Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.

Wolna Białoruś, wolny internet. O ulicznym oporze w epoce cyfrowej

przeczytanie zajmie 8 min
Wolna Białoruś, wolny internet. O ulicznym oporze w epoce cyfrowej Źródło: Natallia Rak - flickr.com

Gdy władze w Mińsku ograniczyły swobodę wypowiedzi i wolność tradycyjnych mediów, obywatele założyli internetowe „podziemie”. Zmiana w sposobie korzystania z internetu na Białorusi i wielki wzrost zaangażowania w protesty uliczne wynikały z efektu synergii, który połączył potrzeby protestujących na ulicach białoruskich miast i miasteczek z możliwościami, które daje nowoczesna technologia. Mimo prób regularnego blokowania internetu, aplikacje takie jak Telegram odegrały znaczącą rolę w organizowaniu ruchu oporu. Polska, jak i pozostałe kraje UE, powinna jak najszybciej wypracować model działania w przypadkach, kiedy władze cenzurują lub blokują sieć.

Białorusinki i Białorusini protestujący od ponad 4 miesięcy nie odkrywają jako pierwsi Internetu jako narzędzia mobilizacji społecznej. „Arabska wiosna” sprzed 10 lat nie bez powodu była nazywana „twitterową rewolucją”. Nowe technologie były masowo wykorzystywane również ostatnio przez protestujących w Hong Kongu czy przez ruch Black Lives Matter. Moją uwagę przy zbieraniu materiału do raportu Media, czaty, narracje. Rola Internetu i nowych technologii w czasie protestów w Białorusi, zwróciło bardzo dojrzałe i konsekwentne korzystanie z nowych technologii, wobec czego reżim Aleksandra Łukaszenki wydaje się w dużej mierze bezradny. Dzięki narzędziom internetowym protestujący z niespotykaną dotąd intensywnością budują ruch oporu. Jest to jeden z powodów, który sprawia, że wobec braku pomysłów na pokojowe rozwiązanie konfliktu, białoruskie władze uciekają się do niespotykanej od dawna przemocy.

Nowa odsłona białoruskiej ulicy i internetu

Łukaszenka był przez lata silny strachem obywateli. Słabość opozycji wynikała między innymi z tego, że nie potrafiła komunikować się z masami adekwatnym językiem – ich językiem. Nie chodzi tylko o technologię. Według badań przeprowadzonych na wiosnę 2020 r., aż 70% Białorusinów korzystało regularnie z mediów rosyjskojęzycznych. Przytłaczająca większość Białorusinów używa na co dzień języka rosyjskiego, ale przywiązanie do niego w żadnym stopniu nie determinuje postawy wobec reżimu. Wcześniej środowiska opozycyjne komunikowały się symbolicznie po białorusku, przez co traciły posłuch. Tym razem duża część związanego z protestami opozycyjnego przekazu do obywateli odbywa się także po rosyjsku. Jest to zjawiskiem nowym i z pewnością przyczyniło się to do większej identyfikacji z celami oporu

Białoruskie społeczeństwo obywatelskie w imponujący sposób wykorzystuje nowe technologie do budowania poparcia dla demokratyzacji, współorganizowania się czy wreszcie zapewnienia wzajemnego bezpieczeństwa. I nie chodzi wyłącznie o „poważne” treści. W kraju, w którym zakazane są niezależne badania opinii publicznej, furorę zrobiła seria memów z Łukaszenką i jego 3% poparcia, którymi, zdaniem „podziemnych” pracowni badawczych, dysponuje prezydent Białorusi. W innych memach szyderczą „trójkę” umieszczono na stroju do hokeja Łukaszenki – pozując do zdjęć w sportowym ubraniu, przywódca Białorusi starał się nawiązywać do wizerunku wysportowanego, pewnego siebie Władimira Putina.

Do masowości protestów przyczyniło się również lekceważące podejście władz do pandemii. Kolejnym czynnikiem okazała się, wydawałoby się neutralna politycznie, awaria sieci wodociągowej w Mińsku w czerwcu 2020 r. Wobec nieudolności władzy i kłamstw jej przedstawicieli w związku z tymi wydarzeniami obywatele zaczęli organizować samopomoc, co pomogło im zdobyć doświadczenie w integrowaniu działań wymierzonych w reżim Łukaszenki. Również w tych przypadkach posłużyli się mediami internetowymi, gdyż inne kanały komunikacji są kontrolowane przez władze.

