Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.

Mieszkalnictwo, osadnictwo, infrastruktura. Uchodźcy zmienią nasze miasta na lepsze

Mieszkalnictwo, osadnictwo, infrastruktura. Uchodźcy zmienią nasze miasta na lepsze Źródło: https://archiwumprotestow.pl/protest/antywojenny-marsz-solidarnosci-z-ukraina/?id=11210 Warszawa 08.05.2022 Rossija, Idi Na Chuj!Antywojenny marsz solidarności z Ukrainą organizowany przez Strajk Kobiet © Wojtek Radwanski

Wojna na Ukrainie i spowodowany nią napływ uchodźców może być wyzwalaczem przemian przestrzennych i ekonomicznych w miastach. Jeśli zdecydujemy się teraz na odważne działania w kwestii mieszkalnictwa, osadnictwa, transportu, bezpieczeństwa, możemy „na skróty” wywalczyć miasta bardziej zrównoważone, sprawiedliwe i odporne dla nas oraz kolejnych pokoleń.

Od początku wojny na Ukrainie do Polski przybyło ponad 3 miliony uchodźców. Na ulicach Warszawy, Krakowa i innych największych miast słychać częściej niż kiedyś język ukraiński lub rosyjski, a w okolicach dworców i innych punktów przesiadkowych spotkać można osoby taszczące walizki i torby z dorobkiem całego życia. Władze lokalne robią co mogą, choć pod ich adresem (oraz pod adresem władz państwowych) formułowanych jest sporo zarzutów. Trudno się temu dziwić – bez długoterminowych systemowych rozwiązań nie poradzimy sobie z tym zjawiskiem. Wsparcie Ukraińców w dużej mierze opiera się na entuzjazmie spontanicznej obywatelskiej pomocy, ale z czasem pojawi się zmęczenie i – niestety – napięcia spowodowane pogorszeniem się sytuacji finansowo-gospodarczej kraju. Koszty utrzymania uchodźców w Polsce będziemy ponosić przecież wszyscy. Napięcia może generować też większa kongestia w już zatłoczonych miastach oraz bezpłatne korzystanie przez Ukraińców z różnych dóbr i usług.

Po raz pierwszy na taką skalę w Polsce wykuwa się nowa definicja mieszkańca miasta. Obywatelem miasta jest już nie tylko osoba rdzennie w nim urodzona lub człowiek, który przyjechał za pracą lub w celu zdobycia wykształcenia, ale też przybysz, który uciekł kilka dni temu z innego kraju przed wojną i na mocy różnych decyzji władz samorządowych lub krajowych zyskał dostęp do usług świadczonych „pełnoprawnym” obywatelom (np. edukacja, opieka zdrowotna, przejazdy). Odpowiednio wdrożone rozwiązania na rzecz uchodźców w miastach mogą przyczynić się do ich trwałej zmiany.

„Spontanicznie” nie zawsze znaczy „dobrze”

Aby zapewnić Ukraińcom nocleg otwarto przed nimi nie tylko drzwi polskich domów, ale też innych obiektów. W Warszawie inwestorzy zaoferowali miastu nieczynne lub opustoszałe i przeznaczone do wyburzenia biurowce. Na terenie niektórych z nich planowali budowę nowocześniejszych, bardziej dochodowych nieruchomości, jednak plany te wstrzymała wojna. Obecnie rolę schronień dla uchodźców pełnią m. in. obiekty takie jak Atrium, Warta Tower lub budynek przy Wołoskiej 7.

Uchodźcy to też w dużej części dzieci, które mają specyficzne potrzeby względem przestrzeni, przewidzianej np. do edukacji. Choć Warszawa przyjęła do szkół już tysiące uczniów ukraińskich, miasto deklaruje, że nie jest w stanie zaopiekować w pełni tak dużej grupy pod względem oświatowym. Z odpowiedzią przychodzą również prywatne firmy i oddolne inicjatywy. Na początku kwietnia w Warszawie została otwarta pierwsza szkoła utworzona z myślą o dzieciach-uchodźcach. Mokotowski biurowiec myhive udostępnił w tym celu 1200 metrów kwadratowych osobom zrzeszonym w akcji „Otwieramy szkoły”. Za projekt aranżacji przestrzeni oraz niezbędny remont adaptujący biuro na potrzeby placówki oświatowej odpowiadają doświadczona pracownia i firma. W szkole uczy się ponad 200 dzieci.

