Biden uczy jak pogodzić sprzeczne oczekiwania i własny interes. Kogo możemy się spodziewać w nowym amerykańskim rządzie?
W skrócie
„Jest nudno”- stwierdził jeden z republikanów. „Nareszcie mamy różnorodność!”- ucieszyły się liberalne media. „Sami absolwenci z Ivy League i innych prestiżowych uczelni”- narzekał ktoś inny. Za dużo ludzi od Obamy; za mało progresywistów… Już samo wylistowanie rozmaitych zastrzeżeń, które pojawiły się wokół proponowanych przez Bidena kandydatów, pokazuje przed jak trudnym zadaniem stanął prezydent-elekt. Kogo możemy się spodziewać w nowym amerykańskim rządzie?
Przegląd przyszłych kadr
Sekretarzem stanu ma zostać Anthony Blinken, zastępca doradcy do spraw bezpieczeństwa narodowego, a później zastępca sekretarza stanu za kadencji Baracka Obamy. Wcześniej doradzał Bidenowi, kiedy ten piastował urząd wiceprezydenta, a jeszcze wcześniej wspierał prezydenta-elekta, kiedy ten przewodził senackiej komisji spraw zagranicznych. Sekretarzem skarbu może zostać Janet Yellen, która w latach 2014-2018 piastowała stanowisko przewodniczącej Rady Gubernatorów Systemu Rezerwy Federalnej, jako pierwsza w historii kobieta. Teraz ma szanse zostać pierwszą kobietą stojącą na czele Departamentu Skarbu. Alejandro Mayorkas, urodzony na Kubie, którego rodzice wyemigrowali do USA, uciekając przed reżimem Castro, miałby zostać sekretarzem Departamentu Bezpieczeństwa Krajowego. Wcześniej piastował stanowisko zastępcy sekretarza w tym departamencie podczas rządów Baracka Obamy. Pracami amerykańskich agencji wywiadowczych jako Dyrektor Wywiadu Narodowego miałaby pokierować Avril Haines (również jako pierwsza kobieta na tym stanowisku). Wcześniej była między innymi zastępcą doradcy do spraw bezpieczeństwa narodowego, a także zastępcą dyrektora CIA.
Walką ze zmianami klimatycznymi pokieruje John Kerry, kontrkandydat George’a W. Busha w wyborach z 2004 roku, a później sekretarz stanu w administracji Baracka Obamy. Linda Thomas-Greenfield, jedna z bardziej doświadczonych afroamerykańskich dyplomatek, miałaby zostać nowym ambasadorem USA przy ONZ. Jake Sullivan ma zostać doradcą do spraw bezpieczeństwa narodowego. To również ważna postać z czasów Obamy- odpowiadał między innymi za tajne negocjacje z Iranem, które finalnie doprowadziły do porozumienia nuklearnego (z którego później wycofał się Donald Trump). Wreszcie szefem personelu Białego Domu zostanie Ron Klain, który za prezydentury Obamy koordynował działania przeciwko rozprzestrzenianiu się wirusa Ebola.
Co planowane nominacje mówią nam o prezydenturze Bidena?
Widać więc wyraźnie, że Joe Biden spełnił oczekiwania tych, którzy uważali, że w administracji Trumpa jest zbyt wielu białych mężczyzn. Wśród osób wskazanych przez prezydenta elekta są trzy kobiety (Yellen, Haines i Thomas-Greenfield), latynos (Mayorkas), czy afroamerykanka (ponownie Thomas-Greenfield). Jednak ci, którzy liczyli na jakiś nadzwyczajny powiew świeżości, mogą chyba jednak czuć się nieco zawiedzeni. To wszystko ludzie blisko związani z administracją Baracka Obamy – co zresztą podobno wywołuje pewne zgrzyty, bo część współpracowników Bidena z okresu kampanii poczuła się pominięta i narzeka na tę nadreprezentację „obamowców”.
Warto zwrócić też uwagę na fakt, że są to kandydaci dosyć umiarkowani w swoich poglądach. Może to oznaczać, że Biden wcale nie chce iść tak daleko w lewą stronę, jak oczekiwałoby tego progresywne skrzydło partii demokratycznej, ale może tez wynikać z prostej kalkulacji politycznej: jeśli w styczniu Republikanom uda się obronić większość w Senacie, będą mieli możliwość te kandydatury zaakceptować albo odrzucić. Zatem nie warto proponować nazwisk, które przepadną już na starcie. Najbardziej dobitnym przykładem może być wskazanie Tony’ego Blinkena na sekretarza stanu w miejsce Susan Rice, która doradzała Obamie w sprawach bezpieczeństwa narodowego. Jednak kandydatura Rice była nie do zaakceptowania dla Republikanów i lider senackiej większości Mitch McConnell bardzo wcześnie zapowiedział, że jeśli tylko jego partia będzie miała w tej sprawie kluczowy głos, to Rice sekretarzem stanu nie zostanie.
Wreszcie, jest to zespół bardzo doświadczony – większość wymienionych osób piastowała już wysokie stanowiska państwowe, często na przykład w tych samych departamentach, którymi teraz ma pokierować. To oznacza, że zespół Bidena nie będzie potrzebował czasu, by okrzepnąć i poznać swoje nowe miejsce pracy, co może mieć niebagatelne znaczenie, bo ze względu na pandemię i kłopoty gospodarcze tego czasu zwyczajnie nie będzie. Biden proponuje więc gabinet nie tylko zróżnicowany, akceptowalny dla Republikanów, ale też zdolny do stawienia czoła kryzysowi już od pierwszego dnia.
