Konfederacja po „gaśnicy Brauna” ma dwie opcje: pozostać partią radykałów albo się ucywilizować
Po ponad dwóch tygodniach od zgaszenia świec chanukowych przez posła Grzegorza Brauna można śmiało powiedzieć, że wywołany przez niego dym (czy też proch) już nieco opadł. Utworzenie ,,kordonowej koalicji” (określenie prof. Antoniego Dudka) rozpoczęło okres wielu istotnych zdarzeń i podejmowania kluczowych decyzji. Jedną z nich jest określenie, jaką partią chce być w przyszłości Konfederacja. Liderzy ugrupowania rozstając się z „amatorem gaśnic” mogą stanąć przed szansą pozbycia się wizerunku radykałów. Początkowo stracą pewną część poparcia, ale ostatecznie mogą nieźle namieszać po prawej stronie polskiej polityki.
Jaka Konfederacja po zgaszeniu świec chanukowych?
Rozpoczynające się wkrótce kolejne posiedzenie Sejmu sprawia, że w nadchodzących tygodniach Bosak, Mentzen et consortes będą musieli rozwiązać kłopotliwy dylemat. Chodzi o postawę całej formacji względem jednego z jej najważniejszych liderów.
Póki co ograniczono się jedynie do zawieszenia Brauna w prawach członka Konfederacji. Wielu osobom wydaje się to dalece niewystarczające. Wcześniej podobny ruch poskutkował odejściem z partii Janusza Korwin-Mikkego. Ten zakłada zresztą kolejną w swoim życiu partię.
Dla najmniejszego w Sejmie klubu parlamentarnego to tylko jedna z wielu problematycznych okoliczności. Niekorzystne domino uruchomione przez akcję lidera Korony zagroziło usunięciem Krzysztofa Bosaka z funkcji wicemarszałka oraz utrudniło sytuację przed mającymi odbyć się wiosną wyborami.
Powyższe okoliczności wymuszają na Konfederacji podjęcie jednoznacznej decyzji, w jakim kierunku pójść. Stać się partią „normalsów”, na którą może zagłosować bardziej umiarkowany wyborca czy pozostać formacją kontrowersji i happeningów i słynnych wypowiedzi o „lekkiej pedofilii” i „wieku zgody”?
Od odpowiedzi na to pytanie zależy przyszłość ugrupowania, ale też kształt polskiej prawicy. Pozostałe partie musiałyby uwzględnić w swojej taktyce wyborczej przetasowania spowodowane ewentualnym wycięciem przez partię „raka mózgu”, jakim jest Grzegorz Braun.
Do tej pory Konfederację popierali przeciwnicy masztów 5G i zaciskający zęby wyborcy umiarkowani. Liderzy partii uważali, że te dwa elektoraty da się pogodzić. Przyszedł jednak czas, żeby wyraźnie zdecydować, która grupa wyborców jest dla „ideowej prawicy” długofalowo ważniejsza.
Radykałowie czy „normalsi”?
Tak naprawdę wątpliwości dotyczące tego, jaki charakter ma mieć opisywane ugrupowanie, pojawiały się w już momencie jego założenia. Pierwotnie szeroki zaciąg obejmował takich ludzi, jak Kaja Godek. Do Konfederacji starano się ściągać nawet niewielkie, choć często głośne grupy. Po starcie do Parlamentu Europejskiego w 2019 r. i nieprzekroczeniu wymaganego progu z formacji odeszli tacy politycy, jak Marek Jakubiak, Piotr Liroy-Marzec i wspomniana już działaczka pro-life.
Od tamtego momentu ten prawicowy crossover składa się z narodowców Bosaka, wolnościowców Mentzena oraz członków Korony Brauna. Zachowaniu spoistości z pewnością sprzyjało dostanie się do Sejmu i umiarkowanie dobry wynik w wyborach prezydenckich w 2020 r. Już w poprzedzających je wewnętrznych prawyborach bardzo wyraźnie zarysowało się zadawane dzisiaj pytanie, jaką partią ma być Konfederacja.
Wydaje się, że jej liderzy częściowo już na nie odpowiedzieli. W ostatniej turze przywołanych prawyborów prezydenckich wybrali kandydata – wyważonego Krzysztofa Bosaka. Z kolei w ubiegłorocznych wyborach obok stosunkowo młodego narodowca główną twarzą kampanii był Sławomir Mentzen.
Ten ostatni zastąpił w funkcji prezesa niezmordowanego Korwina i symbolicznie zmienił nazwę swojej partii na „Nowa Nadzieja”. Mogłoby to wskazywać na logiczną konsekwencję przesuwania się do centrum, gdyby nie kilka burzących ten obraz przesłanek.
