Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.

AI wygryzie Zenka Martyniuka? Twórców uratuje złoty środek „kultury średniej”

AI wygryzie Zenka Martyniuka? Twórców uratuje złoty środek „kultury średniej” autor grafiki: Aleksandra Maciejewska

W kontekście sztucznej inteligencji najczęściej mówi się o wyzwaniach związanych z edukacją i rynkiem pracy. Tak jak rewolucja przemysłowa zagroziła pracownikom fizycznym, tak rewolucja AI ma być poważnym zagrożeniem dla zawodów kreatywnych, takich jak dziennikarz, muzyk czy grafik. I choć na razie nie jest ona w stanie osiągnąć takiej jakości, do jakiej zdolny jest człowiek w ramach „kultury wysokiej”, to jej produkty są wystarczająco „dobre”, by zasilać konsumpcję w ramach kultury masowej. Czy więc niedługo zamiast Zenka Martyniuka usłyszymy wygenerowaną przez AI podróbkę? A może istnieje jakaś droga do uratowania kultury jako przestrzeni twórczości?

Sztuka od dawna przypomina pracę w fabryce

Skoro pracę wykonywaną przez niektóre osoby może wykonać równie dobrze algorytm, który nie dodaje nic od siebie, lecz jedynie obrabia dostarczone mu dane, to warto postawić pytanie, jak dalece „kreatywne” są w rzeczywistości te zawody, a tym samym kultura, w której żyjemy.

Problem ten jest już dostrzegany coraz częściej. Noam Scheiber w zauważa, że mamy do czynienia z „fordyzacją” pracy kreatywnej. Autor analizuje twórczość scenarzystów i pokazuje, że coraz bardziej przypomina ona pracę na taśmie produkcyjnej, w ramach której produkuje się kolejne odcinki serialu według ustalonego wzoru.

Dobry, kreatywny scenarzysta przydaje się do stworzenia pierwszego sezonu, a później prace nad kolejnymi linijkami dialogu można zlecić mniej doświadczonym i utalentowanym pracownikom, którzy wykonają je szybciej i taniej. Dziś takie zlecenia przekazuje się jeszcze ludziom, ale nie zdziwię się, jeśli już niedługo przejmą je… chatboty.

Już dziś widzimy, że generatywna sztuczna inteligencja potrafi pisać książki, malować obrazy i tworzyć muzykę. Najczęściej nie są to jeszcze dzieła najwyższej jakości, ale należy mieć na uwadze, że AI cały czas się uczy i rozwija.

Sztuczną inteligencję można wykorzystywać do naprawdę ciekawych oddolnych projektów, wśród których można wymienić chociażby projekt CyberBible, którego autor wykorzystuje AI do generowania grafik nawiązujących do czytań z Pisma Świętego. Pokazują one, że AI ma duży potencjał demokratyzacyjny, który objawia się w tym, że nawet osoby nieposiadające odpowiedniego warsztatu mogą realizować swoje twórcze pomysły.

Neomarksiści mieli rację?

Takie iskierki nadziei nie powinny jednak odwracać naszej uwagi od ogólnego obrazu, który jawi się dość niepokojąco. Wydaje się bowiem, że w przyszłości sztuczna inteligencja będzie wykorzystywana przede wszystkim do napędzania przemysłu kulturalnego, o czym pisali m.in. tacy autorzy jak Walter Benjamin czy Theodor Adorno. Benjamin już w 1935 roku wspominał o zagrożeniach związanych z techniczną reprodukcją dzieł sztuki, które miały w ten sposób tracić swoją pierwotną aurę.

Intuicje te były kontynuowane przez przedstawicieli szkoły frankfurckiej, którzy twierdzili, że napędzany przez kapitalizm przemysł kulturalny odrywa ludzi od prawdziwej kultury i skazuje ich na nieustanną bezmyślną konsumpcję tego samego. Taki system wcale nie musi pozbawiać nas wolności; wystarczy bowiem, że pozbawi nas idei nadających naszemu życiu sens, prowadząc do bezmyślnej konsumpcji, w którą sami się zanurzymy, nie mając do dyspozycji innych alternatyw.

