Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.
Marek Solon-Lipiński  4 lutego 2015

Wyborcza poprawka

Marek Solon-Lipiński  4 lutego 2015
przeczytanie zajmie 5 min

Prezydencka propozycja zmian w kodeksie wyborczym to kolejna próba ulepszenia procesu wyborczego. Szkoda tylko, że nie są one wynikiem realizacji spójnej wizji reform. Zmianie prawa nie towarzyszy  proces modernizacji. Mamy raczej do czynienia z technologiczną degrengoladą.

Kodeks wyborczy to jedna ustawa regulująca wszystkie procedury wyborcze, w miejsce funkcjonujących przez pierwsze dwa dziesięciolecia III RP ordynacji wyborczych dla poszczególnych wyborów. Kodeks powstał w wyniku prac nadzwyczajnej komisji sejmowej, pracującej od połowy 2009 roku, mającej gwarantować solidny namysł nad zmianami i ich kierunkiem. Kodeks został przyjęty 5 stycznia 2011 roku. Od tamtej pory był on nowelizowany już sześciokrotnie (licząc tylko te nowelizacje, które nie wynikały ze zmian innych przepisów).

Po niesławnych wyborach lokalnych z ubiegłego listopada czekają nas kolejne nowelizacje kodeksu wyborczego, który do tej pory przeszedł ich sześć.

Co gorsza, część z nich idzie pod prąd wcześniejszym ustaleniom, w tym takim, które były wynikiem długiej walki osób niepełnosprawnych. W obiegu medialnym pojawiła się teoria „efektu książeczki wyborczej” jako przyczyny wypaczonych wyników. Uznano więc, że książeczka się nie sprawdziła i należy natychmiast zaprzestać jej stosowania. Powrót do wyborczych płacht oznacza zaś, że nie będzie się dało stosować wprowadzonych niedawno nakładek Braille’owskich, pozwalających na głosowanie osobom niewidomym. Stąd prezydencki projekt zakłada wycofanie nakładek, reklamując tę zmianę jako źródło istotnej oszczędności, która pozwoli na sfinansowanie innych zaplanowanych w nowelizacji rozwiązań – które zapewnią większą przejrzystość wyborów.

Kodeks wyborczy dotyka ta sama choroba, która trawi większość polskich regulacji. Zmiany pojawiają się pod wpływem impulsów medialnych – i poprawiając jedną lukę prawną, tworzą kolejną lub kilka kolejnych. Parafrazując, można by rzec: koszt nakładek w alfabecie Braille’a – pięćset tysięcy złotych. Zawód, jaki spotka osoby, które z nich korzystały – bezcenny.

Są więc oszczędności, ale będą też wydatki związane ze zmianami. Propozycja, która wydaje się iść w zgodzie ze społecznymi odczuciami, to standaryzacja urn wyborczych, które od tej pory będą przezroczyste. Uderzani obrazkami z lokali wyborczych, w których za urnę opatrzoną godłem narodowym robiły zwykłe kosze śmietnikowe, zgadzamy się, że warto zadbać o ten element rytuału wyborczego. Tym bardziej, jeśli dzięki temu będziemy bardziej pewni, że nikt nam do urny niczego nie dosypał. Koszt takiego rozwiązania oszacowano w uzasadnieniu projektu na około 28 milionów złotych. Zakładając, że urny będą wielokrotnie używane, nie wydaje się on przesadnie wysoki, zwłaszcza, że powinien dawać poczucie większej uczciwości wyborów.

Klasyk mawiał jednak, że nie jest ważne, kto głosuje, ale kto liczy głosy.

Kodeks prezydenta i na to ma odpowiedź. Uszczegółowiono bowiem dotychczasowe przepisy, nakazując członkom komisji wspólne liczenie wyjętych z urny głosów. Do tej pory takiego obowiązku nie było; praktyka działania komisji obwodowych wyglądała tak, że każdy członek otrzymywał do samodzielnego liczenia swoją kupkę głosów, a następnie agregowano takie cząstkowe wyniki w całość. Nakaz wspólnego liczenia jest krokiem w dobrą stronę, jednak wydaje się, że w tym przypadku zmiana prawa nie będzie skuteczna. Społeczna rzeczywistość jest taka, że często zasiadają w komisjach przez lata dokładnie ci sami ludzie, którzy postępują według utartych schematów. Ustawowy nakaz wspólnego liczenia głosów będzie niezwykle trudny do wyegzekwowania (bo wymagający silnej samokontroli). Nie trzeba szukać spisków, aby zrozumieć, że ludzie zasiadający w komisjach chętnie pójdą na skróty. Będą liczyć głosy tak, jak do tej pory – bo tak jest szybciej, bo tak było zawsze, bo „nowy” członek komisji zostanie łatwo spacyfikowany starych wyjadaczy.

