Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.
Berta Eko  1 października 2013

Eko: Jak urządzić uniwersytet

Berta Eko  1 października 2013
przeczytanie zajmie 7 min

Przede wszystkim potrzeba trochę wyobraźni!

Budynek uniwersytetu musi być odpowiednio dobrany. Najlepiej aby uniwersytet składał się z wielu rozmaitych budowli, oddalonych od siebie o wiele kilometrów. Organizacja przestrzenna powinna być taka, by sale tego samego wydziału również rozparcelowane były po różnych budynkach. Dzięki temu student będzie mógł zaznać orzeźwiającego biegu z przeszkodami, galopując z jednych zajęć na drugie w ciągu piętno minutowej przerwy. Budynki uniwersyteckie nie powinny porażać zbytnią estetyką. Nic nie powinno odciągać uwagi studentów od zdobywania wiedzy.  Zbytek i komfort mogą tylko przewrócić im w głowie, więc najlepiej adoptować na potrzeby wszechnicy same zniszczone i lekko pokryte grzybem pomieszczenia, nie nadające się zamieszkania ( nikt przecież w szkole mieszkać nie będzie). Takie miejsca mają w sobie, w przeciwieństwie do bezdusznych, nowoczesnych campusów, domowo-kameralną atmosferę i powiew minionych lat. Sale wykładowe powinny być dostosowane do co najmniej pięciokrotnie mniejszej liczby studentów danego kierunku. Walka o każdy skrawek podłogi przed każdym popularniejszym wykładem uczy studentów walki o byt w brutalnej szarzyźnie codzienności, w jakiej przyjdzie im żyć. Samo zaś przebywanie na wykładzie w przetłoczonym, pozbawionym powietrza pomieszczeniu, gdzie przez półtorej godziny trzeba stać na jednej nodze, kucać lub wstrzymywać oddech każdej chwili, gdy sąsiad mocniej zamachnie się piórem, uczy studentów przetrwania w najbardziej ekstremalnych warunkach. Doświadczenia z takich zajęć dają niewątpliwie należyty szacunek do nauki, zdobytej tak ciężkim wysiłkiem. Przeludnione sale wykładowe wpływają również na wzrost zainteresowania przedmiotem, bo im trudniej coś osiągnąć, tym bardziej się tego pragnie. Poza tym, nie łudźmy się, student jest głupi i z natury swej leniwy, trzeba więc zaszczepiać mu żądze wiedzy i chęć rywalizacji poprzez odwoływanie się do pierwotnego instynktu walki. Prawa dżungli są najwłaściwsze dla zdziczałego gatunku, jakim jest wspólnota studencka.

Wyposażenie sal. Krzesła powinny być twarde i niewygodne, by ci którzy mają szczęście zajmować je podczas zajęć, nie usypiali. Puplity powinny być mniejsze od kartki formatu A4, by nie mieściły się na nich przypadkiem żadne zbędne i rozpraszające studenta przybory oraz koniecznie ruchome, by student nie podpierał się na nich łokciami ni nie zapadał w letarg. Im trudniejsze warunki notowania, tym lepiej. Student uczy się w ten sposób selekcjonować wiadomości i automatycznie przetwarzać w formie skrótowej na papier. Wyposażenie powinno odpowiadać zasadom minimalizmu i ascezy: im mniej sprzętu tym lepiej. A zgodnie z uniwersyteckim duchem tradycjonalizmu i przywiązaniem do przeszłości (sięgającej przecie do średniowiecza), im wyposażenie starsze, tym lepiej. W żadnym wypadku nie powinno być tam ozdób ani niczego co dla oka miłe, by wyraźnie zaznaczyć nauki nad estetyką (ewentualnie dopuszczalne są nieudane konterfekty męczenników nauki, by zdobiąc ściany przypominały studentom o trudach, jakie niesie zdobywanie wiedzy).

