Nie tylko Bandera
Dzisiejsze rozmowy o Ukrainie najczęściej kończą się na przywoływaniu obrazu odradzającego się ukraińskiego nacjonalizmu w postaci czarno-czerwonych flag oraz portretów Bandery na marszach z pochodniami. Przez jednych jest to uznawane za zjawisko marginalne, przez innych za zagrożenie wymierzone w bezpieczeństwo – w tym terytorialne – Polski. Temat niesie ze sobą spory ładunek emocjonalny, w którym z jednej strony wybrzmiewają kalki z okresu międzywojennego, z drugiej hasło: wróg (Ukraina) naszego wroga (Rosja) jest naszym przyjacielem. Tymczasem żeby uczciwie podejść do całej sprawy należy spróbować zrozumieć sam fenomen współczesnego, postmajdanowego ukraińskiego nacjonalizmu.
Podstawowym zagadnieniem, nad którym należy się zastanowić jest pytanie o współczesny ukraiński nacjonalizm. Nie jest to prosta kwestia, ponieważ zjawisko to jest złożone i można je traktować różnorodnie. Możemy przyjąć wąską definicję – partie i ugrupowania polityczne głoszące hasła nacjonalistyczne – np. Swoboda czy Prawy Sektor. Wówczas jednak temat staje się bardzo marginalny, a teza o odradzającym się nacjonalizmie ukraińskim okazuje się fałszywa – w 2014 roku w wyborach z list partyjnych Swoboda zdobyła 4,71% głosów do Rady Najwyższej, czyli dwa razy mniej niż dwa lata wcześniej (10,45%), a Prawy Sektor 1,8% – nie przekraczając 5-procentowego progu wyborczego (obie partie mają odpowiednio 6 i 1 mandat z JOW-ów).
Współczesny ukraiński nacjonalizm…
Jeśli przyjąć szerszą definicję – ugrupowania, organizacje, środowiska i osoby odwołujące się do nacjonalizmu lub samoidentyfikujące się w ten sposób – powstaje problem ich różnorodności. Na jednym końcu zjawiska znajdują się bowiem osoby uznające się za nacjonalistów politycznych (Ukrainy jako państwa obywatelskiego), często mówiące po rosyjsku (nawet twórczość wojenna z Donbasu, odwołująca się do nacjonalizmu jest często po rosyjsku), lub wręcz będące przedstawicielami innej niż ukraińska narodowości (w tym Polakami lub nawet ortodoksyjnymi Żydami) i nie widzące w tym problemu. W skrócie – mające poglądy, które w innych niż postsowieckie warunkach byłyby określane mianem propaństwowych lub republikańskich (np. środowisko skupione wokół portalu „Piotr i Mazepa”). Na drugim zaś – środowiska skrajnie nacjonalistyczne, np. ochotnicy pułku Azow, których poglądy i symbolika momentami stykają się z neonazizmem, odrzucający „obce” naleciałości np. chrześcijaństwo, i jako praktykujący neopoganie życzący swoim poległym towarzyszom udanych łowów w Walhalli. Jest też oczywiście wszystko pomiędzy, czyli kilkadziesiąt organizacji, które w mniejszym lub większym stopniu odwołują się do nacjonalizmu.
Analiza i opis każdej z powyższych organizacji i postaw mogłyby być przedmiotem odrębnej monografii, a ich różnorodność utrudnia zwięzłe zarysowanie tematu jako całości. Można jednak wyodrębnić kilka mechanizmów i cech stanowiących ich wspólny mianownik.