Istotną nowinką mają być powszechne powiadomienia o wyborach, wysyłane pocztą do każdego wyborcy. To stary postulat organizacji pozarządowych działających na rzecz powszechnego i świadomego udziału w wyborach. Zawiadomienie zawierałoby m.in. informację o umieszczeniu w spisie wyborców, adres obwodowej komisji wyborczej, rodzaj oraz datę wyborów, godziny głosowania, informację o sposobie głosowania czy o warunkach ważności głosu. Podstawową kontrowersją jest koszt takich imiennych zaproszeń: w uzasadnieniu projektu czytamy o kwocie 80 milionów złotych. Co zrobić, aby powiadomienie takie nie zostało potraktowane jako kolejny śmieć, coś co znajdujemy w skrzynce na listy gdzieś pomiędzy gazetką z supermarketu a zaproszeniem na bezpłatny pokaz odkurzaczy i garnków? Jeśli już wysyłamy taką informację do wszystkich, to może wyślijmy im także listy kandydatów czy choćby adres strony PKW, na której będą wszystkie istotne informacje nie tylko o procedurze, ale i o tym, kogo wybieramy? A może dobrym pomysłem byłoby zobowiązanie kandydatów do tego, żeby na materiałach wyborczych musieli w sposób wyraźny informować o dacie wyborów, godzinach otwarcia lokali i właśnie adresie strony internetowej, na której wszystkie te informacje się znajdą?

Przede wszystkim jednak konieczna jest mentalnościowa, promodernizacyjna zmiana u osób, które zarządzają instytucjami odpowiadającymi za przeprowadzenie wyborów. Bez tego nawet najlepsze zmiany prawa skazane są na porażkę. Przykład pierwszy z brzegu – w 2011 roku kodeks wyborczy nakazał Państwowej Komisji Wyborczej prowadzenie tzw. strony informacyjnej na temat wyborów. Strona rzeczywiście powstała, jednak nawet dla wytrawnych znawców niuansów witryn internetowych była trudna w nawigacji i absolutnie nie zachęcająca do korzystania.

Po listopadowej dymisji wszystkich członków PKW oraz szefa Krajowego Biura Wyborczego pojawiła się szansa na nowe otwarcie. Nie została ona wykorzystana choćby w sposób symboliczny. Świadczy o tym m.in. powołanie w skład nowej komisji członka dopiero co zdymisjonowanej, skompromitowanej PKW. Także obecne wypowiedzi pracowników KBW pokazują, że są oni wciąż tak samo daleko od społecznej rzeczywistości, jak byli wcześniej (np. o braku potrzeby informowania o szczegółowych wynikach wyborów w Internecie). Na stronie poświęconej wyborom samorządowym wciąż (a piszę te słowa 1 lutego, więc dwa i pół miesiąca po głosowaniu) ich wyniki są – używając nomenklatury stosowanej przez PKW – szczątkowe. Dowiedzieliśmy się też ostatnio, że w tegorocznych wyborach prezydenckich i parlamentarnych liczyć głosy będzie się ręcznie: system informatyczny nie zostanie zbudowany na czas.

Dla osób, które ze względów badawczych stale śledzą wyniki wyborów, degrengolada technologiczna systemu jest aż nadto widoczna.

Porównanie stron z wynikami sprzed pięciu, a nawet dziesięciu lat, z obecnymi „wizualizacjami” wyborów wypadają dla tych ostatnich fatalnie. Intuicyjne mechanizmy, ułatwiające pracę na wynikach niezależnie od tego, czy interesuje nas konkretny kandydat, czy wyniki w danej jednostce administracyjnej, zostały zastąpione rozjeżdżającymi się tabelkami i słabo nawigowalnymi podstronami. Informacja o tym, że wybory 2015 roku zliczane będą ręcznie, może oznaczać, że dla nich takie „wizualizacje” wcale nie powstaną.

Czyżby więc w drugim dziesięcioleciu XXI wieku, aby sprawdzić wyniki głosowania, będziemy musieli przespacerować się do siedziby lokalu wyborczego i przeczytać ręcznie spisany protokół lokalnej komisji? Jeśli tak, to choćby wszyscy ludzie zaangażowani w organizację wyborów byli kryształowo czyści, trudno będzie odzyskać minimalne zaufanie obywateli dla całości procesu.

Tekst prezentuje prywatne opinie autora i nie reprezentuje stanowiska żadnej instytucji, w której był lub jest zatrudniony.

 

Spodobał Ci się ten artykuł? Przekaż nam choćby symboliczną darowiznę w wysokości 4 złotych. To mniej, niż kosztuje najtańszy z tygodników opinii, a nasze teksty możesz czytać bez żadnych limitów i ograniczeń.

Klub Jagielloński
Nr konta: 16 2130 0004 2001 0404 9144 0001
W tytule: „darowizna na cele statutowe: jagiellonski24”
Dziękujemy!