Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.

Polskie uczelnie potrzebują pozytywnego wstrząsu

przeczytanie zajmie 6 min

„Konstytucja dla nauki”, ogłoszona dziś przez ministra Jarosława Gowina jest szansą na pozytywny wstrząs dla polskich uczelni, które od lat funkcjonują w rozwojowym dryfie. Wiele z nich będzie musiało zdefiniować na nowo swoją misję, bowiem dalsze utrwalanie status quo skutkuje marnowaniem cennych zasobów ludzkich i finansowych. Powodzenie reformy będzie jednak zależeć od zwiększenia publicznych wydatków na naukę i szerokiego wsparcia elit politycznych, w których ważną rolę odgrywa niestety zachowawcza część tzw. lobby profesorskiego.

Jednym z głównych zadań, które postawił przed sobą minister Jarosław Gowin było przeprowadzenie gruntownej reformy systemu nauki i szkolnictwa wyższego, która powinna zapewnić Polsce miejsce w międzynarodowym obiegu naukowym i uczynić nasz kraj atrakcyjnym dla studentów z całego świata. Efektem ponad rocznych prac jest projekt tzw. Konstytucji dla nauki, którą minister Gowin zaprezentował dziś podczas Narodowego Kongresu Nauki w Krakowie. Trudno w jednym komentarzu odnieść się do wszystkich kluczowych problemów, zwłaszcza, że projekt ustawy obejmuje cały system szkolnictwa wyższego i nauki. Dlatego w niniejszym tekście odnosimy się jedynie do najważniejszych zmian. Jednocześnie już dziś zachęcamy do zapoznania się z naszymi kolejnymi komentarzami do nowej ustawy ‒ o strukturze organizacyjnej i szansie, jakie stwarzają kolegia (środa) oraz o perspektywach rozwoju wyższego szkolnictwa zawodowego (piątek). Temu ostatniemu zagadnieniu, które pomimo swej uwagi często znika z oczu debaty publicznej, poświęcony będzie też obszerny raport, którego publikację przewidujemy na początku października.

Prace nad nową ustawą ruszyły na początku 2016 roku, kiedy Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego (MNiSW) ogłosiło konkurs na założenia reformy. Opublikowane w marcu 2017 roku przez trzy zespoły „Założenia do Ustawy 2.0” nie pozostawiły żadnych złudzeń – stan polskiej nauki i szkolnictwa wyższego wymusza głębokie reformy.

Wbrew nierealnym głosom niektórych środowisk akademickich nie da się bowiem utrzymać obecnego instytucjonalnego i finansowego rozdrobnienia, chyba, że godzimy się, by Polska nadal dreptała w ogonie światowej nauki. Trzeba uczciwie przyznać ‒ potencjał naukowo-badawczy niektórych ośrodków nie pozwala na rzeczywiste uprawianie nauki. Nie oznacza to jednak od razu konieczności ich likwidacji.

Wręcz przeciwnie – gruntowne zmiany proponowane w nowej ustawie są dla nich szansą, choć wymagają od tych ośrodków ponownego przemyślenia i określenia swojej misji.

Ponadto ogromna większość zarówno badaczy szkolnictwa wyższego, jak i praktyków zgodnie przyznaje – niezbędna jest zmiana sposobu zarządzania uczelniami. Wyzwaniom, przed jakimi staje współczesna nauka i szkolnictwo wyższe, może bowiem sprostać jedynie rektor posiadający rzeczywistą władzą, zwolniony z obowiązku czasochłonnego negocjowania zmian z senatem uczelni i dziekanami. Nowa ustawa po raz pierwszy w historii w odniesieniu do rektora stosuje domniemanie kompetencji, co jest chyba najlepszym dowodem na to, że tym razem ustawodawca rzeczywiście chcę wzmocnić jego rolę w zarządzaniu szkołą wyższą.

Oczywiście wzmocnieniu władzy rektora (uwolnionego od bezpośredniego nadzoru ze strony rozbudowanej oligarchii akademickiej) musi towarzyszyć nowy system rozliczania jego działań. Tu „Konstytucja dla nauki” wprowadza zmianę tyleż potrzebną, co radykalną.

