinna być używana jedynie względem osób, wobec których istnieje uzasadnione podejrzenie, że mogły popełnić przestępstwo.

W 2023 r. Sąd Okręgowy w Warszawie, który prawomocnie skazał oskarżonych, akurat w tej kwestii nie zgodził się z Sądem Rejonowym uznając, że CBA miało podstawy do przeprowadzenia prowokacji. Jakie podstawy – nie wiadomo, bo uzasadnienie wyroku nadal nie zostało opublikowane. Sąd Okręgowy podtrzymał jednak pozostałe zarzuty stawiane Kamińskiemu i Wąsikowi.

Po drugie, za nagranie rozmów wspomnianych współpracowników bez zgody sądu i Prokuratora Generalnego, czego wymagał wyraźnie art. 17 ust. 1-2 ustawy o CBA. Po trzecie, za upoważnienie bez podstawy prawnej funkcjonariuszy CBA do sporządzenia tzw. dokumentów legalizacyjnych mających uwiarygodnić działaczy w oczach współpracowników Leppera.

Dokumenty legalizacyjne w żargonie służb to fałszywe dokumenty urzędowe z podrobionymi podpisami i pieczęciami, wykorzystywane przez funkcjonariuszy prowadzących operacje pod przykryciem. W tym przypadku podszywający się pod biznesmenów funkcjonariusze sfałszowali szereg dokumentów potwierdzających ich prawa własności do działki pod Mrągowem oraz starania o jej odrolnienie.

Wytwarzanie takich dokumentów nie jest niczym nadzwyczajnym w świecie służb, ale takie działanie musi mieć podstawę prawną. Tymczasem w 2007 r. nie istniał przepis upoważniający CBA do tworzenia takich dokumentów. Takie uprawnienia miały jedynie Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego i Agencja Wywiadu. Ani Kamiński, ani Wąsik nie chcieli jednak poprosić ABW i AW o pomoc.

Co ciekawe, bezprawność działania Kamińskiego i Wąsika została potwierdzona w opinii prawnej autorstwa… prof. Krystyny Pawłowicz, przyszłej posłanki PiS-u. Pawłowicz twierdziła, że „ustawa o CBA nie przewiduje dla Biura kompetencji do «sporządzania» dla siebie dokumentów legalizacyjnych. […] Dokumenty legalizacyjne na jego [CBA] potrzeby zgodnie z ustawą o ABW i Agencji Wywiadu «sporządza» ABW i wydaje je Biuru na jego wniosek”.

Co zrobił prezydent i jak zareagowały sądy?

W 2015 r. prezydent Andrzej Duda, działając na podstawie art. 139 Konstytucji RP, wydał postanowienie o ułaskawieniu Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika „przez przebaczenie i puszczenie w niepamięć oraz umorzenie postępowania”.

Akt łaski zapadł po pierwszym skazaniu obu panów za przestępstwa urzędnicze, ale jeszcze przed uprawomocnieniem się wyroku skazującego, który został zaskarżony do sądu okręgowego zarówno przez samych oskarżonych, jak i przez oskarżycieli posiłkowych. Sąd Okręgowy w Warszawie poczuł się związany aktem łaski, uchylił wyrok skazujący i umorzył postępowanie.

Oskarżyciele posiłkowi wnieśli jednak kasację do Sądu Najwyższego. W 2017 r. Sąd Najwyższy przyjął uchwałę stwierdzającą, że akt łaski przed prawomocnym skazaniem jest bezskuteczny. Droga do podważenia orzeczenia umarzającego sądu okręgowego została otwarta. Wtedy do akcji wkroczyli Prokurator Generalny, Zbigniew Ziobro, oraz Marszałek Sejmu, Elżbieta Witek, którzy wystąpili do Trybunału Konstytucyjnego z wnioskami o interwencję.

Trybunał Konstytucyjny nie mógł jednak wprost przesądzić, czy akt łaski prezydenta był skuteczny, bo konstytucja nie przyznaje mu kompetencji do wiążącej wykładni przepisów prawa. TK mógł jednak wytrącić Sądowi Najwyższemu stołek spod nóg i uchylić przepisy prawa niezbędne do wydania orzeczenia nakazującego sądowi okręgowemu ponowne rozpoznanie sprawy. To się jednak Trybunałowi nie udało ze względu na nieporadność wnioskodawców oraz samego TK.

