Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.
Mariusz Haładyj, Maciej Dulak  18 stycznia 2018

Powrót do mitycznej ustawy Wilczka jest niemożliwy. Rozmowa z Mariuszem Haładyjem, wiceministrem odpowiedzialnym za „Konstytucję Biznesu”

Mariusz Haładyj, Maciej Dulak  18 stycznia 2018
przeczytanie zajmie 9 min

W każdym kraju usłyszymy negatywne głosy dotyczące nadmiaru biurokracji i przepisów. Nie ma znaczenia czy mówimy o Niemczech, Francji, Wielkiej Brytanii, Szwecji czy Stanach Zjednoczonych, które powszechnie uważane są za kolebkę wolności gospodarczej. U nas oczywiście ciągle jest dużo do zrobienia, ale tylko w 2017 roku weszło w życie ponad 100 ułatwień w różnych dziedzinach prawa. Przykładem jest rozporządzenie, w którym wykreśliliśmy z listy blisko połowę urządzeń budowlanych, do obsługi których operator musiał przejść kilkutygodniowe szkolenie i zdać państwowy egzamin. Były to takie maszyny jak betoniarka albo samojezdna malowarka pasów na jezdni. Urządzenia, które każdy z nas może kupić w supermarkecie w przypadku zatrudnionego na etacie pracownika wymagały specjalnych uprawnień, których uzyskanie generowało niepotrzebne koszty i marnowało tylko czas.  O Konstytucji dla Biznesu rozmawiamy z Mariuszem Haładyjem, podsekretarzem stanu w Ministerstwie Przedsiębiorczości i Technologii.

Czy warunki prowadzenia działalności gospodarczej w Polsce są rzeczywiście tak ciężkie, jak przedstawiają to na ogół przedsiębiorcy?

Systematycznie usuwamy kolejne bariery utrudniające prowadzenie działalności gospodarczej. Tylko w 2017 roku weszło w życie ponad 100 ułatwień w różnych dziedzinach prawa. Natomiast ciągle istnieją jeszcze pewne przeszkody oraz bariery. Gdyby tak nie było, nie proponowalibyśmy kolejnych rozwiązań,  których celem jest ograniczanie trudności o charakterze prawnym lub instytucjonalnym, a które chociażby obecnie znajdują się w procesie legislacyjnym.

Na słabości wskazuje Bank Światowy, który w swoim ostatnim rankingu Doing Business umieścił Polskę trzy pozycje niżej niż rok temu. Przegraliśmy m.in. z Gruzją, Estonią, Litwą, a nawet Mauritiusem.

Jeśli chodzi o rankingi, to w mojej ocenie nie do końca oddają one rzeczywistość, gdyż najczęściej bazują na wąskich wskaźnikach. Opierając się więc o nasze obserwacje mogę powiedzieć, że warunki prowadzenia firmy w Polsce poprawiają się i nie należą do najgorszych. Całkiem nieźle oceniają nas nasi zagraniczni partnerzy i inwestorzy, którzy wskazują z kolei na problemy, jakie napotykają w swoich ojczyznach. Nie jest więc prawdą, że tylko Polska ma trudności w zakresie kreowania dobrych warunków dla biznesu, gdyż jest to problem o wiele szerszy i dotykający większości krajów. Oczywiście, ciągle mamy wiele do zrobienia.

Czy narzekania polskich i zagranicznych przedsiębiorców pokrywają się?

W każdym kraju usłyszymy negatywne głosy dotyczące nadmiaru biurokracji i przepisów. Nie ma znaczenia czy znajdujemy się w Niemczech, Francji, Wielkiej Brytanii, Szwecji, czy też w Stanach Zjednoczonych, które powszechnie uważane są za kolebkę wolności gospodarczej. Nawet tam doszło jednak do znaczącego przyrostu regulacji – zarówno na szczeblu federalnym, jak i stanowym. Wbrew pozorom do tematu redukcji regulacji należy podchodzić bardzo odpowiedzialnie.

Co ma Pan na myśli?

Na poziomie konferencyjno-seminaryjnym wszyscy są zwolennikami likwidowania jak największej liczby przepisów, choć z podaniem konkretnych rozwiązań zazwyczaj jest trudniej. W praktyce na pewnym etapie zawsze pojawia się pytanie na ile państwo powinno określać pewne obowiązki. W Polsce jesteśmy przyzwyczajeni, niestety, do kazuistycznej formy przepisów, gdyż gwarantuje ona bezpieczeństwo. Odejście od takiej formuły powinno następować stopniowo, aby zarówno przedsiębiorcy, jak i urzędnicy byli odpowiednio przygotowani do nowego, bardziej elastycznego modelu regulacji.

