Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.
Marcin Palade  4 października 2017

Neokolonializm w Polskim Radiu. Jak publiczny nadawca promuje zagraniczną konkurencję

Marcin Palade  4 października 2017
przeczytanie zajmie 5 min

Polskie Radio, chociaż samo jest również wydawcą muzyki, w praktyce jest wielkim billboardem zachodnich wytwórni. Znakomicie promuje płyty swojej konkurencji, wielkich korporacji transferujących zyski poza Polskę. W czasie mojej pracy w Zarządzie Polskiego Radia szef Agencji Muzycznej pokazał mi zestawienie utworów biorących udział w głosowaniu w popularnej Liście Przebojów Radiowej „Trójki”. Płyty firm Universal, Warner i Sony zajęły 3/4 miejsc w zestawieniu. Z radiowych produkcji były tam… dwa utwory. Tak w Radiu dba się o własne wydawnictwa. W rozmowach „na offie” często słyszałem, że wcześniej czy później rozbiję sobie głowę o próbę uzdrowienia neokolonialnej rzeczywistości – pisze dla klubjagiellonski.pl były członek zarządu Polskiego Radia Marcin Palade.

Ile polskości w Polskich Nagraniach?

Wiele osób na pewno ucieszyła podana kilka tygodni temu wiadomość, że ma dojść do wykupienia katalogu i archiwów Polskich Nagrań przez Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego od koncernu Warner Music.

Warto przypomnieć, że za rządów poprzedniej koalicji amerykańska wytwórnia nabyła od Skarbu Państwa „po bankructwie” Polskie Nagrania, a następnie wypuściła na rynek wiele płyt zachowując znak legendarnej polskiej firmy fonograficznej. Ile osób dokonując w ostatnim czasie zakupu z jej oferty sądziło, że ma do czynienia z polskim produktem, który generuje zyski dla krajowego przedsiębiorstwa?

Zapewne wiele. Polska firma? Zyski dla Polski? Niestety, nic z tych rzeczy. Jak żywo nasuwa się analogia do zamieszania z nieodległym w czasie twitterowym wpisem poseł Joanny Lichockiej. Polityk wywodząca się ze środowiska „Gazety Polska” chcąc pochwalić się konsumenckim patriotyzmem wrzuciła zdjęcie serka, który miał być symbolem jej bojkotu francuskich firm. Internauci szybko wypunktowali, że mimo miejsca produkcji i polsko brzmiącej nazwy, producentem jest… właśnie francuska firma. Nie inaczej jest z „Polskimi Nagraniami” i szerzej – muzyką promowaną przez Polskie Radio. Próbie repolonizacji „Polskich Nagrań” należy zatem przyklasnąć i trzymać kciuki za jej powodzenie. Przy okazji warto jednak uświadomić opinii publicznej, że problem z rynkiem wydawnictw muzycznych jest dużo poważniejszy.

Autopromocja, czyli 10 minut tygodniowo

Przyjrzyjmy się pokrótce muzycznemu skolonizowaniu.

Polacy w większości najpewniej nie zdają sobie sprawy, że nasz rynek muzyczny jest podzielony jak tort przez zagraniczne koncerny, tzw. majorsów. Kiedy kupujemy płytę musimy zdawać sobie sprawę, że po opłaceniu artystów, zysk jest już transferowany za granicę.Dominująca pozycja zagranicznych wytwórni marginalizuje polskich wydawców, ale co gorsza: uczestniczy w tym publiczny wydawca.

Jako członek zarządu Polskiego Radia S.A., powołany w styczniu 2016 roku, postawiłem sobie za jeden z głównych celów zerwanie z tą patologią. Kluczem miało być zwiększenie aktywności Polskiego Radia na rynku wydawniczym. Na efekty nie trzeba było długo czekać: wielu artystów postanowiło przejść do Polskiego Radia albo nie dać się „kupić” zagranicznym wytwórniom. W 2016 roku artyści tacy Perfect, IRA, Varius Manx czy Mietek Szcześniak wydali swoje płyty właśnie w Polskim Radiu. Były już szef Agencji Muzycznej, która podlegała mi kompetencyjnie, Piotr Iwicki (odwołano go wiosną tego roku) od początku wiedział, że wchodzi na zaminowany grunt. Było dla nas oczywiste, że konkurencja nie będzie się przyglądać tym działaniom z założonymi rękami.

Polskie Radio miało szansę aspirować do roli najsilniejszego gracza na rynku. Mając zarówno wytwórnię płytową, jak i popularne programy nadające w paśmie FM muzykę, mogłoby przecież bardzo skutecznie promować własne produkcje! Mogłoby, a jednak – co również starałem się uzdrowić – płyty Polskiego Radia miały problemy z trafianiem na anteny swojego wydawcy. Zdziwienie? Pamiętam ostre rozmowy z odpowiedzialnymi za ten stan rzeczy. Przełamanie starych praktyk musiało być i było trudne. Owszem, coś się udało zmienić.