Trybunał wydał w sumie 3 orzeczenia:

  1. a) w 2018 r. na wniosek Prokuratora Generalnego stwierdził, że brak w kodeksie postępowania karnego przepisu nakazującego umorzenie postępowania z powodu prawa łaski świadczy o naruszeniu art. 139 Konstytucji (K 9/17);
  2. b) w 2019 r. na wniosek Prokuratora Generalnego stwierdził, że brak w kodeksie postępowania karnego przepisu zakazującego wniesienia kasacji na niekorzyść oskarżonego, który został ułaskawiony, także świadczy o naruszeniu art. 139 Konstytucji (K 8/17);
  3. c) w 2023 r. dostrzegł, że wcześniejsze wyroki nie staną na przeszkodzie SN-owi w rozpatrzeniu sprawy i na wniosek Marszałka Sejmu wydał dodatkowe orzeczenie stwierdzające, że „prawo łaski jest wyłączną i niepodlegającą kontroli kompetencją Prezydenta RP wywołującą ostateczne skutki prawne”, a „Sąd Najwyższy nie ma kompetencji do sprawowania kontroli ze skutkiem prawnym wykonywania kompetencji Prezydenta RP” (Kpt 1/17).

W uzasadnieniach tych orzeczeń TK stwierdził, że prezydent może ułaskawić przed prawomocnym skazaniem, a sądy powinny to uszanować. Był to jednak tylko pogląd, bo uzasadnienia wyroków TK nie są wiążące. Wiążą jedynie sentencje, w których Trybunał stwierdza, że jakiś przepis jest zgodny lub niezgodny z konstytucją. Sąd Najwyższy wszystkie te orzeczenia zignorował i zręcznie wykorzystał nieporadność Trybunału Konstytucyjnego.

W przypadku orzeczeń z 2018 r. i 2019 r. Sąd Najwyższy uznał, że TK nie uchylił przepisów o umorzeniu i kasacji, a jedynie stwierdził, że zawierają braki regulacji w zakresie skutków aktu łaski przed prawomocnym skazaniem. Braki może uzupełnić tylko parlament, jeśli przyjmie odpowiednią ustawę wykonującą wyroki TK. Taka ustawa nigdy nie została przyjęta, a zakwestionowane przez TK przepisy do dziś obowiązują w niezmienionym brzmieniu.

W przypadku orzeczenia z 2023 r. SN stwierdził, że nigdy nie miał i nie ma zamiaru „sprawować kontroli” nad aktem łaski prezydenta, a jedynie chce rozpoznać kasację od orzeczenia umarzającego postępowanie karne z powodu aktu łaski prezydenta.

Choć laikowi może się wydawać, że wychodzi na to samo, to w żargonie prawniczym „skontrolowanie” czegoś oznacza dążenie do jego uchylenia, tymczasem Sąd Najwyższy rzeczywiście nie miał zamiaru uchylać postanowienia prezydenta o ułaskawieniu Kamińskiego i Wąsika.

Zamiarem SN było jedynie rozpoznanie kasacji i udzielenie Sądowi Okręgowemu w Warszawie instrukcji, jak interpretować art. 139 Konstytucji RP. Ktoś powie, że przecież TK już dokonał wykładni tego przepisu, gdy stwierdził, że pozwala na ułaskawienie przed prawomocnym skazaniem. To prawda, ale TK dokonał tej wykładni w uzasadnieniu, a ono, jak już wspomniano, nie jest wiążące.

Warto zwrócić uwagę na jeszcze jeden istotny szczegół. Prokurator Generalny zaskarżył do TK jedynie przepisy mówiące o wnoszeniu kasacji przez strony procesu karnego, natomiast nie zaskarżył przepisu mówiącego o rozpatrywaniu kasacji przez SN. Nawet gdyby uznać, że orzeczenie TK z 2019 r. wykluczyło możliwość wnoszenia kasacji na niekorzyść ułaskawionych oskarżonych, to nadal nic nie stało na przeszkodzie, by SN rozpoznał kasacje, które zostały wniesione przed orzeczeniem TK, tak jak w tej sprawie.