Po pierwsze, na początku roku z Konfederacji odeszli „normalsi” – Artur Dziambor i Jakub Kulesza. Po drugie, w partii dalej ważne role odgrywali niezwykle kontrowersyjni Korwin i Braun. Po trzecie, na dalszych miejscach konfederackich list wyborczych znalazły się osoby szokujące swoimi absurdalnymi wypowiedziami i poglądami. Dobromir Sośnierz nazwał ich po wyborach „pokemonami”. Widać więc, że ostateczny kształt celów i wizerunku formacji nie został jeszcze sprecyzowany.
Z „pomocą” liderom Konfederacji w udzieleniu potrzebnych odpowiedzi przyszły kolejne wyskoki Korwina w kampanii wyborczej, a teraz „epizod gaśnicowy” Grzegorza Brauna.
Niezależnie od tego, co zdecyduje Rada Liderów, będzie się to wiązać z określonymi konsekwencjami. Czas więc wykonać choć namiastkę zadania stojącego przed politykami Konfederacji oraz przedstawić korzyści i straty płynące z wybrania takiej lub innej drogi.
Mała, radykalna partia, której działania wzbogacają kontrowersyjne happeningi, ale z dość bezpiecznym, kilkuprocentowym elektoratem? A może próba zaryzykowania i sięgnięcia po sprawczość celem realizacji kampanijnej zapowiedzi „wywrócenia stolika”? To znajduje się na szali.
Braun ≠ Korwin
Za nieusuwaniem Grzegorza Brauna przemawia kilka solidnych argumentów. Wraz z nim w parlamencie zasiada bowiem jeszcze trzech przedstawicieli jego partii (Konfederacja Korony Polskiej). Usunięcie Brauna prawdopodobnie skutkowałoby opuszczeniem klubu parlamentarnego przez pozostałą trójkę.
Wtedy liczba posłów Konfederacji spadłaby do czternastu, co pozbawiłoby ją swojego klubu w parlamencie i przywróciło do punktu wyjścia sprzed wyborów. Pojawiły się, co prawda, groteskowe propozycje „pożyczenia” jednego posła Trzeciej Drogi, by dopełnić potrzebną liczbę. Z kolei Koalicja Obywatelska zaoferowała, że jej głosami Krzysztof Bosak pozostałby w Prezydium Sejmu. Trudno jednak takie propozycje traktować poważnie.
Trzeba wziąć pod uwagę również dosyć trudne położenie samej formacji. Nadchodzące wybory samorządowe stanowią zazwyczaj duże wyzwanie dla nieokrzepłych i niewielkich formacji, takich jak Konfederacja. Rośnie liczba kandydatów potrzebnych do zgłoszenia, co dodatkowo utrudnia źle dotychczas działający proces selekcji na listach.
Przynajmniej w teorii obecność środowiska Brauna pozwala zaproponować wyborcom ludzi chociaż w jakimś stopniu zweryfikowanych (choć niedawna kampania wyborcza mogłaby temu zaprzeczać). Działacze Korony pomogliby także w sprawach organizacyjnych, takich jak zbieranie podpisów, rozwieszanie plakatów i rozdawanie ulotek.
Na uwagę zasługuje też popularność zawieszonego członka Konfederacji. Oczywiście nie jest to żaden obiektywny wskaźnik, ale poparcie dla jego czynu mogło zaskoczyć wiele osób. Pod nagraniami na YouTubie ukazującymi poczynania Brauna dominują wyrazy wsparcia i podziwu.
Słowa poparte zostały wpłatami pieniędzy i zbiórkami na rzecz posła. W sieci umieszczono wiele gadżetów nawiązujących do zdarzenia, na co zareagowały niektóre platformy, które odgórnie usuwały je ze swojej oferty. Co istotne, nie jest to tylko chwilowa popularność, czego dowodem są konkretne rezultaty wyborcze.
W przedterminowych wyborach na prezydenta Rzeszowa Grzegorz Braun uzyskał ponad 9% poparcia. W październiku wyborcy z dwudziestego trzeciego okręgu wyborczego częściej głosowali jedynie na trzech polityków PiS-u oraz jednego Koalicji Obywatelskiej.
Po przeliczeniu głosów Korona wzmocniła swoją obecność w Konfederacji z jednego posła w poprzedniej kadencji (co stanowiło mniej niż 10% reprezentacji) do czterech (odpowiada to ponad 20%). Środowisko opisywanego polityka stopniowo rośnie w siłę. Z tego powodu trudno szukać analogii z usunięciem Korwina. Mandatu pozbawili go sami wyborcy partii.
Hołownia pomaga Braunowi
Zresztą jest niemal pewne, że Braun, przeprowadzając swoją głośną akcję, zdawał sobie sprawę ze swojej silnej pozycji. W razie czego może przecież odejść do nowo powstającej partii Korwina i Michalkiewicza, która w ten sposób zyskałaby reprezentację w parlamencie. Ostatnim, choć nieco paradoksalnym, czynnikiem wzmacniającym położenie posła Konfederacji jest zachowanie Lewicy, marszałka Hołowni, i przedstawicieli PiS-u.
