Nie będzie polskiego „Lehman Brothers”
W skrócie
Nie wrócimy już do czasów, kiedy sektor bankowy rozwijał się w takim tempie jak przed upadkiem Lehman Brothers, ale nie wierzę, że banki – także poza naszym krajem – zaczną upadać. Ci, którzy nie przetrwali pierwszej selekcji, są „holowani” przez organy nadzoru, żeby spokojnie zakończyć swój żywot lub wyzdrowieć. Reszta sektora, kulejąc, będzie toczyła się dalej. Nie ma co się spodziewać spektakularnej upadłości UniCreditu czy Deutsche Banku. Doniesienia medialne powinniśmy traktować raczej w kategoriach podgrzewania spekulacji, by wszyscy wiedzieli, że włoski bank będzie musiał zaksięgować 13 miliardów straty. Z Klaudiuszem Sytkiem, założycielem i prezesem zarządu Aforti Holding, rozmawiali Maciej Dulak i Paweł Grzegorczyk.
Kilkanaście lat w branży finansowej – od kierowniczych stanowisk w sektorze bankowym po budowę własnej spółki „Aforti Holding”. Jak przez okres Pana życia zawodowego zmieniała się ta branża? Da się wyróżnić przełomowe momenty w tym czasie?
Przełomowy bez wątpienia był rok 2008, kiedy sektor uległ samooczyszczeniu. Właściwie od tego momentu powinniśmy zacząć naszą rozmowę.
W latach poprzedzających kryzys finansowy w naszym kraju powstało bardzo wiele firm finansowych o zróżnicowanym profilu. Regularnie dowiadywaliśmy się o wchodzeniu na polski rynek kolejnych zagranicznych banków i instytucji finansowych. W 2008 roku trend ten uległ odwróceniu. Skończył się kapitał, dostęp do giełdy i małe przedsiębiorstwa przestały sobie radzić. Niewypłacalne stały się również firmy pośrednictwa finansowego powstałe między 2004 a 2007 rokiem. Przetrwały jedynie dwie najsilniejsze. Z problemów wygrzebały się domy maklerskie oraz Towarzystwa Funduszy Inwestycyjnych, ale wielokrotnie byliśmy świadkami zmiany właścicieli i konsolidacji, a część z nich wygasiła działalność. Warto jedynie wspomnieć, że przed kryzysem mieliśmy w naszym kraju około 60 banków, teraz jest ich ponad 30. Przy czym kolejne planują opuścić nasz rynek.
Kryzys finansowy był oczywiście momentem fundamentalnym, zmieniającym całą branżę, który podobnie jak przełom lat 90. zapoczątkował konsolidację banków. Natomiast nie traktowałbym tego jako rewolucji, tylko ewolucję. Nie licząc ogłoszenia upadłości i straty miliardów złotych przez SK Bank z Wołomina, z ostatnim zarządem komisarycznym mieliśmy do czynienia w przypadku Banku Przemysłowego w Łodzi. Od tego okresu nadzór finansowy pilnował, by słabsze banki sprzedawano większym podmiotom lub je łączono. Osobno traktuje oczywiście sektor spółdzielczych kas oszczędnościowo-kredytowych. Po kryzysie finansowym branża zaczęła się powoli odbudowywać i jest w tym momencie nieco mocniejsza.
Kryzys finansowy nie dotknął polskich firm tak mocno jak tych zza oceanu.
Wbrew pozorom sektor bankowy mamy bardzo konserwatywny. Nie mieliśmy żadnych niewiarygodnych produktów i operacji finansowych. Banki rozwijały się przed kryzysem bardzo poprawnie. Polski nadzór finansowy działa bardzo skrupulatnie i nie pozwala na zbyt wiele „finansowej ekstrawagancji”, jeśli chodzi o stosowanie wymyślnych instrumentów finansów.
Amber Gold?
Amber Gold nie ma nic wspólnego z sektorem bankowym. Tego nie dało się kontrolować, afera rozegrała się poza zakresem kompetencji państwowych służb nadzoru finansowego.
