Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.

Dramat w Jordanowie to dowód na zepsucie Kościoła? Nie, to potrzeba systemowych reform

Bulwersujące przykłady niegodnego traktowania dzieci niepełnosprawnych intelektualnie w domu pomocy społecznej w Jordanowie obiegły w ostatnim czasie internet i otworzyły dyskusję o tym, jak traktowane są osoby w tego typu instytucjach. Mieszkające w placówce dzieci były bite, wiązane i poniżane. Zwracano się do nich w obelżywy sposób. Większość krytyki skupia się na tym, że DPS był prowadzony przez Kościół. Takie ujęcie pomija clue sprawy. Problem z instytucjonalną pomocą jest bowiem systemowy i to na tym poziomie potrzebna jest konkretna zmiana.

Jordanów otworzył puszkę Pandory

Po głośnej publikacji dziennikarzy WP sprawa prowadzonego przez siostry prezentki DPS-u nie tylko zaistniała medialne, ale uruchomiła aktywność publiczną. Minister Maląg zleciła wojewodom działania kontrolne, wszczęte zostało postępowanie prokuratorskie i postawiono konkretne zarzuty wobec pracowników dopuszczających się przemocy.

Różni przedstawiciele władz politycznych zajęli w tej sprawie stanowisko. Włączył się w nią także Rzecznik Praw Obywatelskich. Wzburzenie zapewne potęguje fakt, że placówkę od lat prowadzą siostry zakonne (od których siłą rzeczy spodziewalibyśmy się innej postawy), jednak koncentrowanie się na tym, czy sprawcy przemocy i prowadzący placówki byli osobami świeckimi czy nie, odwraca uwagę od ważniejszych systemowych pytań.

Nieprawidłowości mogą występować i zapewne zdarzały się także w innych, również świeckich instytucjach. Oczywiście nie można wykluczyć, że realny poziom nadzoru nad tym, co dzieje się w placówkach zakonnych, bywa w praktyce mniejszy od tego w placówkach świeckich (nie wynika to z prawa, ale raczej z pewnych norm kulturowych), ale chyba nie tu należy szukać przyczyn dramatu.

Z pewnością nie można sprawy tłumaczyć i intepretować na (anty)klerykalną nutę. Niewątpliwie sprawa wstrząsnęła środowiskami związanymi z Kościołem. Jest to jednak przede wszystkim wezwanie do refleksji, w jaki sposób możemy oddziaływać na tego typu instytucje i pracujących w nich ludzi, by dramat w Jordanowie więcej się nie powtórzył. Nie przypadkiem wiodące katolickie media opinii („Tygodnik Powszechny”, „Więź”, „Magazyn Kontakt”, „Gość Niedzielny” itd.) poświęciły temu zagadnieniu sporo uwagi.

Oprócz postępowania w tej konkretnej sprawie i pytań, jak do tego doszło, zastanawiają także kwestie systemowe. Czy tego typu praktyki mogą występować – niekiedy nieujawnione – w innych instytucjach? Czy istniejące regulacje im sprzyjają, czy i w jakim stopniu przed nimi chronią? Na ile skutecznie? Jak powinny modelowo funkcjonować tego typu instytucje i czy w ogóle jest na nie miejsce w porządku opieki?

W środowiskach na co dzień stykających się z niepełnosprawnością i w gronie ich stałych sojuszników pojawiają się niekiedy bardzo daleko idące oceny i oczekiwania, by zrezygnować z domów pomocy społecznej jako formuły z gruntu podatnej na zjawiska niepożądane i zastąpienie ich innymi, bardziej środowiskowymi formami wspierania, zapewnienia ubezpieczenia pobytu i w razie potrzeby opieki.

