Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.

„W” Ukrainie, a nie „na” Ukrainie czyli rzecz o tym, jak ukraińscy intelektualiści postrzegają Polskę

„W” Ukrainie, a nie „na” Ukrainie czyli rzecz o tym, jak ukraińscy intelektualiści postrzegają Polskę Juri Andruchowytsch, źródło: wikimedia commons; Creative Commons Attribution-Share Alike 4.0

Literatura ukraińska jest (podobnie jak sama Ukraina) niebanalna, wielowątkowa, a przede wszystkim w pełni podmiotowa. Jako Polacy powinniśmy odrzucić ton wyrozumiałego paternalizmu i podejść do wschodniego sąsiada w sposób partnerski. Przypominają nam o tym ukraińscy pisarze i pisarki kreślący literacki obraz polsko-ukraińskich relacji.

Od 2022 r. przechodzimy amatorski kurs ukrainistyki. Naszymi nauczycielami nie są najczęściej Ukraińcy albo naukowcy, ale internetowi eksperci. W tych warunkach potrzebujemy lekcji prawdziwie wartościowych. Jedną z nich miałem okazję odbyć w grudniu 2022 r. na spotkaniu z pisarką Wiktorią Ameliną, która sześć miesięcy później zginęła w bombardowaniu Kramatorska.

Poprosiłem ją po angielsku o autograf. Spytała, skąd jestem. Gdy odpowiedziałem, że z Polski, zaczęła używać polszczyzny. Scenka była wymowna. Status języka polskiego (wielu bohaterów niniejszego tekstu włada tym językiem; niektórzy, np. Jurij Andruchowycz i Mykoła Riabczuk, chyba lepiej niż ja), historii i kultury polskiej jest wśród Ukraińców znaczący.

Kasia Sobczyk, dżinsy i Jerzy Giedroyć

„Każdemu pokoleniu Ukraińców […] sądzone jest mieć własną «Polskę»” – pisał wyborny eseista, Mykoła Riabczuk. Wyobrażenie polskości jest płynne. Zależy od autora, czasu i kontekstu historycznego.

Obiektem krytyki ukraińskiej jest szczególnie XIX w. i pierwsza połowa XX w. Okres ten autorzy opisują często z ogromną niechęcią, w szczególności do II RP. Ukraiński ruch patriotyczny i polscy intelektualiści nie darzyli się szczególną sympatią. Historyk Jarosław Hrycak głosił nawet, że Polacy byli wrogiem numer jeden ukraińskiego ruchu narodowego w XIX-wiecznej Galicji.

„W całym okresie międzywojennym w stosunkach polsko-ukraińskich panowała wrogość, niewiedza i wzajemna ignorancja […]. Razem z ojcem czekaliśmy na wojnę. Mimo wszystko sanacyjna Polska ostatniego okresu tak nam obrzydła – byliśmy zresztą jej ofiarami – że mieliśmy już tej sytuacji powyżej uszu” – mówił w wywiadzie zamieszczonym w książce Polska i Ukraina Bohdan Osadczuk, historyk i ukraiński polonofil, jeden z autorów paryskiej „Kultury”.

Po 1945 r. przezwyciężanie przedwojennych resentymentów przychodziło z trudem. Bogumiła Berdychowska, znawczyni zagadnień ukraińskich, w szkicu poświęconym historykowi Myrosławowi Marynowyczowi, pisała, że dla Ukraińców dorastających po II wojnie światowej „Polacy nie byli już codziennością, lecz egzotyką. Inaczej w pokoleniu ojców. Dla nich Polska była państwem, które ograniczało życie narodowe”.

W rodzinie Marynowycza zdarzały się małżeństwa polsko-ukraińskie, jednak jego dom wykształcił w nim „dystans i pewną nieufność w stosunku do Polaków”. Było to zjawisko typowe dla galicyjskich Ukraińców. Po latach intelektualista zmienił swoje podejście do Polski dzięki osobistym kontaktom, które rozbiły wyniesione z domu wyobrażenia.