Art. 537 §1 i §2 kodeksu postępowania karnego, upoważniający Sąd Najwyższy do rozpoznania kasacji i uchylenia orzeczenia sądu drugiej instancji, nadal obowiązywał i nigdy nie został przez TK zakwestionowany. W konsekwencji latem 2023 r. Sąd Najwyższy uchylił orzeczenie umarzające sprawę Kamińskiego i Wąsika oraz nakazał sądowi okręgowemu merytoryczne rozpoznanie sprawy. Krótko po wyborach i zaprzysiężeniu nowego rządu Sąd Okręgowy w Warszawie wyrok skazujący z 2015 r. został podtrzymany, ale zmniejszono wymiar kary z 3 lat do 2 lat pozbawienia wolności.

Czy prezydent miał prawo ułaskawić Kamińskiego i Wąsika w 2015 r.?

Kwestia, czy prezydent może ułaskawić przed prawomocnym skazaniem, pozostaje sporna wśród polskich karnistów i konstytucjonalistów od ponad 100 lat i nigdy nie została jednoznacznie rozstrzygnięta. Według publicznie dostępnych informacji nie było ani jednego aktu abolicji indywidualnej aż do 2015 r. Wbrew twierdzeniom obu stron sporu sprawa ta wcale nie jest więc oczywista, bo można podnieść silne argumenty zarówno „za”, jak i „przeciw”.

Zdaniem części prawników prawo łaski obejmuje uprawnienie do tzw. abolicji indywidualnej, czyli do nakazania umorzenia postępowania karnego w odniesieniu do osoby nieprawomocnie skazanej. Twierdzą tak np. prof. Andrzej Murzynowski, prof. Tomasz Grzegorczyk, prof. Piotr Kruszyński, prof. Katarzyna Kaczmarczyk-Kłak, prof. Dariusz Górecki, prof. Bogusław Banaszak i prof. Ryszard Piotrowski. Inni prawnicy z kolei to wykluczają, np. prof. Wacław Komarnicki, prof. Antoni Peretiatkowicz, Leszek Lernell, prof. Leszek Garlicki, prof. Paweł Sarnecki, prof. Wiesław Skrzydło i prof. Piotr Hofmański.

Mnie bliżej jest do pierwszego poglądu. Nie przekonują mnie argumenty przeciwko dopuszczalności abolicji indywidualnej. Zdaniem zwolenników tego poglądu ułaskawienie przed prawomocnym skazaniem narusza prawo oskarżonych do obrony oraz do domniemania niewinności, a także stanowi ingerencję władzy wykonawczej we władzę sądowniczą.

Pierwszy i drugi argument przeciwko dopuszczalności abolicji indywidualnej abstrahuje od możliwości zrzeczenia się przez oskarżonych tych praw, tak jak w przypadku Kamińskiego i Wąsika, który woleli przyjąć w 2015 r. akt łaski od prezydenta Dudy, niż dowodzić swojej niewinności przed sądem drugiej instancji. Nie można powiedzieć, że ułaskawienie oskarżonego przed prawomocnym skazaniem narusza jego prawo do obrony i prawo do domniemania niewinności, jeśli sam się takiego ułaskawienia domagał.

Doszło do paradoksu. Sąd Najwyższy, stwierdzając bezskuteczność aktu łaski, w istocie powołał się na obronę praw obywatelskich Kamińskiego i Wąsika, mimo że oskarżeni z tych praw nie chcieli w tamtym czasie skorzystać. Moim zdaniem o naruszeniu prawa do obrony i domniemania niewinności można byłoby mówić jedynie w przypadku, gdyby prezydent ułaskawił oskarżonych wbrew ich woli.

Trzeci argument występuje nie tyle przeciwko abolicji indywidualnej, co przeciwko prawu łaski jako takiemu. Niezależnie od tego, czy prezydent ułaskawia kogoś przed czy po prawomocnym skazaniu, ingeruje on jako organ władzy wykonawczej we władzę sądowniczą.

Art. 139 Konstytucji jest klasycznym przepisem kompetencyjnym, a takie zgodnie z ugruntowanym w doktrynie polskiego prawa publicznego poglądem interpretuje się, co do zasady, wyłącznie za pomocą wykładni językowej. Przepis ten zaś stanowi, że „Prezydent Rzeczypospolitej stosuje prawo łaski. Prawa łaski nie stosuje się do osób skazanych przez Trybunał Stanu”. Pojęcie prawa łaski nie zostało nigdzie zdefiniowane, więc należy je rozumieć w duchu tradycji prawnej, z której się wywodzi.

