Zimno? Załóż sweter i zrób sąsiadowi herbatę. To da mu więcej ciepła niż najnowsze wsparcie rządu
W skrócie
Czeka nas trudna zima. W związku z tym rząd podjął się konkretnych działań, by Polacy mieli za co ogrzewać swoje domy i mieszkania. Jednak wsparcie władz, takie jak ustalenie maksymalnej ceny ciepła, może okazać się niewystarczające. Wielu Polaków nadal nie będzie stać na ogrzanie swoich domów najbliższej zimy, zaś obecne rozwiązania tylko pogłębią zjawisko ubóstwa energetycznego. W trudnej sytuacji są także dostawcy ciepła, którzy w związku ze wzrostem kosztów produkcji i niewydolnością finansową ich klientów mogą znaleźć się na granicy bankructwa. Najbliższe miesiące będą dla znacznej części Polaków bardzo trudnym doświadczeniem.
Co rząd zrobił, by ograniczyć ceny ogrzewania?
Kryzys energetyczny w Europie pogłębia się już od ponad roku. Pod tym ogólnym hasłem kryje się wzrost cen gazu ziemnego, węgla energetycznego i innych paliw. Przekłada się to bezpośrednio na wzrost kosztów ciepła sieciowego, które w Polsce w prawie 80% pochodzi ze spalania węgla lub gazu.
Oczywiście ma to przełożenie na wzrost cen ciepła systemowego, z którego korzysta ok. 15 mln Polaków. Średnio ceny ciepła systemowego z węgla wzrosły w okresie od 2018 r. do 2021 r. o prawie 1/4, a z gazu o 13%. Za 2022 r. oficjalnych danych jeszcze brak, jednak Urząd Regulacji Energetyki (odpowiedzialny za akceptowanie taryf na ciepło) szacuje, że w tym roku średni wzrost cen wynosić będzie 17% dla ciepłowni węglowych i 22% dla gazowych.
Rząd podjął się zapewnienia wsparcia, które ograniczyłoby wzrost cen ciepła z sieci. Już na początku roku obniżono VAT z 23% na 8% na ciepło sieciowe oraz wprowadzono dodatki osłonowe. Skala podwyżek zmusza do dalszego działania.
Podstawowym założeniem, jakim kierowali się rządzący, było ograniczenie wzrostu cen ciepła do 40% względem początku marca, tj. ponownej agresji Rosji na Ukrainę napędzającej wyższe ceny energii. Wzrost o 40% miał pokryć większe koszty paliwa, będące częścią kosztów ciepłowni, oszacowane na 60%. Ustawa w tej sprawie została podpisana przez prezydenta 17 września 2022 r.
Mechanizm wsparcia jest następujący: maksymalna cena ciepła z gazu i oleju opałowego dla obywatela zostaje ustalona ustawowo na poziomie 150,95 zł za GJ (gigadżul) i 103,82 zł za GJ dla ciepła z węgla i innych źródeł. Jest ona nazywana średnim kosztem wytwarzania, ponieważ uśrednia koszty produkcji ciepła, zamówionej mocy cieplnej i nośnika ciepła. Na jego podstawie ciepłownie mają obliczyć ceny tych składowych do stosowania z odbiorcami.
Ustawodawca uzasadnia, że poziom cen ustalono w odniesieniu do średniej ceny sprzedaży ciepła z 2021 r. powiększonej o wskaźnik referencyjny (obrazujący wzrost kosztów w ciepłownictwie) oraz poziom wzrostu 60%. Według założeń Ministerstwa Klimatu i Środowiska oznacza to podwyższenie rachunku odbiorcy na poziomie ok. 42%.
Jeśli uśredniona cena ciepła wynikająca z taryfy ciepłowni jest wyższa niż maksymalna, to ciepłownia stosuje ceny maksymalne. Różnica między wartością z taryf a tą z ustawy wypłacana jest przez państwo w formie rekompensaty. Rząd ustalił ceny maksymalne, więc ciepłownie stosujące niższe ceny mają przy nich pozostać.
Wsparciem objęte będą gospodarstwa domowe oraz szereg instytucji publicznych: placówki medyczne, pomocy społecznej, edukacyjne, kulturalne itp. Wsparcie obowiązywać będzie w ciągu najbliższego sezonu grzewczego: od początku października bieżącego roku do końca kwietnia przyszłego roku.
Tak skonstruowany mechanizm uzależnia to, ile obywatel zapłaci za ogrzewanie najbliższej zimy od paliwa, jakie wykorzystuje ciepłownia. Z technicznego punktu widzenia rozwiązanie takie ma sens, gdyż to koszty paliwa w dużej mierze odpowiadają za koszt wytworzenia ciepła i stanowią 37% tego kosztu.