Sztuka, religia i filozofia, czyli szeroko rozumiana kultura, od wieków były dla ludzi źródłem sensu, który odrywał ich od codziennej egzystencji. Kapitalizm natomiast dąży do maksymalnej instrumentalnej racjonalizacji ludzkiego życia, zarówno w wymiarze indywidualnym, jak i społecznym, aby poddać je następnie kalkulacji i administracyjnej kontroli, dzięki której będzie mógł maksymalizować zysk. Nic więc dziwnego, że chce zapanować również nad sferą kulturalną.

Nie ulega wątpliwości, że przemysł kulturalny przynosi duże zyski. Adorno i Horkheimer wskazują jednak, że w tym przypadku to nie zysk jest głównym celem.

Ma on przede wszystkim dyscyplinować i ujednolicać społeczeństwo, aby łatwiej było nad nim sprawować kontrolę. W przeciwieństwie do klasycznych reżimów totalitarnych nie dochodzi tu jednak do negacji formalnej wolności jednostek. Przy pomocy dostępnych środków technologicznych przemysł kulturowy z jednej strony jest w stanie przyciągnąć odbiorców, obiecując im przyjemność, a z drugiej może modelować postawy jednostek i nimi manipulować.

Rzecz jasna, do diagnoz tego typu myślicieli należy podchodzić z dystansem. Po pierwsze, nowoczesnej kultury popularnej, którą frankfurtczycy utożsamiali z przemysłem kulturalnym, nie można oceniać wyłącznie negatywnie, należy docenić jej różnorodność i demokratyczny potencjał. Po drugie, kondycja współczesnej kultury i sztuki wynika nie tylko z oddziaływań kapitalizmu, lecz także z przeobrażeń wewnątrz samej sztuki, m.in. ze zwrotu postmodernistycznego.

Nie ulega jednak wątpliwości, że przedstawiciele szkoły frankfurckiej wskazali na kilka niepokojących trendów, które mogą się zintensyfikować wraz z szerszą aplikacją nowoczesnych technologii, takich jak Big Data, algorytmizacja czy sztuczna inteligencja. Rewolucja technologiczna wchodzi z butami we wszystkie dziedziny kultury, lecz wydaje się, że charakter zagrożeń najłatwiej pokazać na przykładzie muzyki.

AI w służbie przemysłu kulturowego

Kiedyś o tym, co zostanie puszczone w radiu, decydowali przede wszystkim dziennikarze muzyczni. Można uznać, za Adornem i Horkheimerem, że kierowali się przede wszystkim chęcią wygenerowania jak największych zysków, lecz niekoniecznie zawsze musiało tak być. Nie musiała to być również ich jedyna motywacja. Czynnik ludzki odgrywał bardzo istotną rolę.

Dziś już każda większa stacja radiowa ma specjalny, indywidualny algorytm, który stworzy listę odtwarzania z bazy utworów. Opiera się on na danych zebranych elektronicznie lub przez ośrodki badania opinii.

Jeszcze bardziej skomplikowane algorytmy wykorzystywane są w serwisach streamingowych. Rekomendacje, które znajdziemy w serwisie Spotify, oparte są ogromnych ilościach danych, które gromadzi serwis. Na pierwszy rzut oka wszystko wygląda zupełnie niewinnie. Fundamentem systemu są dwa mechanizmy: content-based filtering oraz collaborative filtering. Pierwszy z nich wykorzystuje metadane, którymi opatrzone są utwory muzyczne – dzięki nim serwis może odnaleźć utwory podobne do tych, które się nam podobają. Drugi mechanizm polega na odnajdywaniu „muzycznych bliźniaków”, czyli osób, które słuchają podobnej muzyki.