Mykoła Riabczuk twierdził, że Polska dla wielu antykomunistycznych Ukraińców w ZSRR była krajem upragnionym, idealizowanym, kawałkiem Europy w świecie komunizmu. I to mimo tego, że władza radziecka utrwalała negatywną pamięć o „pańskiej” i „faszystowskiej” II RP. Dla eseisty czynnikiem wzbudzającym propolskość okazała się kultura, szczególnie czasopisma, muzyka i telewizja, z którymi obcował we Lwowie. Pragnął zrozumieć słowo „martwić” z piosenki O mnie nie się nie martw Kasi Sobczyk.

Z błahych powodów wyrosła szczera fascynacja. Riabczuk pogłębił zainteresowania pod wpływem poety Hryhorija Czubaja, popularyzatora polskiej kultury we Lwowie. Dzięki niemu poznał muzykę Czesława Niemena, a książka Apollinaire Julii Hartwig stała się dla Riabczuka lekturą formacyjną. Polska była symbolem normalności, większej swobody i nadziei.

Jeden ze swoich wykładów o Ukrainie Timothy Snyder, amerykański historyk, poświęcił „Kulturze”, pismu redagowanemu przez Jerzego Giedroycia po II wojnie światowej. Snyder podkreślał, że polscy intelektualiści ze względu na swoją zmianę stosunku do Ukraińców i bezwarunkowe wsparcie dla jej niepodległości stali się ewenementem na skalę światową. Dla polskiej opozycji w kraju Ukraina była żywotnym zagadnieniem i popierano jej wolność. Dostrzegli to ukraińscy intelektualiści.

O ukraińskim uznaniu dla Giedroycia świadczą następujące słowa Riabczuka: „To już piąty polski ambasador w ciągu kilku lat naszej niepodległości i proszę zauważyć, że on, podobnie jak wszyscy jego poprzednicy, przyzwoicie mówi po ukraińsku. Może przypomnicie sobie kogokolwiek z rosyjskiej ambasady, kto w podobny sposób uważałby za potrzebne wyrazić swój szacunek do nas, do naszego języka, do naszego państwa. Otóż macie malutki przykład różnicy między krajem, który miał swojego Giedroycia, i krajem, który niestety do tej pory go nie ma”.

Na spotkaniu poświęconym Hryhorijiowi Czubajowi Riabczuk żartował, że Ukraińcy wymyślili cancel culture, bo ukraińscy dysydenci gardzili Rosją i zamykali się na jej kulturę. Punktem orientacyjnym dla Ukraińców, którzy nie zinternalizowali totalitarnego światopoglądu radzieckiego, stały się dzieła Polaków – Tadeusza Różewicza, Tadeusza Konwickiego i Giedroycia.

Nie przypadkiem w powieści Lutecja Jurija Wynnyczuka jeden z bohaterów sprzedaje dżinsy sprowadzone z PRL-u. W książce Dom dla Doma Amelina, chcąc podkreślić dobry stan lwowskich budynków w latach 70., pisała „domy jak w Polsce”, a w usta antykwariusza włożyła słowa: „prawdziwe lalki, z polskich czasów. Nie żadne radzieckie gówno”.

Język polski stał się elitarny, otwierał drzwi do świata niekomunistycznego. Pozwalał obcować ze współczesnymi dziełami zachodnimi, które w ZSRR były zakazane. Jak pisał Riabczuk, „tysiące Ukraińców uczyło się polskiego tylko dlatego, że po polsku (w przekładach) «mówili» niedostępni ani po rosyjsku, ani po ukraińsku Joyce i Kafka, Camus i Lawrence, Koesteler i Sylvia Plath, Orwell i Henry Miller”.

Meteoryt „Solidarności”

Dla dysydentów ukraińskich istotny był antykomunizm Polaków. Jarosław Hrycak zobrazował to takimi słowami: „Fala robotniczych strajków, która latem 1980 r. przeoczyła się przez sąsiednią Polskę, oraz działalność «Solidarności» do chwili wprowadzenia stanu wojennego w grudniu 1981 r. wywarła na mieszkańcach duże wrażenie”. Polska stała się, używając słów Riabczuka, „meteorytem nie z tego świata”.

