Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.
Paweł Topór  24 sierpnia 2017

Bardziej „trumpowscy” od Trumpa. Co dalej po zwolnieniu Bannona?

Paweł Topór  24 sierpnia 2017
przeczytanie zajmie 4 min

Nie można wykluczyć, że po zwolnieniu Steve’a Bannona tworzona przez niego platforma Breitbart News stanie się bardziej krytyczna względem obecnej administracji i samego prezydenta USA. Już w kwietniu na łamach medium pojawiły się tekst, który sprowadzić można do ostrzeżenia: „Prezydencie Trump, nie zwalniaj Bannona, bo to on jest twórcą przesłania politycznego, z którym utożsamia się twoja baza wyborcza”.

Od momentu zaprzysiężenia Donalda Trumpa na stanowisku 45. Prezydenta USA jego polityka kadrowa odznacza się dużym chaosem. Po zwolnieniu sekretarza prasowego, szefa personelu, doradcy ds. bezpieczeństwa, dyrektora komunikacyjnego i wielu innych, przyszła kolej na następnego członka administracji Prezydenta, Steve’a Bannona, który do piątku pełnił funkcję głównego doradcy politycznego (chief strategist).

Ruch o tyle odważny, ponieważ wedle wielu analityków to właśnie dzięki Bannonowi Trump znajduje się w Białym Domu. Dołączając do sztabu kampanijnego miliardera, Bannon zaoferował nie tylko swoje doświadczenie, ale również wsparcie ogromnej platformy medialnej, jaką jest Breitbart News, której szefował w latach 2012-2016. Po stracie stanowiska w Białym Domu Bannon niemal natychmiastowo został z powrotem dyrektorem wykonawczym Breitbart.

Były doradca Trumpa sam określał to medium jako platformę alternatywnej prawicy, potocznie nazywanej alt-right, czyli prawicy o jawnie nacjonalistycznych, programowo niepoprawnych politycznie, a często oskarżanych wręcz o rasizm poglądach.  Mimo to, a może właśnie dzięki temu, było to bardzo pomocne narzędzie kampanijne.

Breitbart może teraz stać się głównym problemem prezydenta, ponieważ zaraz po ogłoszeniu decyzji o swoim zwolnieniu Bannon zajął dwa, po części sprzeczne ze sobą stanowiska. W pierwszym z nich powiedział, że „prezydentura Trumpa, o którą walczyliśmy i wygraliśmy, skończyła się”. Z kolei z drugiej strony składał deklarację lojalności wobec politycznego testamentu Trumpa, obiecując, że pójdzie na wojnę z przeciwnikami polityki prezydenta. Jakkolwiek by interpretować enigmatyczne wypowiedzi byłego szefa Breitbart, to nie można wykluczyć, że  to medium stanie się bardziej krytyczne względem obecnej administracji. Przesłanką do takiego wniosku może być tekst, który ukazał się na tym portalu w kwietniu tego roku, kiedy zaczęły pojawiać się plotki o zwolnieniu Bannona. Teza zamieszczonego tam artykułu sprowadzała się do formy ostrzeżenia: Prezydencie Trump, nie zwalniaj Bannona, bo to on jest twórcą przesłania politycznego, z którym utożsamia się twoja baza wyborcza. Przesłanie to opisywane jest jako „narodowy populizm” (national populism), którego praktycznymi efektami miało być np. wycofanie się USA z porozumienia NAFTA, zniesienie Obamacare, wycofanie wojsk amerykańskich z Afganistanu lub bardziej agresywna polityka gospodarcza względem Chin, z potencjalną wojną handlową włącznie. Jak wiemy, żadne z tych działań nie zostały podjęte. W przypadku NAFTA Trump ograniczył się do jego renegocjacji, zaś w przypadku Chin Biały Dom skłania się ku zachowaniu status quo. Próba zmiany przymusowego systemu ubezpieczeń zdrowotnych również nie zakończyła się sukcesem, a na poniedziałkowej konferencji prezydent zapowiedział zwiększenie obecności wojsk USA w Afganistanie.