Obecne rozwiązania pogłębią ubóstwo energetyczne
Jednak taki podział nie bierze pod uwagę celu wprowadzania pomocy. Zamożność odbiorców i możliwość opłacenia przez nich rachunków za ciepło nie idzie w parze z paliwem ciepłowni. Mechanizm taki nie zapewnia, że wszystkie domostwa będą wystarczająco dogrzane tej zimy, co jest jednym z przejawów ubóstwa energetycznego.
Wysokość wsparcia powinna zależeć od dochodu w gospodarstwie domowym. Mechanizm ten jest znany polskim włodarzom od wielu lat, bowiem w 2014 r. wprowadzono dodatek energetyczny. Jego przeznaczeniem jest częściowe pokrycie kosztów energii w gospodarstwie domowym. Jest to niewielka miesięczna kwota wypłacana przez instytucje gminne osobom z gospodarstw, gdzie dochód per capita nie przekracza 30% lub 40% przeciętnego wynagrodzenia w Polsce (w zależności od liczebności gospodarstwa). Uzależnianie wsparcia w zależności od dochodu znane jest też z programu „Czyste Powietrze”, który miał zachęcić Polaków do inwestycji w nowoczesne instalacje grzewcze w domach.
Najuboższym odbiorcom ciepła sieciowego mógłby być wypłacany miesięczny dodatek na pokrycie opłat za ogrzewanie. Innym pomysłem jest ustalenie jednej, niższej ceny ciepła dla tej grupy najuboższych.
Nie jest to postulat wyłącznie o charakterze prospołecznym, pomysł popierana także przez branża ciepłownicza. Rząd powinien zachęcać do zmniejszenia zużycia ciepła, jeśli odbiorcy jeszcze tego nie zrobili. Mniejsze zużycie to (częściowo) niższe rachunki. W dodatku ceny maksymalne zostały ustalone na zbyt wysokim poziomie dla mniej zarabiających Polaków.
Dla średniej wielkości mieszkania wykonanego w średnim lub niskim standardzie energetycznym rachunek za ciepło w najbliższym sezonie grzewczym zgodnie z cenami maksymalnymi wyniesie ok. 4,5 tys. zł w przypadku ciepła sieciowego z węgla i 6,5 tys. zł dla ciepła z gazu. To 2- lub 3-miesięczne płace minimalne za 2022 r. i 1-1,5 średniego wynagrodzenia w przedsiębiorstwach sprzed 2 miesięcy.
Niedopasowanie wysokości wsparcia do dochodów najuboższych spycha ich w ramiona ubóstwa energetycznego. Przejawia się ono m.in. brakiem możliwości właściwego ogrzania i oświetlenia mieszkania czy korzystania z urządzeń elektrycznych. Pierwszą próbą oszczędzania na rachunku będzie zmniejszenie temperatury ogrzewania. Niedogrzanie domostw to wyższe ryzyko chorób serca i układu ruchu.
Jeśli to nie pomoże, część odbiorców przestanie płacić rachunki za ciepło, co negatywnie odbije się na sytuacji ciepłowni, wspólnot i spółdzielni mieszkaniowych. To do grupy ubogich energetycznie przede wszystkim powinno trafić wsparcie. Zakrawa to o truizm, lecz należy tę kwestię dobitnie podkreślić.
Ubodzy mają też mniejszą zdolność finansową do przeprowadzenia inwestycji w zmniejszenie zużycia ciepła. Co prawda, spółdzielnie mieszkaniowe i wspólnoty szukają oszczędności, gdzie się da, np. demontują kaloryfery w częściach wspólnych budynków, obniżają temperaturę ogrzewania i ciepłej wody, opóźniają rozpoczęcie ogrzewania.
Na najbardziej wydajne inwestycje, takie jak wymiana węzłów cieplnych grupowych na indywidualne, które umożliwiają dokładniejsze rozliczanie kosztów zużytego ciepła pomiędzy budynkami, trzeba wyłożyć miliony złotych. Trudno bowiem mówić o oszczędności ciepła bez odpowiedzialności za wysokość własnego rachunku.
Zbyt duże ceny mogą być też problematyczne dla innych, wrażliwych odbiorców, takich jak zadłużone szpitale. Szczególnie w ich przypadku trudno mówić o oszczędzaniu na cieple. Podmioty usług publicznych otrzymają specjalne dodatki, ale tylko na zakup paliw.
Ciepłownie również potrzebują wsparcia
Inna bolączką systemu jest to, że będzie on obowiązywał tylko podczas najbliższego sezonu grzewczego. Część ciepłowni zdążyła podwyższyć ceny na początku lub w trakcie sezonu 2021/2022. Podwyżki za ogrzewanie i ciepłą wodę użytkową poniesione do października 2022 r. nie zostaną w żaden sposób zrekompensowane.