Najjaskrawszym przykładem polonofila był Wasyl Stus – największy poeta ukraiński XX w., nieznany szerzej poza Ukrainą. Jego twórczość nadal czeka przyznanie należnego jej miejsca. Pisarz zginął w łagrze w 1985 r. Przed swoją śmiercią, czując wyobcowanie narodowe, przeżywając osobisty dramat i głębokie rozczarowanie rodakami, zapisał w swoim dzienniku: „Jestem zachwycony wielkością polskiego ducha i żałuję, że nie jestem Polakiem”.

Poeta w ten sposób wyraził podziw dla aktywności polskiej opozycji. Uznał „Solidarności” za pozytywny punkt odniesienia, a  działalność tego ruchu za prawidłowy sposób walki z komunizmem. Dla autora Wesołego cmentarza Polska stała się tożsama z wolnością i oporem przeciwko totalitaryzmowi. W Polakach widział ponadklasową wspólnotę robotników i inteligencji na wojnie z Jaruzelskim i Breżniewem. Taka Polska, zdaniem Stusa, powinna być wzorem dla Ukraińców.

Polska Zachodem Wschodu

W ciągu czterdziestu lat Polska z ciemiężyciela stała się inspiracją. W 1998 r. Riabczuk napisał w eseju Polska, polski, Polacy. Próba filologicznego krajoznawstwa, że „ze wszystkich trzech słów, oznaczających w przybliżeniu to samo, najbardziej pozytywne skojarzenia w nowoczesnej świadomości Ukraińców wywołuje, jak się wydaje, przymiotnik «polski» […], [który] kojarzy się w naszej świadomości, od czasów jeszcze sowieckich, z czymś pożądanym niczym łakocie […], słowem z «towarem importowanym»”.

Współczesny status geograficzno-cywilizacyjny Polski w oczach Ukraińców jest w uproszczeniu dwojaki. Z jednej strony to Zachód, ale z drugiej kraj leżący w Europie Środkowej. Szczególnie często pisał o tym Jurij Andruchowycz, postmodernistyczny pisarz z Iwano-Frankiwska, członek grupy literackiej Bu-Ba-Bu (Burleska-Bałagan-Bufonada). Europa Środkowa jest regionem „pomiędzy Rosją a Europą”, Polska na tym obszarze staje się ucieleśnieniem mitu Zachodu.

Drugi członek Bu-Ba-Bu, Ołeksandr Irwaneć, w swojej niepokojąco aktualnej powieści Riwne/Rowno z 2001 r. opowiadał o murze dzielącym wołyńskie miasto Równe na strefę zachodnią, europejsko-ukraińską oraz wschodnią – rosyjską. Powieściowi Polacy to ludzie zeuropeizowani. W przeciwieństwie do Rosjan są wyzbyci resentymentów i imperialnych ambicji, zaś żołnierze polscy ramię w ramię z niemieckim patrolują miasto.

Z wyjątkowo trafnym wytłumaczeniem, czym jest Zachód, spotkałem się w Punkcie zerowym Artema Czecha. Książka z pogranicza eseju i reportażu opowiada o udziale autora w ATO – antyterrorystycznej operacji w Donbasie. Czech zauważa, że każdy, kto stał na kijowskim Majdanie w latach 2013-2014, pragnął czegoś innego. Autor chciał zniesienia wiz do UE, jego przyjaciel ścieżek rowerowych, ktoś inny czynił to z powodów biznesowych.

Suma sumarum było to doświadczenie wolnościowe, wyraz poparcia dla westernizacji Ukrainy. Zachodniość jest bowiem najlepiej widoczna w małych sprawach – ścieżkach rowerowych, braku wiz i korupcji. Właśnie to są wyznaczniki państwa liberalnego, demokratycznego i zamożnego, które szanuje prawo i swoich obywateli.