Te stosunkowo proste rozwiązania to jednak tylko wierzchołek góry lodowej. Warto bowiem mieć na uwadze, że tylko w 2020 roku Spotify na research and development, czyli m.in. na rozwój algorytmów, przeznaczyło ponad 800 milionów euro. Nie ulega także wątpliwości, że na popularności serwisów streamingowych najbardziej korzystają największe wytwórnie, a nie niszowi artyści. Jak bowiem wykazuje firma analityczna Alpha Data, 90% muzyki odtwarzanej na Spotify pochodzi zaledwie od 1% artystów.

Możemy się pocieszać tym, że dziś przynajmniej muzyka jest jeszcze tworzona przez człowieka, który w swojej działalności jest mniej lub bardziej oryginalny. Możemy nie lubić disco polo i uważać je za upadek kultury, ale nie da się ukryć, że Zenek Martyniuk ma jakiś swój niepodrabialny vibe. Nie jest pustym produktem marketingowym, do którego można już niestety sprowadzić niektórych wykonawców, lecz autentyczną osobowością, która wzbudza w nas emocje.

Już wkrótce jednak takie łatwo wpadające w ucho produkty muzyczne, z których znany jest lider zespołu Akcent, będą zapewne generowane przez AI. Ta na podstawie danych na temat najlepiej sprzedających się hitów będzie w stanie wygenerować nowy utwór, który znów przez kilka dni lub tygodni będzie królował na listach przebojów.

Problematyczna może być jedynie kwestia koncertów, lecz zapewne również i ten problem będzie dało się rozwiązać, np. tworząc widowiska multimedialne, na których „wystąpią” wirtualni artyści.

Przemysł kulturalny nie zawaha się użyć AI, aby zwiększyć swoje zyski i jeszcze bardziej zautomatyzować proces tworzenia nowych produktów. Strategie mogą być różne i będą w dużej mierze zależeć od tego, co okaże się bardziej efektywne. Być może przyszłość należy do wirtualnych artystów, którzy nie będą nawet mieli rzeczywistego pierwowzoru.

Już teraz firmy zbierają próbki głosu, którymi chcą karmić algorytmy. Możliwy jest także scenariusz, w którym AI zostanie użyta do „wskrzeszenia” wielkich artystów sprzed lat. Już kilka lat temu do internetu trafił nowy hit Nirvany, który został wygenerowany 27 lat po śmierci Kurta Cobaina.

Jeśli bezkrytycznie poddamy się tym trendom, już wkrótce możemy obudzić się w epoce końca oryginalności. Sztuczna inteligencja nie jest bowiem w stanie stworzyć nic sama z siebie, zawsze tylko obrabia wcześniej dostarczone dane. Jej wytwory mogą być tak bardzo przetworzone, że nie będziemy w stanie zlokalizować oryginału (co swoją drogą przywołuje na myśl Symulakry… Baudrillarda), lecz nie zmienia to faktu, że nie są to efekty wolnej i kreatywnej ekspresji.

Przemiany te najłatwiej przedstawić na przykładzie muzyki, ale to samo dotyczy również filmu i innych dziedzin sztuki. Adorno i Horkheimer już w połowie XX wieku uważali, że przemysł kulturalny działa jak fabryka, w której taśmowo produkowane są kolejne dzieła. Dziś ta automatyzacja kultury posuwa się w zawrotnym tempie do przodu. Rozwój technologiczny sprawia bowiem, że rola człowieka zostaje ograniczona do minimum, a większość pracy wykonują „bezduszne” algorytmy, które stanowią dzisiejszy odpowiednik tego, czym dla ludzi z XIX i XX wieku były maszyny przemysłowe.

Jak wskazywałem na wstępie, wytwory sztucznej inteligencji nie cechują się dziś wysoką jakością. Odbiorca ma poczucie, że czegoś im brakuje. Widać to nawet na przykładzie „nowego” hitu Nirvany. W komentarzach pod filmikiem fani naśmiewali się bowiem, że utwór aż bije w oczy swoją sztucznością, a oni czują się tak, jakby stali zbyt daleko od głośnika i nie mogli rozpoznać, którego utworu słuchają.

