Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.

Wons: Jesteśmy w Polsce lokatorami, a nie gospodarzami

W Polsce traktujemy państwo jako zewnętrznego zarządcę budynku, w którym mieszkamy, zrzucamy na niego wszelkie koszty i remonty, jednocześnie robiąc wszystko, żeby za dużo mu nie zapłacić. Co innego Ukraińcy – oni poczuli się gospodarzami w swoim domu – pisał na łamach tygodnika „Plus Minus” członek Klubu Jagiellońskiego, Kamil Wons.

Nieudolność komunikacyjna MON spowodowała, że przypadkiem dowiedzieliśmy się o Polakach czegoś, czego wcale nie chcieliśmy wiedzieć. Przez polskie media społecznościowe przelała się fala oburzenia. Kto to słyszał? Państwo śmie zmuszać swoich obywateli do jakichś szkoleń. Na 30 dni (sic!) wyrywać ich z cywilnego życia? Nie jestem zawodowcem, niech żołnierze walczą.

Od lewicy przez centrum po prawicę zdało się słyszeć podobne argumenty. Maja Staśko, Łukasz Warzecha i partia Wolnościowcy razem ubolewali nad „zamordyzmem” państwa. Jak refren powtarzało się „płacę podatki, więc wymagam”, słowo wolność odmieniano przez wszystkie przypadki. 

Na myśl przychodzą w tym momencie słowa Józefa Piłsudskiego: „Polacy chcą niepodległości, lecz pragnęliby, aby ta niepodległość kosztowała dwa grosze i dwie krople krwi”. Te dwa grosze to i by się może znalazły, ale krew?

Wizja, w której szanowani przez władze obywatele z radością idą bronić państwa, jest kusząca, ale w perspektywie tego, co się dzieje za naszą wschodnią granicą, staje się groteskowa. Nikt mi nie wmówi, że Ukraina sprzed 2022 r. była wydolnym państwem dbającym o swoich obywateli, gdzie królowały sprawiedliwość i dobrobyt.

Ukraińcy tak szaleńczo nie bronią ani rządu w Kijowie, ani skorumpowanego państwa, oni bronią Ukrainy, bo to jest ich miejsce na świecie. Wiedzą, że rosyjskie bomby spadają nie na abstrakcyjny rząd, lecz na całkiem realne domy i rodziny. Jakkolwiek dużo zaoszczędziliby na niezapłaconych podatkach, za te pieniądze nie kupiliby ochrony przed barbarią wchodzącą do ich miast. Bezduszna armia rosyjska morduje ich, ponieważ chce zniszczyć Ukrainę, i oni doskonale rozumieją, że istnienie państwa jest w sposób nierozerwalny związane z ich życiem.

Rozpieszczeni przez dobrobyt mieszkańcy Zachodu często zapominają, ile zawdzięczają państwu. Dopiero w obliczu miejsc dotkniętych wojną, rewolucją czy anarchią możemy spostrzec to, czego na co dzień nie zauważamy – te wszystkie zapewniane nam usługi publiczne, poczynając od prądu w gniazdkach i wody w kranie, przez funkcjonującą infrastrukturę transportową zapewniającą zaopatrzenie w sklepach i zakładach pracy, po policję, wojsko, straż pożarną czy służbę zdrowia.

Czujemy dumę z osiągnięć cywilizacyjnych i gospodarczych ostatnich 30 lat, widzimy otwierające się przed Polską okno możliwości związane ze zmianą porządku w Europie. Jednak dotychczasowy model rozwojowy Polski się wyczerpuje.

Żeby móc wykorzystać nadchodzące szanse oraz przeciwdziałać zagrożeniom, potrzebujemy z jednej strony sprawnej administracji państwowej, a z drugiej odpowiedzialnych za swoje państwo obywateli zaopatrzonych w skutecznie działające usługi publiczne. Bez tego nie zbudujemy ani nowoczesnej gospodarki, ani soft power na Wschodzie, ani silnej i sprawnej armii, nie zapobiegniemy kryzysowi demograficznemu.

Jak to wygląda w Polsce? U nas wszystko dzieje się obok państwa, a czasem nawet przeciwko niemu. Kiedy na polsko-ukraińskiej granicy znalazły się rzesze uchodźców, z całej Polski spłynęła oddolna pomoc. Busy kursowały w jedną stronę z darami, a w drugą z uciekającymi przed wojną ludźmi. 

W powszechnym odczuciu państwa tam nie było, ono zaczęło działać dopiero później, po czasie, nadając numery PESEL, przyznając dotacje i miejsca w szkołach i przedszkolach. Kolejny raz powstało wrażenie, że to przedsiębiorcze jednostki doprowadziły do cudu, czyli przyjęcia milionów uchodźców bez budowania dla nich obozów.

30 lat wewnętrznej emigracji Polaków, budowania osobistego dobrobytu i kopania się z niewydolną administracją spowodowało, że czujemy się w Polsce jak lokatorzy, a nie gospodarze. Traktujemy państwo jako zewnętrznego zarządcę budynku, w którym mieszkamy, zrzucamy na niego wszelkie koszty i remonty, jednocześnie robiąc wszystko, żeby za dużo mu nie zapłacić i zbytnio się nie wysilać. Co innego Ukraińcy – oni poczuli się gospodarzami w swoim domu. Pytanie, czy dla nas nie jest za późno na wzięcie odpowiedzialności za naszą „rzecz pospolitą”.

Materiał stanowi autorski wybór fragmentów z artykułu „Przeklęte ćwiczenia wojskowe, czyli jak traktujemy państwo”. Zachęcamy do lektury całości tekstu