Jakkolwiek rozumiem te postulaty (tym bardziej, jeśli wyrażane są przez osoby zmagające się z tym problemem w codziennym życiu), to wydaje mi się, że nadmierna demonizacja en block i postulat odejścia od DPS-ów w bliskiej przyszłości to zły trop. Doświadczenia płynące z domu pomocy społecznej w Jordanowie są szokujące, jednak w sektorze opieki (także tej instytucjonalnej) trzeba uwzględnić całościowy obraz tego typu instytucji, a ten nie jest jednoznaczny. Dopiero na tej podstawie można dokonać korekt lub reform. Emocje są na pewno ważnym i potrzebnym impulsem, ale trzeba uzupełnić je o szerszy obraz.

Jak dziś funkcjonują DPS-y

Zacznijmy od danych. Domy pomocy społecznej stanowią część segmentu opieki instytucjonalnej. Oprócz nich całodobowy pobyt zapewniają też działające w segmencie zdrowotnym zakłady opiekuńczo-lecznicze i stacjonarne hospicja dla osób u kresu życia. Oprócz tego funkcjonują też na mocy działalności statutowej lub gospodarczej inne niż DPS-y placówki, które zapewniają opiekę całodobową. Poszczególne rodzaje instytucji działają nieco odmiennie, na podstawie innych regulacji i wedle innych standardów. Warto zdać sobie sprawę z tego zróżnicowania. Nieprawidłowości lub skandaliczne nadużycia pojawiające się w danej placówce nie mogą być z automatu traktowane jako właściwe dla całego, bardzo zróżnicowanego sektora.

W przeszłości wiele głośnych, dramatycznych historii obejmujących przemoc i rażące zaniedbania pojawiało się nie w DPS-ach, a w pojedynczych placówkach prywatnych, umożliwiających całodobowy pobyt. Nie wszystkie działały w pełni legalnie – część z nich nie była zarejestrowana u wojewody i nie podlegała kontroli ze strony jego służb. Oczywiście nie oznacza to, że w domach pomocy społecznej podobne zjawiska nie mogą się zdarzyć (pokazał to właśnie materiał z Jordanowa), ale z pewnością trzeba być ostrożnym przy szukaniu uogólnień.

Zajmijmy się jednak samymi DPS-ami. To w końcu w placówce tego rodzaju doszło do nagannej praktyki opisanej przez dziennikarzy Wirtualnej Polski. Jak podaje GUS, w 2021 roku tego typu placówek działało w Polsce 897, a przebywało w nich łącznie 79 919 mieszkańców. Wszystkich miejsc w tych placówkach jest 84 200, a więc więcej niż mieszkańców. Dane pokazują, że  na jedną placówkę średnio przypada prawie 90 osób.

Polskie prawo wyróżnia 7 rodzajów DPS-ów w zależności od kategorii mieszkańców, dla których są przewidziane. Istnieją więc DPS-y dla osób w podeszłym wieku, przewlekle somatycznie chorych, przewlekle psychicznie chorych, dorosłych niepełnosprawnych intelektualnie, dzieci i młodzieży niepełnosprawnych intelektualnie, osób niepełnosprawnych fizycznie i ludzi uzależnionych od alkoholu.

Zdarza się, że w danej placówce przebywają przedstawiciele różnych wymienionych powyżej grup. W przypadku domu w Jordanowie mieliśmy do czynienia z placówką dla dzieci z niepełnosprawnościami intelektualnymi. Jak podają rządowe dokumenty, „liczba domów pomocy społecznej dla dzieci i młodzieży niepełnosprawnych intelektualnie w 2020 roku wynosiła 39 i zmniejszyła się o 12 w porównaniu z 2016 roku. Liczba osób do 18 roku życia przebywających w tego typu placówkach na koniec 2020 roku. wyniosła 698 osób. Praktycznie wszystkie dzieci trafiające do domów pomocy społecznej są skierowane z powodów zdrowotnych oraz opiekuńczo-wychowawczych, w tym przekierowane z rodzinnej i instytucjonalnej pieczy zastępczej”. Statystycznie wśród mieszkańców DPS-ów dominują osoby w starszym, nierzadko podeszłym już wieku, a dzieci stanowią jedynie marginalną część wszystkich mieszkańców tego typu placówek.

