Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.
Szymon Hennel  6 maja 2017

Francjo, co się z Tobą dzieje? Niezbędnik przedwyborczy cz. 2

Szymon Hennel  6 maja 2017
przeczytanie zajmie 9 min

Po raz pierwszy w historii V Republiki Francuskiej urzędujący prezydent wycofał się z walki o drugą kadencję. W pierwszej turze wyborów Benoît Hamon, kandydat rządzącej partii, osiągnął najgorszy wynik od czasów upadku oddziału francuskiego międzynarodówki robotniczej w latach 60. Kandydat prawicy François Fillon nie przeszedł do drugiej tury na skutek afer ujawnionych przez polityczno-satyryczny tygodnik. Wygranej Frontu Narodowego tym razem się nie wyklucza, a największe szanse ma znany szerokiej publiczności zaledwie od dwóch lat centrysta, który pierwsze elementy swojego programu opublikował siedem tygodni przed wyborami. Francjo, co się z Tobą dzieje?

Jak to się stało?

Polityczne spektrum zostało podzielone na cztery prawie równe siły: „En Marche !” Emmanuela Macrona, Front Narodowy, Republikanów (w istocie dawną partią Chiraca i Sarkozy’ego), i lewicową partię Jean-Luc Mélenchona.

Jak do tego wszystkie doszło? Po kolei. Porażka François Fillona ma cechy samospełniających się przepowiedni. Mało który polityk francuski wybronił się z afer ujawnionych przez tygodnik Canard Enchaîné. Prawdę mówiąc, bardziej zaskakiwał sam upór kandydata w kontynuowaniu kampanii niż ujawnienie, że żona polityka otrzymywała fikcyjne wynagrodzenie jako jego asystentka. Klęskę partii socjalistycznej też łatwo wytłumaczyć. Wskutek afer i nieudanej soc-liberalnej polityki Hollande’a prawybory wygrał kandydat lewego skrzydła tej formacji, Benoît Hamon. W efekcie program kandydata partii socjalistycznej nie różnił się istotnie od projektu byłego socjalisty Mélenchona. Przejście wysokiej rangi polityków socjalistycznych na stronę centrysty Macrona stworzyło wokół Hamona atmosferę przegranej, odstraszając stopniowo jego wyborców. Wezwania do połączenia kandydatur początkowo inicjowane przez Hamona nabrały zatem z czasem wymiaru komicznego.

Na placu boju pozostało już tylko dwóch kandydatów: Marine Le Pen i Emmanuel Macron. Zastanówmy się więc, czy strach i entuzjazm, z którym Europejczycy oczekują na wynik francuskich wyborów jest uzasadniony.

Front Narodowy: historia w pigułce

Mimo istnienia we Francji jak i za granicą głębokich przekonań o Froncie Narodowym, prawdziwych zamiarów tej partii nikt naprawdę nie zna. Z jej historii nie możemy odczytać żadnej ciągłości. Została stworzona w 1972 roku w środowisku związanym wrogością wobec decyzji de Gaulle’a o przyznaniu niepodległości Algierii, z Jean-Marie le Pen na czele. Wśród założycieli partii znaleźli się m.in. Untersturmführer SS Léon Gaultier, Rottenführer SS Pierre Bousquet, lecz również kilku byłych działaczy ruchu oporu. W latach 80. odeszli lub zostali wyrzuceni członkowie partii związani z nazizmem. Front Narodowy osiągnął wkrótce pierwszy sukces wyborczy, zdobywając 35 z 577 miejsc w wyborach parlamentarnych 1986 roku, lecz wskutek zmiany trybu wyborczego partia straciła posłów. Kolejny spektakularny sukces Jean-Marie le Pen odniósł dopiero w 2002 roku, przechodząc do drugiej tury wyborów prezydenckich pomimo wewnętrznych sporów i rozłamów w partii. Dziś powszechnie uważa się, że le Pen jednak nie chciał zdobyć władzy. W wywiadzie udzielonym da tygodnika Society w 2015 roku przyznał, że wygranej się bał i nie był na nią przygotowany.

