Ratyfikacja Fundusz Odbudowy to sukces PiS, Lewicy… i Ziobry. Początek politycznej deeskalacji?
W skrócie
Dziś w polskim parlamencie doszło do wydarzenia o znacznie większej politycznej doniosłości, niż się powszechnie wydaje. Poparcie Lewicy dla ustawy umożliwiającej zaciągnięcie długu przez Unię Europejską nie tylko pozwala zrealizować Krajowy Plan Odbudowy, ale także otwiera okno możliwości na stopniową deeskalację konfliktu politycznego w Polsce. Została przekroczona psychologiczna bariera blokująca współpracę rządu z opozycją. Najbliższe miesiące pokażą, jak szeroko ta furtka zostanie uchylona.
Dlaczego Ziobryści musieli być przeciw?
Od kilku tygodniu głosowanie nad ustawą umożliwiającą zaciągnięcie przez Unię Europejską długu który sfinansuje Fundusz Odbudowy i Odporności, było jednym z kluczowych tematów politycznych. Nie powinno to dziwić. Waga sprawy jest niebagatelna. Ustawa umożliwi wydanie przez Polskę na stymulację gospodarczą i przeprowadzenie systemowych reform prawie 24 milliardów euro bezzwrotnych grantów oraz kolejne dziesiątki miliardów euro pożyczek.
Od początku Solidarna Polska zgłaszała sprzeciw, niezależnie od treści Krajowego Planu Odbudowy. Weto miało charakter pryncypialny i wynikało z niezgody ziobrystów na uzależnienie wypłaty środków unijnych od respektowania praworządności, co zostało zatwierdzone na zimowym szczycie Unii.
Determinacja partii Ziobry do głosowania przeciw ustawie w Sejmie wynikała przede wszystkim z chęci zmazania wizerunkowej porażki, jaką poniosła po grudniowym szczycie Rady Europejskiej, przed którym stawiała przed premierem Morawieckim sprawę na ostrzu noża, eksponując hasło „weto albo śmierć”.
Pomimo pohukiwań przed szczytem Ziobro nie miał jednak innego wyjścia, jak karnie przyjąć do wiadomości ustalenia wynegocjowane przez szefa rządu. Głosowanie nad unijnym długiem jest więc świetną okazją, aby pokazać że ziobryści nie są „miękiszonami” i potrafią się postawić wtedy, kiedy nie jest na to gotowy ich większy wspólnik z Nowogrodzkiej.
W tej sytuacji stało się jasne, że PiS będzie potrzebował wsparcia ze strony opozycji, ponieważ rząd nie mógł sobie pozwolić na porażkę. Upadek ustawy w Polsce oznaczałby poważne reperkusje w całej Unii. Z krajowej perspektywy jeszcze ważniejsze byłoby wstrzymanie środków, które PiSowi są potrzebne do nowego polityczno-gospodarczego otwarcia, którego obóz Zjednoczonej Prawicy potrzebuje jak kania dżdżu.
Spadek notowań po wyroku Trybunału Konstytucyjnego w sprawie aborcji w październiku ubiegłego roku i brak istotnych działań proreformatorskich spowodowanych ciągłymi sporami wewnątrz obozu, a do tego wymęczająca walka z Covid-19, powodują, że środki z KPO mogą być szansą na udowodnienie, że obóz wraca do formy.
Prawie wszyscy zyskują
Porozumienie z Lewicą można zinterpretować jako genialne polityczne zagranie, ponieważ zyskują na nim niemal wszystkie strony politycznego sporu. PiSowi umożliwi to zdobycie niezbędnych głosów w parlamencie. I to relatywnie małym kosztem, bo korekty, których oczekiwała Lewica, nie wywracają dokumentu do góry nogami. Dodatkowo deal z obozem Czarzastego, Zandberga i Biedronia wyzwolił ogromny konflikt w opozycji. Dla PiSu jest to zbawienne, ponieważ od kilku miesięcy media żyły sporem wewnątrz obozu władzy.