Jedzenie i picie na terenie uniwersytetu powinno być zakazane. Głód pobudza do myślenia i zwiększa apetyt na wiedzę. Zatem w budynku szkolnym nie powinno się umieszczać żadnych barów, kawiarń czy sklepików. Stwarzałoby to niebezpieczną pokusę dla studentów, którzy mogliby tam spędzać próżniaczo czas, zamiast chodzić na zajęcia. Jeżeli jednak zdarzy się, że przybytki takie zaistnieją, to powinny być odstraszające drogie, a serwowana żywność średniej świeżości i nienajlepszego gatunku. Podręczniki, z których mają się uczyć studenci powinny  być dobierane bardzo starannie. Najlepiej by były  to książki cenne, nieosiągalne na polskim rynku, lub książki świeżo uaktualnione, dostępne jedynie w wybranych księgarniach, w ograniczonym nakładzie i w cenie przewyższającej średnią krajową miesięcznych dochodów Polaka. Warto tu napomknąć, że każdy uniwersytet jest autonomiczny i samodzielny, dlatego też uczy się w nim jedynie dorobku i badań własnej kadry naukowej, zdecydowanie zwalczając i postponując stanowiska odrębnych ośrodków akademickich.

Biblioteki uniwersyteckie nie powinny posiadać zbyt dużego zbioru podręczników (to tylko rozleniwiłoby studentów i zahamowało w nich umiejętności wytrwałego poszukiwania źródeł wiedzy). Mogą mieć najwyżej po jednym ich egzemplarzu, niekonieczne aktualnego- pobudza to do rozwijającej pracy porównawczej. Dostęp do biblioteki powinien być ograniczony. Książki do korzystania tylko an miejscu i po spełnieniu wielu wymogów formalnych: okazaniu odpowiedniej liczby dokumentów i zaświadczeń, wcześniejszych zapisach,  odczekaniu swojej kolejki, wypełnieniu niezliczonych rewersów, każdy w kilku egzemplarzach etc. Wysoki stopień biurokratyzacji bibliotek ma uczyć pokory wobec instytucji i należytego szacunku dla bezcennych księgozbiorów. Wiadomo, ze student z natury swej, jest nieuczciwy i zdolny do najpodlejszej zbrodni.

Kserokopiarek na uniwersytecie być nie powinno. Dzięki tej technologii szerzy się wśród studentów haniebny proceder kopiowania notatek, co jest przyczyną dużej absencji na wykładach. Studenci powinni wszystko własnoręcznie przepisywać, co uczy cierpliwości i wyrabia charakter.  Jeżeli już jednak takie urządzenie, to usługa powinna być kosztowna, czasochłonna i ograniczona.

Szatnia również musi spełniać odpowiednie wymogi. Najlepiej by ubrania wydawano w małym okienku, obsługiwanym przez jedną, anemiczną osobę, która za żadne skarby świata nie przyjmie okrycia przez wszytego wieszaka.

Zajęcia mają się zaczynać o nienaturalnie wczesnych porach, gdy na dworze jest jeszcze ciemno, a kończyć po zmroku. Kilkugodzinne „okienka” między zajęciami są jak najbardziej pożądane. Uczy to dobrej organizacji czasu wolnego. Ułożenie grafika zajęć tak,że dwa lub więcej wykładów, zwłaszcza te obowiązkowe, odbywają się równocześnie o tej samej godzinie i różnych miejscach, pozwoli studentom wykazać się dojrzałością w dokonywaniu wyborów i zaradnością w kompletowaniu wiedzy potrzebnej na egzaminy. Głównym zadaniem uniwersytetu jest przygotowanie studentów do życia w społeczeństwie. Należy więc od samego początku stawiać na drodze studenta jak najwięcej przeszkód, osaczać pułapkami, nie szczędzić krytyki wpajać hobbesowską zasadę „człowiek człowiekowi wilkiem”. W ten sposób absolwent uniknie w przyszłości przykrych rozczarowań. Wtłaczając studenta w turbiny mechanizmu państwowego, szkoła powinna oswajać go z funkcjonowaniem zawiłej biurokracji. Hołdując zasadom formalizmu, należy wymagać od studentów, by biegle opanowali sztukę składania dziesiątków podań, dokumentów, a także biegania w systemie od drzwi do drzwi, by uzyskać wymagany podpis, zgodę czy informację. Ważną rolę odgrywa tu dziekanat, któremu powierza się „załatwianie” spraw studenckich,. Student- petent nie powinien nawet na chwilę zapominać, że nic nie znaczy w rozbudowanej hierarchii  uniwersytetu, a jego istnienie zależy od dobrej woli i humoru urzędników. W prowadzeniu urzędów i wszelkich zinstytucjonalizowanych komórek uniwersytetu trzeba zachować opieszałość, gnuśność, niedbalstwo i wrogość. Ich działalność powierzyć wyjątkowo niemiłym osobom i ograniczyć do kilku godzin dziennie i wybranych dni w tygodniu. To wszystko nie jest przecież dla wygody studentów, ale dla dobra jego nauki. Powinien wynieść stąd doświadczenie, w myśl którego w życiu nic łatwo nie przychodzi i zahartować przed zmaganiami, jakie czekają go po opuszczeniu murów Akademii ( na pocztach, w ZUS-ie, bankach etc.).