Zachodni status Polaków jest kluczowy i kuszący. Dobrze zobrazowała to jedna z najważniejszych pisarek ukraińskich – Oksana Zabużko. Początkowo może się wydawać, że jest negatywnie nastawiona do Polski. Jej opus magnum pt. Muzeum porzuconych sekretów traktuje o odkrywaniu „zapomnianej” tożsamości ukraińskiej i gloryfikuje walkę ukraińskich nacjonalistów z OUN i UPA (zresztą Zabużko nie jest na tym polu osamotniona, podobnie czyni wielu autorów, również ci krytyczni wobec nacjonalizmu).

Bardzo ostro, a momentami wulgarnie, Zabużko kreśli wizerunek Polaków w okresie międzywojennym oraz II wojny światowej jako kolonizatorów i szowinistów. Jednocześnie literatka polonożerczynią absolutnie nie jest. Jej twórczość zarysowuje figurę ambiwalentną. Z jednej strony krytykuje Polskę przedwojenną i jednoznacznie potępia polski nacjonalizm, a z drugiej sympatyzuje z polską tradycją antyrosyjską, antykomunistyczną i liberalno-demokratyczną.

Niechęć pisarki do II RP dotyczy nie tylko pewnego okresu historycznego, ale szerzej – populizmu, formacji nieliberalnych i nacjonalistycznych. Polskim nacjonalistom Zabużko przypisuje szowinizm i postrzeganie Ukraińców jako Rusinów – niedorosłej do swojego państwa grupy etnicznej ze sztucznym językiem.

W przedmowie do zbioru esejów Planeta Piołun Zabużko wyjaśniła, jaką Polskę nazywa „cioteczną siostrą; niemiłą i komunistom i endekom”. Jest to kraj „Solidarności”, paryskiej „Kultury”, Agnieszki Osieckiej, Leszka Kołakowskiego i Jacka Kuronia – formacji przyjaznych Ukrainie.

Przykład autorki Terenowych badań nad ukraińskim seksem jest sztandarowy, ale podobne intuicje dostrzegam również u innych pisarzy. Dla Riabczuka istotna była lektura kwartalnika „Res Publica”, organu liberalnej opozycji antykomunistycznej, oraz „Kultury”, na której ukraiński publicysta wzorował się, zakładając już w niepodległej Ukrainie pismo „Krytyka”.

Lwowska Atlantyda

Młodsi pokoleniowo od Zabużko czy Andruchowycza autorzy kreują realistyczny wizerunek Polski. Brak im poczucia krzywd, ale rozumieją konteksty historyczne. Idealizację i romantyzację, którą uprawiali starsi autorzy, zastępują podejściem pragmatycznym. Jak pisał Andruchowycz w eseju Tu i tylko tu, „tak więc metafizyczno-międzywojenną Polszczu w świadomości społeczeństwa bezpowrotnie zastąpiła całkiem namacalna, powszednia, zwykła Polszcza, kraj, któremu się zazdrości, do którego chciałoby się dostać”. Polska jawi się jako państwo dość przyjazne, do którego łatwo wjechać, łatwiej niż na bardziej odległy Zachód. Kraj jest bliski Ukrainie pod względem kulturowym i językowym, a przede wszystkim zamożniejszy, umożliwiający szybki zarobek, dlatego stanowi cel emigracji ekonomicznej.

Przekłada się to na kreacje bohaterów literackich. Zamożność staje się cechą Polaków. W Domie dla Doma Ameliny, powieści o Lwowie i współczesnej Ukrainie, Polacy to przede wszystkim bogaci turyści poszukujący reliktów przeszłości, którą wspominają z nostalgią.

Lwów, jak to określił Andruchowycz w eseju Trzy wątki bez zakończenia, to miejsce, gdzie odnajduje się w kościołach i na grobach polską Atlantydę. Pozostałości po przeszłości, którą zatopiła historia. W istocie poszukuje się więc, jak dodaje autor w tekście Jak ryby w wodzie, dawnych wyobrażeń Lwowa zakorzenionych w zbiorowej pamięci Polaków.