Warto nadmienić, że od połowy lat 90. postępuje proces standaryzacji domów pomocy społecznej. Regulacje w tym zakresie są dość szczegółowe. Oprócz poświęconego im całego rozdziału w Ustawie o pomocy społecznej szczegółowe standardy reguluje stosowne rozporządzenie. Oprócz ściśle określonych usług bytowych i opiekuńczych mają one w swych założeniach zapewnić szeroki katalog tzw. usług wspomagających.

Ze skalą i sposobem ich realizacji bywa różnie. Badania przeprowadzone wśród kadr domów pomocy społecznej w pierwszym roku pandemii pokazały, że wśród kierujących tego typu instytucjami nierzadkie jest przeświadczenie, że właśnie ten wymiar „wspomagający” ucierpiał najbardziej, choć jeszcze przed erą koronawirusa najtrudniej było z jego realizacją.

Pandemia nie tylko odcisnęła piętno na tym, jak instytucje wspierają niezależność, ale też dołożyła swoją cegiełkę do tego, że poszczególne prawa  mieszkańców bywają ograniczane. Jak pisała na portalu Integracji Angela Greniuk w oparciu o informacje spływające do biura Rzecznika Praw Obywatelskich, w skontrolowanych placówkach zdarzało się np. zamykanie od zewnątrz mieszkańców w pokojach.

Problemy z respektowaniem praw człowieka były jednak odnotowywane wcześniej, nie można zatem ich zrzucić tylko na karb okoliczności pandemicznych. Nieco przybliżamy się zatem do odpowiedzi na pytanie, na ile to, co ujawniono w Jordanowie, jest odosobnionym, skrajnym przypadkiem, a na ile – w drastycznej formie – wyraża bardziej ogólne zjawiska występujące w tego typu placówkach.

Biuro Rzecznika Praw Obywatelskich już parę lat temu pokazało raport, z którego wynikało, że w poszczególnych skontrolowanych placówkach, także w DPS-ach, pojawiły się naruszenia praw mieszkańców. Dotyczyły one m.in. złego traktowania przez personel, np. nadużywania przymusu bezpośredniego czy utrudnionego kontaktu ze światem zewnętrznym. Zidentyfikowano wówczas praktyki stosowania kar cielesnych, pozaregulaminowych sankcji lub wiązania mieszkańców. Opisane problemy nie były powszechne, ale też nieincydentalne.

Częściowo mogą one wynikać także z niedoprecyzowanych przepisów i standardów, które dają personelowi znaczną dowolność. Osoby pracujące w DPS-ach nierzadko są bezradne i nie dość przeszkolone, jak postąpić w danej sytuacji. Przykładem jest chociażby kwestia unieruchomienia podopiecznych.

Jak mówił Przemysław Kazimirski stojący na czele Krajowego Mechanizmu Prewencji Tortur w ramach biura RPO, „zasady unieruchamiania podopiecznych nie istnieją. Zakonnice w Jordanowie wiązały więc dzieci, czym miały pod ręką, np. rajstopami. Bo nie ma standardów w tym zakresie i opiekunki działały wedle swego pomyślunku. Może się zdarzyć, że w czasie karmienia dojelitowego pacjent próbuje wyrwać sobie rurkę PEG. Albo macha rękami i rzuca się w czasie karmienia. To może być sytuacja wymagająca czasowego unieruchomienia, ale nie może ono odbywać się «na oko» i wedle pomysłu opiekunki/-na. Brak regulacji tworzy ogromne pole do nadużyć. Jeśli unieruchomienie nie jest dokumentowane, to przy kontroli zawsze dowiemy się, że to było «dla dobra pacjenta». A są mieszkańcy DPS-ów, którzy nie będą w stanie powiedzieć, jak długo trwało unieruchomienie, czy bolało, czy przychodził lekarz i sprawdzał, czy wszystko jest dobrze”. 