Już na wiosnę ponad połowa (52%) społeczeństwa Białorusi korzystała wyłącznie, lub obok tradycyjnych mediów, z informacji dostępnych w internecie. W czasie protestów liczba użytkowników sieci jeszcze wzrosła. W sierpniu mediom internetowym przybyło 32% więcej użytkowników, mediom społecznościowym – 11%, a platformie YouTube – 8%. Według badań przeprowadzonych w sierpniu 2020 r. (na próbie 12 tysięcy Białorusinów w wieku powyżej 18 lat) codziennie około 85% protestujących używało Telegrama, 80% Facebooka, 70% Vibera, 66% YouTube i 60% Instagrama.

Nie oznacza to jednak, że protesty przenoszą się do sieci, ani tym bardziej, że to zwiększony dostęp do internetu je wywołał. Białoruski internet zmienił swoje oblicze również dlatego, że do protestów włączyli się celebryci, w tym szerokie grono ludzi sportu, aktorów i aktorek, piosenkarek i piosenkarzy. To nie miało miejsca nigdy wcześniej. Zaczęli oni otwarcie krytykować władze na swoich profilach społecznościowych i wzywać do poparcia protestów. Działalność opozycyjna przestała być domeną garstki działaczy mówiących językiem mniejszości.

Realna mobilizacja w wirtualnym świecie

Zmiana w sposobie korzystania z internetu na Białorusi i wielki wzrost zaangażowania w protesty uliczne wynikały z efektu synergii, który połączył potrzeby protestujących na ulicach białoruskich miast i miasteczek z możliwościami, które daje sieć. Gdy władze w Mińsku ograniczyły swobodę wypowiedzi i wolność tradycyjnych mediów, obywatele założyli internetowe „podziemie”. Mimo prób regularnego blokowania internetu nie udało się zapobiec wykorzystywaniu go do organizowania oporu. Szczególnie interesująca jest tutaj rola mało znanego w Polsce serwisu Telegram.

Przypomnijmy, że ten komunikator internetowy słusznie szczyci się wyjątkową rolą w różnego rodzaju protestach i jest oceniany jako w miarę bezpieczne, a jednocześnie powszechnie dostępne narzędzie komunikacji obrońców praw człowieka. Twórcy Telegrama, bracia Durowowie, nie poddali się presji Władimira Putina, który miał apetyt na włączenie komunikatora do swojej sieci inwigilującej jego przeciwników. Odmówili podporządkowaniu się uchwalonym w 2018 r. przepisom, które nakazywały przechowywanie danych użytkowników i przekazywanie ich na żądanie władz. Z kolei po doniesieniach aktywistów organizujących demonstracje w Hong Kongu, że chińskie władze identyfikują protestujących po numerach telefonów, Telegram wprowadził opcję ukrywania tych danych.

Z przygotowanego przez Fundację ePaństwo raportu wyłania się obraz Telegrama jako źródła informacji, narzędzia wzajemnego wsparcia i koordynacji protestów. Znana polskim obserwatorom wydarzeń w Białorusi taktyka małych sąsiedzkich protestów, które łączą się ze sobą, żeby już w większej grupie pojawić się w centrach miast, możliwa jest właśnie dzięki Telegramowi. Każda z dzielnic Mińska posiada sąsiedzkie czaty, na których podaje się miejsce i godzinę rozpoczęcia protestów, informuje się o interwencjach służb czy zgłasza się, że potrzebne jest wsparcie. Chatbot stworzony przez Centrum Praw Człowieka „Viasna” zbiera informacje o zatrzymanych uczestnikach masowych zgromadzeń, a inne organizacje tworzą swoje czaty w celu zapewnienia pomocy zatrzymanym i ich rodzinom. Po głośnym zabójstwie Romana Bondarenki przez podległych Łukaszence funkcjonariuszy, twórcy czatu Help, Motolko za jego pośrednictwem ogłosili zbiórkę pieniędzy na rzecz osób, które przekażą wiarygodne informacje o tożsamości morderców.

Na marginesie warto wspomnieć, że aktywiści zauważają, że w związku z brakiem warunków do pracy dla dziennikarzy na Białorusi oraz potrzebą szybkiego przekazywania informacji może dojść do przekłamywania rzeczywistości czy po prostu rozsiewania fake newsów. Dlatego też jedną z rekomendacji zawartych w raporcie jest zorganizowanie szkoleń dla aktywistów w zakresie umiejętności weryfikowania informacji.

