Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.

Jestem dumny z bycia katolikiem. Kiedy ostatnio słyszeliście takie zdanie?

Jestem dumny z bycia katolikiem. Kiedy ostatnio słyszeliście takie zdanie? autor ilustracji: Julia Tworogowska

„Wyjść w nieznane”, „noc ciemna Kościoła”, „życie w czasach niepewności” – oto przykładowe hasła, które niczym refren przewijają się w materiałach publikowanych w ostatnim czasie na łamach kwartalnika „Więź”. Nie neguję potrzeby uprawiania „teorii krytycznej” Kościoła. Istnieją grzechy, z których trzeba się rozliczyć, ale jest to tylko część opowieści, która przesłania nam to, co istotne. Potrzebujemy dziś w Kościele dobrze rozumianej dumy oraz „umiłowania swojskości”. Skarbem, który Kościół powinien pokochać, jest tradycja.

Lista błędów i słabości Kościoła, którą kwartalnik „Więź” kompletuje już od jakiegoś czasu, jest wyjątkowo długa. „Kościół potrzebuje przemyśleć teologię kapłaństwa – to ona była przyczyną nadużyć władzy przez hierarchię po pedofilię włącznie” – powtarza Tomasz Terlikowski. „Kościół musi porzucić katolicyzm na rzecz katolickości. Stać się bardziej ekumeniczny, a mniej zideologizowany” – dorzuca ks. Thomas Halik.

Dodajmy do tego rzekomą niezdolność do dialogu teologii ze współczesną nauką i równie rzekomą bezradność wobec wyzwań sekularyzacji, społecznej emancypacji kobiet oraz mniejszości seksualnych. Tak tworzy się obraz bezsilnego starca, bezpłodnego, niezdolnego do dania życia, wręcz wyczekującego własnej śmierci. To zresztą sugerują tytuły ostatnich książek wymienionego już czołowego publicysty katolickiego w Polsce.

Czytając eseje „Więzi”, odnoszę wrażenie, jakby opowiadano mi o Kościele, w którym wierzący jest skazany na rolę „dziecka we mgle”, zaś sam Kościół jest czymś na kształt dysfunkcyjnego domu rodzinnego. „Alkoholik, ojciec-hierarchia” jest bezradny wobec własnych słabości i niezdolny do zapewnienia swoim dzieciom bezpieczeństwa, opieki i wskazania kierunku.

Aby nie być posądzonym o cherry picking, celowo nieco wyostrzam przekaz kierowany przez redakcję „Więzi”. Mam świadomość, że autorzy czasopisma oburzyliby się na takie odczytanie stawianych przez nich tez. Nie wątpię w ich dobre intencje. Refleksja nad negatywnymi zjawiskami w Kościele jest potrzebna. Tak jak każdy pojedynczy człowiek potrzebuje rachunku sumienia, tak potrzebuje tego mistyczne Ciało Chrystusa.

Myślę jednak, że moje wyostrzenie nie jest bezzasadne. Klimat unoszący się nad tego typu tekstami tworzy właśnie taki obraz Kościoła. Klimat niepewności, zagubienia, skupienia się na tym, co w Kościele złe. Gdy czytam te materiały, mam poczucie, że to świat bardziej uczy Kościół, jak żyć i kochać, tak jakby katolicyzm nie miał mu nic do zaoferowania.

Właśnie ten defetystyczno-schyłkowy klimat niemożebnie mnie irytuje. Dlaczego? Bo przesłania ważniejszą część opowieści o Kościele. Niepewny siebie i duchowo bezpłodny Kościół nie jest tym, który znam. Zakompleksiony Kościół, który nie ma nic własnego i pozytywnego do zaproponowania światu, również jest mi obcy. W końcu Kościół, który nie jest w stanie przedstawić swoim wiernym pięknej i sensownej formy życia, również nie jest Kościołem, który znam.

Niedziela, godz. 8:00, Kościół Środowisk Twórczych na placu Teatralnym w Warszawie. W świątyni wypełnionej po brzegi ludźmi (w dużej części znacznie przed czterdziestką) rozlega się dzwonek. Wraz z nim chór rozpoczyna śpiew gregoriański.

Kapłan ubrany w skrzypcowy ornat wychodzi z zakrystii i wraz z ministrantem spokojnym i rytmicznym krokiem podąża w stronę ołtarza. Zatrzymuje się przed nim i tyłem do ludzi, a raczej przodem do Boga, jakby to pewnie ujął uczestnik owej liturgii, kapłan rozpoczyna mszę św.