Opozycja zdawała się w ostatnich tygodniach… przygotowywać do objęcia władzy. Czy to w wyniku przyspieszonych wyborów, czy to przeciągnięcia na swoją stronę Jarosława Gowina, czy też, w najgorszym, jak się zdawało, scenariuszu, dopiero po wyborach w 2023 r. Dziś wydaje się, że te medialne spekulacje należą już do przeszłości. Spór, jaki rozgorzał między zwolennikami PO i Lewicą, szybko się nie zakończy. Dotyczy on bowiem nie poglądów, ale tego, co było dotąd fundamentem współpracy na opozycji – taktyki wobec PiS. Zróżnicowanie podejścia powoduje nie tylko zerwanie spójnego frontu, ale pozwala obozowi Zjednoczonej Prawicy rozgrywać te różnice.
Co warte podkreślenia, porozumienie z Lewicą wcale nie martwi Zbigniewa Ziobry. Wręcz przeciwnie. Może odetchnąć z ulgą, że ustawa przeszła, ponieważ jej upadek groził podniesieniem konfliktu z PiS na poziom grożący wyrzuceniem Solidarnej Polski z rządu. Przejście ustawy głosami Lewicy pozwala kryzys ograniczyć, przynajmniej na najbliższy czas. Jednocześnie sukcesem Ziobry jest manifestacja własnej eurosceptycznej tożsamości. Dokonuje się ona w najlepszym możliwym dla eurosceptyków momencie. Zaciągnięcie długu przez UE jest faktycznie niezwykle istotną decyzją z punktu widzenia rozwoju integracji europejskiej i niezwykle kontrowersyjną na wielu poziomach.
Od ekonomicznych wątpliwości dotyczących zasadności zaciągania długu przez kwestię warunkowości i powiązania z praworządnością, wzmocnienie kompetencyjne unijnych instytucji po kluczowe zagadnienie „hamiltonowskiego momentu” UE, czyli zdynamizowania „pełzającej” federalizacji Unii – trudno tę decyzję bagatelizować. Ziobro ma wiele argumentów przeciwko porozumieniu, które wcale nie wymuszają na nim ścieżki „polexitowej”.
Dla Lewicy porozumienie mogło się wydawać najbardziej ryzykownym zagraniem. Najważniejszym ryzykiem był odbiór porozumienia we własnym elektoracie, którego istotną tożsamością jest „antypisizm”. Z pewnością są tacy wyborcy, którzy z tego powodu będą niezadowoleni, ale taka decyzja zdaje się jednak dla formacji strategicznie korzystna. Dlaczego?
Podstawowym problemem Lewicy w ostatnich latach była niewystarczająco mocna tożsamość. Potwierdzały to duże przepływy elektoratów między Lewicą a PO, co dowodziło, że dla wielu wyborców oba obozy różniły się jedynie… deserem. Bo przecież danie główne – antyPiS – było identyczne. Ta sytuacja powodowała, że Lewica zawsze była traktowana jako junior-partner większej formacji opozycyjnej, która w „antypisizmie” jest bardziej autentyczna – wszak spór PiS-PO od wielu lat organizuje wyobraźnię polityczną Polaków. Przede wszystkim dlatego, że obie partie wzajemnie w tym sporze się nakręcają i na sobie koncentrują, niewiele poświęcając miejsca innym.
Lewica od czasu powrotu do Sejmu starała się ten problem przełamać mocniej akcentując lewicową tożsamość wychodzącą poza krytykę samego PiSu. Symboliczne było w tym kontekście wystąpienie Adriana Zandberga w Sejmie, który punktował PiS po linii merytorycznej, a nie wyłącznie „antypisowskiej”. Dotychczas brakowało jednak Lewicy śmiałości, aby zrobić krok dalej. Zaciągnięcie długu przez UE było do tego świetną okazją – dokładnie z tych samych powodów, co dla Ziobry, tyle że a rebours.
