Mieszczanin przegląda się w literackim lustrze
To, co przedstawiają nam powieści miejskie, to obraz społeczeństwa zajętego głównie utrzymywaniem się przy życiu. Oznaczać to może tylko jedno: ci ludzie nie mają ani nic ważnego do powiedzenia, ani nawet nie przejawiają ambicji do podejmowania takowych prób.
Być może celnie pisał swego czasu Piotr Karwowski na łamach Dwutygodnika: „Przedstawiciel fantomowej klasy średniej streamuje bity popkultury i odwraca wzrok od chamsko-pańsko-inteligenckiej przeszłości. Odmawia refleksji i uniemożliwia jakiekolwiek faktyczne, głębokie przemiany społeczne, albo nieświadomie uznaje swoje poddaństwo wobec przemysłu polityczno-rozrywkowego”. Czym zajmują się bohaterowie powieści miejskich? Na pierwszy ogień: wciąganiem kokainy, spożywaniem alkoholu, a w „najlepszym” wypadku nic więcej poza prostym egzystencjalnym wegetowaniem.
Jeśliby przyjrzeć się powieściom, których akcja rozgrywa się w mieście (najczęściej jest to Warszawa), to szybko okaże się, że mamy do czynienia z serią powtarzających się klisz. Raz po raz pojawiają się figury dilerów narkotykowych i młodej mieszczańskiej inteligencji nastawionej na sukces – albo w branży show-biznesu, albo w korporacjach, a po godzinach pracy zabijającej wolny czas niekończącymi się imprezami. Przeważa konsumpcyjny model życia, w którym celem jest rozrywka, a wartość każdego uzależniona jest od ilości posiadanych pieniędzy. Teraz tylko pozostaje pytanie „rozrachunkowe”; czy to pisarze powielają schematy i nie dostrzegają większej złożoności polskiego mieszczaństwa, czy to nasza klasa średnia nie daje podstaw do ukazywania zróżnicowanych postaw, nie jest wystarczająco podmiotowa, aby zaistnieć w debacie o najważniejszych problemach, którymi mogą być takie zagadnienia, jak: wolność jednostki a rola państwa, emancypacja kobiet, stosunek do mniejszości etnicznych i religijnych. Z naszych powieści miejskich wynika dość jasno, że mieszczanina interesuje wyłącznie własny dobytek, sprawami społecznymi się nie przejmuje, a relacje międzyludzkie istnieją w większości tylko w formie fizycznej. Wyjątkiem są tutaj tytułowe „cwaniary” z utworu Sylwii Chutnik, ale nawet w tym przypadku łatwo dostrzeżemy patologię wyłaniającą się z podejścia głównych bohaterek do podstawowych kwestii moralnych.
Obszerną powieścią dotyczącą Warszawy jest Ślepnąc od świateł Jakuba Żulczyka. Autor prezentuje nam środowisko skupione wokół handlu narkotykami; począwszy od głównego bohatera Jacka – dilera – przez wszystkich zaangażowanych w ten biznes, aż po uzależnionych od tego rodzaju używek. Jacek jest pośrednikiem i rozwozi towar po całym mieście, spotyka się zarówno z gwiazdami show-biznesu, programów telewizyjnych, raperami, jak i poważnymi biznesmenami, posłami, przedstawicielami korporacji. Życie w Warszawie sprowadza się do pracy w ciągu dnia i imprezowania z wykorzystaniem wszelkich używek w ciągu nocy. A w tym wszystkim najbardziej liczą się pieniądze; od nich zależą pozycja społeczna, możliwość posiadania kokainy, powodzenie u płci przeciwnej. Jacek jest tego świadomy, zdążył już zaakceptować warunki życia w stolicy, co więcej całkowicie się do nich przystosował i w tej chwili stara się je wykorzystać do zdobywania pieniędzy. Choć tak naprawdę bohater ten ciągle wydaje się odstawać od reszty, jego osoba zostaje po części zderzona ze środowiskiem pozostałej klasy średniej. Po pierwsze dlatego, że Jacek pochodzi z trochę innej sfery, w której sztuka odgrywa ważną rolę. Sam ukończył ASP i przez jakiś czas przymierzał się do zaistnienia w malarstwie, również w jego domu rodzinnym można znaleźć takie tradycje, ojciec to przecież poeta. Po drugie, konstrukcja tego bohatera ciągle sprawia wrażenie, że Jacek, choć funkcjonujący w łańcuchu społecznym jako diler, to ciągle może jeszcze zawrócić z tej drogi, a to dzięki swojemu rodzinno-społecznemu „backgroundowi”. I rzeczywiście, w pewnym momencie Jacek postanawia zerwać z dotychczasowym życiem, ale wówczas musi wybrać między bezpieczeństwem rodziny a swoją ucieczką. Dla niego ten wybór jest oczywisty, choć zdaje się, że dla większości tych, z którymi się spotyka i którym sprzedaje towar, wcale taki by nie był. Nie można jednak zaprzeczyć, że dzieło Żulczyka to świetnie napisana powieść, której bohaterowie to postaci z krwi i kości. A przy okazji wycinek warszawskiej klasy średniej.
