Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.

Opresyjny i wszystko kontrolujący chrześcijański Bóg? Raczej Wielki Spryciarz!

Opresyjny i wszystko kontrolujący chrześcijański Bóg? Raczej Wielki Spryciarz! autor ilustracji: Julia Tworogowska

„Jeżeli ktoś gniewa się na swego brata, podlega sądowi […] kto patrzy pożądliwie na kobietę w swoim sercu, już dopuścił się cudzołóstwa” – na pierwszy rzut oka tego typu tezy wydają się radykalnie przesadzone. Jakby wymyślił je ktoś, kto domaga się od człowieka nadludzkiej wręcz samokontroli. Czy aby na pewno? Chrześcijański Bóg to Wielki Spryciarz. Daje przykazania, które po ludzku są nie do wypełnienia. Po co? By wyleczyć człowieka z iluzji samowystarczalności i roszczeń ego.

Jakiś czas temu przypadkowo natrafiłem na wpis w mediach społecznościowych popełniony przez Artura Nowaka, współautora książki Chrześcijaństwo. Amoralna religia. Wybaczcie, że nie zalinkuję go bezpośrednio, ale nawet skrupulatne poszukiwania w historii przeglądania nie pozwoliły mi do niego dotrzeć. Postaram się jednak oddać maksymalnie jego sens.

Otóż według Nowaka Bóg chrześcijański  jest Bogiem wszystko widzącym i kontrolującym, którego nasze błędy obrażają. Ba – Boga można urazić nawet myślą!  Zdaniem Nowaka Bóg chrześcijaństwa to nie żaden dobry, troskliwy ojciec, ale raczej niedowartościowany, sfrustrowany starzec, który pragnie sprawować ciągłą kontrolę nad swoimi dziećmi.

Albo inaczej – to jego potomstwo musi się mocno kontrolować,  byleby tylko przewrażliwionego ojczulka nie urazić. Założyć ciasny gorset moralnych zasad i liczyć na miłosierdzie. Brzmi niczym opowieść rodem z dysfunkcyjnego domu, prawda?

Nie daj Boże, wpadnie nam do głowy jakaś lubieżna myśl na widok przypadkowej kobiety mijanej na ulicy. I co? „Masz grzecha”. Grzech, poczucie winy, lęk przed karą, spowiedź, próba samokontroli; grzech, poczucie winy, lęk przed karą spowiedź, próba samokontroli… – i tak w koło Macieju.

Trudno nie przyznać Nowakowi racji. Taki sposób myślenia o Bogu oraz tego rodzaju wizja religijności muszą niechybnie prowadzić do ciężkiej nerwicy. Muszę przyznać też panu mecenasowi rację, że chrześcijanie praktykujący w ten sposób swoją wiarę rzeczywiście istnieją – a przynajmniej ja takich spotkałem.

Chrześcijańska doskonałość osiągana nadludzką, opresyjną wręcz i autoagresywną samokontrolą; Bóg jako surowy, narcystyczny juror oceniające najdrobniejsze nawet elementy naszego funkcjonowania, ze spontanicznymi odruchami włącznie – oto, nieco tylko wyostrzając, lecz nie wykrzywiając, chrześcijański Bóg według Artura Nowaka.

Problem z taką wizją jest jeden, ale za to fundamentalny – jest ona zwyczajnie nieprawdziwa. W chrześcijaństwie nie chodzi o tak rozumianą doskonałość. Nie chodzi także o opresyjną samokontrolę. Właściwym celem jest unicestwienie ego. Finalnie bowiem chodzi o miłość, a nie matematyczną moralność rodem ze szkolnego dziennika z ocenami.

Jakiś czas temu miałem okazję wysłuchać świetnej rozmowy z dr. Pawłem Holasem – psychiatrą i wykładowcą Uniwersytetu Warszawskiego. Choć wywiad dotyczył przede wszystkim wpływu nowych technologii na psychikę, to w pewnym momencie Holas zszedł na tematy zahaczające o…  mistykę. Wykładowca UW stwierdził, że największym problemem człowieka jest jego ego. Co konkretnie miał na myśli?

Otóż ego jest strukturą psychiczną charakteryzującą się poczuciem silnej odrębności od otoczenia, dążeniem do niezależności i autonomii oraz często postrzegającą innych ludzi przede wszystkim w dwóch kategoriach: takich, którzy mogą mnie zaspokoić i takich, którzy mogą mi zaszkodzić. Ego – czy jak to nazywa dr Holas ja osobnicze – dąży więc przede wszystkim do niezależności, samowystarczalności oraz zapewnienia sobie bezpieczeństwa. To, co na zewnątrz jest ważne o tyle, o ile te dążenia realizuje.

Holas widzi tak rozumiane ego jako główną przyczynę powszechnie rosnącego na świecie lęku, atomizacji społecznej, konfliktów i wojen. Jako remedium na te problemy proponuje proces, który nazywa „zatraceniem ja osobniczego”. Polega on na swoistej restrukturyzacji osobowości.