Ambicje Frontu Narodowego skonkretyzowały się po przejęciu przywództwa przez Marine le Pen. Odsunęła z partii wszystkich, którzy stawiali w pierwszej kolejności na prowokacje o podtekście antysemickim, z Jean-Marie le Penem na czele. W struktury partyjne weszło środowisko lewicowego suwerenisty Jean-Pierre Chevènementa. Do tej grupy należał jeden z obecnych liderów frontu narodowego Florian Philippot.

Przed 2010 rokiem program Frontu Narodowego był gospodarczo liberalny: znajdujemy w nim na przykład postulat o zmniejszeniu do absolutnego minimum wydatków na sektor publiczny, obniżeniu podatków i ograniczeniu ogólnej ingerencji państwa w gospodarkę. Dziś natomiast Marine le Pen promuje protekcjonizm, nacjonalizację i tworzenie państwowych firm.

W bieżącej kwestii fabryki Whirlpool, przenoszonej z Amiens do Polski, Marine le Pen zapowiedziała „tymczasowe otoczenie fabryki opieką z udziałem państwa”.

Jednym ze stałych punktów programu gospodarczego Frontu Narodowego jest wyjście z Unii Europejskiej i przywrócenie waluty narodowej. W wywiadach i debatach okazuje się, że za tymi lakonicznymi punktami programu kryją się mgliste pojęcia takie jak „związek suwerennych krajów Europejskich” lub „waluta wspólna, ale nie jedyna, wymienialna na walutę rezerwową, pozwalająca na fleksyjność nie rezygnując z koordynacji”. Wyjaśnijmy, ten zwrot też nie jest jednoznaczne zrozumiały we francuskim oryginale. Trudno się jednak domyślić, czy nowe elementy programu Frontu Narodowego, kojarzące się raczej z marksizmem niż z poglądami liberalnymi Jean-Marie le Pena wywodzą się z prawdziwych przekonań jego córki, czy stanowią po prostu zwykłą sztuczkę wyborczą. Z pewnością pozwalają one skorzystać z lewicowej retoryki, która w dużej mierze odpowiada za dzisiejszą popularność Frontu Narodowego. Badania pokazują, że aż 40% robotników głosuje właśnie na FN.

Obrona francuskich miejsc pracy i praw socjalnych dla robotników idealnie współgra z retoryką dbałości o bezpieczeństwo wewnętrzne, w którą to Front Narodowy wbudował swoją tradycyjną politykę antyimigracyjną. Gdy mowa o bezpieczeństwie Francuzów, argumenty przedstawicieli formacji le Penów są dużo trudniejsze do zbicia prostymi, antyrasistowskimi argumentami, niż było to przed laty.

Liberał z Instagrama

Emmanuel Macron jest kojarzony z ogólnie brzmiącymi hasłami otwartości i liberalizmu, które aż do debaty przeprowadzonej 3 maja, nie były bliżej zdefiniowane. W prasie zostało mało śladów treści jego przemówień; najlepiej zapamiętane zostało stwierdzenie, że kolonizacja była zbrodnią przeciw ludzkości. Lepiej znany jest za to zawodowy życiorys Macrona. Kolejne przystanki jego kariery to Generalna Inspekcja Finansów, Bank Rothschild i sekretariat Prezydenta Republiki. Jako minister gospodarki przygotował liberalną reformę prawa pracy wprowadzoną w kontrowersyjny sposób, z pominięciem parlamentu. Nie dziwi więc, że od początku kampanii wyborczej popierany był przez środowiska finansowe i gospodarcze, mimo braku programu i konkretnych wypowiedzi. Przez konkurentów, oprócz Fillona, był nazywany „kandydatem pieniędzy”. Republikanie za to twierdzili, że będzie w rzeczywistości kontynuował wysoce niepopularną politykę Hollanda.

