Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.
Wojciech Przybylski  28 września 2015

Z armaty w niską innowacyjność

Wojciech Przybylski  28 września 2015
przeczytanie zajmie 3 min

Sejm na ostatnim posiedzeniu przyjął projekt „ustawy o wspieraniu innowacyjności”, dokumentu wyczekiwanego przez polskie środowiska start-upowe i biznes technologiczny, a jeszcze bardziej przez fundusze kapitałowe typu seed i venture działające na naszym rynku. Dotychczasowa polityka wsparcia innowacji w Polsce nie jest może pasmem klęsk, ale mimo stopniowego dojrzewania i poprawy paru wskaźników nie doprowadziła do przełomu, a Polska wlecze się w ogonie rankingów innowacyjności gospodarek UE. To dojrzewanie było zresztą w większym stopniu skutkiem twardej polityki wymuszania przez Komisję Europejską, niż efektem endogennej zmiany w polskiej administracji publicznej, która mimo nielicznych światłych wyjątków biznes rozumie słabo, a innowacje prawie wcale.

Ustawa poprzez nowelizację dziesięciu obowiązujących ustaw wprowadza szereg narzędzi, których wspólnym mianownikiem jest zwiększenie innowacyjności polskiej gospodarki oraz ułatwienie wykorzystania do tego celu publicznego sektora nauki. Najważniejsze z zaproponowanych w pierwszej części tego mianownika rozwiązań to:

I. Ulga na B+R w podatku dochodowym.

II. Brak opodatkowania własności intelektualnej wnoszonej do spółki aportem.

III. Likwidacja podwójnego opodatkowania funduszy kapitałowych (z pewnymi ograniczeniami związanymi z wielkością funduszu oraz strukturą inwestycji).

IV. Wzmocnienie roli Krajowego Funduszu Kapitałowego w systemie finansowania innowacji.

Rozwiązania te w trafny sposób definiują główne prawne bariery prowadzenia działalności innowacyjnej przez przedsiębiorstwa. Dotychczas stosowane narzędzia preferencji podatkowej – ulga na pozyskanie nowych technologii oraz status centrum badawczo-rozwojowego – były wykorzystywane w śladowym i całkowicie pomijalnym stopniu, i ta pierwsza (słusznie) została zniesiona. Czy nowe rozwiązania okażą się jednak adekwatne i skuteczne?

Ulgi podatkowe są zawsze narzędziem obosiecznym, a w tym wypadku wymagają wysokich kompetencji interpretacyjnych i głębokiego zrozumienia merytorycznej podstawy stosowania preferencji. Tymczasem jedną z pięt achillesowych polskiego systemu wsparcia innowacji jest słaba świadomość urzędników, czym tak naprawdę jest działalność badawczo-rozwojowa.

Statystyczny pracownik polskiego sektora publicznego nie odróżnia jej od działalności naukowej, co widać w dotychczasowej praktyce wydatkowania środków publicznych na ten cel.

Z całą pewnością pojawi się spodziewany efekt statystyczny: firmy zaczną w dużo większym niż dotychczas stopniu ewidencjonować wydatki na B+R, ponieważ wiąże się to z bardzo wymiernym interesem finansowym. Wskaźnik BERD powinien więc zacząć rosnąć w szybkim tempie, może nawet szybciej niż przez ostatnie dwa lata, kiedy działał efekt lewarowania środkami dystrybuowanymi głównie przez Narodowe Centrum Badań i Rozwoju oraz Polską Agencję Rozwoju Przedsiębiorczości. Pytanie jednak, czy zachęta podatkowa nie stworzy tu sprawozdawczej wydmuszki? Dotychczas zgłaszane wydatki badawczo-rozwojowe firm były prawdopodobnie poniżej realnych, teraz możemy mieć do czynienia z sytuacją odwrotną.   

Co ciekawe, ustawa wprowadza również zmianę w procedurze nabywania tytułu do prowadzenia samodzielnej działalności naukowej, nadając status quasi-habilitacji osobom, które minimum pięć lat kierowały zespołami naukowymi poza granicami Polski, posiadając stopień doktora.

Ta umiarkowanie ożywcza zmiana została ambiwalentnie przyjęta przez środowiska naukowe, często broniące uczelnianych hierarchii. Wydaje się, że osoby takie nie będą natomiast mogły być zaliczane do minimów kadrowych na kierunkach studiów, co jest rażącą niekonsekwencją, wykazaną zresztą przez instytucjonalnych recenzentów projektu. Ustawa zwiększa również samodzielność osób kierujących jednostkami naukowymi (to dobrze) i ułatwia tworzenie spin-offów czy spin-outów (też dobrze, choć wiara w przedsiębiorczość akademicką jest jednym z największych mitów polskiej polityki innowacji). Łatwiejsze ma być również podjęcie studiów w Polsce przez cudzoziemców, szczególnie w wypadku ich kontynuacji.

Charakterystyczne jest, że projekt ustawy nie powstał w ministerstwach właściwych do polityki wsparcia innowacji (gospodarki oraz nauki i szkolnictwa wyższego), a w szeroko rozumianym środowisku Kancelarii Prezydenta. Dla samej ustawy to akurat dobrze, ale dla praktyki jej stosowania – może być różnie.

Również tryb procedowania ustawy, jej pierwotna blokada, a następnie nagłe przedwyborcze przyspieszenie, trudno określić dobrą praktyką stanowienia prawa, szczególnie kiedy dotyczy ono tak złożonej i wrażliwej materii.

Mimo kilku ryzykownych elementów i jeszcze większej liczby niewiadomych ustawę należy ocenić pozytywnie. Niska innowacyjność gospodarki jest jedną z podstawowych barier rozwojowych Rzeczpospolitej i rdzenną cechą „pułapki średniego dochodu”, w którą od lat się staczamy. Można oczywiście postawić pytanie, dlaczego rządząca koalicja nie wprowadziła tych narzędzi w ciągu minionych 8 lat, mimo pojawiających się regularnie raportów wskazujących na taką konieczność. Teraz prawdopodobnie nie mamy już czasu na używanie delikatnych i celowanych narzędzi, trzeba ze świadomością ryzyka strzelać z grubych kalibrów i kilka takich armat ustawa w swym arsenale posiada.