O jakiego rodzaju kazuistyce Pan mówi?

Dla zobrazowania tego problemu często przytaczam tzw. paradoks ściany. Załóżmy, że mamy w polskim prawie przepis dotyczący lokali gastronomicznych, który nakazuje pokrycie ścian ściśle określonym rodzajem farby na wysokości 1,1 metra. Oczywiście spotka się on z mocną krytyką przedsiębiorców, którzy stwierdzą, iż sami wiedzą, jaką farbą i na jakiej powierzchni pomalować lokal. Dodatkowo niespełnienie narzuconego przez ustawodawcę wymiaru (przekroczenie go o kilka cm) rodzi ryzyko nałożenia grzywny. Załóżmy, że ustawodawca ulegnie postulatom i zmieni wskazany wyżej zapis na „odpowiednią farbą na odpowiedniej wysokości”. Z jednego problemu zrobiliśmy drugi, bo w tym przypadku te same osoby zapytają: „skąd przedsiębiorcy mają wiedzieć, co oznacza zapis odpowiedni, żeby uniknąć negatywnej oceny inspekcji”.

Konkretny przykład to ustawa o partnerstwie publiczno-prywatnym, której autorzy mniej więcej dziesięć lat temu podkreślali jej anglosaski charakter. Stanowiła odejście od kazuistycznej formy poprzednio obowiązującej regulacji na rzecz bardziej ramowego, elastycznego modelu ustawy. I dobrze. Tymczasem wprowadzone zmiany nie przyczyniły się do faktycznego rozwoju partnerstwa publiczno-prywatnego. Do tej pory w Polsce zawarto nieco ponad sto tego typu umów i w większości są to niewielkie projekty samorządów.  Taka ostrożność wynika m.in. z obaw, że nowe, ramowe przepisy mogą powodować nieświadome przekroczenie pewnych akceptowalnych warunków współpracy biznesu z administracją.  Kolejne nowelizacje, na wniosek m.in. organizacji przedsiębiorców i samorządów, uszczegółowiały poszczególne pojęcia i rozwiązania tej ustawy.

Osobna kwestia to fakt, że część nowych regulacji to odpowiedź na problemy przedsiębiorców dotkniętych nieuczciwą konkurencją lub nierzetelnością kontrahentów. To de facto odpowiedź na postulaty przedsiębiorców.

To wszystko oczywiście nie oznacza, że proces upraszczania prawa nie powinien postępowań dynamicznie. Musimy jedynie widzieć zawsze pełne spektrum uwarunkowań.

Jakie są zatem w Pana optyce największe bariery rozwoju przedsiębiorczości w Polsce?

To zależy od sytuacji gospodarczej. Kiedy ostatnim razem rozmawiałem z przedsiębiorcami, to jako największe wyzwanie identyfikowali znalezienie odpowiednio wykwalifikowanego pracownika, a nie wysokie koszty pracy czy uciążliwą biurokrację. Kilka lat temu, przy wyższym poziomie bezrobocia, przedsiębiorcy nie zajmowali się szukaniem pracowników, lecz zwracali uwagę na innego rodzaju ograniczenia: koszty pracy, biurokrację czy będące zawsze na topie podatki.

Często usuwanie przytoczonych przed momentem barier nie leży tylko po stronie ministerstwa odpowiedzialnego za gospodarkę [zgodnie z Ustawą o działach administracji rządowej w ostatnich latach kolejno były to: w okresie 2005-2015, Ministerstwo Gospodarki, w latach 2015-2018 Ministerstwo Rozwoju, a od stycznia 2018 Ministerstwo Przedsiębiorczości i Technologii – przyp.red.], ale także innych resortów. Jak więc wygląda ta współpraca w praktyce?

Wiele naszych projektów jest na styku kompetencji innych ministerstw. Pierwszym przykładem może być tutaj tzw. ustawa uproszczeniowa, która ograniczyła wiele barier administracyjnych związanych z prawem pracy, prawem podatkowym, prawem budowlanym oraz ochroną środowiska. Kolejny przykład to nowelizacja Kodeksu postępowania administracyjnego, którą nasz resort przeprowadził we współpracy z Ministerstwem Spraw Wewnętrznych i Administracji. Szukamy pól współpracy z innymi ministerstwami, ponieważ w centrum naszego zainteresowania zawsze jest przedsiębiorca. To jemu mamy ułatwić życie. Mam poczucie, że to robimy.