Zapowiedzieli oni bowiem wyraźnie usunięcie Bosaka z funkcji wicemarszałka Sejmu, jeśli Braun nie zostanie wyrzucony z partii. Mentzen stanowczo odpowiedział na te groźby. „Nie będziemy ulegać tego typu szantażom”, „nie ugniemy się nawet, gdy będzie to kosztowało stanowisko wicemarszałka” – stwierdził.
Lider narodowców zauważył w jednym z wywiadów, że postawa innych ugrupowań tylko oddala perspektywę rozstania z krnąbrnym reżyserem politycznego spektaklu. Zaznaczał, że „ci, co domagają się jego wyrzucenia, wzmacniają jego pozycję”. Konfederacja, jako partia kontestująca system, nie może sobie pozwolić na wymuszanie na niej konkretnych działań przez establishment.
Czy przytoczone wyżej wypowiedzi świadczą o tym, że sprawa jest już przesądzona i Grzegorz Braun pozostanie w Konfederacji? Zdecydowanie nie, gdyż w wypowiedziach liderów partii przebijały się także inne akcenty, które mogą przesądzić o wyrzuceniu radykalnego posła do OSP.
Konfederacja jak Vox i AfD?
Wicemarszałek Bosak podkreślał w rozmowie z Jackiem Nizinkiewiczem, że „ten sposób działania jest [partii] obcy”. Tłumaczył, że polityki nie robi się pojedynczymi i skandalizującymi gestami, ale codzienną pracą i mozolnym przekonywaniem wyborców.
Mentzen zaznaczał na swoim vlogu, że zachowanie posła Korony było zupełnie kontrskuteczne i przykryło dobre wystąpienia sejmowe polityków Konfederacji.
Przemysław Wipler w RMF FM był już nieco bardziej jednoznaczny i wskazywał, że jest zwolennikiem pozbycia się kłopotliwego przedstawiciela. Nawiązywał przy tym do innych wybryków prezesa Korony, które psują wizerunek całej formacji.
Po zbyt późnym (co pokazały niedawne wybory i negatywna rola, jaką odegrały) rozstaniu z Korwinem pożegnanie się z Braunem i jego środowiskiem byłoby ostatnim krokiem w stronę stania się poważną partią polityczną. Dotychczas okazywało się to problematyczne, jednak polityk dostarczył bardzo silnych argumentów do podjęcia takiej decyzji.
Może czas wreszcie zrezygnować z happeningów i kontrowersji oraz postawić na ludzi, którzy od nich stronią? Do najistotniejszych wyborów (parlamentarnych) pozostały niemal cztery lata. Wyborcy zdążą się oswoić z nowym i mniej radykalnym kształtem ugrupowania. Konfederacja pokazała już, że potrafi sobie poradzić nawet po odejściu ważnych osobistości (Dziambora, Kuleszy).
Do tej pory Mentzen z Bosakiem myśleli, że da się jednocześnie zyskać wyborców radykalnych i umiarkowanych. To dlatego nie podjęli przed wyborami decyzji o rozstaniu z Braunem czy Korwinem. Przykłady partii o podobnym profilu z Hiszpanii (Vox) czy Niemiec (AfD) pokazują wyraźnie, że antysystemowe ugrupowania zdobyły szersze poparcie dopiero po wygładzeniu swojego przekazu.
Nie jest możliwa taka zmiana profilu z Braunem i jego kompanią na pokładzie. Większość wspomnianych wcześniej „pokemonów” na listach Konfederacji pochodziła właśnie z tego środowiska. Rozstanie otworzyłoby konglomerat narodowców i wolnościowców na zupełnie inny i o wiele szerszy niż dotychczasowy elektorat „normalsów”.
Podczas poprzedniej kampanii wyraźnie można było dostrzec przepływy wyborców między Konfederacją a Trzecią Drogą. Jeszcze w czerwcu wydawało się (potwierdzały to także sondaże), że przemawiający ze sceny Bosak z Mentzenem dystansują Kosiniaka-Kamysza i Hołownię. Jasny przekaz, wyrazistość i obietnica zmian w połączeniu z dobrym wizerunkiem obu frontmanów rozbudziły nadzieje wielu ludzi o prawicowych poglądach.
Ostatecznie role się odwróciły i to sojusz Polski 2050 z PSL-em triumfował, dwukrotnie przebił poparciem konfederatów. Wyraźnie pokazało to, że nie da się połączyć ognia (radykałów) z wodą („normalsów”). Taką opinię podzielał widocznie Sławomir Mentzen, który żegnał się po wyborach z największym skandalistą – Korwinem. Proces zmian zatrzymał się jednak w połowie drogi.