Kluczowym rozwiązaniem zgłoszonym w projekcie ustawy jest bowiem stworzenie rad uczelni, które będą odgrywać istotną rolę w powoływaniu rektora, rozliczaniu jego działalności (w tym i z konsekwencji finansowych) oraz uczestniczyć w tworzeniu strategicznej wizji rozwoju danej uczelni. Tym, co stanowi o istocie tego novum, jest nieduża wielkość rady (zaledwie 7 lub 9 członków), sprzyjająca sprawnemu podejmowaniu decyzji, oraz ustawowy obowiązek, by większość jej członków stanowiły osoby spoza uczelni. W ten sposób przedstawiciele otoczenia społeczno-gospodarczego staną się współodpowiedzialni za funkcjonowanie polskich uczelni i realizację trzeciej misji szkoły wyższej, czyli jej społecznej odpowiedzialności.

Dodatkowo, inaczej niż w „Prawie o szkolnictwie wyższym” z 2005 roku, kwestie tworzenia wewnętrznej struktury uczelni będą uregulowane tylko i wyłącznie w statutach uczelni. Wynika to po części z faktu, że w przeciwieństwie do obecnej sytuacji to uczelnia jako całość, a nie jej podstawowe jednostki organizacyjne, będzie podlegać kategoryzacji naukowej (oczywiście przy uwzględnieniu dziedzin i dyscyplin nauki). Tak samo to uczelnia, a nie wydziały, będzie odpowiadać za tworzenie i prowadzenie studiów. To uczelnia wreszcie uzyska uprawnienia do nadawania stopni naukowych. Z powyższych powodów z ustawy znikną dwa dotychczas istniejące ustawowe organy: dziekani oraz wydziały, których nadmierna autonomia nierzadko paraliżowała działania szkół wyższych.

Oceniając projekt ustawy „Prawo o szkolnictwie wyższym i nauce” warto zwrócić też uwagę na gruntowne zmiany dotyczące zadań senatu uczelni.

Traci on prawo do decydowania w sprawach finansowych, bo to stało się wyłączną odpowiedzialnością rektora (nadzorowanego przez radę uczelni). Senat jedynie opiniuje przygotowaną strategię oraz ocenia jej wcielanie w życie. Zdecydowanie zwiększyła się natomiast rola senatu w kształtowaniu działalności dydaktycznej, bo przejął on wcześniejsze zadania rady wydziałów. Najważniejszą zmianą jest jednak przekazanie senatowi kompetencji w zakresie powoływania członków rady uczelni (i ich ewentualne odwoływanie). Warto zdecydowanie podkreślić, że przyjęcie takiego rozwiązania pozwala na uniknięcie sytuacji, w której rady uczelni zdominowane byłyby przez doraźne polityczne układy, czego obawiało się wiele środowisk.

Kolejnym bardzo ważnym rozwiązaniem wprowadzanym przez nową ustawę jest kwestia kształcenia na studiach doktoranckich. Nikt już nie wierzy, że czterdziestotysięczna rzesza sfrustrowanych doktorantów, z których tylko nieliczna część kończy z sukcesem studia, stanowi szczególną wartość dla nauki czy gospodarki. Ustawa radykalnie ogranicza wielkość naboru, stawiając jednak warunek przyznania godziwego (110% pensji minimalnej w ciągu pierwszych dwóch lat i 170% w dwóch kolejnych) stypendium doktoranckiego każdemu rozpoczynającemu studia. Te godziwe warunki finansowe obwarowane są jednak ograniczeniami. Po pierwsze – proponowane szkoły doktorskie mogą prowadzić jedynie uczelnie posiadające kategorię A+, A lub B+ w danej dyscyplinie. Po drugie – każdy doktorant w połowie studiów musi przejść szczegółową ocenę postępów naukowych, prowadzoną przy wykorzystaniu zewnętrznych ekspertów.