Zamiast dążenia do skrajnej niezależności – głębokie poczucie jedności z innymi i ze światem. Zamiast postrzegania otoczenia przez pryzmat zagrożenia i korzyści – współodczuwanie i branie odpowiedzialności. No, Panie doktorze Holas, chapeu bas!!

Dostrzegam w tym miejscu myśli, które rymują się z tezami zawartymi w dziełach chrześcijańskich mistrzów duchowości. Zresztą uczciwie rzecz ujmując nie tylko u nich – są to myśli, które pojawiają się w wielu prawdziwie mistycznych tradycjach religijnych.

Teza o ego osobniczym – to przecież odpowiednik chrześcijańskiego pożądliwego ego po grzechu pierworodnym. „Zatracenie ja osobniczego” – śmierć starego człowieka i narodziny nowego, który odtąd „nie żyje już tylko dla siebie, lecz dla Boga”, jak ujął to św. Paweł.

Co to wszystko ma wspólnego z wyjściowymi tezami Artura Nowaka? Zakreślony przez współautora Amoralnej religii model przeżywania wiary to właśnie religijność wykrzywiona przez ja osobnicze. Ja, które przez własną doskonałość moralną, samokontrolę i nieskazitelną czystość dąży do samowystarczalności. Ja, dla którego doskonałość moralna jest tylko funkcją izolacji od innych, poczucia „bycia w porządku” i zaspokojenia potrzeb statusowych.

Krótko mówiąc – jest funkcją roszczeń osobniczego ego. I tak aż do momentu, kiedy ten zły, kapryśny Bóg/Demiurg da mu w końcu spokój. Z kolei ów Bóg opisywany przez Nowaka jest niczym innym jak projekcją takiego znerwicowanego ja. Jest karzącym, wymagającym terapeutycznego przepracowania Super Ego Freuda lub Wielkim Innym Lacana.

Tymczasem nie taki jest Bóg chrześcijański i nie na nieludzkiej samokontroli polega chrześcijańska droga duchowa. Bóg chrześcijański, dając człowiekowi nakazy, które są po ludzku nie do wypełnienia, okazuje się… Wielkim  Spryciarzem.

Wszystkie przykazania typu „kto pożądliwie patrzy na kobietę”; „miłujcie nieprzyjaciół” etc. nie są po to, by nas zgnębić i doprowadzić do nerwicy. One są celowo „zaprojektowane” jako zbyt ciężkie do wypełnienia, po to, by wyleczyć człowieka z jego ego. Ujawnić jego cień. Uwolnić nas od iluzji samowystarczalności i fałszywego przekonania, że jesteśmy lepsi moralnie od innych.

Bóg więc specjalnie daje nam „ciężary nie do uniesienia”. Tak jakby chciał powiedzieć: „Co, już się zorientowałeś, że nie dasz rady? No, teraz w końcu możemy zacząć gadać! Nareszcie zrozumiałeś, że nie jesteś alfą i omegą i że potrzebujesz Mnie oraz wspólnoty, która będzie Cię nieść!”

Taki człowiek przestaje gardzić innymi. Zaczyna współczuć. Doświadcza, że potrzebuje zdrowej zależności od innych ludzi oraz samego Boga. Doskonale wiedzą to Anonimowi Alkoholicy, którzy doświadczyli, że o własnych siłach nie są w stanie wyjść z nałogu. W pewnym sensie jest to opowieść także o każdym z nas. Bo jak to celnie ujął Marcin Matczak — wszyscy jesteśmy w jakimś stopniu uzależnieni od zła.

Chrześcijański Bóg nie jest więc zewnętrznym od nas jurorem, który rozlicza nas z każdego najdrobniejszego potknięcia. . Jest raczej lekarzem prowadzącym intensywną terapię, by człowiek w końcu osiągnął zdrowie. „Nie potrzebują lekarza zdrowi, lecz ci, którzy się źle mają” – jak możemy przeczytać w Ewangelii św. Łukasza.

W chrześcijaństwie nie chodzi o skupienie się na moralnej doskonałości. Jest ona aż i tylko wypadkową zależności od Boga oraz bliźnich. Jest skutkiem ubocznym miłości, a nie celem samym w sobie.

Chrześcijaństwo nie jest więc – jak celnie ujęli to Monika i Marcin Gajdowie – wspinaczką, lecz drogą schodzenia w dół – wyzbywania się ja osobniczego. Religijność, którą przedstawia Artur Nowak, jest chrześcijaństwa karykaturą. Tutaj mogę przybić znanemu adwokatowi piątkę. Bowiem taki rodzaj religii odrzucam także i ja.

Publikacja nie została sfinansowana ze środków grantu któregokolwiek ministerstwa w ramach jakiegokolwiek konkursu. Powstała dzięki Darczyńcom Klubu Jagiellońskiego, którym jesteśmy wdzięczni za możliwość działania.

Dlatego dzielimy się tym dziełem otwarcie. Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o podanie linku do naszej strony.