Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.
dr Mateusz Tondera  9 września 2015

To jest naprawdę bardziej skomplikowane

dr Mateusz Tondera  9 września 2015
przeczytanie zajmie 8 min

Nie sposób dziś powiedzieć, że w kwestii imigracji toczy się racjonalna dyskusja. Przez media, a przede wszystkim portale społecznościowe, przetacza się z jednej strony fala emocjonalnego szantażu i coraz bardziej agresywnego moralizatorstwa, spychającego wszystkich mających odmienne zdanie do narożnika, z drugiej zaś alarmistycznej paniki często żyrowanej agresją, zestawami wulgarnych uprzedzeń, a nierzadko i zwykłym rasizmem. Obydwie strony sporu częściej niż argumentami przerzucają się filmikami, zdjęciami i odniesieniami do najróżniejszych danych statystycznych, które jakoby niezbicie potwierdzają wygłoszoną tezę.

Ten tekst ma na celu przede wszystkim rekonstrukcje ogólnych założeń jakie stoją za większością argumentów, których używają przeciwnicy pełnego otwierania granic i przyjmowania wszystkich napływających imigrantów. Powtarzam, argumentów. Nawet, gdy za wieloma głoszonymi przez przeciwników przyjmowania imigrantów opiniami stoją racjonalne i możliwe do uzasadnienia przekonania (tak twierdzę), to nie możemy w najmniejszym nawet stopniu tolerować wyrażania ich językiem skrajnej agresji i pogardy. Nie możemy równocześnie godzić się na wypychanie z debaty wszelkich opinii wyrażających sceptycyzm względem przyjmowania imigrantów oskarżeniami o rasizm i szowinizm. Po pierwsze dlatego, że w dużej mierze są to oskarżenia niesprawiedliwie, po drugie zaś doprowadzić to może (co dzieje się na naszych oczach) do narastającej polaryzacji i radykalizacji stron sporu, co w efekcie będzie stanowić paliwo dla sił o faktycznie rasistowskim zabarwieniu. Temat imigracji jest dziś zbyt poważny by dawać się ponieść emocjom.

Przyjrzyjmy się bliżej podstawowym, często nie wyrażanym explicite, przekonaniom jakie wydają mi się fundamentalne dla postaw, nazwijmy je umownie, antyimigranckich.

1. Nie wszyscy imigranci są uchodźcami.

Pomoc uchodźcom z kraju ogarniętego wojną jest silnie wpisana w tradycję europejskiego kręgu kulturowego (oczywiście nie tylko), więc argument o przyjęciu imigrantów właśnie dlatego, że są uchodźcami jest jednym z najczęściej pojawiających się w dyskusjach. Opór wzbudza przede wszystkim łatwe uznanie całej napływającej fali imigrantów za falę uchodźców wojennych. Wiele danych statystycznych pokazuje, że taka wątpliwość bynajmniej nie jest nieuzasadniona. Podnoszący ją zwykle domagają się odmiennego potraktowania uchodźców, odmiennego zaś imigrantów, którzy przybywają do Europy z innych pobudek, a więc (siłą rzeczy) domagają się też stworzenia jakiegoś systemu selekcji, który pomoże oddzielać jednych od drugich.

2. Różnice kulturowe odgrywają decydującą rolę i w zasadniczym stopniu utrudnią koegzystencję imigrantów z obywatelami państw, które ich przyjmą.

W pierwszym, bardziej wysublimowanym, wariancie przekonanie to dotyczy przede wszystkim statusu samej demokracji liberalnej i związanych z nią wartości. Środowiska lewicowe i liberalne często mają tendencję, mimo deklarowanej otwartości na wielokulturowość, do absolutyzowania demoliberalnych fundamentów aksjologicznych i uznają je za swoisty ogólnoludzki zestaw wymogów moralnych i prawnych. W takiej wizji fundamentalną rolę odgrywają przede wszystkim rozumiane nowocześnie prawa człowieka, które konstytuują nie tylko zestaw standardów, ale cały obraz człowieka, jego relacji ze społeczeństwem i z państwem. Konsekwencją takiego obrazu jest więc uznanie różnic kulturowych za coś o „poziom niżej”, a więc i pogląd, że wynikające z nich konflikty mogą być rozwiązywane z zastosowaniem demoliberalnej aksjologii i przy pomocy demoliberalnych instytucji.

