Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.

Władysławie Kosiniaku-Kamyszu, „make the Polish army great again”!

Władysławie Kosiniaku-Kamyszu, „make the Polish army great again”! źródło: wikimedia commons; Creative Commons Zero, Public Domain Dedication

Jednym ze sztandarowych postulatów Prawa i Sprawiedliwości w 2015 było utworzenie Wojsk Obrony Terytorialnej (WOT) oraz towarzysząca mu rozbudowa i dozbrajanie polskiej armii. Po rosyjskiej inwazji na Ukrainę w 2022 tempo tych procesów znacząco wzrosło przy poparciu wszystkich sił politycznych, nawet tych tradycyjnie sceptycznych wobec wydatków na zbrojenia. W którą stronę powinno pójść Wojsko Polskie zarządzane przez nowego ministra obrony narodowej? O kluczowych wyzwaniach stojących przed Władysławem Kosiniakiem-Kamyszem w rozpoczynającej się kadencji pisze Kamil Pachecki.

Wojsko to ludzie. Liczebność Wojska Polskiego i ukompletowanie jednostek

Choć nowy minister obrony narodowej nie jest już zakładnikiem liczby 300 tysięcy żołnierzy, deklarowanej przez Prawo i Sprawiedliwość, to nie oznacza to jednak, że wielopłaszczyznowy problem kadrowy Wojska Polskiego rozwiąże się sam. Trudno spodziewać się, że w ciągu najbliższych kilku lat uda się niemal podwoić liczbę żołnierzy, aby pokryć braki etatowe istniejące i przyszłe, które wynikają z szeroko zakrojonego procesu odtwarzania i formowania dywizji.

Odchodzący minister Mariusz Błaszczak sprezentował swemu następcy mapę tworzonych w centralnej i wschodniej Polsce jednostek wojskowych. Przesłanie tego gestu jest jasne: ewentualna likwidacja którejkolwiek z nich spotka się z silną krytyką. Wszystko wskazuje jednak na to, że będą one egzystować głównie na papierze lub w najlepszym wypadku mocno świecić pustkami, skoro uśrednione ukompletowanie istniejących już jednostek wynosi zaledwie około 60%.

MON stoi przed dylematem: kontynuacja dotychczasowej polityki oznacza pogłębianie problemu ukompletowania, ale i jej unieważnienie nie stanowi recepty. W dalszej perspektywie Polsce potrzebny jest konsekwentny wzrost liczebności armii w celu podniesienia poziomu odstraszania zabezpieczającego przed otwartą agresją. Dużo pilniejsza może jednak okazać się poprawa gotowości operacyjnej, która poprzez przełożenie się na zdolność do szybkiego reagowania pomoże uchronić Polskę przed dywersją i innymi elementami wojny hybrydowej.

Domyślam się, że nowej (jak w zasadzie każdej) ekipie rządzącej obca jest myśl o przywróceniu obowiązkowej służby wojskowej pod jakąkolwiek postacią. Wydaje się jednak, że tylko takie rozwiązanie pozwoliłoby w jakiś sposób funkcjonować najsłabiej ukompletowanym jednostkom – mogłyby mieć one charakter szkoleniowy, będąc obsadzonymi wyłącznie przez kadrę dowódczą i instruktorską. Rekrutacja w obecnym kształcie odnosi swoje sukcesy, lecz wciąż przyrost chętnych do służby zawodowej, WOT czy Dobrowolnej Zasadniczej Służby Wojskowej (DZSW) jest zbyt skromny w porównaniu do potrzeb.

Wojsko to społeczeństwo. Przygotowanie ludności i obywatelski militaryzm

Podchodząc w sposób kompleksowy do rozwoju polskiej obronności, należy umieścić armię w nieco szerszym kontekście. Po pierwsze, wciąż alarmująco przedstawia się sytuacja rezerwy: jej aktywna część składa się z byłych żołnierzy, których jest w skali kraju niewielu, oraz mężczyzn, którzy odbyli obowiązkową zasadniczą służbę wojskową, przy czym najmłodsi z nich są już dobrze po trzydziestce. Z kolei w skład rezerwy pasywnej wchodzą wszyscy obywatele zdolni do służby wojskowej według komisji lekarskiej, nawet jeśli z wojskiem nigdy nie mieli nic wspólnego.