Poszukując przyczyn zwolnienia Bannona nie sposób nie odnieść się do ostatnich wydarzeń w Charlottesville, gdzie przed dwoma tygodniami podczas rasistowskiej manifestacji zadeklarowany członek grup rasistowskich wjechał samochodem w grupę ludzi, zabijając przy tym jedną osobę. Pomimo płynących z wielu stron deklaracji potępiających środowiska skrajnej prawicy Bannon był jedną z nielicznych osób, która nie zajęła jednoznacznego stanowiska, potępiając wszelką przemoc, zarówno środowisk liberalnych jak i prawicowych.  Przypisuje mu się w tej sprawie zainspirowanie Trumpa, aby postąpił w ten sam sposób. Skończyło się to konferencją, na której prezydent USA potępił przemoc z obu stron: zarówno rasistowskiego zgromadzenia, jak i kontrmanifestantów. Dopiero kilka dni później Trump zajął krytyczne stanowisko odwołujące się do działań konkretnych grup – takich jak Ku Klux Klan – stojących za wydarzeniami w Wirginii. Spowodowało to, że wiele środowisk – również tych republikańskich – skrytykowało Trumpa domagając się jednocześnie zwolnienia Steve’a Bannona, który jest związany z ruchami skrajnej prawicy.

Nie wydaje się jednak, że właśnie ta sytuacja była bezpośrednim powodem zwolnienia Bannona. Po pierwsze, możliwość pozbycia się byłego szefa Breitbart była już dyskutowana od kwietnia. Po drugie, prawdopodobieństwo zmiany kadrowej zwiększyło się tym bardziej po niedawnych  słowach Bannona, który w wywiadzie dla the American Prospect mówił, że inni doradcy Trumpa „moczą się w spodnie” ze strachu przed jego propozycjami w kwestii spraw zagranicznych. W tym samym wywiadzie mówił, że starał się przekonać wszystkich w Białym Domu, że kwestia Północnej Korei jest przegraną sprawą, ponieważ jedyny środek, który zmusiłby Kim Dzong Una do ustępstw –czyli interwencja militarna – jest polityczną fikcją. W dalszej części streścił swoją wizję polityki zagranicznej, którą powinno prowadzić amerykańskie państwo. O ile przypadek koreański nie jest według niego najważniejszą kwestią, Bannon proponuje, żeby nie odpuszczać kampanijnej obietnicy o ostrzejszej polityce handlowej względem Chin, nie wykluczając nawet kroków w postaci wojny handlowej. Tymczasem Trump złagodził swoje stanowisko względem Chin m.in. licząc na ich pomoc w kwestii koreańskiej. Wydaje się więc, że to różnice polityczne oraz publiczna kontestacja polityki prezydenta zadecydowały o rozstaniu się polityków. Reakcje dwóch największych partii są w tej kwestii raczej umiarkowane. Choć Demokraci przywitali zwolnienie Bannona z satysfakcją, to jednak bez zbytniej ekscytacji: podkreślając, że zwolnienie go z funkcji doradcy Trumpa nie rozwiązuje problemu, ponieważ to sam prezydent i jego poglądy są problemem. Również elita Partii Republikańskiej w Kongresie nie rozpacza ze względu na zwolnienie głównego prezydenckiego doradcy. Dla republikańskiego kierownictwa w Kongresie był on bowiem problemem, gdyż wspierał – a dzięki swoim wpływom medialnym również wzmacniał politycznie – radykalną grupę posłów republikańskich w Izbie Reprezentantów, grupującej się pod nazwą House Freedom Caucus. To ona  brała czynny udział m.in. w pozbawieniu stanowiska speakera Izby Reprezentantów Johna Boehnera w 2015 r. oraz często kontestuje obecne kierownictwo większości politycznej w Kongresie. Oczywiście odejście Bannona z Białego Domu nie oznacza tego, że zaprzestanie on swojej działalności politycznej, ale z pewnością jego nieobecność wśród doradców Trumpa osłabi wspomnianą frakcję w Partii.

Trudno przewidzieć, jakie będą bezpośrednie konsekwencje tego ruchu kadrowego, ale jedno jest pewne. Obecny szef personelu Białego Domu, gen. John Kelly, wdraża swoją strategię większej dyscypliny w sposób bezkompromisowy. Po zwolnieniu byłego dyrektora komunikacyjnego Antonia Scaramucciego przyszedł czas na Bannona, który ostatnimi czasy był powodem wielu spięć wewnątrz ekipy Prezydenta. Z całą pewnością jednak amerykańskiej administracji nie służy brak strategicznej spójności, ani nie pomagają jej budzące coraz większe emocje kadrowe zmiany.