W gospodarce funkcjonują różne typy firm, od jednoosobowych działalności gospodarczych po duże spółki akcyjne. Czy ich oczekiwania względem polskiego państwa są różne?

Znajdziemy problemy wspólne, jak i dotyczące tylko jednego segmentu lub branży. W Strategii na rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju mamy cały wachlarz działań dotyczących wszystkich firm oraz programy adresowane do określonych branż i sektorów. Do pierwszej grupy można zaliczyć zmiany we wspomnianym wcześniej Kodeksie postępowania administracyjnego (KPA), w oparciu o który każdego dnia wydawanych jest kilka tysięcy decyzji dziennie. Jest to swego rodzaju „konstytucja urzędników”. Jej ostatnia nowelizacja ma przyczynić się do tego, że sprawy obywateli,  w tym przedsiębiorców, będą załatwiane po prostu szybciej. W tej samej grupie jest „Konstytucja  Biznesu”. Ona, podobnie jak KPA, ma charakter przekrojowy, horyzontalny i dotyczy w zasadzie wszystkich przedsiębiorców.

Z drugiej strony mamy bardziej szczegółowe regulacje adresowane do wybranych branż. Na przykład w sektorze budowlanym uporządkowaliśmy relacje na linii inwestor-podwykonawca. Był to przepis, który przez lata generował mnóstwo problemów, procesów sądowych oraz absurdów. Połowa sądów wydawała wyrok, który był korzystny na inwestorów, a druga połowa była bardziej przychylna podwykonawcom. W pakiecie wierzycielskim wprowadziliśmy klarowne zasady rozliczenia między podwykonawcą a inwestorem, kiedy już w momencie przystępowania do robót podwykonawca wie czy i w jakim zakresie inwestor będzie wobec niego odpowiadał. Innym przykładem jest rozporządzenie, w którym wykreśliliśmy z listy blisko połowę urządzeń budowlanych do obsługi, których operator musiał przejść kilkutygodniowe szkolenie i zdać państwowy egzamin zanim zacznie obsługiwać dane urządzenie. Aby zobrazować skalę absurdu były to takie maszyny jak betoniarka albo samojezdna malowarka pasów na jezdni…

Egzaminy te przeprowadzał Urząd Dozoru Technicznego?

Szkolenia przeprowadzały prywatne firmy, a egzamin – państwowy Instytut Mechanizacji Budownictwa i Górnictwa Skalnego. Urządzenia, które każdy z nas może kupić w supermarkecie i zwyczajnie ich używać w przypadku zatrudnionego na etacie pracownika wymagały specjalnych uprawnień, których uzyskanie generowało niepotrzebne koszty i marnowało tylko czas.

Jednym z ważnych zadań naszego ministerstwa jest celowanie w bardzo punktowe, nawet z pozoru przyziemne i mało spektakularne sprawy. One niekoniecznie trafią do głównego wydania serwisów informacyjnych, jak ma to miejsce w przypadku inicjatyw dotyczących całości polskiej gospodarki i dotykających każdego obywatela, ale to właśnie one na co dzień irytują przedsiębiorców bardziej, niż wielkie sprawy, o których się mówi w mediach.

Prowadzone przez nas zmiany kierowane są zarówno do małych, jak i dużych przedsiębiorstw. W przypadku tych drugich wspomnę o ustawie nad którą aktualnie pracujemy, a która dotyczy umożliwienia skutecznej weryfikacji niekaralności kandydatów do pracy w instytucjach finansowych. To będzie szczególnie ważne w kontekście coraz szybciej rozwijających się centrów usług wspólnych. Innym przykładem jest projekt umożliwiający elektronizację akt pracowniczych, co pozwoli nam pozbyć się wreszcie szaf z zakurzonymi dokumentami. W przypadku podmiotów zatrudniających kilkaset osób będzie to likwidacja sporej bariery biurokratycznej.

Czy wprowadzenie „Konstytucji Biznesu” oznacza, że w tym roku czeka nas liberalizacja prawa na niespotykaną od lat skalę?  

Na pewno czekają nas duże zmiany, które ułatwią życie przedsiębiorcom. Tego typu reformy nie było od lat. Postawmy jednak sprawę jasno: w dzisiejszym świecie, przede wszystkim w kontekście naszego członkostwa w Unii Europejskiej, powrót do mitycznego świata ustawy Wilczka nie jest możliwy.

Jaki jest zatem sens tej zmiany?

Po rozmowach z przedstawicielami i właścicielami firm spojrzeliśmy na skomplikowaną przestrzeń regulacyjno-instytucjonalną oczyma najmniejszego przedsiębiorcy. Wyszliśmy z założenia, że potrzebujemy aktu prawnego, który w sposób jasny i precyzyjny skataloguje główne zasady, uprawnienia i gwarancje przedsiębiorców.