Po pierwsze, są one jednoznacznie antyrosyjskie. To Rosja jest wskazywana jako główne zagrożenie dla Ukrainy, nie tylko militarnie i politycznie, ale również cywilizacyjnie i kulturowo. Po drugie, organizacje te są relatywnie młode: najstarsze powstały w latach 90. i nie mają historycznej ciągłości z jakimikolwiek ukraińskimi organizacjami działającymi w latach 30. i 40. XX wieku. Choć część idei nacjonalistycznych z tamtego okresu i środowisk je propagujących nadal przetrwała w rachitycznej formie wśród emigracji ukraińskiej (głównie w Kanadzie), to po uzyskaniu niepodległości przez Ukrainę nie zakorzeniły się one na tamtejszym gruncie. Ukraińskie społeczeństwo z okresu ZSRR wyszło odmienione, a organizacje które tworzyły się, choć symbolicznie odwoływały się do przeszłości, wskutek sowieckiej amnezji historycznej były w swojej istocie postsowieckie, lub w późniejszym okresie europejskie (np. ochotnicy Azowa, którzy nie czczą słowiańskiego Peruna czy Swaroga, ale nordyckiego Odyna i Tora). Wreszcie po trzecie – wspólnym mianownikiem jest odwoływanie się do postaci Stepana Bandery i UPA (dużo rzadziej do OUN czy OUN-B), które – przez wspomnianą wyżej amnezję historyczną – sami Ukraińcy nie uznają za antypolskie.
Dla nich odwołanie się do Bandery, jakkolwiek szokujące i nie do zaakceptowania dla polskiego odbiorcy, jest przede wszystkim zerwaniem z totalitarną sowiecką przeszłością.
Podkreślają, że walczył o niepodległą Ukrainę przeciwko ZSRR i III Rzeszy (był więźniem obozu Sachsenhausen), a o tym, co robił przed 1939 rokiem zazwyczaj nie wiedzą. Można się nawet spotkać z tak egzotycznymi z polskiego punktu widzenia opiniami, że UPA współpracowała z polskim podziemiem, a jako dowód czasami podawana jest wspólna akcja zajęcia Hrubieszowa przez WiN i UPA w maju 1946 roku.
… a sprawa polska
Czy współczesny ukraiński nacjonalizm jest zatem zagrożeniem dla Polski i jak się ma do polskiej racji stanu? Żeby nie wchodzić w dygresję na temat tego, jak powinna wyglądać polityka Polski wobec Kijowa i co jest polską racją stanu, można uznać za obowiązujące to, co uznawały kolejne rządy, niezależnie od ich orientacji politycznej, przez ostatnie dwadzieścia pięć lat– w interesie Polski leży stabilna, nakierunkowana na Zachód Ukraina, w wymiarze gospodarczym będąca rynkiem zbytu dla polskich towarów i usług, a w wymiarze politycznym stanowiąca bufor chroniący przed Rosją.
Przy takich „parametrach” część ukraińskich nacjonalistów faktycznie stanowi zagrożenie dla polskiej racji stanu. Chodzi jednak o tę część, która jest elementem skorumpowanego systemu politycznego, umożliwiającego konserwację oligarchicznego układu sił i uniemożliwiającego przeprowadzenie niezbędnych reform gospodarczych i społecznych.
Przykładem tego może być Swoboda, której przedstawiciele w Radzie Najwyższej, tak jak i innych partii, są powiązani nieformalnie z poszczególnymi oligarchami czy wręcz bezpośrednio z Partią Regionów, a politycy w zachodnich obwodach i miastach uwikłani w lokalne układy korupcyjne. Nie jest to chwyt retoryczny – słaba, niestabilna i skorumpowana Ukraina jest rzeczywistym zagrożeniem dla polskiej racji stanu: generuje dla Polski jedynie problemy i nie daje żadnych korzyści – nie jest w stanie ani być liczącym się rynkiem zbytu, ani skuteczną zaporą przed Rosją, może natomiast okazać się źródłem niestabilności i uchodźców. Ci aktorzy, którzy na ukraińskiej scenie politycznej przyczyniają się do takiego stanu rzeczy, działają zatem de facto wbrew interesom Polski. Dodatkowo politycy Swobody w przeszłości niejednokrotnie przedstawiali antypolskie poglądy, zwłaszcza w kwestiach historycznych, np. cyklicznie pojawiające się (i medialnie nośne) postulaty zakazu ponownego ustanowienia szczerbca i lwów na Cmentarzu Orląt Lwowskich.
