Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.

„Razemki“ kontra „dziadersi“ czyli konflikt pokoleń w Nowej Lewicy

„Razemki“ kontra „dziadersi“ czyli konflikt pokoleń w Nowej Lewicy Adrian Zandberg, Robert Biedroń i Włodzimierz Czarzasty; autor zdjęcia: Paweł Wiszomirski; Creative Commons Public Domain Mark Owner

Jednocyfrowy wynik Lewicy rozczarował. Słychać to było zarówno w komentarzach polityków, jak i w kuluarowych dyskusjach podczas wieczoru wyborczego. Wniosek? Stara gwardia nie dowiozła. Magia „jedyneknie zadziałała. Ambicje i ego liderów pogrzebały marzenie o „trzeciej sile w Polsce. Wiedzą o tym kandydaci i kandydatki młodszego pokolenia, którzy uzyskiwali lepsze rezultaty od SLD-owskiego establishmentu. Jeżeli w Krakowie z „dwójkio kilka długości wyprzedza się „jedynkę“, a w Sosnowcu z ostatniego miejsca można wyprzedzić Czarzastego to coś przy układaniu list poszło nie tak. To być może nie wydarzy się jeszcze teraz, ale Razem czeka na samodzielność.

Gdy piszę te słowa, zliczone są już niemal wszystkie głosy z Krakowa, a „dwójka“ Lewicy – Daria Gosek-Popiołek – pod względem zdobytego poparcia ponad trzykrotnie wyprzedziła lidera listy, prof. Macieja Gdulę. Około 39 tys. głosów, które zgromadziła debiutująca w poprzedniej kadencji polityczka Razem nie wystarczyło jednak, aby Lewica zdobyła dwa mandaty. A na taki scenariusz szykowano się jeszcze kilka tygodni temu, bazując na optymistycznych średnich sondażowych całej koalicji, przymierzanej do trzeciego miejsca na podium.

„Jedynka“ zamiast lokomotywą, okazała się jednak hamulcowym, a na ostatniej prostej Lewicę w Krakowie wyprzedziła Trzecia Droga. Nie wiem czy ktokolwiek bliżej śledzący lokalną politykę mógł być tą sytuacją zaskoczony. Gdy Gosek-Popiołek rozpoczynała ostatni dzień kampanii objazdem po województwie, którego pierwszy punkt rozpoczynał się o 3. rano, prof. Gdula jeszcze spał. I nie jest to niepotrzebna złośliwość, tylko anegdota, która potwierdza regułę. Ci, którzy mieli przecierać szlaki, myśleli, że biorące miejsce zwalnia ich z pracy.

Być może jeszcze bardziej spektakularna mijanka miała miejsce w Sosnowcu, gdzie Łukasz Litewka z ostatniego miejsca wyprzedził otwierającego listę Włodzimierza Czarzastego, którego mandat przez chwilę zawisł na włosku. Rozumiecie to? Lokalny radny Lewicy, który na plakatach zachęcał do adopcji psów, zostawił w tyle jednego z tenorów własnego ugrupowania.

Do Senatu bez problemu dostała się również Anna Górska z Razem oraz Magdalena Biejat, choć liberalna opozycja z Romanem Giertychem na czele robiła wszystko, aby zdyskredytować jej kandydaturę jako z góry przegraną. Podobnych przykładów jest wiele, wymieniając choćby Dorotę Olko, która z warszawskiej „czwórki“ przeskoczyła o dwa miejsca w górę, przebijając poparciem np. Sławomira Mentzena.

Co łączy te przypadki? Wszystkie dotyczą osób, które są relatywnie młode, były zaangażowane w prowadzenie kampanii, pochodziły z regionu, z którego startowały oraz nie stopiły się ideowo z partnerami z tzw. demokratycznej opozycji.

Jest jeszcze jeden, być może najważniejszy element, który dla wielu z nich jest wspólny. To ludzie partii Razem oraz jej ideowych przyległości.

Neomarksiści, socjaliści i queerowi aktywiści ratowali koalicję Nowej Lewicy tam, gdzie opierając się na swoim establishmencie, wydawała się tonąć. Bo przecież jednocyfrowy wynik całego komitetu musi zostać uznany za porażkę. Zupełnie wprost mówili o tym politycy i polityczki, gdy pytałem ich w kuluarach krakowskiego wieczoru wyborczego o nastroje po exit polls. Nikt złudzeń co do przyczyn rozjechania się oczekiwań z rzeczywistością nie miał.