Na początku marca ogłosił program – zgodnie z oczekiwaniami – gospodarczo liberalny. Do ważniejszych punktów zaliczamy wprowadzenie uniwersalnego systemu emerytalnego (jest ich we Francji trzydzieści sześć), umożliwienie przedłużenia tygodniowego czasu pracy, uzależnienie prawa do zasiłku dla bezrobotnych od aktywnego poszukiwania pracy oraz zmniejszenie obciążenia podatkowego małych i średnich przedsiębiorstw.

Program Macrona został jednak spisany tak późno, że przed pierwszą turą był zupełnie nieznany szerokiej publiczności, a do dziś trwają dyskusje nad jego wykonalnością. Jak widać, brak programu w pierwszej fazie kampanii Macronowi nie zaszkodził.

Islam, który dzieli

W oczach wielu wyborców najważniejszą różnice między Macronem a le Penem stanowi ich polityka wobec islamu. To zagadnienie jest bardziej skomplikowane, niż tylko polityka wobec imigracji i reakcja na zamachy. Niezależnie od oceny i interpretacji, widać gołym okiem, że wśród francuskich muzułmanów nasila się fundamentalizm. W reakcji na ten trend poprzednie rządy podjęły próbę stworzenia tzw. Islamu Francji.

W 2003 roku powstała Francuska Rada Kultu Muzułmańskiego. W marcu bieżącego roku powołana została „Proklamacja Islamu we Francji”, mająca definiować islam nowoczesny i progresywny. Nie udało się jednak tym ruchem zmniejszyć wpływu Arabii Saudyjskiej i Kataru, które finansują francuskie meczety i szkoły koraniczne.

W kampanii kandydaci otwarcie walczyli o głosy muzułmanów, poszukując równowagi między dobrą opinią wśród społeczeństwa muzułmańskiego, jak i tej istotnej części społeczeństwa, która jest negatywnie nastawiona do islamu. Alain Juppé, były premier, mer Bordeaux i kandydat w prawyborach prawicy otrzymał ksywkę „Ali Juppé, wielki Mufti Bordeaux” z powodu poparcia planów budowy meczetu w swoim mieście. Później podobne przezwiska otrzymali też „Farid Fillon” i „Bilal Hamon”, z mniejszym echem medialnym. Ciekawą wpadkę zaliczył Emmanuel Macron, przyznając w rozmowie poza anteną, że działacz „En Marche !” Mohammed Saou „robił radykalne rzeczy, ale jest oprócz tego fajnym gościem. No i nazywa się Mohammed”. Pan Saou został wkrótce po opublikowaniu nagrania zwolniony z ruchu „En Marche !”, a cała sprawa ucichła.

Ostrożna była też, zwłaszcza przed pierwszą turą wyborów, retoryka Frontu Narodowego. Marine le Pen zapowiada walkę z islamem radykalnym, zapewniając równocześnie, że islam świecki jest zgodny z wartościami francuskiej republiki.

W programie le Pen znajduje się wprowadzenie obowiązku wygłaszania kazań w języku francuskim, wpisanie zasady świeckości do kodeksu pracy, stworzenie służb przeciwdziałających radykalizacji w więzieniach czy odbieranie obywatelstwa członkom Państwa Islamskiego. Mimo wszystko le Pen głośno ostrzega przed utratą tożsamości narodowej. Macron zaś chwali różnorodność kulturową i wykazuje częściową odpowiedzialność Francji w ekstremizmie młodych muzułmanów. W celu zapobiegania tej radykalizacji proponuje wprowadzić obowiązek kształcenia imamów na francuskich uniwersytetach. Macron wyklucza pozbawianie obywatelstwa i wydalanie oskarżonych o terroryzm, stawiając raczej na reformę i wzmocnienie służb specjalnych oraz intensyfikację działań francuskich sił zbrojnych poza granicami kraju.