Nie da się ujawnionych praktyk zrzucić tylko na nieprecyzyjne przepisy i zatrzeć nieetycznego i bezprawnego wymiaru czynów. Warto jednak mieć świadomość regulacyjnych, formalnych i nieformalnych mechanizmów, które sprzyjają ich występowaniu oraz utrudniają ich identyfikowanie. Dramat krzywdzonych dzieci w Jordanowie może być impulsem do wznowienia na szerszą skalę działań kontrolnych, ale też refleksji nad tym, jak powinny, a jak faktycznie działają instytucje opieki całodobowej. Powinno się także przemyśleć, jaka jest ich rola w całościowym systemie wsparcia osób z niepełnosprawnościami i seniorów.

Domy Pomocy Społecznej nie są do wyrzucenia. Postawmy na deinstytucjonalizację

Póki co dominuje narracja, w której DPS-y u swych fundamentów są instytucjami koszarowymi, sprzyjającymi nadużyciom, zatem cały sektor oceniany jest jako siedlisko zagrożeń nieprzestrzegania praw człowieka. Wydaje mi się to zrozumiała pod względem emocjonalnym. Ze względu na różne doświadczenia niektórzy oceniają powyższe zachowania jako zasadne, jednak konkluzje, do jaki one prowadzą, mogą być momentami zbyt wyostrzone.

Owszem, nieprawidłowości zdarzają się nie tylko w pojedynczych instytucjach, ale też w różnym zakresie mogą wystąpić i w innych, niezależnie kto jest organem prowadzącym. Tak, w domach pomocy społecznych czają się zagrożenia, które mogą sprzyjać zachowaniom uderzającym w godność i prawa osób będących pod opieką, zwłaszcza tych bezbronnych i nierzadko niebędących w stanie wyartykułować swoich potrzeb lub ewentualnej krzywdy. Jest to potencjalne zagrożenie, które nie musi się ziścić.

Już w dzisiejszym porządku funkcjonują placówki, które działają bez wskazanych wyżej nieprawidłowości, zaś ich mieszkańcy traktowani są godnie. DPS-y mogłyby zapewne działać jeszcze lepiej, gdyby nie problemy finansowe, kadrowe i niekiedy regulacyjne. Co więcej, jestem przekonany, że dzięki odpowiedniej polityce publicznej moglibyśmy tak przeformatować realia funkcjonowania sektora instytucji opieki, że skala dobrych praktyk mogłaby być dużo większa. Sprawa jest na pewno delikatna. Każda tragedia ma olbrzymie znaczenie i nigdy nie powinna się wydarzyć, dlatego trzeba podejmować wysiłek, by temu przeciwdziałać.

Trzeba pamiętać jednak o tym, że każda generalizacja jest zła. Domy pomocy społecznej to nie quasi-więzienia. Narracja, zgodnie z którą przedstawiane są one jako miejsca przemocy, może być krzywdząca dla dobrze działających placówek i osób starających się należycie wykonywać swoją pracę. Taki dyskurs stygmatyzuje instytucje i rykoszetem uderza pośrednio także w samych mieszkańców i rodziny osób, które zdecydowały się z tych placówek skorzystać. Często ludzie nie mają w danych okolicznościach alternatywy.

To, co jest potrzebne, to dalsze uzdrawianie instytucji tego sektora, może bardziej zdecydowanie i kompleksowo niż to robiono dotychczas, ale bez przekreślania DPS-ów jako instytucji złych ze swej natury. Wyobrażam sobie, że możliwy jest stan, w którym placówki będą standardowo kameralne, otwarte na kontakty z otoczeniem, świadczące usługi półstacjonarne i przede wszystkim funkcjonujące w formule nie tylko respektującej prywatność, bezpieczeństwo i intymność, a także optymalnie dbającej o niezależne życie mieszkańców, ich rozwój, włączenie społeczne zarówno w życie placówki, jak i poza nim.