Prawo łaski istniało w polskim porządku prawnym od samych początków państwa polskiego i aż do XX w. było rozumiane jako obejmujące uprawnienie do abolicji indywidualnej. Zagadnienie to zaczęło budzić kontrowersje dopiero po odrodzeniu się Polski jako republiki w 1918 r., a i wtedy uznano, że definitywne wykluczenie możliwości ułaskawienia przed prawomocnym skazaniem wymaga wyraźnego przepisu konstytucyjnego.

Tak też uczyniono. O ile jeszcze w konstytucji marcowej z 1921 r. kwestia ta nie była uregulowana jednoznacznie, to w konstytucji kwietniowej z 1935 r. wyraźnie zastrzeżono, że prezydent „władny jest aktem łaski darować lub złagodzić skazanemu karę, wymierzoną orzeczeniem prawomocnym” (art. 69 ust. 1).

Praktyka ustrojowa zna przypadki o wiele dalej idącego zastosowania prawa łaski, którego legalność nie była kwestionowana. W 1974 r. prezydent Stanów Zjednoczonych, Gerard Ford, wydał proklamację nr 4311, w której na podstawie art. 2 ust. 2 Konstytucji USA (sformułowanego równie ogólnie, jak art. 139 naszej konstytucji) ułaskawił swojego poprzednika, Richarda Nixona, który został zmuszony do ustąpienia z powodu słynnej afery Watergate.

Co ciekawe, Richard Nixon nie tylko nie został skazany za żadne przestępstwo, ale prokuratura nie zdążyła nawet postawić mu jakichkolwiek zarzutów. Proklamacja prezydenta Forda przyznawała Richardowi Nixonowi „pełne, swobodne i absolutne ułaskawienie w zakresie wszystkich przestępstw przeciwko Stanom Zjednoczonym, które popełnił lub które mógł popełnić”.

Akt łaski sięgał więc niezwykle daleko, bo zwalniał od odpowiedzialności karnej nie tylko za przestępstwa związane z Watergate, ale za wszelkie przestępstwa przeciwko Stanom Zjednoczonym. Mimo to, choć decyzja prezydenta Forda spotkała się z żywiołową krytyką, sama jej legalność nie była kwestionowana. Moc wiążącą decyzji uznali następcy prezydenta, zarówno republikanie, jak i demokraci. Także prokuratura nigdy nie wniosła aktu oskarżenia przeciwko Nixonowi.

W moim przekonaniu art. 139 Konstytucji RP nie powinien być interpretowany tak szeroko, jak art. 2 ust. 2 Konstytucji USA. Prawo łaski zawsze powinno być aktem indywidualno-konkretnym, stosowanym wobec ściśle określonej osoby skazanej za ściśle określone przestępstwo, nie wcześniej niż po skazaniu przez sąd pierwszej instancji. Niedopuszczalne byłoby stosowanie aktu łaski jako aktu indywidualno-generalnego, w ramach którego dana osoba otrzymywałyby w istocie glejt na popełnianie przestępstw.

Czy sąd mógł ponownie skazać Kamińskiego i Wąsika?

Mój pogląd na temat prawa łaski nie ma żadnej mocy prawnej. Taką miała natomiast wspomniana wyżej uchwała Sądu Najwyższego z 2017 r., która – jak wynika wprost z art. 441 §3 kodeksu postępowania karnego – była wiążąca dla sądów rozpatrujących sprawę Wąsika i Kamińskiego.

Jeśli więc SN wydał wiążącą uchwałę, że akt łaski prezydenta Dudy nie wywarł skutków prawnych, to ten sam SN miał potem obowiązek uchylić orzeczenie umarzające postępowanie na podstawie tego aktu łaski. Następnie Sąd Okręgowy w Warszawie miał obowiązek merytorycznie rozpoznać sprawę. Orzeczenia TK nie stały temu na przeszkodzie, bo nie uchyliły przepisów, na podstawie których orzekały sądy w tej sprawie.

Czy mandaty Wąsika i Kamińskiego rzeczywiście wygasły?