Zawiły system uczenia powinien być dobrze strzeżoną i niedostępną informacją w obawie, by wrogowie nie dowiedzieli się o czym i jak uczymy oraz jakie stawiamy wymagania. Informacje te nie powinny być nadmiernie rozpowszechniane, a te które do przekazania są dopuszczone- należy szyfrowa ć i celowo utrudniać ich zrozumienie.

Truizmem jest, że student to niebezpieczny pasożyt. Mało tego, to idiota (gdyby było inaczej to przecież nie musiałby się uczyć), oszust i wałkoń. Przy każdej nadchodzącej okazji trzeba udowadniać mu indolencję i łajdactwo. Nie można dopuścić, by choćby na chwilę poczuł się pewnie. Jego zdanie w szkole powinno mniej liczyć się od zdania woźnego (ten ostatni przynajmniej sprząta, ergo pracuje). Wyższość profesora ma stanowić bezwarunkowy akademicki imperatyw. Profesor jest przecież oddalony od studenta nie o szczebel, ale o całą stratosferę. Przy tak wielkiej odległości wszyscy studenci stanowić mogą dla profesora jedynie nierozróżnialną masę, jakikolwiek bezpośredni kontakt nie tyle łamałby tę zasadę, co wymagał wyprawy kosmicznej na inną planetę. By zachować niezbędny obiektywizm, student musi pozostać „suchą nitką statystyce”- numerem na papierze i niczym więcej. Nie wolno traktować go indywidualnie, lecz jako cząstkę bezimiennej zbiorowości.

Egzaminy powinny dawać studentom szansę wykazania umiejętności sprostania najcięższym wyzwaniom, zawierając niezbędny element zaskoczenia i sporą dawkę adrenaliny.  Względem studenta powinno obowiązywać prawo domniemanej winy- oceną wyjściową ma być zawsze ocena najgorsza.  Aby pytania nie były w żaden sposób przewidywalne,  powinny być z zupełnie innego materiału, niż wykładany wcześniej na zajęciach i przekraczać zakres wymagań, co urozmaici nieco ich przebieg. Odpowiedzi na pytania wcale nie muszą istnieć, a jeżeli istnieją nie jest wcale konieczne, by układający pytanie je znali- to przecież egzamin dla studentów! Formułowanie pytań egzaminacyjnych (zwłaszcza testowych) to duża sztuka, dlatego powinno być powierzone osobom starannie dobranym (zdolnym do maksymalnego komplikowania rzeczy najprostszych oraz zawiłego i sprzecznego zestawiania myśli). Logika nie jest tu konieczna. Ocena prac egzaminacyjnych powinna poddawać się prawo względności  i w dużej mierze zależeć od przypadku. Wybór prac ocenianych pozytywnie i niezaliczanych powinien być dokonywany losowo (istnieje szereg stosowanych nagminnie metod typu podrzucanie prac, ocena wedle kryterium pochyłości charakteru pisma itp- intencja własna mile widziana). Ludziom pozbawionym szczęścia i tak niewiele się zda ukończenie studiów. Wyniki egzaminów powinny być odpowiednio trudne do zdobycia, podawane po długim okresie oczekiwań i najlepiej po upływie kolejnych terminów egzaminu, by przypadkiem studentowi nie udało się przechytrzyć systemu i poprawić oceny. Egzaminy ustne w ogóle zlikwidować (tyle ostatnio chorób zakaźnych powietrzu).