W przypadku pozostałych sił nacjonalistycznych na Ukrainie sytuacja jest bardziej skomplikowana. Z jednej strony są one w większości, co dla wielu może być zaskoczeniem, wyraźnie propolskie, z drugiej zaś – ich polityczna waga jest na tyle mała, że trudno mówić o nich w kategoriach szans lub zagrożeń dla polskiej racji stanu.
Wzrost popularności w ukraińskim społeczeństwie postaw, które umownie można nazwać nacjonalistycznymi, a który jest naturalny w warunkach wojny i niewątpliwie miał miejsce w trakcie i po Euromajdanie, idzie w parze ze wzrostem nastrojów propolskich na Ukrainie. W maju 2013 roku 42% Ukraińców miało pozytywny stosunek do Polski (a 52% do Rosji), od 2014 roku Polska była już liderem w tego typu rankingach – w marcu 2016 roku pozytywny stosunek do Polski wyraziło 58% Ukraińców (do Rosji 19%).
Również organizacje i środowiska nacjonalistyczne mają pozytywny stosunek do Polski. Dmytro Jarosz, były lider Prawego Sektoru, a obecnie dowódca jego bojowego skrzydła – Ukraińskiego Ochotniczego Korpusu Prawy Sektor, przedstawiany w rosyjskich mediach jako „główny ukraiński faszysta”, opisuje swój stosunek do Polski i Polaków w następujących słowach: „Mieliśmy niełatwe czasy w historii naszych wzajemnych relacji: były czasy, gdy byliśmy sojusznikami, były czasy, gdy byliśmy wrogami, ale teraz, w XXI wieku, pomiędzy polskim i ukraińskim narodem, według naszych głębokich przekonań nie ma tych rozbieżności, które były kiedyś. I teraz trzeba żyć przyszłością, a nie przeszłością. My, ukraińscy nacjonaliści zrobimy wszystko, żeby polski naród był dla nas bratni, a antyrosyjski, antyimperialny front był zjednoczony”. Również w przypadku bardziej radykalnych środowisk można znaleźć głosy wyraźnie propolskie. Przykładem tego jest niedawny artykuł Ihora Zagrebelnogo (m.in. członka Wszechukraińskiej Organizacji Tryzub im. Stepana Bandery i Centrum Naukowo-Ideologicznego im. Dmytra Doncowa) na stronie służby prasowej Pułku Azow. Autor analizuje i krytykuje negatywne artykuły o Polsce i polskim rządzie, jakie ukazują się ostatnio w ukraińskich mediach i wyciąga (słuszny lub nie) wniosek, że jest to związane ze wsparciem fundacji Sorosa dla niektórych ukraińskich mediów, a celem tego jest niedopuszczenie do powstania, opartego na konserwatywnych wartościach, Międzymorza.
Abstrahując od prawdziwości tez powyższego artykułu, dobrze ilustruje on trzy ciekawe wątki.
Po pierwsze, nawet środowiska odwołujące się do najbardziej skrajnych, zbrodniczych wersji przedwojennego ukraińskiego nacjonalizmu (Doncow był wyraźnie i jednoznacznie antypolskim rasistą) nie uznają za ważne i nie kontynuują ich antypolskiego dziedzictwa.
Po drugie, współcześni ukraińscy nacjonaliści, choć są jednoznacznie antyrosyjscy, nie zawsze utożsamiają się ze zdominowanym – w ich mniemaniu przez liberalno-lewicowe idee – Zachodem. Z tego punktu widzenia będąca częścią zachodnich struktur konserwatywna Polska, z widocznym i powszechnym uczuciem dumy narodowej, za to bez małżeństw homoseksualnych i lewicy w Sejmie, jest wzorem do naśladowania dla ukraińskich nacjonalistów. Wreszcie po trzecie, w wymiarze politycznym, sojusz z Polską – Międzymorze, jest dla nich, obok walki z Rosją, głównym postulatem geopolitycznym. Niektórzy, jak np. twórca portalu „Piotr i Mazepa” Aleksander Nojnec, twierdzą nawet, że utworzenie Międzymorza pod egidą Polski powinno być obecnie główną ideą ukraińską. Przywołują argumenty, że członkostwo w UE jest mało prawdopodobne, a walka z Rosją, nawet zwycięska, nie daje odpowiedzi na pytanie jak będą żyć przyszłe pokolenia (a przykład zwycięskiego Afganistanu pokazuje, że niekoniecznie dobrze).