Zupełnie inną powieścią miejską jest utwór Wojciecha Engelkinga (niepotrzebne skreślić). To groteskowa opowieść o prekariacie, do którego należą główni bohaterowie – Wiktor i Weronika. Engelking ułożył opowieść o świecie, w którym dominują bezwzględna rywalizacja, hipokryzja i walka o pieniądze. Pojawia się też wątek kredytów i ich niespłacalności, ponieważ Wiktor pracuje jako specjalista ds. windykacji. Na co dzień zajmuje się nachodzeniem i straszeniem ludzi, którzy nie są w stanie spłacić odpowiedniej raty. Weronika z kolei to przedstawicielka innej, niższej części prekariatu. O ile Wiktor z wykształcenia jest prawnikiem i wciąż dostaje „kieszonkowe” od rodziców, o tyle Weronika takiego luksusu już nie ma. Jej matka jest sprzątaczką (choć dawnej była artystką), a w domu ciągle brakuje pieniędzy, dlatego też Weronika ciągle o nich marzy i traktuje je jako warunek konieczny do lepszego życia. Wygrywa ten, kto jest bogatszy, a zyskuje więcej ten, kto ma więcej do zaoferowania samym sobą, bardziej się przydaje w społeczeństwie. Dlatego też humaniści są od razu spychani na margines, zwyciężają tzw. „korpo-inteligenci”. Bohaterowie Engelkinga to postaci bierne, które akceptują zasady, według których przyszło im żyć. Nie angażują się w życie społeczne, nie dostrzegają niczego więcej poza własnym środowiskiem. Przedstawiona tutaj warszawska klasa średnia to ludzie wykształceni, choć od razu przegrani, ponieważ to nie poziom wiedzy i nie zasady moralne są dominantą, a pieniądze i prestiż.
Wspomniane już Cwaniary autorstwa Sylwii Chutnik to rzecz napisana z perspektywy kobiet. Ale nie byle jakich – to przedstawicielki blokowisk warszawskich, które stają w obronie wyznawanych przez siebie wartości. Mamy więc do czynienia z bohaterkami, które na własną rękę wymierzają sprawiedliwość tym, którzy zakłócają życie na osiedlu. Kiedy więc deweloper zmierza do wyburzenia starych warszawskich kamienic, nie pozostaje im nic innego jak… pozbawić go życia. Sytuacja jest więc w pewien sposób groteskowa i paradoksalna, „cwaniary” walczą o wartości takie jak: tradycja, pamięć o historii (bo przecież wątek kamienic przedwojennych wiąże się ściśle z powstaniem warszawskim) i rodzina (kiedy bronią przyjaciółkę przed agresywnym mężem do tego stopnia, że ten zostaje kaleką do końca życia), ale używają przy tym metod dalekich od zasad moralnych. Dopuszczają się przemocy, wrogości, doprowadzają nawet do śmierci. To, co też różni Cwaniary od bohaterów poprzednich książek, to fakt, że są one rodowitymi mieszkankami Warszawy, ich rodziny mieszkają tu od pokoleń. Są więc przedstawicielkami mieszczaństwa, tyle że jednocześnie należą do zdegenerowanej grupy mającej do czynienia na co dzień z policją, więzieniami, bijatykami z użyciem ostrych narzędzi. Ich babcie walczyły w powstaniu warszawskim, a one bronią ulicy do zagrożeń konsumpcyjnego życia. Można mieć jednak nadzieję, że taki rodzaj mieszczan stanowi mniejszość wśród polskiego społeczeństwa.
Z powieści miejskich polska klasa średnia wyłania się jako bierna część społeczeństwa, która, choć raczej wykształcona i teoretycznie mająca wpływ na ewentualne zmiany w państwie, to w ogóle w tej kwestii niedziałająca. Zawsze jest tak, że powieści realistyczne czerpią wzorce z rzeczywistości, że opisują świat, który istnieje. To jest tzw. mechanizm sprzężony – społeczeństwo (w tym wypadku mieszczaństwo) daje podstawy do stworzenia przez prozaików powieści miejskich. Jeśli więc prawdą są opisy klasy średniej zawarte w przedstawionych wyżej tytułach, to mamy wyjątkowo bierne i mało ambitne mieszczaństwo. Innym rozwiązaniem może być tylko słabość polskiej prozy. I to też nie jest wykluczone.
Tekst powstał ze środków programu Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego „Promocja literatury i czytelnictwa”.