Lewica, której kluczowym komponentem tożsamościowym jest mocna proeuropejskość przechodząca w quasi-federalizm, ma mocne merytoryczne uzasadnienie dla poparcia ustawy, która umożliwia zrobienie poważnego kroku dalszej integracji w UE. Dorzucenie do tego własnych pomysłów pokazuje coś, co było drugim istotnym problemem przeciwników rządów w ostatnich latach – sprawczość.
Porozumienie z PiSem pokazało, że Lewica może wywierać wpływ na polską politykę i to bez pośrednictwa ważniejszej siostry – Platformy. To rzecz jasna doprowadza do furii komentatorów grających z Platformą, ale ich ostra krytyka to tylko wiatr w żagle w Lewicy. Uwiarygadnia ona narrację o jej własnej ideowości i silnej lewicowej tożsamości w kontrze do i koniunkturalizmu elitarystycznej i liberalnej Platformy.
Walka Lewicy o udowodnienie autentycznej lewicowości może niektórych śmieszyć, ale jest to wbrew pozorom poważny problem. Najsilniejszy ugrupowaniem koalicji trzech lewicowych tenorów wciąż jest przecież SLD, które przez długie lata, nie bezpodstawnie, miało łatkę lewicy „kawiorowej”, przywiązanej do władzy i jej pragmatyzmu, a nie ideowo-pryncypialnej. Spór o KPO będzie więc mocnym stymulatorem wykuwania rozbieżności między Lewicą a PO.
Co ciekawe, na porozumieniu Lewicy z PiS niekoniecznie musi stracić także sama PO. Zyskuje na wiarygodności jako partia „prawdziwie antypisowska”, więc ci wyborcy dla których najważniejszą polityczną emocją jest właśnie „antypisizm”, a wcześniej wahali się między PO a Lewicą, teraz mają jasny wybór. Szczególnie, że część wpływowych, sympatyzujących z PO mediów mocno „przejechała” się po Lewicy za poparcie dla PiS.
Dobra wiadomość dla państwowców
Ale porozumienie PiSu z Lewicą to nie tylko partykularne korzyści dla poszczególnych aktorów, ale przede wszystkim korzyść ogólnopaństwowa, która być może wykroczy poza realizację KPO.
Nie ma w Polsce ważniejszego problemu publicznego niż rosnąca polaryzacja, której produktem są totalna władza i totalna opozycja. Dramatycznie niski poziom zaufania powoduje, że niemożliwe są ambitne ponadpartyjne reformy. Porozumienie PiSu z Lewicą, choć sprowadzone na razie do jednego sejmowego głosowania, jednak przełamuje istotną psychologiczną barierę.
Raz dokonane porozumienie, które najpewniej z różnych powodów zostanie zaakceptowane przez wyborców po obu stronach, karczuje las przed kolejnymi. Oczywiście, nie należy się spodziewać wejścia do jakieś stałej współpracy czy tym bardziej podmiany partnerów koalicyjnych. Poważnie można jednak oczekiwać punktowych porozumień, które będą korzystne dla obu stron, gdy obie strony dotrzymają swoich zobowiązań.
To bardzo dobra wiadomość z perspektywy dobra wspólnego, którym jest państwo, bo otwiera pole do deeskalacji konfliktu politycznego i otwiera możliwości, które dotychczas były poza politycznym zasięgiem. Trzeba trzymać kciuki za to, żeby furtka otworzyła się jak najszerzej i nie ograniczała się wyłącznie do współpracy PiS z lewicą. Dynamika procesów politycznych rozpoczętych porozumieniem w sprawie KPO powinna doprowadzić do szerszego przewartościowania relacji obozu władzy z opozycją.
Publikacja nie została sfinansowana ze środków grantu któregokolwiek ministerstwa w ramach jakiegokolwiek konkursu. Powstała dzięki 1% podatku przekazanemu nam przez Darczyńców Klubu Jagiellońskiego. Dziękujemy! Dołącz do nich, wpisując nasz numer KRS przy rozliczeniu podatku: 0000128315.
Dlatego dzielimy się tym dziełem otwarcie. Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o podanie linku do naszej strony.