Zajmowanie przez uchodźców „dobrych adresów” (nie tylko szklanych wież, ale też np. Hali Torwar, w której nie mogą odbywać się teraz zaplanowane wcześniej koncerty) jest symbolicznym znakiem zmiany czasów, w których pomniki „starego systemu” opartego na świadczeniu wykwalifikowanych usług i konsumpcji (rozrywce) muszą ustąpić bardziej prozaicznym, przyziemnym potrzebom nowych mieszkańców miasta. To także kolejny dowód na to, że funkcja budynku jest wtórna, płynna względem formy, a miasta i budynki powinny być tak projektowane, by w razie kryzysu móc elastycznie dopasować je do nowego sposobu użytkowania.

Uchodźcy nie mogą jednak w nieskończoność mieszkać w halach, bo mimo najlepszych chęci (takich jak chełmski eksperyment z tekturowymi przegrodami według pomysłu Shigeru Bana) takie rozwiązania nie sprzyjają prywatności, izolacji akustycznej, poczuciu bezpieczeństwa, skazują na życie w stłoczeniu i odzierają z godności, nie wspominając o krytycznych w tym przypadku względach sanitarno-epidemiologicznych.

Rozwiązaniem nie jest też bezterminowe goszczenie przybyszów w domach polskich rodzin – to nie tylko ekonomiczne obciążenie dla gospodarzy, ale przede wszystkim ryzyko wykształcenia się relacji o charakterze zależności, które nie sprzyjałyby włączaniu przybyszów do polskiego społeczeństwa na równych prawach.

Poza tym niewykluczone, że za jakiś czas, na fali zmęczenia dzieleniem mieszkania z inną rodziną, może pojawić się fala eksmisji, a co za tym idzie, bezdomności. Wprowadzone dofinansowania dla osób, które przyjęły Ukraińca pod swój dach tylko częściowo rozwiązują problem i generują nowe. Samorządowcy postulują między innymi zwiększenie kwoty z 40 do 80 zł, tłumacząc między innymi, że dopłaty tego typu nie zbilansują strat hotelarzy decydujących się na odstąpienie miejsc w swoich obiektach uchodźcom.

Także utrzymywanie tymczasowych miejsc noclegowych dla uchodźców w miejskich biurowcach nie będzie raczej opcją docelową. Jeśli choć niektóre z biurowców udałoby się trwale dostosować do mieszkaniowych potrzeb uchodźców, byłoby wspaniale – w polskich miastach, a szczególnie w powstałych w ostatnich 20 latach monokulturach biurowych bardzo potrzebujemy miksu funkcji. Pamiętajmy jednak, że nieruchomości te są wciąż własnością deweloperów, którzy do niedawna deklarowali chęć zastąpienia starych obiektów współczesnymi, bardziej efektywnymi budynkami, na których wynajmie mogliby zarabiać. W dodatku adaptowane obecnie naprędce budynki w sensie architektonicznym są wciąż biurowcami – z całym swoim estetycznym chłodem, przeskalowanymi hallami i niewystarczającym doświetleniem w pakiecie. Aby zamienić je w budynki mieszkalne, potrzebna byłaby kompleksowa, wielomiesięczna przebudowa. Oddawanie „pomników starego systemu” uchodźcom to atrakcyjna figura retoryczna (oraz okazja do zbudowania dobrego PR-u deweloperów), ale kapitalistyczna rzeczywistość może ją brutalnie zweryfikować w kolejnych tygodniach. Po raz kolejny nasuwa się wniosek, że potrzebujemy państwa, które w tym przypadku zapewni narzędzia lub dofinansowania nie tylko dla tego typu przebudów, ale też inne rozwiązania.

Ukryte potencjały lokalowe

Członkowie Rady Programowej Fundacji Rynku Najmu w liście z 17 marca zaadresowanym do premiera zidentyfikowali trzy obszary działań, jakie powinien podjąć rząd z uwagi na brak możliwości przeprowadzenia ich oddolnie. Jako pierwszy postulat wskazują powołanie centralnego zespołu, który zidentyfikowałby wolne lokale z zasobu komunalnego samorządu i Skarbu Państwa. Część tych podmiotów, np. uczelnie wyższe, już teraz udostępnia swoje miejsca noclegowe uchodźcom. Poza tym istnieje jeszcze szereg przedsiębiorstw (np. Lasy Państwowe, Poczta Polska, Agencja Mienia Wojskowego), których zasoby należałoby przejrzeć pod kątem wielkości i liczby osób możliwej do zakwaterowania, a następnie transportować tam uchodźców, zapewniając jak najpełniejsze wykorzystanie krajowej bazy lokalowej.