Przeciwnicy takiego poglądu twierdzą natomiast, że sama demokracja liberalna jest owocem konkretnych warunków kulturowych i jest przez jakieś warunki kulturowe podtrzymywana. Nawet jeśli możliwy jest konsensus co do jakiegoś zestawu najogólniej rozumianych praw człowieka (a i ta teza wydaje się wielu dyskusyjna), to już interpretacja tych praw może być skrajnie odmienna. Dodatkowo, w wielu kręgach kulturowych panuje wyraźny i zdecydowany prymat myślenia wspólnotowego, grupowego czy plemiennego i indywidualistyczna w pewnej mierze logika abstrakcyjnych uprawnień jednostki wydaje się tam zupełnie obca i sztuczna. Sprawia to, że cały fundament liberalnej demokracji i jej metody rozstrzygania sporów, z  prymatem prawa stanowionego i nacisku na procedury jest dla wielu przedstawicieli kultur innych niż, umownie, „zachodnia”, nie do przyjęcia. Nie ma to oczywiście nic wspólnego z uwarunkowaniami rasowymi czy skłonnością do fundamentalizmu. Co więcej, konserwatyści są zwykle skłonni do większego zrozumienia dla rozwiązań kulturowych o bardziej tradycjonalistycznym rysie. Istotne jest tu przekonanie, że instytucje mające zapewnić współistnienie ludzi wywodzących się z różnych kultur same są bardzo silnie związane z jednym kręgiem kulturowym, a dodatkowo opierają się mocno na specyficznych i mało uniwersalnych założeniach. Trudno sobie wyobrazić jak w dłuższej perspektywie mają spełniać swoje zadanie.

Z tym zagadnieniem łączy się jeszcze jedno założenie, z którego wynika wiele przekonań i emocji przeciwników przyjmowania imigrantów. Jest to mianowicie deklarowany bądź nie pogląd, iż „cywilizacja zachodnia” jest dziś cywilizacją słabszą i pozbawioną żywotności. Klasyczny i zwykle dość prymitywnie wyrażany „strach przed barbarzyńcami” zyskuje tutaj nieco inny wymiar, gdyż wiąże się z postrzeganiem umownie rozumianej „cywilizacji muzułmańskiej” jako strony silniejszej i niejako „skazanej na zwycięstwo”. Oczywiście taka wizja relacji miedzy kulturami znacząco odbiega od skupionej na jednostkach i instytucjach liberalnej wizji rzeczywistości, ale koniecznie trzeba dodać, że wizja „walki cywilizacji” nie musi wcale wiązać się z poglądem o jakiejś wyjątkowej agresywności czy ekspansywności którejś z nich. Wynika raczej z przekonania, że ze względu na fundamentalne różnice aksjologiczne, różne kultury w sposób naturalny pozostają ze sobą w ciągłym (niekoniecznie przecież zbrojnym czy siłowym) konflikcie, gdyż niemożliwy jest trwały kompromis na tak zasadniczym poziomie. Nie wydaje się, by takie spojrzenie na sprawę w jakikolwiek sposób musiało wiązać się z rasizmem czy nawet przekonaniem o wyższości jednej kultury nad drugą.

3. Typowe dla demokracji liberalnej procedury mają ograniczoną skuteczność działania i należy przynajmniej dopuścić dyskusję o ich relatywizacji.

