Sztuczna inteligencja nie zbawi polskiej gospodarki
W skrócie
Może się okazać, że zamiast przynosić sukcesy, sztuczna inteligencja pogrąży nas w peryferyjności. Rozwój sektora IT automatycznie nie pociągnie za sobą cyfrowej transformacji innych sektorów polskiej gospodarki. Nasza przewaga w postaci przedsiębiorczości i świetnych inżynierów nie ma kluczowego znaczenia. Wychodzą za to polskie braki: niski poziom umiejętności cyfrowych wśród pracowników i menadżerów, brak kapitału do inwestycji w innowacyjne rozwiązania, niedostatki w zarządzaniu.
Tworzenie rozwiązań z zakresu sztucznej inteligencji oraz ich wdrażanie w innych sektorach gospodarki to dwie pary ekonomicznych kaloszy. Niby banał, ale słysząc (prawdziwe zresztą) historie o wybitnych polskich programistach, zdajemy się o tym zapominać, po cichu licząc na gospodarczy skok polskiego tygrysa prosto w rajski, cyfrowy świat.
Tak, polskie startupy odnoszą sukcesy, a nasi inżynierowie są powszechnie chwaleni. Tyle że w przeważającej większości swoje produkty sprzedają za granicą. W wywiadzie z Krzysztofem Mazurem mówiła o tym współzałożycielka krakowskiego Base, Agata Wierzbicka: „Nigdy nie mieliśmy i nie planowaliśmy działu sprzedaży w Polsce”. Base nie było wyjątkiem, takie postępowanie jest wręcz regułą, bo to po prostu racjonalna decyzja biznesowa. Potwierdza to Mapa Polskiego AI, według której większość dochodów polskich startupów w tej dziedzinie przynoszą zagraniczni klienci.
Dlatego, licząc na skok całej gospodarki, a nie jedynie sektora IT, musimy spojrzeć nie tylko na to, czy chcemy więcej AI Made in Poland, ale też na to, czy zależy nam na sztucznej inteligencji wdrożonej w polską gospodarkę. To dwa rozłączne tematy wymagające w dużej części odmiennych działań.
Mówiąc językiem ekonomicznym, pierwszym elementem jest budowa podaży, kolejnym – budowa popytu. W drugim wypadku wyzwanie będzie większe, bo i punkt wyjścia pozostawia wiele do życzenia.
Popyt: za słabe finansowanie, za mało badań, za mało specjalistów
Zacznijmy jednak od rozwoju sektora technologiczno-komunikacyjnego ICT. Jeśli chcemy więcej startupów tworzących innowacyjne rozwiązania oparte o sztuczną inteligencję i inne zaawansowane algorytmy, potrzebujemy dwóch elementów: inwestycji w badania naukowe oraz wysoko wykształconych specjalistów – programistów, matematyków, inżynierów.
Musimy natychmiast w o wiele większym stopniu zainwestować w badania sztucznej inteligencji w Polsce. Niestety, przeznaczając około 1% PKB na badania naukowe, nie będziemy w stanie konkurować na globalnej arenie. Ten stały element diagnozy sytuacji polskiej nauki nabiera jeszcze większego znaczenia w branży, w której uniwersytety na całym świecie mierzą się z drenażem umysłów do firm technologicznych oferujących nie tylko wysokie wynagrodzenia, ale też możliwość nieskrępowanego (na przykład grantami czy obowiązkiem dydaktycznym) prowadzenia własnych projektów badawczych.
Chociaż znajdziemy parę chlubnych wyjątków, w Polsce grup prowadzących badania nad sztuczną inteligencją na poziomie światowym jest skandalicznie mało. Bez zbudowania masy krytycznej – powołania ośrodka koordynacyjnego w stylu Sieci Łukasiewicza i stania się elementem europejskiej inicjatywy sieci instytutów ELLIS – nie będziemy w stanie być na bieżąco ze światowymi postępami. A bez tego nie wykształcimy na uczelniach kolejnych światowej klasy naukowców i programistów.