Warto w tym miejscu zwrócić uwagę, że międzynarodowy panel ekspertów, dokonujący na zaproszenie MNiSW przeglądu naszego systemu szkolnictwa wyższego i nauki, w wielu punktach jest całkowicie zgodny z propozycjami ministerstwa. Zaprezentowany 13 września raport Poland’s Higher Education and Science System. Horizon 2020 Policy Support Facility wyraźnie wskazuje nadmierne rozdrobnienie naszego systemu, przy jednoczesnym braku jego zróżnicowania: wszystkie uczelnie chcą działać jak duży uniwersytet. Eksperci nie mieli też wątpliwości, że sposób zarządzania uczelniami i system kształcenia doktorantów powinien ulec radykalnej zmianie. Ale w swojej ocenie nie wahali się również stwierdzić, że naprawa polskiego systemu szkolnictwa wyższego i nauki wymaga rzeczywistego zwiększenia publicznych nakładów.

Tyle pozytywów. Przedstawiony projekt ustawy „Prawo o szkolnictwie wyższym i nauce” zawiera bowiem pewne elementy, które mogą niepokoić. Jednym z nich jest zdefiniowanie sposobu przeprowadzania oceny osiągnięć naukowych, która nadal będzie się odbywać jedynie w ramach deklarowanych dyscyplin naukowych.

W ten sposób osoby idące z duchem czasu i prowadzące badania interdyscyplinarne po raz kolejny znajdą się na gorszych pozycjach w porównaniu do kolegów i koleżanek uprawiających naukę w zgodzie z tradycyjnymi podziałami. Przyjęcie proponowanego rozwiązania stoi w jawnej sprzeczności z trendami zachodzącymi we współczesnej nauce i szkolnictwie wyższym na świecie.

Ofiarą zapisów proponowanych w ustawie mogą stać się także tzw. uniwersytety przymiotnikowe, które w ostatnich latach starały się budować swoją pozycję właśnie na interdyscyplinarności.

Sporą wątpliwość budzi również niespójność w podejściu do uszczegółowienia różnych rozwiązań. Z jednej strony pojawiają się niezwykle szczegółowe rozstrzygnięcia ustawowe, dotyczące np. zasad ustalania dochodu w rodzinie studenta czy też procedur w postępowaniu dyscyplinarnym wobec pracowników i studentów. Z drugiej strony inne, absolutnie kluczowe rozstrzygnięcia, mają znaleźć się dopiero w rozporządzeniach. Dotyczy to między innymi kryteriów oceny uczelni i jednostek naukowych czy też fundamentalnego z perspektywy każdej reformy szkolnictwa wyższego algorytmu podziału dotacji na działalność publicznych uczelni. Brak przedstawienia tych rozwiązań jest szczególnie niepokojący, jeśli weźmiemy pod uwagę doświadczenia poprzednich reform, które uczą nas, że pewne ustawowe założenia mogą zostać kompletnie wypaczone sposobem wyliczania pieniędzy przysługujących poszczególnym podmiotom. Dlatego bez tych informacji trudno jednoznacznie odpowiedzieć na pytanie, na ile skuteczne okażą się proponowane reformy.

Podsumowując, nowa „Konstytucja dla nauki” jest bardzo potrzebna i wprowadza wiele koniecznych, pożądanych zmian. Choć w środowisku akademickim pojawiają się głosy krytyczne, chyba żadna reforma w historii III RP nie została poddana tak szerokim konsultacjom.

Kluczowym czynnikiem powodzenia reformy będzie jednak, poza skonstruowaniem odpowiedniego systemu finansowania wspierającego realizację jej założeń, zwiększenie publicznych nakładów na naukę i szkolnictwo wyższe. Ponadto, reforma będzie miała sens tylko i wyłącznie wtedy, kiedy ustawa przejdzie przez parlament bez poważnych zmian, które mogłyby radykalnie zmienić logikę stojącą u podstaw całego procesu.

Obydwie te zmienne są jednak poza bezpośrednim wpływem MNiSW, a nie można zapominać, że zachowawcza część tzw. lobby profesorskiego, stanowiąca zdecydowaną mniejszość środowiska akademickiego, ma nieproporcjonalnie duży wpływ na kształt procesu politycznego w Polsce i do tej pory stanowiła gwarancję utrzymania w systemie status quo.