Kontakt z otoczeniem zewnętrznym może zresztą iść w dwie strony – zarówno gdy mieszkańcy opuszczają placówki, jak również wtedy, gdy osoby z zewnątrz przybywają do nich, organizują zajęcia, nawiązują i podtrzymują więzi . Wiele możliwości daje też formuła kontaktów zdalnych, która poprzez rozwiązania technologiczne, organizacyjne i rozwój kompetencji wśród kadr i mieszkańców powinna być rozwijana także w obliczu nadchodzących kolejnych fal pandemii. Tym, czemu należy przeciwdziałać, jest izolacja osób, które trafiają do instytucji.

Trzeba przeanalizować, kto trafia do placówek i czy odbywa się to w warunkach realnego wyboru, a nie konieczności powodowanej brakiem istniejących alternatywnych możliwości, a tych dotąd często lokalnie brakowało. W przypadku dzieci i osób młodych z niepełnosprawnościami jest to relatywnie niewielka grupa, dla której można by – nawet bez rewolucyjnej zmiany w samym systemie wsparcia – stworzyć odmienne otoczenie otrzymania pomocy, wychowania i opieki w oparciu o różne formy wsparcia środowiskowego i system pieczy zastępczej, najlepiej tej pozainstytucjonalnej.

Trochę inaczej wygląda sytuacja w przypadku innych grup wiekowych, zwłaszcza jeśli są to osoby głęboko niesamodzielnie (np. w związku z demencją) i samotne. Tych ostatnich będzie coraz więcej. Domy pomocy społecznej mogłyby stać się jedną z wielu opcji, oczywiście podlegającej pożądanym przekształceniom. Niewątpliwie  konieczne jest rozwijanie alternatyw dla domów opieki (nawet jeśli te działałyby sprawniej niż obecnie) w postaci różnych form wsparcia środowiskowego i domowego poza murami instytucji.

Co więcej, pozainstytucjonalne formy opieki i wsparcia powinny otrzymać priorytet i docelowo dominować, a domy pomocy społecznej i inne formy pieczy instytucjonalnej raczej stanowić uzupełniające ogniwo, dodatkową opcję.

W tym względzie interesariusze procesu tzw. deinstytucjonalizacji różnią się w kwestii tempa i docelowego kształtu wsparcia, do jakiego ów proces ma prowadzić. Jedni dążą do stopniowej rezygnacji z formy opieki stacjonarnej i wierzą w możliwość pełnego lub prawie pełnego zastąpienia ich szeroką paletą form wsparcia środowiskowego (w formie usług domowych, różnych wariantów mieszkalnictwa wspomaganego, asystentury osobistej, placówek wsparcia dziennego itd.).

Inni zaś – w tym ja – popierają ten kierunek, ale przy zastrzeżeniu, że na tym etapie i w bliskiej przyszłości DPS-y i inne placówki opieki długoterminowej nadal z nami zostaną, tyle że na nieco dalszym planie, bardziej jako uzupełnienie.

Z pewnością określenie ich roli powinno być nieco inne w odniesieniu do poszczególnych grup mieszkańców. W przypadku dzieci i osób młodych z niepełnosprawnościami (również intelektualnymi) udział opieki instytucjonalnej powinien być możliwie jak najmniejszy. Z kolei w przypadku osób samotnych w podeszłym wieku i o bardzo głębokich kolei w przypadku osób samotnych   w podeszłym wieku i o bardzo głębokich potrzebach wsparcia w codziennym funkcjonowaniu, np. w związku z zaawansowaną demencją, placówki opieki nie nadal mogą mieć rację bytu, ale nie powinno być to rozwiązanie wiodące. Chodzi o to, by istniał szeroki wachlarz form wsparcia, możliwość wyboru, a placówka opieki była jedną z nich.