Odpowiedź na to pytanie wymaga odwołania się do 2 przepisów. Art. 247 §1 pkt 2 kodeksu wyborczego stanowi, że „wygaśnięcie mandatu posła następuje w przypadku utraty prawa wybieralności lub nieposiadania go w dniu wyborów”. Art. 99 ust. 3 Konstytucji stanowi, że „wybraną do Sejmu lub do Senatu nie może być osoba skazana prawomocnym wyrokiem na karę pozbawienia wolności za przestępstwo umyślne ścigane z oskarżenia publicznego”.

Z obu tych przepisów wynika, że poseł skazany prawomocnym wyrokiem na karę pozbawienia wolności za przestępstwo umyślne ścigane z oskarżenia publicznego traci mandat. Nie ma znaczenia, czy wyrok był prawidłowy, czy nie. Sam fakt uprawomocnienia się wyroku skazującego wywołuje skutek w postaci wygaśnięcia mandatu. Mariusz Kamiński i Maciej Wąsik stracili więc w moim przekonaniu mandaty 20 grudnia 2023 r., kiedy zapadł prawomocny wyrok skazujący.

Sprawa nie jest jednak taka prosta. Zgodnie z przepisami wygaśnięcie mandatu musi zostać potwierdzone postanowieniem Marszałka Sejmu, a od tego poseł może złożyć odwołanie do Sądu Najwyższego. W tej sprawie Szymon Hołownia wydał postanowienia stwierdzające wygaśnięcie mandatów Kamińskiego i Wąsika z dniem 20 grudnia 2023 r. Od tego postanowienia obaj panowie wnieśli odwołania. Był to momentu, gdy zaczęło dochodzić do naruszania serii przepisów przez obie strony sporu.

Kamiński i Wąsik wnieśli odwołania bezpośrednio do Sądu Najwyższego, a powinni byli zrobić to za pośrednictwem Marszałka Sejmu, co wynika wprost z art. 250 § zd. 2 kodeksu wyborczego. Z kolei marszałek Hołownia przekazał odwołania i akta sprawy do Izby Pracy i Ubezpieczeń Społecznych, mimo że z art. 26 §1 pkt 11 ustawy o SN jednoznacznie wynika, ż właściwa do rozpoznania odwołań była Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych.

W konsekwencji odwołania zostały rozpoznane przez 2 izby jednocześnie – najpierw przez Izbę Kontroli, która je uwzględniła i uchyliła postanowienia Marszałka Sejmu, a potem przez Izbę Pracy, która uznała orzeczenia Izby Kontroli za nieistniejące i sama oddaliła odwołanie Mariusza Kamińskiego. Odwołanie Macieja Wąsika wciąż jest rozpoznawane.

W moim przekonaniu obie Izby działały bez podstawy prawnej. Izba Kontroli uchyliła postanowienie Marszałka Sejmu, ponieważ uznała, że wyrok skazujący był nieprawidłowy, bo ignorował akt łaski prezydenta z 2015 r. Tym samym Izba Kontroli wykroczyła poza swoje kompetencje z art. 250 §2 kodeksu wyborczego, który nie upoważnia jej do kontroli prawidłowości wyroku skazującego. To mogłaby zweryfikować jedynie Izba Karna w postępowaniu kasacyjnym, w którym obowiązują inne reguły.

Z kolei Izba Pracy rozpoznała odwołanie Mariusza Kamińskiego, mimo że żaden przepis prawa nie przewiduje, że jest ona właściwa w tego typu sprawach. Instytucja naruszyła tym samym fundamentalną regułę polskiego prawa publicznego, jakim jest zakaz domniemywania kompetencji – sądowi wolno tylko to, do czego upoważnia go wyraźny przepis prawa.

Izba Pracy usprawiedliwiła swoje działanie i powołała się na orzecznictwo Trybunału Sprawiedliwości UE i Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, z którego ma wynikać, że Izba Kontroli SN „nie jest sądem”. W moim przekonaniu taki wniosek jest nieprawidłowy.

TSUE i ETPC uznają, że Izba Kontroli SN „nie jest sądem ustanowionym ustawą”, co w żargonie prawa europejskiego oznacza, że została powołana z naruszeniem przepisów polskiej konstytucji i ustaw. Choć orzeczenia wydane przez taki sąd są wadliwe, to nie można powiedzieć, że automatycznie nie istnieją.

