Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.

Zapowiada się najdroższa zima od 14 lat. Przyczyny horrendalnych cen węgla

11 mln ton – tyle węgla kamiennego ma zabraknąć w Polsce w 2022 r. To prawie całość naszego importu z 2020 r. Obliczenia przedstawione przez organizacje skupiające sprzedawców węgla przekonują, że skutkiem embarga importowego nałożonego przez Polskę na węgiel z Rosji będzie znaczące pogorszenie dostępności tego surowca. Rosja od połowy lat 90. pozostaje liderem eksportu czarnego surowca do Polski, odpowiada za 45%-75% dostaw obu rodzajów węgla. Import rosyjskiego surowca był zbyt tani i zbyt prosty, by mu się oprzeć. Płacimy cenę za uzależnienie w szczególnym momencie, tzn. wtedy, gdy możliwości importowe węgla na światowym rynku są bardzo ograniczone. 


Polska uzależniona od Rosji

Zakaz importu (w formie ustawy) został przyjęty 7 kwietnia, a embargo weszło w życie 8 dni później. Zyskało ponadpartyjne poparcie. Za ustawą odcinającą Putina od jednego ze źródeł finansowania wojny (a także wprowadzenia możliwości zamrażania majątków osób i podmiotów wspierających Rosję) głosowali posłowie wszystkich partii poza Konfederacją, której 11 posłów wstrzymało się od głosu. Unia Europejska również zgodziła się na embargo na węgiel, jednak wejdzie ono w życie dopiero w sierpniu tego roku.

Organizacje sprzedawców węgla słusznie przewidują trudności w zaopatrzeniu w węgiel, które trwać będą przez całą zimę. Embargo zostało wprowadzone w sytuacji wzmożonego popytu na węgiel, który stymuluje wzrost jego cen na światowych rynkach przy niewystarczająco szybko reagującej podaży i wzrostowi kosztów wydobycia. Zdecydowanie niższa cena rosyjskiego węgla sprawiła, że był on wyjątkowo atrakcyjny dla podmiotów z Polski czy UE. W 2021 r. Putin wystawił rachunek dla UE za węgiel o wartości ponad 4 mld euro. Polska również ma swój udział w tej kwocie.

W 2021 r. przywieziono nad Wisłę co najmniej 6 mln ton węgla energetycznego z Rosji, a cały import wyniósł nieco ponad 6,8 mln ton (nie licząc prawie 3 mln ton węgla koksującego ogółem). Trafił on przede wszystkim do lokalnych ciepłowni i poprzez sprzedaż indywidulną do gospodarstw domowych. Roczny rachunek za rosyjski węgiel opiewa na ponad 2 mld zł.

Rosja od połowy lat 90. pozostaje liderem eksportu czarnego surowca do Polski. Odpowiada za 45%-75% dostaw obu rodzajów węgla. Nie zmieniło się to ani po ataku Rosji na Ukrainę w 2014 r., ani później. Kwestia niskich cen ogrzewania była ważniejsza dla każdej ekipy rządzącej niż zaprzestanie finansowania agresora.

Popularność rosyjskiego węgla brała się z jego niskiej ceny. W styczniu 2021 r. tona rosyjskiego węgla energetycznego dostarczonego na polską granicę kosztowała ok. 250 zł, a rok później ok. 563 zł. Dla porównania ceny na światowych rynkach znacznie wzrosły i zdecydowanie przewyższają przywołane wcześniej wartości.

Ceny węgla w RPA, jednym z ważnych krajów-eksporterów tego surowca, wynosiły na początku czerwca 2022 r. ok. 300 dol., a w porcie w Rotterdamie (będącym centrum obrotu węglem) ok. 320 dol. Pozostali znaczący eksporterzy to Australia (odpowiada za 22% polskiego importu), Kazachstan, USA, Kolumbia, Mozambik i Czechy. Te ostatnie odpowiadały za 2%-7% wolumenu dostarczonego węgla.

Nadchodzi chłodna lub droga zima

Odcięcie naszego kraju od rosyjskiego węgla może mieć katastrofalne skutki dla przeciętnego Polaka. W obecnej sytuacji mogłyby pomóc zapasy węgla w odpowiedniej ilości. Niestety są one w Polsce niewielkie w skali potrzeb. Według danych Agencji Rozwoju Przemysłu w kwietniu 2020 r. zapasy węgla wynosiły 7,7 mln ton. Wartość ta byłaby w stanie w dużej mierze obsłużyć obecne zapotrzebowanie.