Taki model istnieje chociażby w Szwecji, która bardzo mocno rozwinęła formy środowiskowe na poziomie lokalnym zarówno dla osób z niepełnosprawnościami w starszym wieku, jak i seniorów, a także – co mniej znane – rodzin ludzi w potrzebie wsparcia w codziennym funkcjonowaniu. O ile w przypadku młodszych osób z niepełnosprawnościami praktycznie odeszło się już w latach 90. od tradycyjnych instytucji opieki , o tyle w przypadku seniorów, takie placówki ostały się do dziś. Działają one jednak w bardzo kameralnej formule i z intencją poszanowania indywidualnej autonomii.

Zasadniczym problemem pozostaje w Polsce wciąż za słaby rozwój pozainstytucjonalnych form opieki i wsparcia w miejscu zamieszkania. Przykładem jest nieistniejące na szerszą  skalę mieszkalnictwo wspomagane realizowane w ramach tzw. mieszkań chronionych.  W 2020 roku działało ponad 1348 mieszkań chronionych, co oznacza mniej niż 0,5 mieszkania przypadających na jedną gminę.  W tym roku ogłoszono trzy nowe programy „Wspomagane społeczności mieszkaniowe”, „Mieszkania dla absolwenta” i Dostępne mieszkanie” finansowane ze środków PFRON, a ich łączny przewidywany koszt realizacji to 600 mln złotych.  Można powiedzieć, że choć stawiane są pewne kroki w dobrą stronę,  wciąż jesteśmy na początku drogi

Szeroko pojęte mieszkalnictwo chronione i wspomagane to jednak nie wszystko. Ważne są także usługi, które wspierałyby osoby z niepełnosprawnościami w ramach gospodarstwa domowego, jak i poza nim. Chodzi zarówno o usługi opiekuńcze jak i usługi asysty osobistej, rozwijanej od niedawna i to nie w każdej gminie. Jeśli chodzi o usługi opiekuńcze w 2020 roku to 10% gmin w ogóle ich nie świadczyło. Z kolei specjalistyczne usługi opiekuńcze (adresowane do osób wymagających bardziej specjalistycznego wsparcia w związku z niepełnosprawnością intelektualną), nie były w 2020 roku świadczone w ponad 87% gmin.

Z kolei jeśli chodzi chodzi o usługi asystencji osobistej, nie mają one wciąż umocowania w ramach powszechnie obowiązującego prawa,  a mim tego mogą być  od 3 lat przyznawane  w ramach corocznego programu konkursowego dla samorządów i organizacji pozarządowych. Korzysta z niego jedynie część społeczności.

W obliczu ograniczeń wsparcia zewnętrznego,  w praktyce niejedna osoba z poważniejszymi niepełnosprawnościami, w tym intelektualnymi,  pozostaje często zdana na wsparcie rodziny, o ile ją ma i jest ona w stanie pełnić funkcje wspierające czy opiekuńcze. Ale i tu ograniczeniem jest zakres wsparcia dla rodzin. Świadczenia pielęgnacyjne wprawdzie w minionej dekadzie wzrosło do wysokości płacy minimalnej, ale nie można go łączyć z jakąkolwiek pracą zawodową po stronie rodzica/opiekuna.

Potrzeba też wsparcia psychologicznego, doradczo-informacyjnego, rehabilitacyjnego czy wytchnieniowego, niekiedy też transportowego i pozwalającego koordynować działania opiekuńcze, wychowawcze czy wspierające po stronie najbliższych. Zakres wsparcia rodziny z dzieckiem z niepełnosprawnościami miał być usprawniony i poszerzony w ramach działającego już 6 rok programu „ Za życiem”, ale jak pokazała zeszłoroczna kontrola NIK, wiele przewidzianych w nim instrumentów wciąż pozostaje niedostępne w wielu powiatach, a nieraz i całych województwach.

Strategia zmian już istnieje, ale czy mamy tego świadomość?

Impulsem do modernizacji pieczy instytucjonalnej w duchu niezależności, a także rozwijania dla niej środowiskowych alternatyw, jest przyjęta z początkiem czerwca Rządowa Strategia Rozwoju Usług Społecznych (stanowiąca de facto zalecaną z poziomu unijnego strategię deinstytucjonalizacji, o której wprost mowa w dokumencie).