Jeszcze przed wojną zmagaliśmy się z problemem mieszkaniowym – rozdźwiękiem pomiędzy wysokimi kosztami najmu i kupna nieruchomości oraz utrudnioną dostępnością mieszkań komunalnych i socjalnych, szczególnie w metropoliach. Problemy z dostępnością mieszkań w aglomeracjach pogłębiła wojna. Według danych PKO BP w pierwszych 3 tygodniach konfliktu w największych ośrodkach oferta najmu w związku ze zwiększonym zapotrzebowaniem skurczyła się o 50-70%, a wraz ze spadkiem dostępności ofert wzrosły stawki za wynajem. W dużych miastach obecnie bardzo ciężko wynająć mieszkanie, a tym bardziej mieszkanie po sensownej cenie. Eksperci Fundacji Rynku Najmu apelują o interwencję rządową (wygenerowanie bodźców finansowych i instytucjonalnych), która zachęciłaby Polaków do podpisywania z Ukraińcami umów na krócej niż rok, a także zmobilizowała tych, którzy do tej pory obawiali się przyjęcia uchodźców do swoich lokali. Jakimś rozwiązaniem mogłoby być również stworzenie publicznego podmiotu na wzór społecznych agencji najmu, który pośredniczyłby w udostępnianiu mieszkań uchodźcom.

Apel Fundacji Rynku Najmu wskazuje na jeszcze jeden ukryty potencjał mieszkaniowy – domy letniskowe i drugie mieszkania, a w drugiej kolejności mieszkania niewykończone i nadające się do remontu. Według szacunków w Polsce może być ich nawet 600 tysięcy. Udostępnienie tego typu obiektów nie nastąpi jednak samoistnie, w tym przypadku również niezbędne są kompleksowe zmiany legislacyjne, które poprzez dopłaty i zwolnienia podatkowe skłonią Polaków do oferowania obiektów tego typu uchodźcom.

Według raportu Fundacji Habitat for Humanity i Instytutu Rozwoju Miast i Regionów w Warszawie znajduje się niecałe 5 tysięcy pustostanów, z czego ponad połowa nadaje się do zasiedlenia, a do zamieszkania natychmiast – ponad 400.

Na ukryty potencjał domów letniskowych wskazywało natomiast Miasto Jest Nasze, apelując do władz Warszawy o otwarcie na potrzeby uchodźców miejskich ośrodków wypoczynkowych rozsianych po Polsce. W ośrodkach znajduje się łącznie 700 miejsc, ale miasto zastrzega, że nie chce odbierać warszawskim uczniom możliwości wakacyjnego wypoczynku w tych miejscach. Pojawiają się też pomysły, by w związku ze zwiększonym zapotrzebowaniem na lokale po prostu odbierać mieszkania tym, którzy mają ich kilkanaście lub kilkadziesiąt – ale trudno wyobrazić sobie takie rozwiązanie w warunkach pokoju w Polsce i opór społeczny, jaki by wywołało.

Nie tylko metropolie

Ukraińcy przybywający do Polski wybierają najczęściej wielkie miasta sugerując się przekonaniem wyniesionym z własnego kraju, w którym jedynie duże miasta oferują wysoką jakość życia. Takie różnice w ofercie metropolii i peryferii są czymś oczywistym wszędzie, jednak w Polsce są one zdecydowanie mniejsze niż na wschodzie. Tymczasem mniejsze miasta, w przeciwieństwie do tych dużych, oferują niższe koszty życia oraz dysponują jeszcze jakimiś zasobami mieszkaniowymi. Przekierowywanie Ukraińców do mniejszych ośrodków byłoby też kolejnym krokiem do wzmacniania policentryczności Polski, na czym powinno nam zależeć, jeśli myślimy o prawdziwie zrównoważonym rozwoju. Wojna może przecież trwać długo, a część Ukraińców może zostać u nas na stałe niezależnie od jej wyniku. Powinniśmy więc pomyśleć o osadnictwie nowych mieszkańców bardziej perspektywicznie.

Szczególnie dobrym pomysłem wydaje się lokowanie uchodźców w mniejszych miastach położonych bezpośrednio przy liniach kolejowych, również tych planowanych w ramach projektu szprych CPK lub przeznaczonych do reaktywacji w przyszłości. Jeśli mamy stać się krajem ponad 40-milionowym, warto zadbać bowiem o to, by „powiększona” Polska była Polską dobrze skomunikowaną dla swoich mieszkańców. Obecność nowych mieszkańców w pobliżu infrastruktury kolejowej może wygenerować też sprzężenie zwrotne – zwiększenie rentowności połączeń lub zasadności tworzenia nowych.