Tomka, bohaterka powieści Ameliny, przemyca do Przemyśla ukraińskie papierosy. W Córeczce Tamary Dudy ojciec głównej bohaterki wyjeżdża za pieniędzmi nad Wisłę. Biznes w Polsce rozkręca Misza z opowiadania Ołeha Sencowa z tomu Marketer.

Polska jawi się Sencowowi jako przeciwieństwo Ukrainy. Jak czytamy, „w sąsiednim kraju, w odróżnieniu od zbankrutowanej poradzieckiej przestrzeni, u ludzi zostały jakieś pieniądze, a w dodatku zaczęto tam produkować coś swojego – modnego, współczesnego i dobrego – o tym, co szyto w jego rodzinnym kraju, jeśli jeszcze szyto, nie warto było nawet mówić”. Zarobiony kapitał stał się dla bohatera podstawą własnego biznesu.

Na studia w Polsce decydują się bohaterowie powieści Sonia Kateryny Babkiny, Homoseksualista Proch postrzega Polskę jako państwo tolerancyjne, „gdzie nas bardziej zrozumieją”. Po rozpadzie Związku Radzieckiego Polska, by użyć słów Riabczuka, „stała się bliższa, bardziej dostępna i w pewnym sensie – dla każdego po swojemu – bogatsza, ciekawsza, różnorodna”.

Dzikie pola, dzicy ludzie

Ukraińska kultura formułuje podmiotowe deklarację i jednoznacznie potępia paternalizm w stosunkach polsko-ukraińskich. Literaci nie postrzegają rzeczywistości w biało-czarnych barwach, jak zwykli to czynić ludzie niepoważni. Jasno przedstawiają własny punkt widzenia, artykułują zarzuty, pochwały i wątpliwości.

Współczesna kultura ukraińska ma świadomość postkolonialną oraz postimperialną. Metodologia postkolonialna jest aplikowana do analizy niemal całych dziejów ukraińskich, stąd wyczulenie na przyimek miejsca „na Ukrainie”.

Twórcy rozumieją historię, co potęguje krytycyzm wobec tego, co historyk Larry Wolff określa mianem „ideologii Europy Wschodniej”. Jej najczęstszym wyrazem jest pogarda dla krajów tej części świata oraz wrzucanie narodów wschodnioeuropejskich do jednego, rosyjskiego worka. Zarzut ten Ukraińcy kierują przede wszystkim do Zachodu, ale w mniejszym stopniu także do Polaków.

W esejach Andruchowycz często opisuje takie sytuacje. Oto przykład: „Znakomita większość moich zachodnich kolegów, dowiedziawszy się, skąd jestem, i niewątpliwie pragnąc sprawić mi przyjemność, zaczyna albo cytować poezję, albo wychwalać rosyjski balet. Nie mam nic przeciwko temu, tylko że jakoś nie wypada przyjmować komplementów skierowanych pod cudzym adresem”.

Docenienie Polski w ukraińskiej świadomości nie oznacza bezkrytycznej akceptacji Polaków. Ich zachodni charakter powoduje, że wielu z nich dokonuje orientalizacji Ukrainy. Oczywiście z reguły czyni to mniej intensywnej niż obywatele innych państw Unii Europejskiej i USA.

Pojęcie orientalizacji ukuł ojciec studiów postkolonialnych – Edward Said. W Orientalizmie pokazywał, jak wizerunek Orientu (a także każdego „Innego”) jest konstruktem wyobraźni dominującego. Pozaeuropejskie kultury stają się dzikie, niedojrzałe, brudne albo pociągające, ale zawsze tracą swoja podmiotowość.

Tak obrazuje to zjawisko Riabczuk w eseju Ukraiński Piętaszek i jego dwaj Robinsonowie: „Polski Robinson chciałby [ukraińskiego] Piętaszka tylko trochę ucywilizować – częściowo z całkiem pragmatycznego powodu własnego bezpieczeństwa, po części z resentymentu i potrzeby potwierdzenia własnej misji cywilizacyjnej, a po części może, jak uważają niektórzy, na złość rosyjskiemu Robinsonowi”.