Sama deinstytucjonalizacja, o której pisał już na łamach Klubu Jagiellońskiego Andrzej Ciepły, odnosi się do różnych grup w potrzebie wsparcia (nie tylko osób starszych, z niepełnosprawnościami, ale także dzieci, pieczy zastępczej, osób w kryzysie bezdomności lub zdrowia psychicznego). Z perspektywy podjętych tu problemów kluczowe są działy strategii dotyczące osób wymagających wsparcia w codziennym funkcjonowaniu i z niepełnosprawnościami. Oto fragment przywoływanej przeze mnie strategii dotyczący pierwszej z grup: „Zmiana sposobu funkcjonowania stacjonarnej instytucji opieki długoterminowej (domy pomocy społecznej) dokona się poprzez:

  1. Wykonanie audytu instytucji opieki długoterminowej (domy pomocy społecznej) w zakresie rekomendacji co do pobytu w tej formie opieki osób w nich przebywających, z uwzględnieniem możliwości ich powrotu do społeczności lokalnej;
  2. Przeprowadzenie cyklicznego sprawdzenia możliwości usamodzielnienia osoby korzystającej z usług instytucji, a w przypadku stwierdzenia możliwości powrotu do środowiska, podjęcie działań w tym zakresie;
  3. Przekształcanie domów pomocy społecznej w środowiskowe centra opieki, gdzie opieka stacjonarna oferowana będzie tylko wtedy gdy nie będzie możliwe wsparcie środowiskowe z uwagi na stan zdrowia, stopień samodzielności oraz poziom wydolności opiekuńczej rodziny, lub w ramach krótkotrwałego pobytu. Określony zostanie wskaźnik liczby miejsc;
  4. Zmianę standardów świadczenia usług stacjonarnej opieki długoterminowej (domy pomocy społecznej) w zakresie warunków bytowych, w tym zapewnienia osobom korzystającym z usług pokoi jednoosobowych (w miarę możliwości poszczególnych DPS)”.

W uchwale istnieje też wiele zapisów mówiących o rozwoju środowiskowych form wsparcia w postaci usług społecznych, wsparcia rodziny i osób pełniących opiekę nad chorymi wymagającymi wsparcia w codziennym funkcjonowaniu. Każdy z tych celów ma przypisany szereg kierunkowych działań. Np. w punkcie dotyczącym wsparcia środowiskowego mowa jest m.in. o rozwoju usług sąsiedzkich, mieszkań wspomaganych z koszykiem usług społecznych, usług w społeczności lokalnej, takich jak standaryzowane usługi opiekuńcze czy ośrodki wsparcia dziennego.

Pojawia się także punkt dotyczący „przekształcani[a] stacjonarnych placówek długoterminowej opieki (domy pomocy społecznej) w placówki realizujące kompleksowe usługi, stacjonarne i środowiskowe, w tym usługi realizujące stacjonarną opiekę krótkoterminową (opieka wytchnieniowa)”. Osobne propozycje w bardzo podobnym duchu zaproponowano w ramach celu wsparcia osób z niepełnosprawnościami.

Pamiętajmy, że to ciągle dopiero uchwała, której zapisy nie stają się z automatu rzeczywistością. Potrzeba systematycznej pracy nad realizacją celów, przyjmowaniem stosownych regulacji, włączeniem kolejnych kręgów organizacyjnych i ich zmian, a także monitorowania na bieżąco rezultatów. Z pewnością dysponujemy strategiczną podstawą, fundamentem, na którym może, a nawet powinien, być przebudowany system opieki i wsparcia, tak by nie tylko skuteczniej przeciwdziałać sytuacjom takim jak ta ujawniona w Jordanowie, ale i zapewnić możliwości godnego, podmiotowego życia osobom w potrzebie.