Według Digital Economy and Society Index, przygotowanym przez Komisję Europejską, odsetek specjalistów ICT w polskiej gospodarce wynosi około 2,7%. Mniej od krajów skandynawskich (ponad 6%) czy średniej europejskiej (3,7%), co daje nam finalnie dwudzieste miejsce w UE. To jednak można by wytłumaczyć naszym ogólnym opóźnieniem. Mało jest w końcu statystyk, w których przebijamy Skandynawię czy średnią UE.
Niepokojące jest jednak coś innego. Autorzy podsumowania cyklu warsztatów Digital Sustainability Forum dostrzegli, że ciągu ostatnich 10 lat odsetek specjalistów ICT w Polsce nie uległ zmianie, podczas gdy w Skandynawii wzrósł o około 20%, w Niemczech czy we Francji o 70%, a w Bułgarii podwoił się.
W gospodarce wcale nie zmienia się odsetek pracowników sektora IT. Liczba studentów informatyki maleje (to wpływ niżu demograficznego), a popyt na specjalistów rośnie. W porównaniu do pozostałych krajów nie tyle stoimy w miejscu, co po prostu się cofamy.
Podaż: skąd słaba przyswajalność technologii w Polsce?
Co musimy zrobić, żeby wdrażać więcej technologii opartych o sztuczną inteligencję w różne gałęzie polskiej gospodarki? Nie ma tu znaczenia ilość prac naukowych lub liczba specjalistów od głębokiego nauczania maszynowego. Istotny jest wysoki poziom średnich kompetencji cyfrowych, szczególnie wśród kadry zarządzającej; wiedza o prowadzeniu procesu transformacji cyfrowej, gotowość do odtworzenia procesów działania instytucji lub przedsiębiorstwa w cyfrowym świecie. Wreszcie, o czym nie zapominajmy, potrzebny jest kapitał.
Tu nie mam dobrych wieści. Polskie firmy wprowadzają technologiczne nowinki powoli. Tylko 6% polskich małych i średnich przedsiębiorstw korzysta z analityki danych, co plasuje nas na przedostatnim miejscu w Unii Europejskiej.
Przeciętny polski pracownik w porównaniu do swoich kolegów z innych krajów ma słabe kompetencje cyfrowe. Według Digital Economy and Society Index podstawowe umiejętności cyfrowe w Polsce posiada 46% populacji, co lokuje nas na zaszczytnym 24. miejscu w UE. Ten problem świetnie obrazuje wykres raportu SpotData:
Nie lepiej sytuacja wygląda wśród polskich menadżerów średniego szczebla. Tu podeprę się „dowodami” z kategorii anegdotycznych – wnioskami z rozmów z kilkunastoma startupami na przełomie ostatnich tygodni.
Menadżerowie w przedsiębiorstwach muszą spośród morza ofert nowych technologii mających ułatwić ich pracę wybrać te, które naprawdę mogą wprowadzić lepszą jakość oraz umiejętnie te innowacje wdrożyć. Żaden z tych dwóch kroków nie jest prosty, a dochodzi do tego jeszcze absolutnie fundamentalna kwestia finansowania zazwyczaj drogich projektów programistycznych oraz fakt, że dział IT bardzo często wolałby nie ryzykować. Każdy nowy system w firmie to przecież kłopot, choćby z powodu bezpieczeństwa.
Nic dziwnego, że według The Global Competitiveness Report, wydawanego przez Światowe Forum Ekonomiczne, zajmujemy odległe 68. miejsce pod względem absorpcji technologii ICT, podczas gdy w całym rankingu pozycjonujemy się na 38. pozycji.