Dla przemysłu kulturalnego nie jest to jednak problem, tak długo jak znajdą się odbiorcy, którzy będą takie wytwory konsumować. A zapewne się znajdą, ponieważ takie wytwory są tanie i łatwe w odbiorze. Meble od stolarza również są przecież wyższej jakości niż tanie odpowiedniki z sieciówki. Są jednak sporo droższe oraz wymagają od klienta większego zaangażowania. Z tego względu wiele osób korzysta z tego, co dostępne jest od ręki.

Konserwatywna odpowiedź na rewolucję AI

Niektórzy nadziei upatrują w kulturze wysokiej. Ona jednak ze swojej natury ma elitarystyczny charakter. Można oczywiście próbować trafić z nią „pod strzechy”, lecz tego typu działania zawsze mają ograniczone pole działania. Powstaje zatem pytanie: co możemy w takiej sytuacji zrobić?

W Hollywood trwa obecnie strajk, w którym solidarnie biorą udział zarówno największe gwiazdy, takie jak George Clooney i Matt Damon, jak i przedstawiciele mniej eksponowanych zawodów, np. kaskaderzy czy statyści. Mimo że kwestie związane ze sztuczną inteligencją nie dominują toczącej się wokół niego dyskusji, to widać, że rewolucja AI unosi się gdzieś nad całą tą sytuacją. Miejmy nadzieję, że w porę uda się zareagować na pojawiające się zmiany, wypracowując możliwie sprawiedliwe warunki pracy dla przedstawicieli zawodów kreatywnych. Nie możemy jednak zatrzymywać się na doraźnych rozwiązaniach.

Nie powstrzymamy rozwoju sztucznej inteligencji i innych pokrewnych technologii. Jeśli jednak chcemy ograniczać ich negatywne skutki, musimy przyjąć sprawdzoną konserwatywną strategię, którą rozpowszechniał już Edmund Burke, czyli strategię adaptacji. W końcu nie pierwszy raz jesteśmy świadkami sytuacji, w której pojawienie się jakiejś nowej technologii całkowicie wywraca stolik.

Musimy przeobrażać kulturę popularną w taki sposób, aby dostosować ją do nowych wyzwań przy jednoczesnym zachowaniu tego, co w niej najcenniejsze. Być może jest możliwe stworzenie jakiegoś rodzaju „kultury średniej”, która balansowałaby pomiędzy elitaryzmem a masową konsumpcją, zachowując kreatywność i ludzką twarz.

Nawet jeśli miałaby być to twarz Zenka Martyniuka, który, powtórzę jeszcze raz, wciąż jest dla mnie bardziej autentyczny niż kolejny artysta wyciągnięty z Instagrama, który wykonuje bezpłciowy cover hitu sprzed lat.

Rzecz jasna, disco polo to dość drastyczny przykład, który miał jedynie pokazać, że pod hasłem „kultury średniej” można rozumieć bardzo różne formy ekspresji kulturowej, nawet takie, w których na pierwszy rzut oka nie dostrzegamy większej wartości. Pozostając na polskim podwórku, do tego nurtu z pewnością można by było także zaliczyć Sanah, Kwiat Jabłoni czy niektórych raperów.

Tak samo jak w czasach Adorna i Horkheimera, istnieją wciąż alternatywy dla produktów przemysłu kulturalnego. Warto zatem je doceniać i rozwijać, gdyż giganci dostają do rąk coraz potężniejsze narzędzia i z pewnością nie zawahają się ich użyć. Część społeczeństwa zapewne odwróci się od artystów i postawi na prostą rozrywkę wygenerowaną dla niej przez przemysł kulturalny. Głęboko jednak wierzę, że na prawdziwą, ludzką kulturę wciąż będzie popyt. Nie oddawajmy jej zatem walkowerem.

Publikacja nie została sfinansowana ze środków grantu któregokolwiek ministerstwa w ramach jakiegokolwiek konkursu. Powstała dzięki Darczyńcom Klubu Jagiellońskiego, którym jesteśmy wdzięczni za możliwość działania.

Dlatego dzielimy się tym dziełem otwarcie. Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o podanie linku do naszej strony.