Warto, by środowiska, którym zależy na sprawie, włączyły się w popularyzowanie, wdrażanie i monitowanie tego, jak przebiega realizacja tej jakże ważnej dla polityki społecznej strategii. W dyskusji po materiale na temat Jordanowa to się jednak nie dokonało, choć przecież właśnie w tym obszarze leżą normatywne źródła narzędzi  mierzenia się z problemami opisanymi przez dziennikarzy Wirtualnej Polski. Ta nieobecność ukazuje, jak wiele pracy potrzeba, byśmy poruszające jednostkowe przypadki umieli dostrzegać także w szerszych systemowych ramach polityki publicznej.

Musimy zmienić myślenie o osobach z niepełnosprawnością

Na koniec warto zwrócić uwagę na jeszcze jeden aspekt, a mianowicie na problem stosunku do osób z niepełnosprawnością nieaktualną, respektowania ich praw, ale też zakresu ich uczestnictwa w życiu społecznym. Na tę kwestię (osadzoną nie tylko w logice funkcjonowania konkretnych instytucji, ale także naszego myślenia i nieraz bezrefleksyjnych nawykach) zwraca uwagę Maria Libura.

Choć swoją analizę, przywołane przykłady i doświadczenia przedstawia w kontekście domów pomocy społecznej i dyskusji o nich, to wydaje mi się, że jest to dużo szerszy problem wykraczający poza ramy placówek. Przemoc (nie tylko fizyczna, ale także werbalna, emocjonalna, finansowa itd.) wobec osób z niepełnosprawnością intelektualną może występować także w innym, pozainstytucjonalnym otoczeniu, np. w szkole, placówkach dziennych, otoczeniu rówieśniczym, a nawet w domu.

Skala i charakter tych zagrożeń różni się w zależności od otoczenia. Placówki całodobowe, zwłaszcza jeśli w praktyce miewają zamknięty charakter i podlegają słabej kontroli, są przestrzenią szczególnego ryzyka, ale nie jest tak, że powinniśmy widzieć zagrożenie tylko w DPS-ach.

Zmiany organizacyjne w infrastrukturze wsparcia i opieki są potrzebne, lecz skuteczność przeciwdziałania przemocy – zarówno reagowania, jak i prewencji – będzie także funkcją tego, na ile jesteśmy w stanie socjalizować siebie i (naj)młodsze pokolenia do współuczestnictwa z osobami z różnymi niepełnosprawnościami, a także na ile te osoby będą realnie traktowane jako podmioty praw.

Część praktyk przemocowych bywa nieuświadomiona lub nie w pełni uświadomiona. Czasem sprzyjają im sytuacyjne wyzwalacze w postaci stresu, przeciążenia, bezradności, nieprzygotowania opiekunów i osób wspierających. Zdarza się też, że same osoby z niepełnosprawnością w danych okolicznościach mogą nieintencjonalnie dopuścić się agresji i przemocy. Osoby opiekujące się nim nie mogą jednak reagować w ten sam sposób. Trzeba wiedzieć, jak się zachować, by nie potęgować krzywdy. Należy zrozumieć źródła takich, a nie innych zachowań. Warto podkreślić, że osoby z niepełnosprawnością przede wszystkim mogą być ofiarami przemocy, a nie źródłem zagrożenia.

Znacznie lepiej będziemy mogli zrozumieć, wypracować i zakorzenić społeczne praktyki obecności wśród tych osób, jeśli podejmiemy wysiłek przebudowy systemu wsparcia w kierunku coraz większej otwartości. To zaś wymaga z jednej strony rozbudowania stanowiących alternatywę dla instytucjonalizacji form wsparcia i uczestnictwa w społeczności, z drugiej otwierania na szerszą kontrolę społeczną samych placówek instytucjonalnych.

Publikacja nie została sfinansowana ze środków grantu któregokolwiek ministerstwa w ramach jakiegokolwiek konkursu. Powstała dzięki Darczyńcom Klubu Jagiellońskiego, którym jesteśmy wdzięczni za możliwość działania.

Dlatego dzielimy się tym dziełem otwarcie. Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o podanie linku do naszej strony.