Student jest dorosłym człowiekiem i powinien sam sobie radzić w życiu. Dlatego też w liczba miejsc w akademikach powinna być pięćdziesięciokrotnie mniejsza niż potrzebujących ich studentów, a stypendia (naukowe i socjalne) powinny być symboliczne. Po pierwsze uniwersytet nie jest instytucją charytatywną. Po drugie student ma się uczyć dla siebie, a nie dla pieniędzy. Po trzecie wreszcie: uniwersytet nie może dopłacać do deprawacji studentów. Wiadomo, że studenci większość funduszy przeznaczają na hulanki, co prowadzi do ich moralnego zepsucia i fizycznego wykończenia.

Zarówno kadra profesorska, jak i personel szkół wyższych najlepiej by posiadały wszelkie skrajne typy charakterów, jakie można spotkać w społeczeństwie, które na ogół uznawane są za patologiczne. Kompetencje nie powinny grać większej roli w doborze kadry, a tytuły służyć jednie do czynienia zadość formalnym wymogom. Najbardziej pożądanymi cechami ciała naukowego jest: mobilność, (by sprawnie przemieszczać się pomiędzy wszystkimi placówkami, w których się pracuje); samowystarczalność, czyli dobra sytuacja majątkowa (wynagrodzenia pieniężne na uniwersytecie nie powinny kłuć w oczy swą wysokością, bo przyćmiewałaby radość i niematerialne pożytki, płynące z oddawania się pracy naukowej, która stanowi splendor sam w sobie). Mile widziana jest także nabyta bądź wrodzona cecha popularności. Idąc z duchem czasu i mediów, uniwersytet powinien otworzyć się także na nowe wartości, jakie niosą ze sobą bohaterowie zbiorowej wyobraźni (uczestnicy telewizyjnych seriali, programów typu „Big Brother” etc. ). Zabieg ten może przyciągnąć tłumy studentów, zwłaszcza zaocznych, co wesprze skromny budżet szkoły,

Przy wzrastającej liczbie studentów wcale nie trzeba się martwić o rozbudowę uniwersytetu i nowe miejsca dla studiujących. Trzeba pamiętać, że student to leń i wcale nie będzie chodził na wykłady a leżeli będzie, to trochę ścisku nie zaszkodzi – o czym była już mowa. Zresztą, gdyby wszyscy studenci zmówili się i zechcieli przyjść na ten sam wykład, to i tak żadna sala ich nie pomieści. W wypadku rzadkiej nadgorliwości studentów i ich niczym niepohamowanej żądzy wiedzy, zawsze taniej zainwestować w telebim niż nowe sale, które i tak prędzej czy później się zniszczą albo staną za małe wobec tego owczego pędu, jakim są rzesze kolejnych tumanów zalewających wątłą Alma Mater. Zupełnie jakby myśleli, że na studiach zmądrzeją. Ale „odtumanić” się tak łatwo nie da i kto się głupcem rodzi, ten i głupcem umiera, choćby habilitowany.

Post scriptum: urządzenie uniwersytetu nie jest wcale rzeczą prostą, jak się może wydawać na pierwszy rzut oka. Trzeba wykazać się niezwykłą zdolnością lawirowania na granicy absurdu i umieć tworzyć coś z niczego. Trzeba też wyzbyć się szkodliwych stereotypów dotyczących edukacji, zapomnieć o wszelkich ideach szkolnictwa i przede wszystkim porzucić wszelką logikę. Powodzenia!

Tekst ukazał się w pierwszej tece kwartalnika Pressje.