Choć rezerwa pasywna jest w teorii dość liczna, to jednak jej powoływanie na większą skalę nie było jak dotąd testowane – a jest to przecież poważne wyzwanie organizacyjne, obarczone ponadto oporem społecznym. Wymiar czasowy służby w ochotniczej aktywnej rezerwie (do której dołączyć mogą też byli żołnierze) wystarczyć może na niewiele więcej ponad zapoznanie z jednostką, ponieważ jest to zaledwie kilka dni w każdym kwartale plus dwa tygodnie raz na trzy lata. Ponadto, choć limit powołań do tego typu służby ma zostać w przyszłym roku zwiększony z 10 do 20 tysięcy, to jednak wątpliwym jest, czy uda się bezproblemowo osiągnąć zakładane cele.

Jeszcze większy żal wzbudza wspomnienie o obronie cywilnej, gdyż została ona skrzętnie zagrzebana głęboko w kompetencjach samorządu terytorialnego i straży pożarnej, zaś w najnowszej ustawie o obronie Ojczyzny nawet nie ma o niej wzmianki. To karygodne niedopatrzenie, gdyż rzutuje na bezpieczeństwo ludności cywilnej i całokształt funkcjonowania państwa w sytuacji poważnego zagrożenia. Rozważywszy właściwie wszystkie konflikty zbrojne XXI wieku, z wojną rosyjsko-ukraińską na czele, jasnym jest, że proaktywna postawa społeczeństwa jest wówczas nie do przecenienia.

Trzeba pamiętać, że organizacja systemu powszechnej obrony kraju, z elementami takimi jak aktywna rezerwa czy efektywna obrona cywilna, może się powieść tylko w świadomym społeczeństwie obywatelskim, starannie wyedukowanym w dziedzinie bezpieczeństwa. Jest to dziś wielka przestrzeń do zagospodarowania: należy uzbroić Polaków w wiedzę i umiejętności, począwszy od wczesnych etapów wychowania, a następnie przygotować odpowiednio ukierunkowane formy zaangażowania w obronność, które będą możliwie bezkolizyjnie z życiem osobistym i zawodowym.

Wojsko to technologia. Kierunki modernizacji technicznej

Nowy minister obrony nie może wahać się ani przez chwilę, że na modernizację techniczną polskiej armii środki najzwyczajniej muszą się znaleźć. Realizując poszczególne zakupy, warto unikać kontrowersji na etapie ich weryfikacji i systematycznie finalizować projekty, zwłaszcza tak kluczowe jak systemy obrony przeciwlotniczej.

Równocześnie trzeba dołożyć wszelkich starań, aby wskutek zamówień zagranicznych nie zostali poszkodowani polscy producenci uzbrojenia. Mam tu na myśli choćby sprawdzające się u Ukraińców armatohaubice Krab – nie wolno zmarnować ich potencjału na rzecz sprzętu np. koreańskiego. Podobny wniosek tyczy się też innych rodzimych projektów: pojazdów, środków łączności, elektroniki, wyrzutni rakiet przeciwpancernych i przeciwlotniczych.

Sprzęt kupowany od sojuszników będzie niewątpliwie niezbędny w dziedzinach wymagających zaawansowanych technologii – nie jesteśmy w stanie produkować np. nowoczesnych samolotów myśliwskich. W takich przypadkach należy jednak położyć nacisk na wynegocjowanie korzystnych warunków obsługi sprzętu, tak by czerpać korzyści z rozwijania konkretnego rodzaju uzbrojenia, a przy okazji ułatwiać jego eksploatację zarówno na co dzień, jak i w sytuacji kryzysowej.

Najbardziej jednak chciałbym zwrócić uwagę na pilną, a często niezauważaną, potrzebę przeprowadzenia modernizacji sprzętowej „od dołu”. Normą jest, niestety, że żołnierze borykają się z problemami dotyczącymi ich indywidualnego wyposażenia albo kupują je za własne pieniądze.

