Śmierć 8-letniego Kamila. Systemowy węzeł gordyjski: rodzice, bliscy, MOPS, policja, sąd
Historia tragicznej śmierci 8-letniego Kamilka pokazuje, że procedura nie zastąpi człowieka, a pewnie wiele dzieci udałoby się uratować, gdybyśmy chcieli je zobaczyć i usłyszeć, co zawsze jest obowiązkiem nie tylko urzędników, ale każdego z nas.
Specyfika dzisiejszej debaty publicznej jest taka, że gorące tematy żyją w niej dzień, góra trzy. Często pojawiają się nagle, wzbudzają ogromne emocje, są komentowane wszędzie i przez wszystkich i równie szybko umierają. A na ich miejsce czekają już kolejne. Media i publicyści widzą w nich okazję do kolejnego clicbaitowego tytułu, twitterowej przepychanki i zdobycia chwili naszej uwagi, która jest siłą napędową i najważniejszą walutą całego internetu.
Jak wiadomo tragedie klikają się najlepiej, przez co nierzadko są, mniej lub bardziej intencjonalnie, instrumentalizowane i wykorzystywane nie dla dobra pokrzywdzonych i ich bliskich, ale do żerowania na ich tragedii. A w przypadku najtrudniejszych tematów, często jedyną godną postawą jest powstrzymanie się od kolejnego zbędnego komentarza i uszanowanie bólu najbliższych.
Śmierć 8-letniego Kamilka to temat, który do czerwoności rozgrzewa dzisiaj wszystkie fora i portale dyskusyjne. Komentują go eksperci, dziennikarze, politycy, a nawet celebryci.
Choć zazwyczaj jestem zwolenniczką wyciszania emocji, to w tym przypadku byłabym przerażona, gdyby ta sytuacja przeszła bez echa i nie wzbudzała w nas chęci sprzeciwu i – mam nadzieję – działania.
Poza oczywistą oceną działań oprawców, w podobnych sytuacjach pojawia się zawsze (i słusznie!) ocena systemu – jego luk i zaniedbań. Niepodważalnym jest fakt, że system zawiódł i zawiedli dorośli – Kamil miał 8 lat, chodził do szkoły, musiał spotykać się z wieloma pełnoletnimi osobami.
Pod jednym dachem prócz ojczyma i matki mieszkała z nim jeszcze dwójka dorosłych, a w kamienicy czy na osiedlu kolejne osoby. O jego sprawie wiedział MOPS, policja, sąd. Ta śmierć nie wzięła się tylko ze zła popełnionego przez ojczyma, ale też z całego ekosystemu zaniedbań, niedociągnięć, bagatelizacji.
W takich przypadkach tym mocniej wybijają się radykalne tezy, że system trzeba natychmiast i gruntownie zmienić. Musimy jednak pamiętać, że temat systemu opieki i ochrony dzieci jest niesamowicie wrażliwy i najczęściej patrzymy na niego przez pryzmat skrajnych przypadków.
Łatwo nasuwa się myśl, że to nie odległy sąd, ale urzędnik socjalny lub kurator powinni decydować o losie dziecka, bo przecież jest na miejscu, widzi co się dzieje i najlepiej zna sytuację. Z drugiej jednak strony czy tak trudno zostać zmanipulowanym, albo w sytuacjach gdzie stawką jest życie dziecka i całej rodziny nie ulec emocjom lub subiektywnej ocenie? Szczególnie w niedoinwestowanym, jak nasz, systemie, gdzie pracownicy społeczni mają pod opieką mnóstwo rodzin, a pensje bynajmniej nie są motywatorem do podjęcia tej pracy.
Przykłady z norweskiego Barnevernetu czy niemieckich Jugendamtów pokazują, że wychodząc z jednej pułapki łatwo wpaść w inną – uznaniowe odbieranie dzieci w przypadkach drobnych uchybień lub nawet na podstawie niepotwierdzonych oskarżeń.
Warto też zwrócić uwagę na to, że nawet w tych rozbudowanych i dobrze finansowanych służbach miejscowi eksperci w dalszym ciągu zwracają uwagę na niewystarczające finansowanie i zbyt małe kompetencje urzędników, co przy tak szerokich uprawnieniach prowadzi do rażących błędów.
Inne pytanie – jak długo dawać rodzicom szansę na poprawę i jak pracować z rodzinami? Dla osób funkcjonujących w zdrowych środowiskach pewnie większość przypadków, które trafiają do agendy placówek społecznych byłoby już sytuacją patologiczną. Uznalibyśmy, że dzieci nie mogą się wychowywać w takich warunkach.
A jednocześnie odebranie dziecka rodzicom często jest dla niego traumatyczne, a wiele przypadków objętych nadzorem to rodziny z dysfunkcjami, a nie rażącymi patologiami. Może więc jednak lepiej zaufać, że objęta kompleksowym wsparciem rodzina się poprawi, a systemowy nadzór zauważy, jeśli tak nie będzie?
Historia Kamilka uczy jednak, że ta kontrola, żeby miała szansę zadziałać, musi być sprawowana z najwyższą starannością, a działania naprawcze muszą być wdrażane – zaufanie przemocowym opiekunom, że samo ostrzeżenie i groźba kary rozwiążą sprawę już zbyt wiele razy kończyło się tragicznie.
To zaledwie dwa proste przykłady, które pokazują, że temat jest niezwykle złożony i należy do niego podejść poważnie, ale ze spokojem i bez burzenia tego, co działa dobrze w imię chęci wykorzenienia całego zła, bo to nie uda nam się nigdy. Niezbędne są jasne i funkcjonalne procedury identyfikowania problemów i sprawnego reagowania.
Chciałabym, aby śmierć Kamila była impulsem, by ekspertów wysłuchać, stworzyć im przestrzeń do pracy i podejść do tematu bez uprzedzeń i podziałów. Sam system jednak nie wystarczy i nie zadziała bez ludzi, którzy będą potrafili mądrze go wykorzystać.
Śmierć Kamilka była impulsem dla wielu osób, by wyrazić swój sprzeciw wobec tego co się stało. Wierzę, że nie były to głosy obliczone na zasięg postów, ale szczery wyraz niezgody. Każdy moment jest dobry, by mówić o krzywdzie dzieci, alarmować i uczulać społeczeństwo, byśmy reagowali na to co dzieje się wokół. Jeżeli wpis jakiegoś celebryty sprawi, że choć jedna osoba zareaguje na krzywdę dziecka, to warto.
Publikacja nie została sfinansowana ze środków grantu któregokolwiek ministerstwa w ramach jakiegokolwiek konkursu. Powstała dzięki 1% podatku przekazanemu nam przez Darczyńców Klubu Jagiellońskiego. Dziękujemy! Dołącz do nich, wpisując nasz numer KRS przy rozliczeniu podatku: 0000128315.
Dlatego dzielimy się tym dziełem otwarcie. Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o podanie linku do naszej strony.