Sumienna dokumentacja procesów vs polska ułańska dusza
Podobno aktualna i dobrze prowadzona dokumentacja procesów w firmach czy administracji znajduje się w tym samym miejscu, gdzie Bursztynowa Komnata. Najczęściej, jeśli w ogóle coś takiego istnieje, jest to jakaś zapomniana kupa kartek w segregatorze podpisanym jako „Audyt 2015”.
Nigdzie na świecie dokumentowanie procesów krok po kroku nie jest uznawane za priorytetowe. Jednak polski sektor prywatny oraz administracja wybitnie się z nim nie lubią. Przyznaje to wielu startupowców branży automatyzacji procesów biznesowych. Opracowany proces wydaje się zabijać polską ułańską duszę i nasze wrodzone zdolności do improwizacji. Wyjątek stanowi na pewno sektor centrów usług wspólnych i outsourcingu (BPO/SSO). Tam bowiem procesy musiały zostać „zwirtualizowane” przed przeniesieniem działu do Polski i zatrudnieniem nowych osób na miejscu.
Brak ustrukturyzowanych procesów i niedostatek ich dokumentacji stanowią kolejne wyzwanie dla Polski. To z jednej strony oznacza, że polskie firmy wszelkich rozmiarów z czasem będą tracić konkurencyjność względem światowych rywali. Co więcej, dzięki lepszemu przygotowaniu procesów będą one w stanie taniej i z większym sukcesem wdrażać technologie oparte o sztuczną inteligencję.
Z drugiej strony ucierpieć może sektor outsourcingowy. O ile nieuprawnione okazały się obawy, że wraz z rosnącymi pensjami centra usług zaczną przenosić się do Indii, tak sytuacja, w której wyniosą się one do przepastnych serwerowni Amazona wydaje się już całkiem realna. Sektor centrów usług wspólnych i centrów outsourcingu, w którym w Polsce pracuje prawie 300 tysięcy osób, może się w dużej części zwirtualizować.
Szeregowy pracownik to klucz do sukcesu
Owszem, są branże, w których być może już wkrótce nastąpi gwałtowny spadek zatrudnienia. Jednak na obecnym rynku sprawdzony i lojalny pracownik jest zazwyczaj cenny. Firmy automatyzujące procesy biznesowe, robotyzujące centra logistyczne czy wdrażające algorytmy w przemyśle potwierdzają historię o szybko mijającym strachu przed automatyzacją.
Ich produkty reklamowane są często jako narzędzia pozwalające zastąpić pracę dziesięciu osób pracą, na przykład, tylko jednej. Najczęściej jednak pozostała dziewiątka pracowników sukcesywnie przenoszona jest albo do bardziej satysfakcjonującej, mniej rutynowej pracy (na przykład do odpowiadania na nieoczywiste pytania klientów, podczas gdy algorytm odpowiada na te najprostsze), albo do innych działów firmy.
Po ogłoszeniu przez zarządzającego działem, że będzie wprowadzane nowe rozwiązanie technologiczne, na pracowników często pada blady strach. Po paru tygodniach eksperymentów okazuje się jednak, że zaczynają doceniać pozbycie się najżmudniejszej części pracy i dostrzegają, że ich własna staje się bardziej efektywna.
Sukces wdrożenia, a także zdolność do podnoszenia własnych kompetencji tak, aby móc pracować w innym dziale lub zająć się obsługą bardziej skomplikowanych procesów, zależne są od kompetencji cyfrowych. Nie chodzi tu o umiejętność pisania kodu – spora część wdrażanych dzisiaj rozwiązań umożliwia budowanie oprogramowania poprzez graficzny interfejs, w formie „klocków”. Chodzi tu bardziej o rozumienie komputera: umiejętność rozwiązania prostych problemów technologicznych, mnożenie komórek w Excelu i formatowanie tabel w Wordzie czy weryfikację źródeł informacji z Sieci.
A jak jest w praktyce? Z jednej strony mamy w administracji osoby, które potrafią zapytać uniżenie, czy mogliby mieć stronę internetową z „małpą” w adresie. W firmach z kolei część osób woli operacje matematyczne wykonywać na kalkulatorze, a do Excela wklepywać jedynie wynik.