Jednak te same dane mówią, że pod koniec kwietnia 2022 r. zapasy wynosiły tylko 1,2 mln ton po ciągłym spadku ich poziomu przez poprzednie 20 miesięcy. Ostatni raz tak złą sytuację mieliśmy we wrześniu 2008 r., czyli w apogeum kryzysu finansowego. To właśnie on sprawił, że głównie węgla spalanego dla ogrzania naszych domów może najbliższej zimy zabraknąć.

W 2021 r. import pokrył 82% zużycia węgla przez gospodarstwa domowe i 40% zapotrzebowania ciepłowni. Dla ponad 1/3 Polaków spalanie węgla wciąż jest źródłem ciepła w domu. Około 3,5 mln budynków zaopatruje się w ciepło z niskosprawnych pieców węglowych. Oznacza to, że z dnia na dzień Polacy zostali całkowicie pozbawieni importu paliwa, który ogrzewa ich domostwa w chłodniejszych miesiącach.

To wszystko przekłada się na cenę. Według GUS-u jeszcze w 2018 r. średnia cena węgla kamiennego dla gospodarstw domowych wynosiła ok. 840 zł za tonę. Obecnie zapłacić trzeba co najmniej 3 razy więcej – ceny w składach osiągają 3300 zł za tonę kostki, 2800 zł za orzech, a za niesławny ekogroszek 2500-2800 zł. Ceny w sklepie Polskiej Grupy Górniczej, prowadzącej wydobycie w polskich kopalniach, są zdecydowanie niższe, lecz towar nie jest dostępny. Gdy już się pojawia, błyskawicznie się sprzedaje.

Przygotowanie się do zimy może kosztować obecnie nawet do 17,5 tys. zł zamiast 4 tys. zł. przy zużyciu 5 ton węgla zimą. Już w poprzednich latach niczym nadzwyczajnym nie było kupowanie węgla „na raty”, jednak obecnie kwota ta będzie zbyt wysoka i niemożliwa do zapłacenia przez wielu Polaków.

Mieszkańcy bloków także muszą się bać, bo wraz z cenami węgla poszybują ceny ciepła z sieci. Ciepłownie reagują na wzrost cen węgla (również cen uprawnień do emisji i energii elektrycznej) i wnioskują do prezesa Urzędu Regulacji Energetyki (URE) o zmianę cen tzw. taryf na ciepło. Szacunkowa analiza taryf na ciepło na stronie URE pokazuje, że od początku 2022 r. ok. 3/4 ciepłowni w Polsce uzyskało już taką zgodę, która zwykle wiąże się ze wzrostem cen sprzedawanego ciepła.

Szukanie nowych źródeł za granicą…

Metody zaradzenia kryzysowi, które mają przypominać rozwiązania rynkowe, zostały zaprezentowane przez premiera Mateusza Morawieckiego i minister Annę Moskwę. Wskazali oni, że dodatkowy węgiel na rynku pojawi się w Polsce dzięki importowi z Australii, Kolumbii, RPA oraz Indonezji. Paliwo z tych kierunków transportowane jest do Polski drogą morską – tą odbywa się ok. 90% globalnego handlu węglem. Niestety wiążą się z tym dodatkowe problemy.

W całym 2021 r. w polskich portach – Gdańsku, Gdyni, Szczecinie-Świnoujściu – obrót węglem sięgnął prawie 9 mln ton, rok wcześniej prawie 10 mln ton, co oznacza, że teoretycznie import brakującego węgla mógłby odbyć się drogą morską. Jednakże jest już prawie lipiec, a do końca marca zaimportowano do Polski ok. 3,7 mln ton węgla, w tym 2,2 mln ton koleją.

Zakontraktowanie dodatkowego surowca o akceptowalnej jakości wymaga czasu, nawet jeżeli do negocjacji włączają się najwyżej postawione osoby w państwie. Australijski eksport węgla maleje od początku 2021 r. z powodu zalewania kopalni odkrywkowych przez ulewne deszcze La Nina.

Kolejnym kierunkiem wskazanym przez polityków jest Indonezja – to jeden z największych globalnych eksporterów tego surowca. Niestety pochodzący stamtąd węgiel odznacza się zróżnicowanymi parametrami jakościowymi – dużą rozpiętością wartości kaloryczności, wilgotności, zawartości popiołu – oraz rozbieżnością cenową.

Węgiel gorszej jakości nie ogrzeje porządnie domostwa i nie będzie mógł zostać wykorzystany w ciepłowniach ze względu na rygorystyczne normy emisji zanieczyszczeń do atmosfery. Wydobycie w obu krajach już teraz znajduje się u szczytu możliwości technicznych.

W dodatku w regionie Azji i Pacyfiku jest też większych popyt na czarne paliwo. Dotychczas węgiel z Indonezji trafiał głównie do Indii, Chin i Japonii, położonych zdecydowanie bliżej Indonezji niż Polska. Podobna sytuacja dotyczy RPA, które tylko 4% swojego wydobycia eksportuje do Europy.

