Pasjans, który odmienił losy świata
Chciałbym przedstawić Wam Polaka, który aż dwukrotnie odmienił losy XX w. Nie będę pisał o Lechu Wałęsie, Janie Pawle II czy Józefie Piłsudskim. Poznajcie historię Stanisława Ulama.
Dwudziestolecie międzywojenne to swoisty „złoty wiek” polskiej nauki. Powstała w Warszawie szkoła logiczno – matematyczna związana z takimi nazwiskami jak Wacław Sierpiński czy Alfred Tarski święciła tryumfy w Europie i na świecie. Jeszcze większą renomą otoczona była lwowska grupa skupiona wokół Stefana Banacha oraz Hugo Steinhausa. To właśnie tam, w atmosferze kawiarni „Szkockiej” na szerokie wody naukowego świata wypłynął Stanisław Ulam.
Wywodził się z zamożnej żydowskiej rodziny i już od młodych lat przejawiał niesamowite zdolności w naukach ścisłych. Początkowo jego obszar zainteresowań skupił się wokół fizyki, lecz później, pod wpływem wykopanej ze zbiorów ojca książki od algebry, zaczął stopniowo przenosić swoją uwagę w stronę matematyki abstrakcyjnej. W ten sposób, w czasie studiów, los połączył jego życie z grupą lwowskich uczonych skupionych wokół Stefana Banacha.
Niestety, w związku z nie najlepszą aurą otaczającą pracowników naukowych pochodzenia żydowskiego w przedwojennej Polsce, pod wpływem swojego przyjaciela Johna von Neumanna postanowił wyjechać do Stanów Zjednoczonych. Po zakończonym kontrakcie krążył między Lwowem, europejskimi miastami, a USA. Podczas tych podróży zastał go początek wojny. Co ciekawe, Ulam odpłynął wraz z bratem do Ameryki ostatnim statkiem przed wybuchem wojny.
W Stanach, z powodu tragedii najbliższych pozostałych w Polsce, Ulam przeżył głębokie załamanie nerwowe. Nie powodziło mu się również w kwestiach materialnych. Dlatego, gdy John von Neumann ponownie wkroczył w jego życie proponując mu pracę w projekcie mającym na celu stworzenie bomby atomowej (projekt Manhattan) chętnie na to przystał.
Decyzja ta wpłynęła na jego życie na kolejne ćwierćwiecze, co więcej, wpłynęła również na losy świata. Od początku swojej pracy Ulam skupił się na projekcie tzw. superbomby, którą dziś określamy mianem bomby wodorowej.
Podczas prac nad projektem doszło do zdarzenia, które można śmiało porównać do spadku jabłka na głowę Newtona. W czasie, gdy Ulam dochodził do siebie po ciężkiej chorobie mózgu, aby powrócić do wysokiej intelektualnej formy, układał rozmaitej maści pasjanse.
Wówczas zaczął zastanawiać się z jakim prawdopodobieństwem z danego układu kart można ułożyć pasjansa. Jako, że jest to skomplikowany matematycznie problem, rozważał czy nie można byłoby go rozwiązać w sposób praktyczny – po prostu losując kolejne ułożenia kart i zliczając ile spośród nich tworzy prawidłowe układy. Natrafił jednak na ogromny problem – liczba wszystkich ułożeń kart jest bowiem większa niż liczba atomów w Drodze Mlecznej. Wówczas wpadł na genialny w swej prostocie pomysł – obliczył jaka liczba sprawdzonych losowań da mu bardzo wiarygodny wynik, a same obliczenia powierzył dopiero, co wynalezionym wówczas komputerom.
Trafił w dziesiątkę. Metoda ta, zastosowana do procesów zachodzących przy wybuchu bomby, przyniosła fantastyczne rezultaty. Najpierw wskazała, że droga wyznaczona przez ówczesnego prowadzącego badania – Edwarda Tellera, nie może doprowadzić do sukcesu; następnie Ulam sam zaproponował metodę, która przyspieszyła prace. Jego dokładnego wkładu nie możemy ocenić – akta do dziś są utajnione. To jednak co zrobił doprowadziło do uznania go za jednego z ojców bomby wodorowej. Co więcej – kompletnie zmieniło plany strategiczne mocarstw podczas zimnej wojny. Unikały one jądrowego konfliktu, albowiem wymiana ciosów przy pomocy broni tak potężnej, mogłaby doprowadzić do zagłady ludzkości. W ten sposób pasjans uratował nas przed najprawdopodobniej ostatnim światowym konfliktem.
A co do losów pasjansowego sposobu liczenia – uogólniony schemat obliczeń do dziś święci tryumfy w niemal każdej dziedzinie nauki, dając prosty przepis na uzyskanie wiarygodnych wyników często niesamowicie skomplikowanych obliczeń. Od swego „hazardowego” początku został on nazwany „metodą Monte Carlo”.
No cóż – los Ulama to nie tylko wkład w stworzenie najbardziej niszczycielskiej broni na świecie. Drugi raz zmienił on bieg historii, gdy doradził prezydentowi Johnowi F. Kennedy’emu, aby ten uczynił lot na księżyc kolejnym wyzwaniem dla narodu amerykańskiego. Nic nie ziszcza się bez marzeń, dlatego warto pamiętać o Ulamie nie tylko jako o ojcu bomby atomowej, ale również ojcu chrzestnym programu Apollo.
Tekst powstał ze środków Ministerstwa Spraw Zagranicznych w ramach priorytetu „Wsparcie wymiaru samorządowego i obywatelskiego polskiej polityki zagranicznej 2016”. Jest częścią projektu Polacy Inspirują.