W sprawie islamu program Frontu Narodowego jest umiarkowany. Według badań Ipsos z 23 kwietnia, kandydat tej partii zdobył poparcie nawet 5% głosów muzułmanów. Można jednak przypuszczać, że duża część elektoratu Frontu Narodowego liczy na to, iż Marine le Pen zrobi w tej sprawie więcej niż zapowiada. Coraz częściej pada we Francji hasło „remigration”. Według badań instytutu IFOP z poprzedniego roku, dwie trzecie Francuzów wierzy, że muzułmanie odmawiają integracji, a wpływ i widoczność islamu uważa za nadmierne. We francuskojęzycznym Internecie mnożą się strony i dyskusje, z których wynika, że powyższe zdanie jest przesadnym eufemizmem.

Pierwsze wybory poza lewicą i prawicą

Piętnaście lat temu po pierwszej turze wyborów kampania wygasła, a Chirac w drugiej turze wygrał z Jean-Marie le Penem otrzymując ponad 84% głosów. Tym razem kampania po pierwszej turze nabrała tempa. Oboje, Macron i Marine le Pen, uważają się za „ni lewicę, ni prawicę”. Podział elektoratu przypomina jednak typową we Francji konfigurację wyborów z udziałem prawicy i socjalistów. Rzecz w tym (co raczej nieoczywiste dla polskiego czytelnika śledzącego kampanię z dystansu), że rolę lewicy gra partia wywodząca się ze skrajnej prawicy, a w roli prawicy występuje zaś liberalna centrolewica.

Marine le Pen osiągnęła to, co nie udało się w 2002 roku jej ojcu: przejęła istotną część elektoratu tradycyjnie głosującego na lewicę. Wynika to ze wstrętu, który liczni Francuzi odczuwają wobec liberalizmu gospodarczego w stylu anglosaskim – z tym zjawiskiem akurat Chirac nie był kojarzony. Jednak twierdzenie, że Macron miałby być tym razem mniejszym złem, nie jest powszechnie akceptowane, a tradycyjna koalicja tzw. „frontu republikańskiego” ma powody do niepokoju. Macron nie relatywizuje swoich liberalnych korzeni. Odkąd opublikował własny program reform gospodarczych, jego strategia polega na przypominaniu przeszłości Frontu Narodowego i wytykaniu braku konkretnych i realistycznych propozycji w programie Marine le Pen. Zaś Le Pen koncentruje się na tym, by udowodnić, że Front Narodowy zupełnie odciął się od swej przeszłości. Ku powszechnemu zdumieniu zapowiedziała, że bezpartyjny prawicowy poseł Nicolas Dupont-Aignan, wspierający wyjście z Unii, ale bardziej umiarkowany i powołujący się na de Gaulle’a, będzie jej kandydatem na premiera. W odpowiedzi na tę zapowiedź Dupont-Aignan był przez Republikanów atakowany w sposób wręcz teatralny oskarżeniem o zdradę spuścizny ideowej de Gaulle’a. Przypominano też jego liczne wypowiedzi o obrzydliwości FN.

Przesądzą puste karty?

O wyniku głosowania nie zdecyduje wybór między le Pen a Macronem. Najprawdopodobniej kluczowym posunięciem będzie wstrzymanie się od głosu lub oddanie nieważnego, tzw. białego głosu.Do tego nawoływał lewicowy Mélenchon, a w efekcie „głos biały” stał się jednym z najczęściej pojawiających się wyrażeń w debacie publicznej.

Różnorodność motywacji i oczekiwań wyborców Marine le Pen jest najlepszą zapowiedzią jej potencjalnej nieobliczalności. Niektórzy jej zwolennicy rzeczywiście wierzą w możliwość przekształcenia Francji w państwo w dużej mierze niezależne od zagranicy. Część z nich toleruje muzułmanów pod warunkiem ich zniknięcia ze sfery publicznej. Liczni są też ci, którzy pragną brutalnego odtworzenia państwa jednonarodowego. Istnieje też wśród części opinii publicznej przekonanie, że Front Narodowy doprowadzi do głębokiego kryzysu, który jest właściwym celem umożliwiającym gruntowne zmiany systemu. Do tych wyborców otwarcie zwrócił się Alain Juppé, publikując dzień po pierwszej turze komentarz sprowadzający się do stwierdzenia: „Rozumiem, że chcecie wszystko zniszczyć. Proszę, abyście tego nie zrobili”.

