Migalski: Tusk byłby komisarzem-figurantem
W niedawnej rozmowie z Jackiem Nizinkiewiczem Jacek Piechociński stwierdził, że w następnej kadencji PE Donald Tusk może liczyć na stanowisko wiceszefa Komisji Europejskiej. Czy taki scenariusz jest prawdopodobny?
Przypomnę, że jeszcze parę miesięcy temu uważano, że premier Tusk stanie na czele Komisji Europejskiej. Dziś najwyraźniej spuszczono już z tonu. Funkcja szefa Komisji jest dla Tuska absolutnie nieosiągalna. Przypuszczam, że ostatecznie spekulacje zakończą się na stanowisku jednego z komisarzy. Istnieje nieformalna umowa, w myśl której jeden kraj ma zawsze prawo do jednego komisarza i tajemnicą poliszynela jest fakt, że decydują o tym rządy poszczególnych państw. Być może więc premier zadecyduje, że zamieni Warszawę na Brukselę i zostanie komisarzem Donaldem Tuskiem.
Czy powinniśmy wspierać taki, ewentualny oczywiście, scenariusz? Czy objęcie tego stanowiska może być w jakiś sposób realizacją polskiej racji stanu, która wymaga konsensusu ponad podziałami partyjnymi?
Komisarz należy nam się jak psu buda. Po prostu każdy kraj, łącznie ze Słowenią, ma swojego komisarza. Moim zdaniem kandydatura Donalda Tuska nie jest jednak dobrym rozwiązaniem dla Polski. Chociażby dlatego, że po angielsku ledwie duka, a w Brukseli wszystkie sprawy załatwia się po angielsku bądź po francusku.
Jestem przekonany, że premier Tusk byłby komisarzem-figurantem. Biorąc pod uwagę jego dotychczasowe mizerne wysiłki w walce o polski interes, nie sądzę, aby miało się to zmienić po wyjeździe do Brukseli. Myślę, że w 38-milionowym narodzie znajdzie się co najmniej kilka osób bardziej godnych i kompetentnych, by reprezentować Polskę w Komisji Europejskiej.
Czy uważa Pan, że taka funkcja w ogóle interesowałaby premiera? Czy nie wolałby oddelegować kogoś takiego, jak choćby Janusza Lewandowskiego na swoje miejsce?
Jestem przekonany, że Donald Tusk tym razem nie odda tej „fuchy” któremuś ze swoich współpracowników. Po pierwsze dlatego, że odpowiedzialność z nią związana jest prawie żadna, a to jest coś, co się Donaldowi Tuskowi bardzo podoba. Pracę organizuje się sobie samemu, więc premier mógłby powrócić do czasów, kiedy jako jeden z wicemarszałków Senatu przyznawał, że praktycznie nic nie robił, tylko się lenił i oglądał telewizję.
Drugim z powodów jest uposażenie – bardzo wysokie – łącznie z zagwarantowaną emeryturą. Wisienką na torcie jest wreszcie immunitet. A wiadomo, że przynajmniej w kilku sprawach istnieje podejrzenie, że Donald Tusk złamał prawo.
Czy mogę prosić o doprecyzowanie, w jaki sposób złamał prawo?
Jednym z takich powodów, o czym zresztą zawiadamiałem prokuraturę, jest odwołanie Mariusza Kamińskiego z funkcji CBA. Dokonało się to bez opinii prezydenta, jeszcze wtedy Lecha Kaczyńskiego. Odwołanie Kamińskiego nastąpiło w moim przekonaniu z deliktem konstytucyjnym, za co Tuskowi może grozić postawienie przed Trybunałem Konstytucyjnym.
Czy z politycznego punktu widzenia lepszym rozwiązaniem nie byłoby ustąpienie z hipotetycznego stanowiska wiceszefa KE na rzecz prezydent Litwy, w celu wzmocnienia pozycji Polski wśród krajów Europy Środkowo-Wschodniej?
Tego typu układanki odegrają oczywiście istotną rolę, ale spekulowanie o nich będzie bardziej sensowne po wyborach do Parlamentu Europejskiego, to znaczy wtedy, kiedy będziemy znali siłę poszczególnych frakcji partyjnych. Wówczas uzyskamy więcej przesłanek niezbędnych do tego, aby dyskutować nad obsadzeniem stanowisk przez poszczególne osoby. Jak Pan wie, wśród komisarzy są ważniejsi i mniej ważni, i w dużej mierze podział funkcji będzie zależał od rozkładu sił w PE.
Czy ewentualny transfer premiera Tuska do Brukseli nie przyczyni się do ostatecznej dezintegracji Platformy Obywatelskiej? Premier Piechociński mówi o wicepremier Bieńkowskiej czy ministrze Sikorskim jako o potencjalnych kandydatach na nowych liderów PO.
Oczywiście transfer Donalda Tuska do Brukseli oznaczałby dezintegrację PO, tak samo jak ustąpienie prezesa Kaczyńskiego oznaczałoby dezintegrację PiS. To są dwie partie mające jednoznacznie wodzowski charakter i ustąpienie przywódcy równałoby się rozpadowi tych armii. Poza generałami, tych ugrupowań nie spaja nic, żadna idea czy zespół poglądów. Dla członków PO kluczowe są ich osobiste profity wynikające ze sprawowania władzy.
Czyli możemy się spodziewać, że przy pozytywnej decyzji premiera może dojść do poważnych przetasowań na polskiej scenie politycznej?
Tak, gdyby rzeczywiście miało to miejsce, to niewątpliwie obóz Platformy uległby całkowitej dezintegracji. I to byłaby jedyna, wynikająca z tego faktu, korzyść dla Polski.
Rozmawiał Bartosz Brzyski
Marek Migalski
Bartosz Brzyski