Tym samym Polska będzie konkurować o węgiel na rynku basenu pacyficznego, będąc jednocześnie zdecydowanie dalej położonym odbiorcą niż najwięksi konsumenci węgla w tamtym regionie. Oznacza to wyższe ceny surowca i brak ciągłego dopływu, który jest niezbędny do zapełnienia luki.

Handel węglem w basenie atlantyckim odbywa się głównie na kierunku Ameryka Południowa-Europa. Kolejnym celem importowym polskiego rządu jest Kolumbia. W 2019 r., jeszcze przed początkiem pandemii koronawirusa, wydobyła ona 82,2 mln ton węgla, z czego zdecydowaną większość eksportowała. Import tego surowca pozwoliłby przekierować węgiel z innych kierunków do odbiorców indywidualnych.

Jednak wskutek lockdownów i strajków wydobycie węgla wciąż nie osiągnęło przedpandemicznych poziomów i w 2021 r. wyniosło prawie 57 mln ton. W dodatku kolumbijski węgiel trafia głównie do energetyki i nie nadaje się do spalania w piecach, zajmuje możliwości przeładunkowe portów oraz jest drogi. Co więcej, o kolumbijski węgiel konkurować z nami będą Niemcy, co przy ograniczonym wzroście wydobycia najpewniej będzie dalej windować jego ceny. Pewną część swojej produkcji węgla eksportują także Stany Zjednoczone, jednak tam również możliwości zwiększenia wydobycia są umiarkowane.

…i w kraju

Zapowiadana jest też możliwość zwiększenia wydobycia w polskich kopalniach. Wymaga to jednak długotrwałych i kosztownych inwestycji. Wicepremier Sasin ocenia te możliwości na 1-2 mln ton rocznie, natomiast prezes Polskiej Grupy Górniczej szacuje jej potencjał na dodatkowy 1 mln ton w 2022 r.

W marcu udało się zwiększyć wydobycie węgla kamiennego o 1 mln ton w porównaniu do poprzedniego miesiąca i 4% więcej niż w ubiegłym roku, jednak w kwietniu wrócono już do wcześniejszego poziomu i w maju utrzymało się na podobnym poziomie. Zwiększanie wydobycia wymaga wzrostu zatrudnienia i nakładów kapitałowych, co generuje znaczne koszty, które znajdą odbicie w cenach krajowego surowca.

Natomiast jeszcze przed pandemią, ale także w jej trakcie w 2020 r., zużycie i wydobycie węgla kamiennego w Polsce spadało. Lata 2012-2020 przyniosły spadek zużycia tego surowca o 13 mln ton i wydobycia o 25 mln ton. Nic dziwnego, że górnictwo krajowe nawet po rekordowym 2021 r. nie jest gotowe na tak szybkie zwiększenie wydobycia.

Wielkie wyzwanie przed rządzącymi

Pozyskanie dodatkowych kilku mln ton węgla na globalnym rynku nie jest zadaniem niewykonalnym. Powstaje jednak pytanie, czy i jak duża będzie luka węglowa oraz kogo dotknie najbardziej. Ministerstwo Klimatu i Środowiska zapowiedziało, że dzięki dodatkowym dostawom drogą morską do Polski dotrze dodatkowych 8 mln ton węgla kamiennego.

Trudne może okazać się przeładowanie takiej ilości surowca w polskich portach, nieznana jest także jego cena. Ministra Moskwa informowała niedawno, że do Polski płynie 700 tys. ton węgla, jednak jest to surowiec zamówiony przez spółkę PGE Paliwa. Nie zajmuje się ona sprzedażą węgla na rynku detalicznym, lecz do odbiorców przemysłowych.

Rząd próbuje także ulżyć portfelom Polaków. Niedawno wprowadzono dopłaty do węgla. Podmioty, które zdecydują się sprzedać tonę tego surowca konsumentowi za 996,60 zł, otrzymają 1073,13 zł rekompensaty. Jedno gospodarstwo domowe będzie mogło kupić maksymalnie 3 tony węgla w tej cenie.

To, ilu sprzedawców zdecyduje się na przystąpienie do programu rekompensat, zależy od ceny węgla importowanego do Polski, kursu złotówki oraz poziomu wydobycia w kraju. Najprawdopodobniej najubożsi zmuszeni zostaną do upolowania tańszego węgla w kraju, a pozostali kupią droższy węgiel importowany.

Przedstawione perspektywy brzmią kasandrycznie i rzeczywiście węgiel na składach przez kilka miesięcy może być trudno dostępny. Zapełnienie luki węglowej importem z krajów innych niż Rosja wymagać będzie zintensyfikowanej pracy operatorów portów, kolei, administracji rządowej i pośredników na rynku węgla. Wiele zależy też od pogody. Wczesne nadejście surowej zimy pogorszy sytuację. Należy zapomnieć o czasach, kiedy ten surowiec był dostępny na zawołanie.