Debata bez przełomu

Obraz kandydatów został bez niespodzianek potwierdzony w debacie, która odbyła się 3 maja. W kwestiach niezwiązanych z terroryzmem Marine le Pen unikała rozmowy o detalach własnego programu, stawiając raczej na ogólne hasło obrony tożsamości Francji. Na pytania dziennikarzy odpowiadała odwołując się do programu Macrona, przedstawiając jego założenia w sposób przerysowany lub fałszywy. Przekonywała też o odpowiedzialności Macrona za całość polityki Hollanda, stawiając przy tym na brak wiedzy widzów o detalach prac nad konkretnymi ustawami. Jednak Macron okazał się dobrze przygotowany na tę przewidywalną taktykę. Wymieniał punkty swego programu starając się pokazać, że żadnego z nich się nie wstydzi oraz że nie ma nic do ukrycia. Gorzej poszło mu z odpieraniem oskarżeń dotyczących czerpania korzyści majątkowych z poparcia środowisk islamistycznych i zarzutu uległości wobec Angeli Merkel. Le Pen z kolei nie uniknęła niezręcznej dyskusji o mało precyzyjnym programie gospodarczym Frontu Narodowego i coraz bardziej zagmatwanych zapowiedziach dotyczących Unii Europejskiej i Euro.

Macron ma też problem z przekonaniem wyborców o skuteczności swojej ewentualnej, przyszłej prezydentury. „En Marche !” nie ma dobrze rozbudowanych struktur lokalnych, niezbędnych we francuskich wyborach parlamentarnych. Budowanie każdorazowo większości parlamentarnej będzie go więc kosztowało wiele ustępstw. Ogromnym wyzwaniem będzie też mit francuskiego „dorobku społecznego”. Związki zawodowe, z poparciem dużej części francuskiego społeczeństwa, tradycyjnie odrzucają wszelkie reformy prawa pracy. W 1995 roku próba reformy systemu emerytalnego zakończyła się porzuceniem ustawy a w roku kolejnym – dymisją rządu. Dziesięć lat później na skutek strajków porzucono ustawę ułatwiającą zwalnianie pracowników do dwudziestego szóstego roku życia. W 2010 roku podwyższenie wieku emerytalnego zostało opłacone czternastoma dniami generalnego strajku, których koszt wyniósł blisko cztery miliardy Euro. Co gorsza, związki zawodowe są wyjątkowo wrogo nastawione do bankiera Macrona. Sprawę komplikuje dodatkowo przewidywalna utrata wiarygodności, związana z obietnicą utworzenia rządu złożonego wyłącznie z nowych twarzy. Wiadomo, że w tle będą stali doświadczeni politycy. Na premiera typowany jest centrysta starej daty François Bayrou. Macron musi więc liczyć się ze strajkiem generalnym przy pierwszej próbie reformy gospodarczej. Ten scenariusz, mimo swojej oczywistości, jest we Francji tabu i właściwie się o nim nie dyskutuje. Nie wiadomo więc w jaki sposób ekipa Macrona miałaby przeprowadzić jakiekolwiek poważne zmiany w prawie pracy i polityce gospodarczej.

 ***

We Francji coraz poważniejsza jest obawa przed realną perspektywą upadku państwa. Wydaje się, że świadomość namacalności tego scenariusza musi doprowadzić w końcu do zgody na jedną z tradycyjnie znienawidzonych przez Francuzów ideologii, czyli nacjonalizmu lub liberalizmu. Wydaje się jednak, że w 2017 roku na taką radykalną zmianę francuskiej mentalności jest zbyt wcześnie. Macron w sondażach prowadzi, lecz jego wartości i poglądy są przez większość Francuzów odrzucane. Mimo ogromnych emocji i światowego zainteresowania tymi wyborami – ich efektem będzie najprawdopodobniej kolejne pięć lat stagnacji i kryzysu politycznego. Europa powinna wykorzystać ten czas, by możliwie szybko i skutecznie uniezależnić swój los od przyszłości Francji.