Paweł Reszka w ostatniej książce pt. Chciwość. Jak nas oszukują wielkie firmy poświęcił kilka obszernych rozdziałów wątpliwym praktykom instytucji finansowych, zwłaszcza sprzed kryzysu finansowego.
Mówi Pan o polisolokatach. Nie uogólniajmy, twierdząc, że każdy sprzedający produkty bankowe był oszustem. Raczej powiedziałbym, że w każdym stadzie znajdzie się czarna owca. Tak było i w tym przypadku.
Stworzono produkt, który zaczął się dobrze sprzedawać, nakręcając popyt. Wtedy pojawili na rynku nowi gracze, oferując lepsze warunki niż ci starzy. Zaczął się wyścig, zaczęto luzować pewne bezpieczniki i zniekształcać przekaz, nie wspominając o gwarancji kapitału. W tym momencie pojawiły się patologie. Nie zgadzam się jednak, że stworzenie tego produktu można interpretować jako oszustwo finansowe. Pamiętajmy, że nadzorca zareagował poprawnie, wprowadzając wiele ograniczeń, przez które polisolokaty stały się mniej atrakcyjne dla banków.
Firmy finansowe w tym okresie mocno ucierpiały wizerunkowo. Udało się ucywilizować pożyczki?
Wprowadzono szereg rekomendacji, które ograniczyły zdolność kredytową klientów, wymusiły na bankach określony sposób wyliczania tej zdolności i ukróciły kredyty hipoteczne. Zadbano o cały szereg zmian, które z perspektywy odbiorcy mogą być uciążliwe, ale dbają o stabilność systemu, wypłacalność banków i ich kondycje. Sądzę, że pod tym względem nasz nadzór finansowy działa na korzyść rynku finansowego.
Czy rola sektora finansowego od tego czasu pozostaje niezmienna? Coraz częściej słyszymy głosy, sugerujące, że kiedyś sektor ten miał służyć gospodarce realnej (produkcji) przez zapewnienie im finansowania, a także w niektórych przypadkach w zabezpieczaniu przed ryzykiem. Natomiast dziś chodzi jedynie o spekulacje i zysk.
Banki są nastawione na zysk, bo ich celem jest jego generowanie. To nie są organizacje pozarządowe, które mają wykreować inną wartość. Natomiast w Polsce nie mieliśmy i nie mamy banków inwestycyjnych, jakie funkcjonowały w Stanach Zjednoczonych, tworząc produkty finansowe strukturyzowane, będące jedynie wirtualnym algorytmem. Nasz rynek tworzą banki posiadające realny biznes, a nie nastawione na spekulacje. Nadzór ostrożnościowy nie pozwala na takie działania. Oczywiście w strukturach banków mamy departamenty odpowiadające za zabezpieczenie ryzyka walutowego i operacje na obligacjach, ale nie mają one wpływu na zyski, które w większości biorą się z udzielania kredytów czy pobierania opłat z tytułu prowizji związanych z rachunkami.
Nie grozi nam „polski Lehman Brothers”?
Nie grozi. Co prawda, nie wrócimy już do czasów, kiedy sektor bankowy rozwijał się w takim tempie jak przed upadkiem Lehman Brothers, ale nie wierzę, że banki – także poza naszym krajem – zaczną upadać. Dzisiaj już nie jest to w niczyim interesie. Ci, którzy nie przetrwali pierwszej selekcji, są „holowani” przez organy nadzoru, żeby spokojnie zakończyć swój żywot lub wyzdrowieć. Reszta sektora, kulejąc, będzie toczyła się dalej. Nie ma co się spodziewać spektakularnej upadłości UniCreditu czy Deutsche Banku. Doniesienia medialne powinniśmy traktować raczej w kategoriach podgrzewania spekulacji, by wszyscy wiedzieli, że włoski bank będzie musiał zaksięgować 13 miliardów straty, dlatego też sprzedaje pakiety Pekao SA.
Millenialsi zakładają konta
Na łamach ostatniego „Forbesa” Zbigniew Jagiełło, prezes PKO Banku Polskiego, sugeruje, że liczba banków w Polsce się zmniejszy do pięciu instytucji. Oprócz tego będzie miejsce dla kilku wyspecjalizowanych banków. Wobec tego czy jest miejsce w sektorze finansowym dla nowych podmiotów?