Jednym z podstawowych fundamentów współczesnej cywilizacji zachodniej jest nie tylko odrzucenie jakichkolwiek form odpowiedzialności zbiorowej, ale i wypychanie z porządku prawnego i etycznego jakichkolwiek form identyfikowania ludzi przez pryzmat zbiorowości do jakich należą. W środowiskach wyrażających sceptycyzm wobec przyjmowania imigrantów często pojawia się sugestia, że tego rodzaju liberalny formalizm jest w sytuacji masowych migracji (niezależnie od stosunku do nich) nieadekwatny i niepraktyczny. Rzecz w tym, że w sprawach choćby zahaczających o problematykę praw człowieka i obywatela, ten właśnie indywidualistyczny rys jest zasadniczym fundamentem całego zachodniego systemu etyczno-prawnego i jakakolwiek próba jego modyfikacji, ograniczenia czy choćby czasowego wyłączenia wiąże się w naturalny sposób z ogromnym oporem. Nietrudno zauważyć z resztą, że takie postulaty mają w sobie potencjalnie bardzo niebezpieczny rys i w wypadku wielu z nich zwykle rytualne i bezpodstawne oskarżenia o faszyzm mogą nie być wcale aż tak bardzo przesadzone. Z drugiej strony, trudno dopatrzeć się elementarnej spójności rozumowania u tych, którzy z jednej strony wierzą w pokojową koegzystencję w ramach jednego państwa ludzi wywodzących się z różnych kultur, a z drugiej nie wyobrażają sobie najmniejszych nawet kompromisów w postrzeganiu relacji jednostka-społeczeństwo mniej liberalnie, a w sposób bliższy bardziej wspólnotowo zorientowanym kulturom. Przekonanie, że państwo ślepe na narodowość czy przede wszystkim na religię jest raczej dziwactwem niż normą do jakiej należy dążyć nie jest charakterystyczne dla fundamentalistycznych grup islamskich, lecz wynika z podstawowych dla większości muzułmanów pojęć. Również rygorystycznie rozumiana przewaga prawa stanowionego nad – na przykład – zwyczajowym nie jest żadną zrozumiałą przez się oczywistością, lecz stosunkowo świeżym i lokalnym pomysłem powstałym na gruncie cywilizacji zachodniej. Trudno powiedzieć dlaczego przybysze z innych kręgów kulturowych mieliby zmuszać się do myślenia w takich kategoriach. Paradoksalnie przeciwnicy przyjmowania imigrantów w swoim domaganiu się państwa i prawa mniej „ślepego” na realne różnice kulturowe, religijne czy nawet etniczne są tu znacznie bliżsi samym muzułmanom niż liberalno-lewicowi zwolennicy dialogu z islamem.

4. Integracja czy asymilacja to procesy co najmniej skomplikowane, długotrwałe i o niepewnych efektach.

Ten pogląd bardzo silnie łączy się z opisanym powyżej. Założenie, że podstawowe dla danej kultury przekonania i wartości są bardziej pierwotne i silniej zakorzenione niż prawo stanowione i instytucje, w naturalny sposób prowadzi do daleko posuniętego sceptycyzmu w kwestii skuteczności różnego rodzaju programów integracyjnych czy też asymilacyjnych. Oczywiście zwolennicy tego poglądu nie zawsze negują całkowicie możliwość prowadzenia skutecznej polityki integracyjnej względem imigrantów i mogą postrzegać relacje „kultura – instytucje” raczej jako proces podlegający ciągłej wzajemnej dynamice, ale zwykle argumentują, że ze względu na jego ogromną złożoność i trudność w przewidywaniu rezultatów bezpieczniej jest zachować ostrożny pesymizm co do możliwości integracji imigrantów.