Motyw przewodni większości rozmów, które udało mi się przeprowadzić był bliźniaczo podobny. Ambicje liderów przełożyły się na złe ułożenie list, na których marginalizowano osoby z autentyczną „fanbazą“. Zamiast nich promowano bywalców TVN24 i TVP Info.

A to nie telewizja i układy w koalicji zdobywają autentyczne poparcie na ulicach. Analiza wyników w poszczególnych okręgach pokazuje, że przed „nazwiska“ przebijali się ludzie zdolni do tworzenia wokół swoich kampanii małych społeczności, które wyczuwały równowagę między polityką regionalną oraz ogólnopolską.

„Myślę, że wielkich przetasowań nie będzie, tak długo, jak będziemy współtworzyć rząd. Jest w nas jednak chęć i pomysł, aby się w końcu usamodzielnić” – usłyszałem od jednego z rozmówców z Razem. To zdanie w elektoracie nie jest odosobnione.

„Cieszy też raczej bezpieczne wejście Maćka Koniecznego i dobre wyniki kandydatów z Razem w ogóle sprawiają, że słaby wynik całej Lewicy w ogóle mnie nie smuci, bo też ani eseldowski betonik i resztki jego postesbeckiego elektoratu, ani uśmiechnięta, pozytywna Polska bliskie mojemu sercu nie są“ – stwierdził w mediach społecznościowych Szczepan Twardoch, który poparł wspomnianą już Darię Gosek-Popiołek.

Frustracja działaczy Razem jest tym silniejsza, im bardziej głosy wyborców przyznają racje intuicjom wypowiadanym w momencie tworzenia list. Już wtedy wielu z nich ostrzegało, że nie można układać ich w Warszawie, stawiając na spadochroniarzy oraz magię „jedynki“. Niestety, tarcia w koalicji nie pomagały w znalezieniu równowagi między wyrazistością a maszerowaniem na wiecach obok Koalicji Obywatelskiej.

Choć Joanna Scheuring-Wielgus wybroniła się podczas debaty w TVP, wytypowanie jej na to miejsce zamiast Adriana Zandberga albo Agnieszki Dziemianowicz-Bąk, zupełnie wprost odczytywane było jako efekt kompromisu liderów, przeprowadzonego w myśl zasady: „nie wzmacniamy zanadto żadnego ze środowisk koalicji”. Tak na dłuższą metę rządzić się nie da.

Wyniki wyborów przełożone na głosy konkretnych grup społecznych pokazują, że czy to się Lewicy podoba, czy nie – nie jest już partią ludzi marginalizowanych, słabych, wykluczonych, z małych miast i z małymi dochodami. Dziś, na co zwrócił uwagę Remigiusz Okraska, na Lewicę głosują głównie młodzi, wykształceni, z wielkich miast, zatrudnieni w administracji lub usługach.

I to do nich swój przekaz, bez specjalnego oszukiwania się, kieruje Razem. Może pora przestać zakłamywać rzeczywistość, pozując na formację „ludową”? Bo co z „ludem” ma wspólnego prof. Gdula, Czarzasty czy Biedroń?

Właśnie dlatego, gdybym miał obstawiać jak będą wyglądać listy wyborcze za cztery lata, nie wyłożyłbym wielkich pieniędzy na to, że projekt Nowej Lewicy się utrzyma. Zmiany socjologiczne, zwłaszcza w pokoleniu, które 15 października głosowało po raz pierwszy, pokazują, że ważniejsza od politycznego dorobku jest u nich wiarygodność.

Lewica światopoglądowa – czy to się komuś podoba, czy nie – z czasem będzie zyskiwać, jeżeli uda jej się obudować swój program działaniami autentycznych polityków, którym pokolenie Z będzie mogło zaufać, bo zobaczy ich nie tylko w mediach, ale również na bazarze czy uczelni. Paleokomuniści, kawiorowa lewica, „działacze“, bezideowi progresywiści będą się jeszcze bronić siłą nadbudowanej przez lata inercji, ale ich czas już się kończy.

„Razemki“ – pomimo obiektywne rozczarowującego wyniku koalicji, dzisiaj świętują. Z sześciu posłów i posłanek kadencji 2019-2023, do Sejmu wprowadzają siedem osób. Do Senatu dwie. Kusząca perspektywa na następne rozdanie, prawda?

Publikacja nie została sfinansowana ze środków grantu któregokolwiek ministerstwa w ramach jakiegokolwiek konkursu. Powstała dzięki Darczyńcom Klubu Jagiellońskiego, którym jesteśmy wdzięczni za możliwość działania.

Dlatego dzielimy się tym dziełem otwarcie. Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o podanie linku do naszej strony.