Gdybym nie wierzył, że jest miejsce dla kolejnych przedsiębiorstw, to nie prowadziłbym spółki „Aforti Holding”.
Trzeba rozróżnić dwa rodzaje podmiotów na rynku finansowym – banki i instytucje niebankowe. Jeśli chodzi o te pierwsze, to następuje zmniejszenie ich ilości poprzez połączenia, przejęcia oraz upadki. Mimo że w najbliższych dniach na polski rynek wejdzie estoński InBank, dostrzegający w naszym kraju pewien potencjał, to powinniśmy się spodziewać utrzymania tego trendu.
Natomiast w przypadku tych drugich, jesteśmy na początku drogi. Można powiedzieć, że są to lata 90. bankowości. Mamy kilku graczy w sektorze pożyczkowym – jak Provident, Profi Credit czy Wonga – a w segmencie wymiany walut tzw. kantory internetowe, ale powstanie tutaj jeszcze bardzo wiele firm. O ile rynek wymiany walut w Polsce pozostaje mocno nasycony, o tyle w przypadku sektora pożyczkowego, zwłaszcza w kontekście proponowanych zmian legislacyjnych, mamy duże pole manewru.
Pamiętajmy także o pokoleniu millenialsów w całości nauczonych nowych technologii, nie potrzebujących banków w tradycyjnych rozumieniu. Młodym ludziom nie zależy na oddziałach banków czy bezpośrednim kontakcie z ich pracownikami. Wystarczy konto, karta i przelewy, coraz częściej robione z telefonu na telefon. Kiedy zaczynałem pracę w bankowości trzeba było przyjść z papierowym drukiem przelewu, dwoma pieczątkami i potrzeba było czterech osób, by ktoś miał pieniądze na koncie. Z reguły trwało to trzy dni. Teraz płacąc za obiad, może Pan wykonać przelew z telefonu w ciągu kilku sekund.
Sektor niebankowy będzie się rozwijał, bo na rynek wchodzi dużo osób niepotrzebujących tradycyjnych banków. Jakiś czas temu Bill Gates słusznie powiedział, że bankowość jest potrzebna, ale już banki są niepotrzebne.
Tyle że polskie banki akurat pod względem technologicznym są bardzo dobrze rozwinięte.
W zasadzie Polska i Turcja dyktują trendy. Nasze banki zbierają nagrody za najnowocześniejsze rozwiązania na świecie, pracując, by segment fintechów nie rozwijał się tak bardzo jak w innych państwach na świecie. Nie unikniemy jednak trendów międzynarodowych.
Na Wyspach Brytyjskich płacąc za produkty zbliżeniowo, można się spotkać z pewnym zdziwieniem sprzedawców.
W Stanach Zjednoczonych zbliżeniowo właściwie nie da się zapłacić. Trzeba by znaleźć jakiś terminal w ekskluzywnym sklepie przy Piątej Alei.
Modna stała się w ostatnich latach repolonizacja sektora bankowego. Jest Pan za czy przeciw?
Dyskusja na ten temat ma dziś charakter akademicki. Trzeba poczekać do finalizacji zakupu Pekao SA przez Skarb Państwa, czyli do momentu, kiedy zostanie zrealizowana transakcja przejęcia pakietu dotychczas włoskiego banku przez PZU. Wtedy sprawdzimy, jak sektor bankowy będzie się zachowywał. Z perspektywy konsumenta nie ma znaczenia czy koncern finansowy należy do polskiego czy zagranicznego właściciela.
A z perspektywy państwa?
Z tej perspektywy im więcej kapitału rodzimego, tym lepiej. Prezes polskiego banku będzie promował krajowe produkty i prawdopodobnie nie przyjdzie mu do głowy, by transferować zyski za granicę. Pamiętajmy jednak, że usługi finansowe to rynek globalny, mieszkamy w prawie 40- milionowym państwie i kapitał zachodni nie odpuści tego rynku.