Walka o bezpieczeństwo protestujących

Najważniejszym wyzwaniem pozostaje dbanie o bezpieczeństwo fizyczne aktywistów. A ono z kolei zależy od bezpieczeństwa prowadzenia działań w sferze wirtualnej.

Białoruskie władze inwigilują internet na różne sposoby, a jednym z najbardziej skutecznych jest przejmowanie czatów na Telegramie. Często odbywa się to po fizycznym przejęciu telefonu zatrzymanego aktywisty i analizie jego rozmów, a tym samym identyfikacji osób, które kontaktowały się z nim za pośrednictwem tej usługi sieciowej.

W przypadku jednej z aktywistek zrzuty ekranu wykonane przez inną uczestniczkę czatu zostały wykorzystane przez reżim Łukaszenki jako dowód w sądzie. Zdarzały się również przypadki publikowania danych osobowych wszystkich osób udzielających się na konkretnych czatach. Dotknęło to na przykład zaangażowanych w protesty kierowców. Z tych powodów osoby, które pomagały nam zbierać dane potrzebne do przygotowania raportu, w obawie o bezpieczeństwo swoje i swoich rodzin nie zdecydowały się ujawnić i nie zgodziły się na opublikowanie swoich nazwisk jako współautorów raportu.

Władze posuwają się również do podszywania się pod protestujących. To z inspiracji przedstawicieli reżimu powstał kanał „Żółte Śliwki”, na którym, zdaniem niektórych aktywistów, muszą się również udzielać szeregowi urzędnicy. Jego celem jest ośmieszenie protestujących poprzez zamieszczanie teorii spiskowych czy po prostu niedorzecznych informacji na temat działań ruchu oporu.

Niezależnie od akcji służb, władze próbują forsować w kontrolowanych przez siebie mediach narracje wymierzone w protestujących. Często porównuje się ich do „faszystów”, a trójkolorowa flaga uznawana jest za symbol zaściankowego nacjonalizmu. Uczestnicy działań wymierzonych we władze mają być „hołotą”, która swoją „żądzą krwi” naraża innych obywateli na niebezpieczeństwo. Rozsiewa się również nieprawdziwe informacje dotyczące malwersacji finansowych, których mają się dopuszczać organizacje związane z opozycją. Kraje ościenne są oskarżane o dążenie do aneksji terenów Białorusi, w czym mają im pomagać przeciwnicy Łukaszenki. Wydaje się jednak, że – a można to mierzyć popularnością kanałów używanych przez środowiska opozycyjne – narracja władz trafia tylko do nielicznych.

Dlaczego trzeba wspierać wolny internet?

Celem naszej analizy nie było tylko pokazanie kompleksowego obrazu białoruskich protestów ze szczególnym uwzględnieniem wykorzystania nowych technologii. Chodzi nam również o uświadomienie polskim i europejskim decydentom, że dla powodzenia protestów potrzebne jest ich wsparcie w takich obszarach, jak nauka umiejętności cyfrowych, rozwój wysokiej jakości dziennikarstwa obywatelskiego czy przekazanie środków na tworzenie platform współpracy. Jeszcze ważniejsze są działania, które ułatwią Białorusinom i Białorusinkom stabilną i bezpieczną komunikację.

Kilka miesięcy temu jako Fundacja ePaństwo wspólnie z Inicjatywą Wolna Białoruś apelowaliśmy do polskich firm telekomunikacyjnych o obniżkę cen połączeń i przesyłu danych do Białorusi. Tylko jedna z firm zdecydowała się na taki gest. Inne międzynarodowe korporacje działające bezpośrednio w Białorusi godzą się na polecenie władz odcinać dostęp do internetu. Polska, jak i pozostałe kraje UE, powinna jak najszybciej wypracować model działania w przypadkach ingerencji władz w wolność wyrażania opinii, kiedy dochodzi do cenzurowania lub blokowania sieci.

Pomysły na konkretne działania przedstawiliśmy na końcu raportu, którego pełną wersję można przeczytać tutaj. Wystarczy okazać wolę polityczną, by je wdrożyć.

Publikacja nie została sfinansowana ze środków grantu któregokolwiek ministerstwa w ramach jakiegokolwiek konkursu. Powstała dzięki Darczyńcom Klubu Jagiellońskiego, którym jesteśmy wdzięczni za możliwość działania.

Dlatego dzielimy się tym dziełem otwarcie. Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o podanie linku do naszej strony.