Brakujący węgiel należy dostarczyć do domowych piwnic przed sezonem grzewczym. W tej sytuacji ujawnia się pospolita zaleta „kopciuchów” – są to instalacje „wielopaliwowe”, które poza węglem przyjmą także drewno. Króluje ono w piecach ok. 1/4 Polaków. Zapowiedziane ułatwienia w zbieraniu drewna z lasu wywołało śmiech wielu komentatorów, jednak zimowo-wiosenne zręby od lat dla wielu były szansą na zapewnienie sobie ciepła w kolejnym sezonie grzewczym. Nie jest to jednak skala pozwalająca na systemowe rozwiązanie problemu, zwłaszcza wobec niskiej wartości kalorycznej drewna.

Inną alternatywą dla węgla w ogrzewaniu budynków mieszkalnych są pompy ciepła. Horrendalne ceny popularnego węgla i gazu zwiększą popularność tego rozwiązania. Jednak ich zakup wiąże się z kolejną inwestycją, która dla wielu rodzin będzie nie do udźwignięcia bez państwowego dofinansowania. Program Moje Ciepło oferuje dopłaty do pomp, ale tylko dla nowych budynków. Na wsparcie z Krajowego Planu Odbudowy jeszcze poczekamy. Takie działania nie rozwiążą nadchodzącego tej zimy kryzysu. Kolejną sprawą jest to, że „kopciuchy” przyjmą także inny rodzaj paliwa alternatywnego – śmieci.

Powstaje pytanie, czy rząd mógł lepiej przygotować się na wstrzymanie importu węgla z Rosji. De facto konieczne byłoby zaniechanie importu ze Wschodu i zwiększania zapasów na wiele miesięcy przed wprowadzeniem embarga lub szybsze odchodzenie od węgla w ciepłownictwie indywidualnym i systemowym na rzecz OZE. Zwiększanie wydobycia krajowego w warunkach „przedwojennych” cen węgla byłoby nieracjonalne i trudne do wykonania.

Żadna z rządzących ekip nie miała dość odwagi i chęci do przeprowadzenia kosztownych i czasochłonnych zmian, co z pewnością odbije się na notowaniach Zjednoczonej Prawicy. Obecnie nawet nastawienie obecnego elektoratu PiS-u może się zmienić po niedogrzanej zimie. Jednorazowe zderzenie się z cennikiem w składzie węgla, który pozbawi przeciętnego Polaka wielokrotności jego pensji, będzie bardziej bolesne niż pełzająca inflacja.

Z drugiej strony opóźnianie wprowadzenia embarga nie miałoby ani znaczenia symbolicznego, ani realnego. Sierpniowy termin wprowadzenia embarga również osłabia jego skuteczność w sytuacji, kiedy i tak jest już niskie (eksport Rosji wyniósł w 2021 r. ok 330 mld dol., a węgla do UE 4,4 mld). O ile Polska zaprzestała zakupów rosyjskiego węgla jeszcze w kwietniu, to, jak donosi portal Bloomberg, Niemcy będący największym importerem węgla w UE wciąż go kupują.

Eksport do UE odpowiada obecnie wciąż za ok. 10%-15% rosyjskiego eksportu tego surowca, a pozostałą nadwyżkę Rosja eksportuje do Indii. Wyższe ceny węgla rekompensują zmniejszenie sprzedaży i przekierowanie jej na rynki mniej lukratywne niż ten europejski. Warto zaznaczyć, że Rosja wciąż czerpie gigantyczne zyski z eksportu do Unii Europejskiej gazu ziemnego i ropy naftowej.

***

Czy czeka nas kryzys energetyczny porównywalny do tego z lat 70. XX w.? Wtedy odcięcie świata Zachodu od taniej, arabskiej ropy skutkowało skokiem ceny popularnej baryłki o 600%, kilkuletnim kryzysem gospodarczym i stagflacją. Doprowadziło to do racjonowania paliwa i gwałtownego wzrostu cen na dystrybutorach. Podobnie sytuacja wygląda dziś w Polsce – podwyższonej inflacji towarzyszą zapowiedzi recesji gospodarczej.

Publikacja nie została sfinansowana ze środków grantu któregokolwiek ministerstwa w ramach jakiegokolwiek konkursu. Powstała dzięki Darczyńcom Klubu Jagiellońskiego, którym jesteśmy wdzięczni za możliwość działania.

Dlatego dzielimy się tym dziełem otwarcie. Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o podanie linku do naszej strony.