Idźmy dalej. Ostatnio na konferencji Impact‘19 usłyszałem ciekawe pytanie o wdrażanie „wirtualnych asystentów” pomagających lekarzom w diagnozie. Brzmiało ono mniej więcej tak: „W jaki sposób ma się to dokonać, jeśli 30% lekarzy w województwie (bodaj) mazowieckim jest w wieku emerytalnym?”.
Wnioski: przestańmy żyć złudzeniami
Nie ma wątpliwości, że przed sektorem IT w Polsce lata prosperity. Tak, potrzebne jest kształcenie większej liczby programistów i analityków – tych na poziomie średnim, jak i wysokim. Niemniej jednak zarobki w tej branży będą przyciągać nawet tych, którzy swoją wiedzę będą musieli nabyć na wolnym rynku, bo na uczelniach państwowych zabraknie miejsc.
Nadzieja na to, że branża „pociągnie za sobą” rewolucję w całej polskiej gospodarce jest próżna. Polskie startupy sprzedają głównie za granicą. To racjonalna decyzja biznesowa – euro i dolary pozwalają zapłacić pensje ceniącym się pracownikom, łatwiej znaleźć klientów z odpowiednim budżetem i przygotowanych na wdrożenie technologii. W Polsce nawet tam, gdzie budżet sam w sobie nie jest problemem, często brakuje woli, przygotowania albo umiejętności koniecznych do oceny ryzyka i podjęcia decyzji.
To jednak oznacza, że zamiast wykorzystywać sztuczną inteligencję w polskiej gospodarce, wrócimy na peryferia: część miejsc pracy zostanie zwirtualizowana, zacofane technologicznie polskie firmy będą tracić pozycję konkurencyjną. Polacy, mając słabe podstawowe umiejętności cyfrowe, będą mieć do pokonania wysoką barierę, aby móc się przebranżowić czy po prostu podnieść swoje kompetencje. Brak technologii w firmie to niższa konkurencyjność, brak umiejętności cyfrowych to trudność w przebranżowieniu się pracowników.
W Ilorazie sztucznej inteligencji przedstawiamy przykłady polskich firm, tworzących rozwiązania oparte o sztuczną inteligencję w sektorach tak różnorodnych jak finanse, rolnictwo czy przemysł chemiczny. Nasi partnerzy z Fundacji Digital Poland i Microsoftu z kolei diagnozują bariery polskiej gospodarki.
Wiele z poruszonych tutaj wątków pojawiło się również w Założeniach do strategii AI w Polsce opublikowanych przez Ministerstwo Cyfryzacji. Znajdujemy się w przededniu ukazania się ostatecznej wersji tej koncepcji. Wystartowała również Fundacja Platforma Przemysłu Przyszłości. Pytanie tylko, czy strategia ta i inne działania zmierzające do rozwoju technologii w Polsce poparte zostaną odpowiednią uwagą, w tym polityczną, oraz wystarczającymi funduszami. Bez tego za paręnaście lat może się okazać, że obecna pół-peryferyjność była i tak całkiem niezłą sytuacją.
Anglojęzyczna wersja materiału do przeczytania tutaj. Wejdź, przeczytaj i wyślij swoim znajomym z innych krajów!
Artykuł (z wyłączeniem grafik) jest dostępny na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zezwala się na dowolne wykorzystanie artykułu, pod warunkiem zachowania informacji o stosowanej licencji, o posiadaczach praw oraz o konkursie „Dyplomacja publiczna 2019”. Prosimy o podanie linku do naszej strony.
Zadanie publiczne współfinansowane przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych RP w konkursie „Dyplomacja publiczna 2019”. Publikacja wyraża jedynie poglądy autora/ów i nie może być utożsamiana z oficjalnym stanowiskiem Ministerstwa Spraw Zagranicznych RP.