Można również odnieść wrażenie, że konkretne nominacje miały też dać określone sygnały, co do kierunku przyszłej polityki administracji Bidena. Pochodzący z Kuby Alejandro Mayorkas, który będzie odpowiadał m.in.za bezpieczeństwo granic, ma uspokoić tych, którzy byli wstrząśnięci często bezwzględną polityką antyemigracyjną Trumpa. Janet Yellen, nie tylko doświadczona, ale i dosyć zachowawcza w swoich posunięciach, ma uspokoić tych, którzy obawiali się drastycznych reform dyktowanych przez progresywistów, podtrzymać dobre nastroje wśród inwestorów, ale też skutecznie negocjować z Republikanami kolejne pakiety pomocowe dla gospodarki.
Zaangażowanie Johna Kerry’ego do walki ze zmianami klimatycznymi pokazuje z kolei jak poważnie Biden podchodzi do tego wyzwania, rozumiejąc jednocześnie, że Stany Zjednoczone nie będą w stanie działać w tym obszarze bez wsparcia innych państw. A kto może się lepiej nadawać do trudnych negocjacji na arenie międzynarodowej niż były szef amerykańskiej dyplomacji. Pierwszym krokiem będzie tu oczywiście ponowne włączenie USA do porozumienia paryskiego (które zresztą Kerry pomagał wynegocjować i sam podpisywał).
Podobnie można odczytywać nominację dla Jake’a Sullivana. Już w czasie kampanii wyborczej Biden wielokrotnie podkreślał, że USA powinny wrócić do porozumienia nuklearnego z Iranem, starając się nakłonić Teherean, by znowu zaczął przestrzegać zawartych tam zasad. Tu również pomocne może się okazać doświadczenie człowieka z administracji Obamy, który pomógł doprowadzić do skutku poprzedni układ.
Nowy amerykański rząd a sprawa polska
Z perspektywy Polski dobrą wiadomością jest wskazanie Tony’ego Blinkena jako przyszłego sekretarza stanu. I to nie dlatego, że jego ojczym urodził się w Białymstoku, o czym zdążyliśmy już wielokrotnie usłyszeć w relacjach medialnych. Bardziej istotne wydaje się, że Blinken dobrze rozumie Europę (wychowywał się i kształcił we Francji), opowiada się za wzmocnieniem NATO, a do tego prezentował bardzo stanowczą postawę wobec Rosji po aneksji Krymu i agresji na Ukrainę. Bardzo dosadnie krytykował też decyzję Trumpa o wycofaniu części wojsk amerykańskich z Niemiec. Trzeba również odnotować, że Blinken jest zwolennikiem używania amerykańskich sił zbrojnych, kiedy to konieczne. Opowiadał się za amerykańską interwencją w Syrii, po tym jak reżim Assada dopuścił się użycia broni chemicznej. Obama jednak nie zdecydował się, by podążyć za tą sugestią.
Blinken stawia jako jeden ze swoich celów promocję demokracji i praw człowieka. Brzmi to oczywiście jak tradycyjny przekaz liberalnego polityka w USA, ale w obecnej sytuacji może być dla Polski sygnałem nadchodzących zgrzytów. Demokraci już wcześniej wielokrotnie krytykowali Polskę za reformy wymiaru sprawiedliwości, nierespektowanie praw mniejszości czy nawet „chylenie się ku autorytaryzmowi” – tu wystarczy przypomnieć, że w jednym z wystąpień Biden zestawił Polskę z Białorusią.
Rozpatrując kandydaturę Blinkena należy również pamiętać o jego wieloletniej bliskiej współpracy z Bidenem (niektóre media posunęły się nawet do twierdzenie, że jest on alter-ego Bidena). Będzie to oznaczało mocną pozycję sekretarza stanu w rozmowach z zagranicznymi partnerami. Dla wszystkich będzie jasne, że Blinken ma „ucho” Bidena w kluczowych sprawach. To również spora różnica w porównaniu z administracją Trumpa, który prowadził otwarte boje z Rexem Tillersonem, czasem wręcz podkopując jego wysiłki, a całkiem niedawno nazwał departament stanu „deep state department”, sugerując, że właśnie tam gnieżdżą się tajne struktury spiskujące przeciw jego prezydenturze.
***
Bidenowi udało się więc pogodzić sprzeczne oczekiwania i jednocześnie własny interes. Zaproponował skład gabinetu, który jest jednocześnie zróżnicowany i umiarkowany, przełamujący bariery (pierwsza kobieta jako sekretarz skarbu, pierwszy Latynos jako sekretarz bezpieczeństwa krajowego), ale i doświadczony. W polityce zagranicznej widać mocne postawienie na powrót do multilateralizmu, ponowne włączenie Stanów Zjednoczonych do porozumień, z których wyprowadził je Donald Trump, a także zdecydowane postawienie na kwestie związane ze zmianami klimatu. Analizując skład gabinetu nie wolno jednak zapominać, że część z tych nominacji być może będą musieli zatwierdzić Republikanie – o ile po styczniowej dogrywce w Georgii utrzymają kontrolę nad Senatem. A to oznacza, że nie możemy mieć pewności czy nie dojdzie jeszcze do znaczących przetasowań.
Publikacja nie została sfinansowana ze środków grantu któregokolwiek ministerstwa w ramach jakiegokolwiek konkursu. Powstała dzięki 1% podatku przekazanemu nam przez Darczyńców Klubu Jagiellońskiego. Dziękujemy! Dołącz do nich, wpisując nasz numer KRS przy rozliczeniu podatku: 0000128315.
Dlatego dzielimy się tym dziełem otwarcie. Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o podanie linku do naszej strony.