Jednocześnie wydaje się, że ostatni moment na wejście na nasze podwórko wykorzystał Alior Bank, który w 2008 roku za pieniądze rodziny Zalewskich zbudował bank znajdujący się w pierwszej dziesiątce w Polsce. Dziś trudno sobie wyobrazić, żeby ktoś powtórzył ten ruch.
Możemy być globalnym graczem
Jaka jest przyszłość obrotu gotówkowego? Gotówka zniknie z obiegu?
Zmiany przepisów w zakresie obrotu gospodarczego wymuszają coraz więcej transakcji bezgotówkowych. Na poziomie konsumenta znaczenie gotówki będzie malało, liczba transakcji kartą będzie systematycznie wzrastać. Ale jest jeszcze na rynku spora grupa osób, która po otrzymaniu pensji natychmiast wybiera całą kwotę w bankomacie i pieniądze trzyma w portfelu. Oczywiście wraz z wejściem w dorosłe życie pokolenia millenialsów, grupa konserwatywnych klientów będzie malała, ale to dopiero perspektywa na lata.
Fintechy wyprą tradycyjną bankowość?
Fintechy to motorówki, które pływają wokół lotniskowca. Mogą szybciej się przemieszczać, ale nie przewiozą trzech tysięcy żołnierzy. To nieporównywalna skala. Nie wyobrażam sobie, że Fintech stwarza aktywa porównywalnej wielkości co banki.
Banki skupują najciekawsze finansowe start-upy.
W pewnym momencie rozwoju Fintech staje przed barierą, którą nazwałbym zapewnieniem bezpieczeństwa klientom. I to jest moment, w którym musi trafić w szpony banku.
Polska branża finansowa może stać się eksporterem?
Usług jak najbardziej. Na przykładzie Aforti Holding mogę powiedzieć, że na dniach otwieramy oddziały w Bułgarii i Rumunii, a w ten sposób jesteśmy przez Główny Urząd Statystyczny traktowani jako eksporterzy. Polskie przedsiębiorstwa powinny się uzbroić w cierpliwość, bo ekspansja na rynki zagraniczne jest bardzo czasochłonna i po drodze napotyka się wiele przeszkód do pokonania.
Bardziej interesujące wydaje się jednak pytanie, czy polskim bankom uda się ściągać i sprzedawać depozyty zagranicą, ale nie na zasadzie pojedynczych transakcji. Bank Ochrony Środowiska wchodzi do Hiszpanii, PKO Bank Polski próbuje swoich sił na rynku niemieckim i czeskim, a Alior Bank oferuje usługi u naszych zachodnich sąsiadów. Jeśli te projekty zakończyłyby się powodzeniem, to polska firma finansowa udowodniłaby, że może być globalnym przedsiębiorstwem.
To interesujące, zwłaszcza w kontekście przewagi technologicznej polskich banków, o której Pan wcześniej wspominał.
Pytanie tylko czy w Europie Zachodniej jest zapotrzebowanie na takie usługi technologiczne. Wydaje się, że gdyby tak było, to istniejące od lat instytucje na tamtejszych rynkach już by je wprowadziły. Może gdyby polskie banki weszły zagranicę szerzej, to wykreowałyby popyt na innowacyjne rozwiązania? Mimo wszystko na ten moment największego problemu upatrywałbym jednak w bazie kapitałowej.
Problem może stanowić również lokalny patriotyzm. Wbrew pozorom, rynki zachodnie nie są tak otwarte, jak to się przedstawia w mediach.
W Europie Zachodniej dalej jesteśmy traktowani jako kraj ze Wschodu, co stanowi pewne ograniczenie. Jednak wierzę, że gdyby zaplanować odpowiedni przekaz, przedstawić ofertę klientowi, to polskie banki nie są bez szans. Pamiętajmy, że w dorosłość wchodzą milennialsi, których można nazwać globtroterami o bardziej otwartych horyzontach myślowych niż ich rodzice. Tak naprawdę należy poczekać rok i przeanalizować wyniki finansowych największych instytucji bankowych, które już od jakiegoś czasu działają na tamtejszych rynkach. Bankowość to rynek ewolucyjny, więc rok dla finansów to żaden okres.
Kladiusz Sytek
Maciej Dulak
Paweł Grzegorczyk