I co dalej?
Oczywiście nie oznacza to, że na Ukrainie nie ma środowisk i osób o poglądach i postawach antypolskich, także wśród tych, odwołujących się do nacjonalizmu. Incydenty z ich udziałem również mają miejsce. Nie wszystkie z nich da się zrzucić, jak by to chciało wiele środowisk po obu stronach granicy, na karb rosyjskiej agentury wpływu, która niewątpliwie istnieje (np. dobrze opisany przez Marcina Reya przypadek zajść w Przemyślu latem br.). Należy te kwestie niuansować i postawić kilka pytań. Po pierwsze, nastroje antypolskie na Ukrainie są obecne przede wszystkim we wschodnich częściach kraju i mają związek głównie z antypolską propagandą rosyjską (ok. 13% mieszkańców Donbasu ma negatywny stosunek do Polski vs. 5% w skali kraju). Po drugie, najwięcej napięć i wzajemnej niechęci generują kwestie polityki historycznej, które choć niewątpliwie ważne, są przede wszystkim sprawą symboliczną, nie dotyczą twardych interesów obu stron. W dużym skrócie wynikają one z jednej strony – z lat polskich zaniedbań w tym zakresie (celowego unikania trudnych tematów), z drugiej zaś – z nieokrzepłego i niekompletnego stanu ukraińskiej świadomości historycznej, de facto rodzącej się na nowo po okresie sowieckiej amnezji. Po trzecie, należy sobie zadać pytanie, czy duże państwo jakim jest Polska stać na luksus romantycznego postrzegania rzeczywistości przez pryzmat wydarzeń historycznych, a nie twardych interesów? Czy, toutes proportions gardées, kwestia Zaolzia lub udziału węgierskich wojsk w okupacji ziem polskich podczas II wojny światowej wpływa na nasze relacje z państwami Grupy Wyszehradzkiej?
Konkludując, nacjonalizm jest częścią ukraińskiej rzeczywistości społeczno-politycznej, podobnie jak w innych krajach, w tym również w Polsce.
To, czy ukraiński nacjonalizm będzie w przyszłości zagrożeniem czy szansą dla polskiej racji stanu zależy w dużej mierze od naszych działań i tego, czy Polska będzie umiała w sposób korzystny dla siebie rozgrywać i stymulować procesy zachodzące na Ukrainie.
Nasz kraj ma tam ogromny i w dużej mierze niewykorzystany potencjał miękkiej siły w postaci propolskich sympatii społecznych, w tym także wśród organizacji nacjonalistycznych. Ze względu na dynamikę procesów zachodzących na Ukrainie, nie jest to stan rzeczy, który powinien być uznawany za trwały. Choć mało prawdopodobne, lub wręcz niemożliwe wydaje się zaistnienie na Ukrainie resentymentu antypolskiego na dużą skalę, to utrata tego kapitału społecznego jest jak najbardziej możliwa. Niezbędne są zatem szerokie działania, nie tylko podmiotów państwowych, ale również organizacji pozarządowych, mające na celu budowanie kontaktów horyzontalnych (w tym także z nacjonalistami) i wykorzystanie tego potencjału na korzyść Polski. Polityka historyczna, ze względu na ogromny ciężar emocjonalny i rolę społeczną, a także możliwości wpływania na stosunki polsko-ukraińskie, na pewno musi być jednym z obszarów takich działań.
Nie należy jednak przy tym obrażać się na rzeczywistość, czy postrzegać ją zero-jedynkowo (np. odwołania do Bandery=antypolskość), a zacząć tę rzeczywistość współkreować.