Orientalizacja Ukrainy sprowadza się do przypisywania jej barbarzyńskości, autokratyczności i dzikości. Ukraińców określa się szoszonami, komunistami, mordercami. Stereotypy oraz generalizacja przykrywają stan faktyczny. Przykładowo Tamara w Domie dla Doma została przez Polaka nazwana „banderowcem”, „mordercą” i „nacjonalistą”. Wyzwiska są o tyle chybione, że powieściowa Tamara jest Rosjanką.

Innym przykładem orientalizacji jest twierdzenie, że na granicy polsko-ukraińskiej kończy się cywilizowany świat. Każda osoba ze Wschodu z definicji jest dzika. Za granicą rozciąga się nierozróżnialna pulpa pokątnych handlarzy i cwaniaczków.

Uchwyciła tę sprawę Zabużko, gdy pisała, że „[jej] akcent (czego nigdy nie przestała[…] tłumaczyć warszawskim taksówkarzom, kiedy jeszcze go wyłapywali) nie jest ogólnie wschodni, tylko właśnie ukraiński”. Riabczuk zaś odbył taką rozmowę z celnikiem: „«Co wieziesz?». «Książki» – odpowiedziałem skromnie. «A ty co, książkami handlujesz?»”.

Z opisywaniem biedy, korupcji i oligarchizacji dysfunkcyjnego państwa Ukraińcy problemu nie mają. Sami robią to znacznie ostrzej niż autorzy zachodni. Bolą ich jednak stereotypy, uproszczenia i orientalizacja. Jak wszystkich.

Za odpowiedź na wyobrażenia o Ukrainie może uchodzić tekst Jego Ukraina Andrija Bondara ze zbioru opowiadań Nogami do przodu. Bohaterem jest Tomek, ukrainofil, który „kocha Ukrainę tak, jak ja nigdy nie będę w stanie jej pokochać” – pisał Bondar. Tomek mówi „w Ukrainie” nie „na”, gdyż „jemu potrzebne jest właśnie «w», żeby w głąb, w serce, do trzewi wejść w Ukrainę”.

Bondar chce się upodobnić do Ukraińców z opowiadania, otwiera się przed nimi, pije samogon. Dziwi się, że istnieją i takie strony Ukrainy, których nie akceptuje. Zastanawia się, czemu niektórzy Ukraińcy głosują na komunistów i dlaczego jest wśród nich tylu nacjonalistów. Bondar podsumowuje, że „czasami zdaje [mu] się, że wymarzona Ukraina żyje właśnie w Tomku, który niejednokrotnie mówił, że przeniesie się tu na zawsze. I kiedy to wreszcie się stanie, wtedy ja też uwierzę, że on już jest «w» Ukrainie, a nie «na»”.

***

Ukraina będzie taka, jakiej chcą Ukraińcy, razem z jej przywarami i zaletami. Tego uczy nas Bondar i tę samą ideę wyznają inni przedstawiciele ukraińskiej elity. Formuły mesjanizmu i prometeizmu się wyczerpały. Nie możemy dłużej postrzegać Kijowa jedynie jako elementu antyrosyjskiej układanki, a Polski jako rzeczniczki i wyrozumiałej nauczycielki Ukrainy.

Ukraina chce relacji partnerskich i podmiotowych. Odrzucenia stereotypów i neokolonialnych relacji na osi silny-słaby. Jej kultura jest dojrzała i bogata, nie potrzebuje adwokatów, ale wydawców i popularyzatorów.

Publikacja nie została sfinansowana ze środków grantu któregokolwiek ministerstwa w ramach jakiegokolwiek konkursu. Powstała dzięki Darczyńcom Klubu Jagiellońskiego, którym jesteśmy wdzięczni za możliwość działania.

Dlatego dzielimy się tym dziełem otwarcie. Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o podanie linku do naszej strony.