Udało się nam na przykład zobowiązać III Program Polskiego Radia do udostępniania miejsca na promowanie płyt … Polskiego Radia. Po ciężkich bojach wywalczyliśmy 10 minut w całotygodniowym programie.

Polskie Radio promuje konkurencję

Wielu z czytających nasuwa się pewnie pytanie, dlaczego tak trudno zadbać o to, co polskie w Polskim Radiu? Cóż, problem jest znany od lat. Mówiąc obrazowo: Polskie Radio jest wielkim billboardem zachodnich wytwórni. Znakomicie promuje płyty (czytaj: towar) swojej konkurencji. Towar, z którego zysk wyjeżdżał i wyjeżdża każdego dnia z Polski poprzez bankowe konta.

Wspomniany szef Agencji Muzycznej w czasie mojej pracy w zarządzie pokazał mi zestawienie utworów biorących udział w głosowaniu w popularnej Liście Przebojów Radiowej „Trójki”. Płyty firm Universal, Warner i Sony zajęły 3/4 miejsc w zestawieniu. Z radiowych produkcji były tam… 2 utwory. Tak dba się o własne wydawnictwa? W rozmowach „na offie” często słyszałem, że wcześniej czy później rozbiję sobie głowę o próbę uzdrowienia tej anormalnej, neokolonialnej rzeczywistości w Polskim Radio. Razem z Piotrem Iwickim za plan minimum postawiliśmy sobie stopniowe dochodzenie do wyrównania proporcji „pół na pół” w przypadku produkcji obcych i własnych Polskiego Radia.

To jednak oznaczałoby, że ukrócone zostałoby trwające dziesiątki lat „El Dorado” zagranicznych wydawców, a zaczęłyby się schody. Co mam na myśli? Weźmy prosty przykład z Myśliwieckiej. To, co pozornie wygląda jak transmitowany koncert z udziałem zachodniej gwiazdy na falach polskiego nadawcy jest… de facto oddaniem mu czasu reklamowego za darmo. Nic dziwnego, że praktyki Radiowej „Trójki” odczytywane są w dwójnasób: koncert jest oczywiście atrakcyjny dla słuchacza, a pojawienie gwiazdy w studiu koncertowym wydarzeniem. Jednak godzina na antenie to równocześnie jedna wielka reklama produktu: płyty. My ten czas reklamowy oddajemy za darmo zachodnim wydawcom, którzy nie przyjeżdżają do Polski po to, by pomnażać zysk, dzieląc się nim z naszym budżetem, ale by ten zysk wytransferować z Polski. Tak działa ten biznes.

Cukiernik polskiej kulturze nie posłodzi

Łatwo zauważyć, że niska kwota tzw. udziału polskiej muzyki w dobowym czasie nadawcy sprzyja tej patologii. W krajach, w których udział krajowej muzyki jest w stacjach radiowych znacznie wyższy, w lepszej formie jest sama muzyka. Jest jej zwyczajnie więcej, bo twórcy i wykonawcy wiedzą, że jeśli jest czas do nadawania tej muzyki, to trafi ona do odbiorcy. A ci jako konsumenci pójdą po płyty do sklepów albo zaczną słuchać tej muzyki w coraz częściej legalnych serwisach internetowych. Tak powinien działać zdrowy system: łącząc zasady rynku z promowanie rodzimej kultury. Niestety u nas to, co polskie przegrywa z tym, co zagraniczne. Nie dość, że kolonizujemy się kulturalnie, to jeszcze nabijamy kiesę „Majorsom”.

Byłem przeciw takiemu działaniu i muszę przyznać, że ostatecznie w tej walce poległem. Moja wizja Polskiego Radia jako nadawcy i wydawcy nie trafiła w gusta decydentów. Szczególnie szkoda mi, że przerwano też działania Piotra Iwickiego, który jako fachowiec z branży naprawdę mógł istotnie wzmocnić wydawnicze portfolio Agencji Muzycznej Polskiego Radia. Jego następcą został Stanisław Bukowski, zaufany człowiek Krzysztofa Czabańskiego, szefa Rady Mediów Narodowych, z zawodu technik-cukiernik. Obawiam się, że przyszłość fonograficznej odnogi działalności Polskiego Radia wcale nie wygląda słodko. Będzie ono nadal wielką, bezpłatną reklamą dla zachodnich produktów.

Muzyka to przecież wielki biznes, z którego istotna część zysku wypracowywanego w Polsce szeroką autostradą wyjeżdża z kraju.

Tymczasem nasza kultura muzyczna niczym papuga stroi się w kolorowe piórka wtórności ku uciesze szefów zachodnich wytwórni płytowych. W Polskim Radio mieli i mają swoich ludzi. Obawiam się, że „dobra zmiana” nie zrobi im krzywdy.