Być może część zawartych w „Konstytucji Biznesu” przepisów dla niektórych prawników może wydawać się oczywista, jednak dla małych przedsiębiorców, szczególnie działających lokalnie będzie stanowić istotną pomoc w kontaktach z urzędami lub sądami. Szczególnie mali przedsiębiorcy nie są od tego, aby śledzić orzecznictwo sądów i poglądy doktryny.

Zaproponowaną przez nas ustawę Prawo przedsiębiorców określamy często mianem „arty praw przedsiębiorców”. Celowo ograniczyliśmy jej zawartość do fundamentalnych kwestii, aby – mocno upraszczając – każdy przedsiębiorca mógł ten dokument przeczytać i był świadom przysługujących mu praw.

Chodzi o takie kwestie jak to, aby nie musiał na przykład przynosić do urzędu dokumentów, które placówka już posiada lub może zdobyć z internetu. Chcemy też, aby bardziej skomplikowane przepisy były wyjaśniane prostym i zrozumiałym dla wszystkich przedsiębiorców językiem. W celu zabezpieczenia praw oraz zapisów znajdujących się w „Konstytucji” powstanie Rzecznik Małych i Średnich Przedsiębiorców.

Uruchomiony zostanie także specjalny portal, który ma pomagać przedsiębiorcom z sektora MŚP.

Nowy portal będzie miał na celu wyrównanie różnic zasobów oraz wiedzy pomiędzy małymi przedsiębiorstwami a dużymi spółkami, które stać na korzystanie z usług profesjonalnych kancelarii i doradców. Będzie to strona, która skonsoliduje całą wiedzę potrzebną do prowadzenia działalności gospodarczej zarówno w aspektach teoretycznych, jak i praktycznych. Na przykład: jeżeli ktoś będzie zainteresowany produkcją plastikowych nakrętek i ich eksportem do kraju poza Unią Europejską, to właśnie na nowej stronie będę mógł znaleźć wszystkie niezbędne informacje na ten temat. Portal umożliwi również realizację określonych usług, na przykład dokonanie pewnych opłat elektronicznych lub uzyskiwanie zaświadczenia o zaleganiu ze składkami czy też podatkami. Tych funkcjonalności będzie więcej.

Jakich zmian możemy jeszcze oczekiwać w tym roku?

Poszerzamy sferę wolności działalności gospodarczej całkowicie uwalniając działalność zarobkową na najmniejszą skalę dzięki tzw. działalności nierejestrowej przy przychodach miesięcznych do 50% minimalnego wynagrodzenia.

Co to będzie oznaczać w praktyce?

Działalność nierejestrowa umożliwi prowadzenie własnego biznesu na niewielką skalę – zazwyczaj dodatkową w stosunku do głównego źródła przychodu – bez martwienia się o składki na ubezpieczenie społeczne, zdrowotne oraz inne opłaty. Jedyny obowiązek będzie sprowadzać się do ewidencjonowania sprzedaży w przysłowiowym „zeszycie w kratkę”. To jedyna wymagana forma dokumentacji. Raz w roku osiągnięty przychód będzie opodatkowany w formie PIT-u.

Czego polski biznes może oczekiwać w następnym kroku?

Musimy dokończyć rozpoczęte projektu: na przykład kolejną ustawę deregulacyjną, która – jak policzyliśmy – przyniesie przedsiębiorcom blisko 4 miliardy złotych oszczędności w 10 lat. Umożliwi ona m.in. wliczenie w koszty uzyskania przychodu wynagrodzenia współmałżonka czy jednorazowe rozliczenie straty podatkowej do 5 milionów złotych, a nie tylko 50% w pierwszym roku. Dużym projektem jest stworzenie nowego typu spółki kapitałowej: prostej spółki akcyjnej, która na początku adresowana będzie do startup-ów, ale w dłuższej perspektywie może być też atrakcyjną alternatywą dla spółki z ograniczoną odpowiedzialnością. Pracujemy także nad systemowym mechanizmem identyfikowania i zwalczania barier administracyjnych w prowadzeniu biznesu. Trwają również prace nad nowym prawem zamówień publicznych. Będziemy też uruchamiali zupełnie nowe projekty, które będziemy chcieli zrealizować w drugiej połowie kadencji Sejmu.

Rozmowę przeprowadzono przed podziałem Ministerstwa Rozwoju na Ministerstwo Przedsiębiorczości i Technologii oraz Ministerstwo Inwestycji i Rozwoju.