Aby udało się to wszystko, potrzebujemy dialogu w trójkącie rząd-samorząd-organizacje społeczne i branżowe. Wykorzystanie już istniejących zasobów mieszkaniowych i przestrzennych będzie dużo tańszym i sprzyjającym włączeniu imigrantów do społeczeństwa rozwiązaniem, niż tworzenie tymczasowych noclegowni, nie wspominając o budowaniu specjalnych osiedli tylko dla uchodźców (co tylko utrwalałoby stygmatyzację, być może powodując gettoizację). Problem mieszkaniowy, który urósł przy okazji wojny, przy wprowadzeniu odpowiednich rozwiązań może stać się bodźcem do trwałej zmiany w podejściu do kwestii mieszkaniowej.

Godnie zakwaterowana społeczność ukraińska bez wątpienia wrośnie w krajobraz naszych miast, dokonując ich przemiany pod względem: językowym, kulturowym, kulinarnym, obyczajowym, religijnym i wieloma innymi.

Miasto bardziej przyjazne i lepiej przygotowane

Samorządy oprócz zakwaterowania przybyszów podejmują też szereg działań związanych z ułatwieniem im codziennego funkcjonowania w mieście. To jaskółki zmian, których oczekiwaliśmy od dawna, a w związku z obecną sytuacją mają szansę w końcu się przyjąć.

W Warszawie po raz pierwszy w historii, po wieloletnich apelach ruchów miejskich otwarto bramki metra – tak, by uchodźcy z Ukrainy, którym przysługują bezpłatne przejazdy, mogli komfortowo wchodzić na perony bez posługiwania się biletem lub wejściówką. Prozaiczną z perspektywy mieszkańca miasta, ale kluczową dla przebywających na dworcach uchodźców zmianą okazało się także zniesienie przez PKP opłat za korzystanie z toalet publicznych. Miasto jest społecznością różnych użytkowników – nie tylko tych posiadających własne toalety (np. bezdomnych) i nie tylko tych, którzy mają pieniądze, by odwiedzać kawiarnie i pod pozorem zakupu napoju lub ciastka korzystać z łazienki. Może brzmieć to śmiesznie i banalnie, ale najwyższa pora skończyć z upokarzającym bieganiem po mieście, by znaleźć miejsca, w których można załatwić swoje potrzeby fizjologiczne.

Choć wojna jest dziś na Ukrainie, to w polskim społeczeństwie wzrasta lęk przed rozlaniem się konfliktu zbrojnego (teraz lub w bliżej nieokreślonej przyszłości) również na tereny naszego kraju. 77% z nas boi się eskalacji wojny na terytorium Polski. Nie ma w tym nic dziwnego – 24 lutego przypomnieliśmy sobie, jak kruchy jest pokój w Europie i z czym wiąże się agresja sąsiedniego państwa. „Dawniej armie potrzebowały do walki dużych, otwartych przestrzeni i to te obszary stawały się pierwszym frontem walki” – pisała Saskia Sassen w artykule o urbanizacji przemocy.

Dziś to miasta są kluczową areną współczesnych wojen, a miejska infrastruktura jest bardzo ważna z perspektywy obrony lub schronienia. Na zdjęciach i filmach z Ukrainy widać, jak bezpardonowo bombardowane są Mariupol, Charków i inne ośrodki. Ukraińcy pozostali w swoim kraju uciekają przed nalotami i atakami rakietowymi do schronów lub metra pełniącego takie funkcje. Czy gdyby wojna działa się w Polsce, w polskich miastach, to mielibyśmy gdzie się schronić?

Ukraina posiada dużą bazę tego typu obiektów, ponieważ przez lata pozostawała na obszarze ZSRR, który budując je szykował się na nuklearną wojnę. W ostatnich latach po aneksji Krymu do Rosji Kijów poczynił też przygotowania do ewentualnej rosyjskiej agresji, ewidencjonując schrony i tworząc procedury udostępniania ich oraz ewakuacji, m. in. ogólnodostępne mapy. Tymczasem w Polsce praktycznie nie mamy poważnej debaty publicznej na temat tego typu zagrożeń. Informacje o tym, ile mamy schronów i kto za nie odpowiada są rozproszone i nieaktualne.