Nawet jeśli uznamy, że Izba Kontroli SN nie powinna była rozpoznać tych odwołań, to znaczy, że ustawodawca powinien zmienić ustawę o SN i przekazać tę kompetencję innej instytucji, która nie budziłaby takich zastrzeżeń. Tymczasem Izba Pracy „przejęła” kompetencję Izby Kontroli bezpośrednio na podstawie wyroków TSUE i ETPC, co jest wątpliwe. Nawet TSUE i ETPC nie twierdzą, że ich wyroki mogą zastępować ustawy.

Czy Kamiński i Wąsik są więźniami politycznymi?

Niektórzy twierdzą, że Kamiński i Wąsik zostali skazani za walkę z korupcją i że są więźniami politycznymi. Nie jest to prawdą. Więźniem politycznym jest ktoś skazany w nieuczciwym, pokazowym procesie za krytykę rządu czy inną formę działalności opozycyjnej. Tymczasem obaj panowie zostali skazani za konkretne przestępstwa urzędnicze polegające na podejmowaniu działań pozbawionych podstawy prawnej. Urzędnik nie może łamać prawa nawet w szczytnym celu, jakim jest walka z korupcją.

Oba wyroki skazujące zapadły po normalnym procesie sądowym i z zachowaniem wszelkich gwarancji proceduralnych – prawa do obrony, prawa do złożenia wyjaśnień, możliwości zadawania pytań świadkom, składania wniosków dowodowych i wniosków o wyłączenie sędziego, jeśli jego bezstronność budziła wątpliwości itd. Kamiński i Wąsik ze wszystkich tych gwarancji skorzystali. Żaden z nich nie podał ani jednego przykładu naruszenia przepisów procedury karnej w ich sprawach.

Czy Kamiński i Wąsik zostali skazani za fabrykowanie dowodów?

Inni przesadzają w drugą stronę, demonizują postaci Kamińskiego i Wąsika oraz twierdzą, że panowie fabrykowali dowody, co w oczywisty sposób sugeruje, że ścigali Bogu ducha winnych ludzi na podstawie spreparowanych materiałów. To też nie jest prawda. Jak już wspomniano wyżej, niezależny sąd uznał materiały zebrane przez CBA za wiarygodne, bo stwierdził, że rzeczywiście w Ministerstwie Rolnictwa były osoby oferujące wpływy w zamian za łapówkę.

Co dalej?

W Polsce brakuje instytucji uznawanej przez wszystkie strony sceny politycznej, która mogłaby jednoznacznie rozstrzygać spory ustrojowe, takie jak ten o skutki aktu łaski prezydenta. Takimi instytucjami powinny być sądy oraz Trybunał Konstytucyjny. Sądy jednak pogrążone są w wewnętrznym konflikcie między „nowymi” sędziami powołanymi po 6 marca 2018 r. w procedurze kontestowanej przez europejskie trybunały a „starymi” sędziami powołanymi wcześniej.

Trybunał Konstytucyjny przez większość środowisk prawniczych i znaczącą część społeczeństwa nie jest traktowany poważnie. To skutek znacznego osłabienia autorytetu TK ze względu na jego nieproduktywne „reformy” oraz wątpliwe decyzje personalne Sejmu VIII kadencji (2015-2019) i Sejmu IX kadencji (2019-2023).

Parafrazując znane powiedzenie, można stwierdzić, że gdzie dwóch się bije, tam wszyscy tracą. Wzajemne lekceważenie orzeczeń przez niektórych sędziów i polityków nieuchronnie prowadzi do obniżenia i tak niskiego poziomu zaufania społeczeństwa do władzy sądowniczej.

Jeśli ta zostanie pozbawiona autorytetu, nie będzie w stanie efektywnie rozstrzygać sporów nie tylko w sprawach medialnych, jak ta omówiona w artykule, ale także tych zwyczajnych, dotyczących rozliczenia umów między przedsiębiorcami, spłaty pożyczki lub kradzieży roweru.

Potrzebny jest ponadpartyjny kompromis ustrojowy, który odbuduje zaufanie klasy politycznej i społeczeństwa do sądownictwa. Czy znajdą się ludzie, którzy są takim kompromisem zainteresowani?

Publikacja nie została sfinansowana ze środków grantu któregokolwiek ministerstwa w ramach jakiegokolwiek konkursu. Powstała dzięki Darczyńcom Klubu Jagiellońskiego, którym jesteśmy wdzięczni za możliwość działania.

Dlatego dzielimy się tym dziełem otwarcie. Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o podanie linku do naszej strony.