Liturgia sprawowana po łacinie, okraszona kojącym głosem kantora wyśpiewującego chorał gregoriański. W trakcie homilii ksiądz należący do tradycyjnego Instytutu Dobrego Pasterza mówi o drodze duchowej do zjednoczenia z Bogiem. Cytuje św. Jana od Krzyża. Daje wskazówki, jak być mistykiem w codzienności.

Wskazuje, jak szukać obecności Boga mimo zabiegania i jak uczynić trudy, konflikty, życiowe przeszkody i drobne radości okazją do uświęcenia. Krótko mówiąc, daje konkretne rady pozwalające na duchową pracę w codzienności. Proponuje konkretną formę życia.

Czy ci ludzie to kolejna pseudoelitarna grupa rekonstrukcyjna niezdolna do odnalezienia się we współczesnym świecie i szukająca ucieczki w muzealnych formach? Czy jest to grupa snobów podniecająca się estetyczną modlitwą po łacinie i tym, że są tacy fajni, lepsi od zwykłych katolików?

A może, jak sądzą niektórzy, są to znerwicowani neurotycy, którzy w „sztywnych formach” szukają poczucia bezpieczeństwa i ukojenia dla swych lęków? Być może wśród nich znajdą się i tacy. W końcu Kościół jest szpitalem polowym dla grzeszników, a nie elitarnym klubem dla sprawiedliwych im. Annasza i Kajfasza.

Sądzę jednak, że większa część ludzi przychodzi po coś zupełnie innego. Nie przychodzą po prostu na piękną mszę po łacinie. Przychodzą na mszę, podczas której dostają bardzo konkretną propozycję nie mniej konkretnej duchowości, która pozwala uporządkować życie. Nadać kierunek i sens codzienności. Skąd pochodzą te wskazówki? Z zasobu doświadczeń Kościoła. A ten zasób nazywa się tradycją.

„Tradycja w rozumieniu właściwym posługuje się normatywnym powtórzeniem: jest systemem komunikacji służącym wyodrębnieniu określonej formy życia, która realizuje się w konkretnych praktykach” – pisał Paweł Grad w książce O pojęciu tradycji. Tradycja nie jest więc zbiorem bezsensownych nawyków bezmyślnie replikowanych z pokolenia na pokolenie.

To zbiór doświadczeń naszych przodków. Ich doświadczenie, mądrość życiowa, sprawdzona forma życia, która doprowadziła ich do określonego duchowego celu. Ludzie gromadzący się na placu Teatralnym z tego właśnie korzystają.

Nie szukają po omacku nowych dróg. Nie wyważają otwartych drzwi. Korzystają z form sprawdzonych przez wieki i z wydeptanych, pewnych ścieżek, które już wcześniej przeszli inni, jak chociażby wymieniony już św. Jan od Krzyża. Te formy przemieniają ich codzienność. Nadają sens i kierunek ich życiu.

Dlaczego o tym wszystkim piszę? Jestem przekonany, że w skupianiu się na krytyce grzechów Kościoła, co jest oczywiście potrzebne, można łatwo zapomnieć o wielkim skarbie, jaki się w nim kryje. Nie mamy się czego wstydzić przed światem.

Możemy bez żadnych kompleksów chwalić się całą naszą tradycją mistyczną przed wyznawcami popularnych dziś technik mindfulness i medytacji dalekowschodnich. Możemy przedstawić całą tradycję intelektualną Kościoła i pokazać, że ma ona zdolność do wskazywania współczesnemu człowiekowi, jak sensownie ukierunkowywać swoje życie.

Jednym z najbardziej wzruszających dla mnie momentów w ciągu całego roku liturgicznego jest uroczysty śpiew Litanii do Wszystkich Świętych wykonywany podczas wigilii paschalnej. Gdy stają mi przed oczyma pierwsi męczennicy, którzy „śmiali się śmierci w twarz”, prości, niewykształceni, franciszkańscy „Boży szaleńcy”, a w końcu absolutni intelektualni giganci swoich czasów, jakimi byli św. Bazyli Wielki  czy też św. Atanazy, to rozpiera mnie duma. Mam wrażenie, że dołączam do wyjątkowej sztafety pokoleń. Do rodziny, którą bez żenady mogę się chwalić. I której doświadczenie jest ciągle aktualne.

Teoria krytyczna Kościoła jest potrzebna. Nie może jednak przesłaniać skarbu, który ta wspólnota niesie. Tylko Kościół świadomy swej wartości będzie w stanie dzielić się nią ze światem.

Publikacja nie została sfinansowana ze środków grantu któregokolwiek ministerstwa w ramach jakiegokolwiek konkursu. Powstała dzięki Darczyńcom Klubu Jagiellońskiego, którym jesteśmy wdzięczni za możliwość działania.

Dlatego dzielimy się tym dziełem otwarcie. Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o podanie linku do naszej strony.