Według wyliczeń schrony w największych polskich miastach są w stanie zmieścić jedynie 3 procent mieszkańców. W systemie prawnym brakuje pojęć definiujących budowle ochronne, dlatego też nie ma formalnych podstaw, by prowadzić ich obowiązkową ewidencję. Nowe schrony raczej nie są budowane, ponieważ nie ma też takiego obowiązku.

W związku z tym w czasie wojny w Polsce najlepiej chronić się w garażach podziemnych, których filary są przygotowane na „dźwiganie” całego budynku oraz posiadają wzmocnione stropy. Problemem może okazać się jednak wentylacja tych pomieszczeń po zawaleniu się budynku, możliwość ewakuacji, dostarczania wody i pożywienia. Garaże, choć technicznie najlepiej sprawdzałyby się jako schrony, nie są budowane z myślą o tym zastosowaniu.

Teoretycznie najlepiej powinny sprawdzać się zatem schrony wybudowane w okresie socjalizmu – tych jest najwięcej. Jednak nawet, jeśli takie istnieją w pobliżu miejsc zamieszkania (jak w krakowskiej Nowej Hucie) – bardzo często pozostają w złym stanie technicznym, a zapasy siłą rzeczy nie są uzupełniane. W niektórych obiektach dawniej służących jako miejsca schronienia (np. bunkier w Gdańsku przy ul. Olejarnej) mieszczą się obecnie lokale usługowe – nieruchomości zostały przebudowane. Potrzebujemy ogólnopolskiego przeglądu obiektów tego typu, wyznaczenia podmiotów odpowiedzialnych za ich prowadzenie oraz opracowania jasnych dla wszystkich mieszkańców procedur ewakuacji. Towarzyszyć temu powinny działania edukacyjne dla mieszkańców miast. Dużo mówi się obecnie o rezyliencji miejskiej rozumianej jako odporność miast na kryzysy – środowiskowe, klimatyczne, gospodarcze, zdrowotne (pandemie). Czas do tego katalogu dodać zagrożenia militarne i zacząć planować i projektować nasze miasta tak, by przygotowywać je na konieczność ochrony obywateli przed działaniami wojskowymi, zapewnienia im bezpieczeństwa żywnościowego, energetycznego i sanitarnego w takich warunkach oraz ewentualnego przyjęcia uchodźców.

***

Pojawienie się dużej grupy nowych mieszkańców będzie bez wątpienia oddziaływać na różne obszary życia w miastach, ale najważniejsza zmiana, która przyczyni się do trwałego ich przeobrażenia to zmiana, która już teraz dokonuje się w umysłach mieszkańców miast. Przygarniając uchodźców próbujemy włączyć ich – nawet tymczasowo – w ekonomiczny system miejscowości, osiedla, domu. Odkrywamy, że może odbywać się to z pominięciem finansów. „Usługą”, która podlega wymianie może być opieka nad członkiem rodziny, ugotowanie obiadu lub wyjście na spacer z psem.  Po raz pierwszy na masową skalę uczymy się też jako społeczeństwo, w jaki sposób dzielić się rzeczami używanymi. Uwrażliwiamy się na zróżnicowane potrzeby nowych mieszkańców – osób o różnej sprawności i wieku. Konieczność zapewnienia pomocy uchodźcom wymusza też na nas kooperację i kontakt z osobami, z którymi wcześniej się nie znaliśmy lub do których było nam daleko – czy to w sensie kulturowym, geograficznym, klasowym lub charakterologicznym.

Tworzymy swoje nowe, lokalne, miejskie ekonomie oparte nie na pieniądzu, a współpracy i współdzieleniu. Oczywiście, ta sytuacja nie powinna trwać wiecznie – wszyscy chcemy, by wojna jak najszybciej się zakończyła, by Ukraińcy jak najszybciej stanęli na nogi, mogli uniezależnić się od naszej pomocy i wrócić do swojego kraju, jeśli będzie bezpieczny lub rozpocząć samodzielne życie tu, nad Wisłą. Doświadczenie wielu tygodni pomocy uświadomić może nam jednak korzyści płynące z tego (pierwotnego) modelu ekonomii. Modelu, który istotnie wzmacnia lokalne więzi – a to coś, czego potrzebujemy wszyscy w dobie atomizacji społeczeństwa i po pandemii.

Działanie sfinansowane ze środków Rządowego Programu Rozwoju Organizacji Obywatelskich na lata 2018-2030. Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o zachowanie informacji o finansowaniu artykułu oraz podanie linku do naszej strony.