Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.

Burdel w TVP zdemaskował wszystkich. Hunwejbinów rewolucji „depisyzacji” i „pisiorów”

przeczytanie zajmie 5 min
Burdel w TVP zdemaskował wszystkich. Hunwejbinów rewolucji „depisyzacji” i „pisiorów” autor ilustracji: Julia Tworogowska

Robert Mazurek powiedział kiedyś, że od dziennikarzy głupsi są tylko aktorzy. Przez długi czas – obserwując utyskiwania na Polaków, którzy zasileni 500+ uprzykrzają im jogę w Juracie albo kanapkami z jajkiem zatruwają powietrze w samolocie – sądziłem, że ma rację. Dzisiaj, gdy widzę z jakim entuzjazmem środowisko dziennikarskie zareagowało na „przejmowanie” mediów publicznych, nie jestem już tego taki pewien. Jeśli do układanki dodam hipokryzję tych, którzy owe media przez osiem lat budowali, cierpiąc za miliony (złotych) – wątpliwości znikają.

Być może aktorzy inteligencją nie grzeszą, ale przynajmniej w swojej egzaltacji i poczuciu klasowej wyższości są szczerzy. Dziennikarze, wiedząc, że awans społeczny dadzą im tylko pieniądze, a rozpoznawalność ekspozycja w roli „eksperta”, nauczyli się zarówno sprzedawać godność, jak i symulować inteligencję.

W rzeczywistości jako grupa zawodowa dokonali rzeczy niemożliwej – w niektórych badaniach zaufania społecznego spadają niżej niż sędziowie czy politycy. Być może również niżej niż prostytutki, bo w przeciwieństwie do nich nie potrafią zachować nawet dyskrecji.

Zacznę od tego, że środowisko – do którego sam przecież należę – po prostu coraz mniej rozumiem. Być może ze względu na uparte trzymanie się Krakowa, być może dlatego, że czas spędzam na pisaniu tekstów i wyjazdach, a nie siedzeniu w Sejmie czy redakcji.

Z nikim się nie zblatowałem, przyjaciół szukam gdzie indziej, wobec nikogo nie mam „zobowiązań towarzyskich”. Zwłaszcza takich, które nadawałyby się do Kodeksu karnego, a nie na reportaż w Dużym Formacie. Cóż, żadna w tym zasługa, po prostu nie lubię stolicy.

Moja niechęć z czasem rośnie, zamiast maleć, zwłaszcza gdy widzę z jakim zapałem wielu moich kolegów i koleżanek rzuciło się do komentowania zmian – albo jak kto woli „przejęcia” – w mediach publicznych. Nie znam innej grupy zawodowej, która z tak rewolucyjną żądzą sekundowałaby personalnym czystkom, gdy zmiany – nawet, jeśli więcej niż potrzebne – odbywały się w atmosferze siłowego przejęcia anten i naruszenia prawa.

Wielu komentatorów, zanim zrobili to politycy, rozpoczęło publikowanie „list hańby mediów partyjnych PiS”, albo „szczujni TVP”, przy newsach o kolejnych zwolnieniach z satysfakcją pisząc – „tak kończą funkcjonariusze propagandy”, dla których „piętno pracy w TVP będzie najbardziej dotkliwą karą”. Nie przesadzę, twierdząc, że posłowie PiS i PO darzą się mniejszą niechęcią niż pracownicy mediów.

Zamiast obserwować i komentować, wielu dziennikarzy zaczęło im sekundować, krzycząc do polityków: „Śmielej, śmielej”. Gdy nie było podstaw prawnych, pocieszali ich: „Ludzie nie chcą estetyki, tylko skuteczności”. Nagle, po porażce PiS-u, to samo, co było psuciem standardów, okazywało się prawdą etapu. Ale przecież to nic nowego, tyle, że dzisiejszy spektakl zmiany warty w TVP obserwujemy w nieco radykalniejszej formie.

Ktoś może bowiem słusznie zapytać – dlaczego propagandę zaczęto w nich dostrzegać dopiero, gdy była „prawoskrętna”, przymykając oczy na jej bardziej finezyjne odmiany tylko dlatego, że pojawiały się w „mediach prywatnych”? Przecież wszystkie powinny działać według tych samych standardów etyki dziennikarskiej, wynikających choćby z zasad, na których przyznaje się koncesje.

Niestety w naszym ekosystemie medialnym koncesje przyznają samozwańczy przedstawiciele „branży”. Ci sami, którzy chętnie rozpisują się o misji tego zawodu, ale gdy przychodzi do realnego wyboru – nie są w stanie zrezygnować z nagród magazynu, którego szef oskarżony został o mobbing i nie poniósł z tego tytułu większych konsekwencji.