Innym aspektem, który nie został wzięty pod uwagę, jest zróżnicowanie geograficzne zużycia ciepła. W zimniejszych rejonach kraju – w górach czy Polsce północno-wschodniej – pokrętła kaloryferów będą bardziej i dłużej odkręcone niż na zachodzie kraju. Nie oznacza to, że dotacje mają zależeć od wysokości zużycia, gdyż przeczy to zasadzie efektywności energetycznej.
Zainteresowanymi w otrzymaniu wsparcia są ciepłownie. W drugiej połowie 2021 r. rozpoczął się rajd cenowy surowców energetycznych. Ceny gazu w Europie wzrosły pięciokrotnie w roku poprzedzającym II kwartał 2022 r. Obecnie wynoszą ok. 200 euro.
Podobnie jest z węglem energetycznym, który w ostatnim roku zanotował 3- lub 4-krotny wzrost cen. Obecnie na rynkach międzynarodowych kosztuje ok. 330 euro za tonę. Polski węgiel trafiający do ciepłowni jest zdecydowanie tańszy i jeszcze w lipcu kosztował 455 zł za tonę. Ten surowiec rzeczywiście podrożał o maksymalnie 60%. Jednak tylko część jego zużycia przez ciepłownie zaspokajana jest polskim węglem. Do tego dokłada się konieczność zakupu uprawnień do emisji dwutlenku węgla.
Sektor ciepłowniczy szacuje, że jego koszty wzrosły o 100% w 2022 r., dlatego jest on zainteresowany udzieleniem wsparcia przez rząd odbiorcom ciepła, gdyż zwiększa ono zdolność odbiorców do zapłaty rachunków. W innym przypadku przedsiębiorstwom grozi strata, utrata płynności, a nawet upadłość.
Jednak, jak już zostało wspomniane, średnie ceny są wciąż za wysokie dla wielu odbiorców. System nie daje dodatkowego wsparcia ciepłowniom, które ponoszą zwiększone koszty paliwa od prawie roku. Ceny dla elektrociepłowni są pochodną cen ciepłowni. Tymczasem negocjacje taryf z URE trwają miesiącami, dlatego przedsiębiorstwa zmuszone są sprzedawać ciepło lub ciepłą wodę użytkową w tej samej cenie pomimo wzrostu kosztów.
Wysokość cen sprzedaży ciepła obliczana według modelu taryfowego nie pozwala ciepłowniom pokryć kosztów. Z tego względu takie instytucje na działalności podstawowej od lat ponoszą straty, a w 2020 r. cały sektor osiągnął stratę netto.
Zakłady należące do dużych grup kapitałowych, polskich czy zagranicznych, mogą liczyć na wsparcie spółek-matek. Najtrudniejszy czas przed lokalnymi ciepłowniami będącymi własnością spauperyzowanych samorządów. Problem jest tym istotniejszy, że sektor ten czekają wielomiliardowe inwestycje. W obecnym dziesięcioleciu konieczne będzie zmodernizowanie lub zbudowanie ok. 20 GW mocy w ciepłownictwie, co stanowi ok. 40% łącznej osiągalnej mocy w Polsce.
Czeka nas trudna zima
Przyczyn wysokich cen można szukać w wielu miejscach. Polskie ciepłownictwo oparte jest o paliwa kopalne. Węgiel kamienny i gaz ziemny odpowiadają za prawie 80% produkcji ciepła w Polsce. Nawet gdyby transformacja przebiegała szybciej, to polegałaby na wymianie źródeł węglowych na gazowe, a ciepło z gazu byłoby o ok. 40% droższe niż te z węgla, nawet mimo wysokich cen dwutlenku węgla.
Tańsze jest ciepło z OZE, co w polskich warunkach oznacza spalanie coraz droższej biomasy w niewielkich kotłach będących elementem większych ciepłowni. W tym kontekście wybuch wojny na Ukrainie jest bezpośrednią przyczyną wzrostu cen ciepła.
Apogeum kryzysu dopiero przed nami. Odbije się to nie tylko na portfelach Polaków, ale także na ich zdrowiu. Zimą bowiem okaże się, czy będziemy w stanie opłacić rachunki za ciepło i czy wystarczy paliw do jego produkcji.
Publikacja nie została sfinansowana ze środków grantu któregokolwiek ministerstwa w ramach jakiegokolwiek konkursu. Powstała dzięki Darczyńcom Klubu Jagiellońskiego, którym jesteśmy wdzięczni za możliwość działania.
Dlatego dzielimy się tym dziełem otwarcie. Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o podanie linku do naszej strony.