Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.
Mirosław Paluch  17 grudnia 2013

Paluch: Pacjent pacjentowi

Mirosław Paluch  17 grudnia 2013
przeczytanie zajmie 3 min

W dwóch poprzednich felietonach skoncentrowałem się na nieprofesjonalnym i grubiańskim zachowaniu personelu medycznego. Moi znajomi, wiedząc o problemach zdrowotnych i potrzebie stałego kontaktu ze służbą zdrowia, namawiali mnie, żebym dał sobie z tym spokój. „Nie boisz się?” „Przecież oni się zemszczą!”

Przyznaję, że wziąłem sobie głęboko do serca ich przestrogi. Zatem do czasu, aż zbiorę znowu w sobie odwagę, nie będę pisał o lekarzach i pielęgniarkach. Dzisiaj trochę gorzkich słów o pacjentach. Nie oszczędzają siebie nawzajem. Co najbardziej uderza w szpitalach, to brak empatii ze strony chorych w stosunku do innych cierpiących osób.

Zacznę może od najbardziej wstrząsającego przypadku, którego byłem świadkiem. Na kilkuosobowej sali jeden z pacjentów doznał zawału serca czy zapaści. Natychmiast wbiegł lekarz dyżurny i razem z pielęgniarkami podjął akcję reanimacyjną. Po chwili dołączył zespół reanimacyjny. Trwała walka o życie tego człowieka. Tymczasem leżący obok, w odległości około metra, inny pacjent pogłośnił dźwięk na oglądanym przez siebie telewizorze. Na dodatek leciał wtedy jakiś show, więc co chwila rozlegały się salwy śmiechu. Obok umierał człowiek. Swoje ostatnie chwile przeżył przy akompaniamencie braw i chichotu. Dopiero na stanowcze polecenie pielęgniarki miłośnik TV wyłączył odbiornik. Włączył go natychmiast po tym, jak zwłoki pacjenta obok przykryto prześcieradłem. Zdążył jeszcze na koniec show. To się nazywa po angielsku „good timing”.

Mógłbym już zakończyć pisanie tego felietonu. Bo po tym opisie każdy normalny człowiek powinien mieć dość. Niemniej jednak relacje między pacjentami nie zawsze przybierają tak ekstremalne formy. Zazwyczaj są to raczej rzeczy drobne, ale dla ludzi zamkniętych w  warunkach szpitalnych bardzo uciążliwie, takie jak chociażby korzystanie ze wszelkiego rodzaju sprzętu audio/video. Na palcach jednej ręki można policzyć ludzi, którzy pytają pozostałych pacjentów na sali, czy można włączyć telewizor. Czy nie jest za głośno. Swoją drogą, dlaczego dyrekcje szpitali montują telewizory bez systemu słuchawek? Są też pacjenci, którzy nawet na własnym sprzęcie nie używają słuchawek, zakładając, że ich gusty muzyczne, filmowe etc. są powszechnie współdzielone. Tak jak równie powszechne jest zainteresowanie ich chorobami, kłopotami rodzinnymi, finansowymi etc. Podczas wielu pobytów w różnych szpitalach zdarzyło mi się trzykrotnie spotkać ludzi, z którymi mogłem pogadać o książkach, muzyce, innych krajach lub czymkolwiek innym niż choroby i zgony, a leczę się już ponad 13 lat. Jeśli zdecydowanie odmawiam słuchania wynurzeń innych pacjentów, zawsze jest przecież komórka. Przez komórkę omawiane są nawet problemy seksualne. Jeśli akurat nie mogę opuścić sali, np. jest mi podawana kroplówka, otrzymuję dużą dawkę intymnych informacji. Nawiasem mówiąc, nie jestem studentem seksuologii.

Dlaczego większość chorych zakłada, że ich stan upoważnia ich do przechodzenia bez żadnych ceregieli na „ty” z innymi chorymi? Ten idiotyczny zwyczaj ma też poparcie personelu. Często słyszę np. „proszę iść tam, gdzie był pana kolega z sali”. Jaki kolega? Ten facet spod okna, którego wczoraj zobaczyłem pierwszy raz w życiu? Ale miało nie być o personelu. Wracamy do tematu. Straszliwy problem higieny: stan WC na oddziałach. Na przykład awersja do używania spłuczek po skorzystaniu z ubikacji. W szpitalach nie obowiązuje zasada pukania do zamkniętych kabin toaletowych. Kwestia brudnych, pokrwawionych, przepoconych i śmierdzących piżam. No i jeszcze słownictwo. Fakt, że nasz język codzienny staje się coraz bardzie wulgarny, jest znany powszechnie. Ale w szpitalach ten proces przebiega jeszcze szybciej. Pacjenci na salach szpitalnych, chyba z racji tego, iż są chorzy, czują się upoważnieni do przeplatania swoich rozmów słowami na k…, ch…, c… etc.

Na koniec coś o troskliwych odwiedzających. Przyjście 8-10 osobowej rodziny do jednego z pacjentów jest przykładem całkowitego braku rozsądku i wyczucia. Sam byłem świadkiem, jak takie rozbawione towarzystwo wkroczyło na salę, na której leżeli chorzy poddawani leczeniu immunosupresyjnemu. Innym równie nagannym zachowaniem było przyprowadzenie przez tatusia dwuletniej dziewczynki na oddział chirurgii.  Dziecko, widząc wszędzie pokrwawione kikuty po amputacjach, czując smród ropiejących ran i słysząc jęczących ludzi, dostało ataku histerii. Ale wizyta u dziadka została odfajkowana. Brawo dla tatusia.

Moi drodzy współcierpiący i wasi bliscy. Nie zmienimy systemu, przynajmniej nie od razu. Nie usuniemy ze stanowiska ministra Arłukowicza, nie zlikwidujemy zbrodniczego NFZ. Możemy się jednak szanować nawzajem. I to od razu. Nie całe zło w naszej służbie zdrowia można przypisać systemowi, urzędnikom, niekompetencji i korupcji.