Odkąd Wojsko Polskie istnieje, może pomarzyć o nowoczesnym oporządzeniu taktycznym, które zostałoby powszechnie wdrożone. Armia nieustannie grzęźnie na różnych etapach rozwoju projektu kompletu wyposażenia indywidualnego Tytan. Podstawowy zestaw oporządzenia nierzadko stanowią pasoszelki z lat 90., gdyż w jednostkach nadal brakuje gwarantujących ochronę balistyczną kamizelek KWM-02, nie mówiąc już o zapewnieniu najnowszych kamizelek plate carrier Gryf. Na fotografiach z ćwiczeń niejednokrotnie pojawiają się za to legendarne kurtki-bechatki czy hełmy stalowe wz. 67 (tak, chodzi o rok 1967).

Prawdziwą tkanką mięśniową armii jest to, czego na pierwszy rzut oka nie widać. Bez zapasów paliwa, różnych rodzajów amunicji, części zamiennych, ale i mundurów, butów czy plecaków wojskowy organizm nie będzie mógł działać. MON powinno również być przygotowane na zapewnienie w razie potrzeby choćby podstawowego wyposażenia dla setek tysięcy rezerwistów. Ponadto nawet jeśli Władysław Kosiniak-Kamysz wyasygnuje pieniądze na załatanie tych braków, pozostaje problem doszczętnie skostniałego systemu logistyczno-administracyjnego w wykonaniu Wojskowych Oddziałów Gospodarczych, o którym minister mógłby usłyszeć od każdego losowo zapytanego żołnierza.

Wojsko to polityka? Minister, premier, prezydent

Minister obrony narodowej podlega presji niemal z każdej strony: jest przedłużeniem rąk prezydenta RP jako zwierzchnika sił zbrojnych, słucha premiera w Radzie Ministrów (który niekiedy jest także szefem partii), odpowiada przed parlamentem, musi konsultować się z generałami oraz ma na głowie sprawy obszernego ministerstwa.

Przy okazji zmian w systemie kierowania i dowodzenia w Wojsku Polskim wypadałoby przemyśleć, jak mają wyglądać stosunki i podział kompetencji w konstelacji minister obrony – prezydent – najważniejsi dowódcy wojskowi. Jeszcze do niedawna prezydent zdawał się pracować chętniej ze swoimi ludźmi z Biura Bezpieczeństwa Narodowego niż z ministrem Błaszczakiem.

Teraz, w warunkach kohabitacji, prezydent zdążył zapowiedzieć, że chciałby kontynuować spotkania w nowym składzie w ramach Rady Bezpieczeństwa Narodowego. Obawiam się jednak, że relacje między prezydentem a rządem mogą komplikować się coraz bardziej z powodu nierozwiązanego sporu politycznego, co będzie boleśnie rzutowało na cały system obrony narodowej.

Uważam też, że w nieodległej przyszłości powinno dokonać się pewnej redefinicji urzędu ministra obrony narodowej. Tak jak po upadku komunizmu mówiło się, że trzeba chronić życie polityczne przed ingerencją wojskowych, tak dziś odwrotnie, należałoby raczej limitować dostęp do wojska politykom.

Abstrahując od kwestii personalnych – polityk zawsze będzie wystawiony na silną pokusę otwierania sejfów z tajnymi dokumentami czy przesadnego fotografowania się na tle czołgów z przodu i z tyłu. Z najnowszej historii wiemy też, że ministrowie obrony potrafią wchodzić z najważniejszymi generałami w nieciekawe sytuacje konfliktowe.

Choć może wydawać się, że gabinet ministra wymaga tylko zwyczajnych noworocznych porządków, zachęcam do uczciwego odkurzenia pod każdym dywanem, ale równocześnie do powstrzymania się przed wyrzuceniem wszystkich mebli przez okno. Dopiero potem można będzie ze spokojnym sumieniem gasić w gabinecie światło i wczesną porą wracać do domu, czego szczerze panu ministrowi życzę.

Publikacja nie została sfinansowana ze środków grantu któregokolwiek ministerstwa w ramach jakiegokolwiek konkursu. Powstała dzięki Darczyńcom Klubu Jagiellońskiego, którym jesteśmy wdzięczni za możliwość działania.

Dlatego dzielimy się tym dziełem otwarcie. Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o podanie linku do naszej strony.