5. Kwestia imigrantów posiada również charakter polityczny.

O ile zwolennicy maksymalnego otwarcia Europy na falę uchodźców i imigrantów stosują przede wszystkim argumenty o charakterze etycznym i moralnym, o tyle ich oponenci często postulują przynajmniej częściowe przejście od dyskusji o charakterze słusznościowym do dyskusji stricte politycznej. Co charakterystyczne, typowe dla liberalnej lewicy podkreślanie podziału na sferę moralności i sferę prawa stanowionego tutaj w swoistej formie pojawia się raczej u konserwatystów, gdzie przybiera formę podziału na sferę moralności i sferę polityki rozumianej jako troska państwa przede wszystkim o własną rację stanu i dobro swoich obywateli. Pogląd ten jest często podbudowywany przekonaniem, że kwestia imigrantów już teraz jest w zasadniczym stopniu sprawą polityczną i jest w celach politycznych „rozgrywana” przez europejskie państwa, zaś słusznościowy aspekt debaty jest już w ogromnej mierze zinstrumentalizowany i stanowi przede wszystkim kolejny ze środków używanych w politycznej rozgrywce. Gdzieś na pograniczu argumentu „z polityczności” i dyskusji o charakterze etycznym pojawia się też pogląd, iż fala uchodźców i imigrantów stanowi w zasadniczej mierze problem państw Europy Zachodniej i to one są odpowiedzialne za jego rozwiązanie czy to ze względu na udział w popieraniu „Arabskiej Wiosny”, która ostatecznie doprowadziła do gigantycznej destabilizacji politycznej Bliskiego Wschodu, czy też – sięgając dalej – ze względu na kolonialną przeszłość. W świetle takiego przekonania, apele o europejską solidarność w sprawie uchodźców i imigrantów są traktowane jako próba „podzielenia się problemem” z państwami „nowej Unii”. Głosy bardziej radykalne nawołują zatem do twardej i usztywnionej postawy państw Europy Środkowo-Wschodniej w tej sprawie, zaś bardziej umiarkowanie do ostrożnego i świadomego rozgrywania jej w swoim własnym, narodowym interesie, ale w obu przypadkach podstawowy postulat dotyczy „odmoralnienia” i „upolitycznienia” w myśleniu o sprawie imigrantów.

6. W obliczu wzrastającego zagrożenia terroryzmem i wzrostu znaczenia Państwa Islamskiego przyjmowanie dużej fali imigrantów z rejonu Bliskiego Wschodu będzie owocowało znaczącym obniżeniem się bezpieczeństwa w Europie.

Argumenty oscylujące wokół tego przekonania bardzo często przybierają skrajnie emocjonalną formę i łatwo zamieniają się po prostu w strumień motywowanych uproszczeniami obraźliwych uprzedzeń. Nie zmienia to jednak faktu, że sam lęk o bezpieczeństwo obywateli państw europejskich w kontekście obecnej fali uchodźców i imigrantów jest całkowicie racjonalny i żadne dane statystyczne dotyczące społeczności muzułmańskich w Europie, chętnie przedstawiane przez środowiska pro-imigranckie, nie stanowią tu przekonującego kontrargumentu. Szczególnie obserwowany na przestrzeni ostatnich miesięcy proces „krzepnięcia” Państwa Islamskiego skłania do przyjęcia za realny scenariusza w którym – korzystając z obniżonych standardów kontroli – przerzuca się do Europy bojowników czy terrorystów. Tak uzasadniany lęk nie ma wiele wspólnego z nienawiścią rasową czy przekonaniem, że każdy muzułmanin to potencjalny terrorysta i byłoby dobrze, gdyby racjonalna dyskusja w tak istotnym dla bezpieczeństwa obywateli państw Europy temacie mogła się odbywać bez nieustannych oskarżeń o rasizm i ksenofobię z jednej, oraz „zbrodniczą naiwność” z drugiej strony.

Powyższe zestawienie zapewne nie jest wyczerpujące. Zależało mi na możliwe zwięzłym przestawieniu większości, często jedynie milcząco zakładanych, presupozycji jakie stoją u podstaw poglądów przeciwnych przyjmowaniu imigrantów. Liczę, że powstanie podobny tekst opisujący fundamentalne założenia aksjologiczne i światopoglądowe, jakie konstytuują poglądy tych, którzy chcą przed uchodźcami i imigrantami otworzyć nasze granice jak najszerzej. Im szybciej emocjonalne przerzucanie się linkami i obelgami zamieni się w rzeczową dyskusję – tym lepiej. I dla nas, i dla uchodźców.