Atmosfera, która zapanowała po odcięciu emisji TVP Info, przejęciu PAP-u i anten Polskiego Radia obnażyła dużą część branży oraz tych, którzy chcą robić za jej sumienie. Nie chodzi bowiem o to, że propagandę prorządową należało zaorać, a pole po niej posypać solą – bo co do tego większość osób rozsądnie myślących była zgodna – ale jak to zrobiono.

Pluralizm i praworządność zawieszono na kołku, bo cel uświęcał środki i jak stwierdził Marek Czyż w chałupniczo zrealizowanej zapowiedzi programu 19:30 – „mętna woda“ kłamstwa zostanie zastąpiona „czystą wodą“ prawdy. I tyle, wystarczy. A że przy okazji córka prowadzącego nagle pojawi się w materiale głównego wydania, wcześniej przez lata pracując dla regionalnej Telewizji Polskiej – cóż, być może niektórzy przeszli ten mroczny czas suchą stopą.

Ostatecznie o to właśnie chodziło. Nie o likwidację mediów publicznych, nie o pozbycie się TVP Info, za czym podpisy zbierali dawni politycy opozycji, ale o to, aby „Teleexpress“ mógł znowu poprowadzić Maciek Orłoś. „Dobrze Cię Maciej Orłoś znowu widzieć tam, gdzie Twoje miejsce. Przebierańcom dziękujemy” – napisał na X-ie Kamil Dziubka z Onetu. Jakby to miejsce było na stałe przyznane jednej osobie, a reszta prowadzących sobie ten szczytny przywilej uzurpowała.

Z rozczuleniem czytałem serię wyznań dziennikarzy mediów lewicowo-liberalnych, którzy nagle z ulgą, po tym, który już zaproszono ich do „nowego” Info, deklarowali, że „wróciła wolność” i „wreszcie można” wciągnąć na maszt flagę pluralizmu. A jeśli jest to pluralizm przypominający TVN24 w wersji light, w czym problem?

Przecież on kończy się i zaczyna na kopiowaniu formuły „Loży Prasowej”, w której prowadząca i trzech zaproszonych gości mówią jednym głosem, aby jeden koncesjonowany konserwatysta, za którego sam przez lata robiłem, mógłby być listkiem figowym przykrywającym brak prawdziwej debaty i równowagi sił.

Przecież tutaj nie trzeba niczego wymyślać, wystarczy zobaczyć, że dziennikarze największych mediów mainstreamowych nagle zmienili afiliacje, ale nie zmienili klucza zapraszania gości, w którym poza drobnymi wyjątkami, dominują ci sami komentatorzy i politycy, co wszędzie indziej. Sprawę Wąsika i Kamińskiego komentują przedstawiciele Iustitii i Wolnych Sądów, wolność mediów – Onetu, Oko.press czy Newsweeka.

To niesamowite, z jak wielką egzaltacją niektórzy dziennikarze wracają do mediów, które sami chcieli zaorać. Przed swoimi programami wygłaszają wzruszające przemowy, a gdy przez przypadek ktoś z dawnego rozdania prześlizgnie się przez sito „weryfikacji” – jak choćby Marek Sierocki – obsmarowuje się go publicznie, jako niegodnego stąpania po korytarzach na Woronicza.

Niestety, coś się niektórym głęboko w głowach poprzestawiało, puściły hamulce, skończyły się pozory. Również po tej „drugiej stronie”, która nagle, gdy w mediach publicznych dłużej pracować się nie opłacało – jak Bartłomiej Graczak – wyznała, że wiele rzeczy działo się tam „niezgodnie z sumieniem”. Osiem lat pobierania wynagrodzeń, o których 95% branży może pomarzyć, musiało osładzać tę gorycz moralnych ustępstw.

Trzeba to powiedzieć na głos – burdel w Telewizji Polskiej i Polskim Radiu zdemaskował wszystkich. Hunwejbinów rewolucji „depisyzacji” i „pisiorów”, którzy z młodych gniewnych walczących z „układem”, sami stali się jego częścią. I może tego w całej tej smutnej historii należałoby się nauczyć od aktorów? Przestańmy udawać. Ludzie widzą, jak jest.

Publikacja nie została sfinansowana ze środków grantu któregokolwiek ministerstwa w ramach jakiegokolwiek konkursu. Powstała dzięki Darczyńcom Klubu Jagiellońskiego, którym jesteśmy wdzięczni za możliwość działania.

Dlatego dzielimy się tym dziełem otwarcie. Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o podanie linku do naszej strony.