Teraz wystarczyłoby pójść o krok dalej, zamiast stawać w rozkroku ze względu na chwilowe zawieszenie członkostwa Brauna. Trudno oszacować, jak wielu wyborców przyciąga jego obecność w Konfederacji, ale okazja do oceny wynikłych z powodu rozstania strat nadarzy się w ciągu kilku miesięcy.
Już teraz można się spodziewać dosyć słabego wyniku ugrupowania w wyborach samorządowych, a te do Parlamentu Europejskiego mogą być jedyną szansą w najbliższej przyszłości na odbudowanie witalności formacji i uzyskanie lepszych rezultatów w kolejnych kampaniach (prezydenckiej i parlamentarnej).
Jeśli partia nie zmieni zupełnie nic (z Braunem na pokładzie), może spodziewać się tego, że trudno będzie jej skutecznie walczyć o przedstawienie własnej, oryginalnej i pociągającej politycznej narracji, zwłaszcza w sytuacji agresywnie atakującego Unię Europejską PiS-u i suflującej mu Suwerennej Polski. Wydarzenia z gaśnicą będą wyciągane kandydatom Konfederacji na każdym etapie kampanii. W parze z już i tak kiepskim wizerunkiem medialnym stwarza to zagrożenie nieprzekroczenia wymaganego progu.
Zamieszanie na prawicy
Można wskazać jeszcze dwa istotne czynniki ułatwiające podjęcie decyzji. Pierwszą jest obecność PiS-u w opozycji. Z czasem wyborcy będą w coraz większym stopniu zapominali o sprzecznych z deklaracjami działaniach polityków „Zjednoczonej Prawicy”. Utrudnia to położenie Konfederacji, która będzie musiała równocześnie odróżniać się od zróżnicowanej większości rządzącej i od najliczniejszej po 1989 r. partii opozycyjnej.
„Utwardzanie” przekazu przez partię Kaczyńskiego i kierowanie go głównie do twardego elektoratu stwarza niepowtarzalną szansę. Tak dogodna okazja do przekonania choć części z milionów wyborców prawicowych może się już nie powtórzyć. Byłaby to istotna zmiana jakościowa, na którą PiS-owi skupionemu na obronie TVP trudno będzie zareagować.
Drugą kwestią jest poważna choroba Zbigniewa Ziobry, którego szefowanie Suwerennej Polsce wykluczało wszelkie dywagacje o koalicji z Konfederacją. Pod przywództwem Patryka Jakiego środowisko to może szukać sojuszników w obrębie „ideowej prawicy”, zwłaszcza gdy młodszemu pokoleniu polityków SuwPolu obrzydnie nieprzejednana postawa ścisłego jądra PiS-u.
Z takim wsparciem Konfederacja mogłaby śmiało sięgać po wyborców bardziej umiarkowanych, centrowych, ale charakteryzujących się pewnym prawicowym zabarwieniem. Takich w Polsce nie brakuje. Z pewnością jest to większy elektorat niż ten, o który dotychczas walczył Bosak z Mentzenem z „pomocą” skutecznych hamulcowych – Korwina i Brauna.
By jeszcze bardziej zamieszać w prawicowym kotle, warto wspomnieć o jeszcze jednej partii – Polska Jest Jedna. Braun po rozstaniu z Boskiem i Mentzenem miałby do wyboru nie tylko Korwina z Michalkiewiczem. PJJ w październikowych wyborach zdobyło ponad 1,5% poparcia, pewnie częściowo pozbawiając go innych polityków prawej strony.
Gdyby do środowiska dołączyła stosunkowo silna Korona, to sytuacja konfederatów byłaby nieciekawa. PJJ wsparta o „antychanukową” grupę posłów mogłaby stać się tym, czym dla SLD była w 2015 r. partia Razem, czyli kamieniem u szyi.
Niezależnie od tego, którą ścieżkę obierze ostatecznie Konfederacja, oba wybory obarczone są konsekwencjami. Jeśli liderom tej partii wystarcza obecny stan posiadania, to należy uniknąć gwałtownych ruchów względem bohatera afery z gaśnicą. Być może jednak warto zaryzykować i powalczyć o coś więcej niż polityczne przetrwanie i stabilną reprezentację w Sejmie. W takim wypadku trudno wyobrazić sobie lepszy moment na zakończenie przygody z Braunem i pozbycie się wizerunku prawicowych radykałów.
Publikacja nie została sfinansowana ze środków grantu któregokolwiek ministerstwa w ramach jakiegokolwiek konkursu. Powstała dzięki Darczyńcom Klubu Jagiellońskiego, którym jesteśmy wdzięczni za możliwość działania.
Dlatego dzielimy się tym dziełem otwarcie. Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o podanie linku do naszej strony.