Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.
Agnieszka Wiśniewska  11 października 2018

Demokratyczna Polska w demokratycznej Europie [KRYTYKA POLITYCZNA]

Agnieszka Wiśniewska  11 października 2018
przeczytanie zajmie 8 min

Niemal każda rozmowa na temat „Europy” bardzo szybko, niezauważenie schodzi na kwestię „Unii Europejskiej”. W Polsce to już w zasadzie synonimy. Oczywiście są też kraje, gdzie synonimem dla „Europy” jest „strefa euro”. Rozmawiając w gronie unijnego wschodu, często nie zauważamy, że zabieg podmiany tematu się dokonał; jeśli jednak trafimy na Holendrów czy innych Francuzów, wyłapiemy rzecz natychmiast – bo w ich Europie po prostu nie ma dla nas miejsca.

Egocentryzmy lokalne i doświadczenia historyczne różnych krajów tak właśnie działają i dobrze jest zdawać sobie z nich sprawę. Dopiero wtedy można postawić pytanie, co takiego właściwie przed nami skrywają.

Przede wszystkim przysłaniają myślenie o innych krajach, tych spoza Unii. Akurat takie mamy położenie na mapie, że z paroma z nich sąsiadujemy. Jednym z takich krajów jest Ukraina, w której wciąż toczy się wojna. Na ulicach naszych miast, w sklepach, w knajpach i miejscach pracy spotykamy każdego dnia Ukraińców, którzy przed tą wojną i niestabilną sytuacją w swoim kraju uciekają. Pracują z nami, są naszymi sąsiadami, czasem się z nami kolegują, ale ich sytuacja jako pracowników i mieszkańców Polski jest dużo trudniejsza niż tych, którzy mają polskie, czyli unijne dowody osobiste.

Sąsiedzi

Za chwilę rusza w stolicy festiwal Warszawa w Budowie. W tym roku po raz pierwszy tworzą go kuratorzy z zagranicy i tak się złożyło, że jest to zespół Centrum Kultury Wizualnej z Kijowa. Program festiwalu nazwali Sąsiedzi i nie przypadkiem. Kuratorzy działający na co dzień w Ukrainie nie myśleli o sobie jako instytucji zajmującej się sztuką ukraińską. W Kijowie, gdzie przygotowywali wcześniejsze wystawy (w wielu uczestniczyły artystki w Polski, Białorusi, Rosji) i gdzie organizowali dyskusje i działali społecznie, byli grupą artystyczno-społeczną. Po przyjeździe do Warszawy i rozpoczęciu pracy nad programem festiwalu zderzyli się z tym, jak duże znaczenie ma to, że są Ukraińcami. Podjęli jednak wyzwanie opowiedzenia o Warszawie sąsiadów. Potrzebowaliśmy ich do tego, żeby zauważyć, że Europa nie kończy się na strefie Schengen, a Warszawa nie jest miastem zamieszkałym wyłącznie przez posiadaczy paszportów umożliwiających bezproblemowe poruszanie się po Europie.

Tuż obok nas, w Białorusi działa wiele świetnych organizacji, zajmujących się prawami człowieka, sztuką współczesną i niezależną nauką. Co o nich wiemy? Jeśli w ogóle, to mówimy o niedemokratycznym reżimie Łukaszenki i przyglądamy się opozycji politycznej, od 8 lat rozbitej i podzielonej, czasem też opozycji, którą nazywam „wyszywankową”, walczącej o godne miejsce języka białoruskiego i białoruskiej kultury (czyli te metaforyczne tradycyjne wyszywanki) w życiu publicznym ich kraju. Czy znamy jednak młode ruchy i organizacje, które wydają pisma, zajmują się niezależną od państwa nauką, organizują życie kulturalne na wysokim, międzynarodowym poziomie? W Mińsku jest cała masa genialnych ludzi, świetnie wykształconych, mających ogromne kompetencje w tym co robią – tzn. błyskotliwe wystawy, niezależne gazety internetowe czy miejsca, które można by nazwać centrami kultury takie jak CEH czy Galeria Y.

Ludzie

Na kluczowe pytanie, jaka powinna być Polska i w jakiej chcemy żyć Europie odpowiadam, że Polska przede wszystkim musi być demokratyczna, z czym mamy ostatnio problemy. Banalne?

Rzecz nie zamyka się bynajmniej w kwestii obrony sądów i trójpodziału władzy – chodzi bowiem o kraj, w którym słucha się mieszkańców, a więc nie tylko Polaków mieszkających w kraju bądź za jego granicami.

Polska demokratyczna, to znaczy słuchająca głosu np. pracowników z Ukrainy i o pamiętająca o nich nie tylko wówczas, gdy potrzeba alibi dla nieprzyjmowania uchodźców. Chodzi jednak nie tylko kogo, ale i jak słuchać. Przed wyborami samorządowymi (i w ogóle, przed wyborami) słyszymy od wszystkich kandydatów i kandydatek, że dla nich najważniejsi są ludzie. Kiedy zejść na poziom konkretu okazuje się, że wysłuchanie głosu obywateli sprowadza się do kolejnych inicjatyw referendów, a właściwie plebiscytów – za lub przeciw władzy – które vox populi w danej sprawie jedynie symulują. Demokratyczna polityka zna jednak – i zaczyna praktykować – rozwiązania dużo bliższe duchowi publicznej rozmowy o sprawach wspólnych, których efektem jest demokratyczna decyzja. O panelach obywatelskich, bo o nich na przykład mowa, pisaliśmy już w Spięciu.

Demokratyczna Polska może tu czerpać z doświadczeń własnych – panele tego rodzaju znamy choćby z Gdańska – ale też z tych doświadczeń Europy, w których publiczne głosowanie na temat wielkiej sprawy było finałem wielkiej deliberacji, nie zaś instrumentem wbicia społeczeństwu do głowy jedynie słusznego rozwiązania. Jak np. w Irlandii – nie tej z 2008 i 2009 roku, kiedy to kazano obywatelom głosować tak długo, aż uzyskają właściwy wynik, lecz tej bardziej współczesnej. Referendum, które odbyło się 25 maja w Irlandii i dotyczyło prawa do aborcji, było „efektem nie tylko kampanii społecznych, ale też prac ogólnokrajowego panelu obywatelskiego i formalnym głosowaniem w sprawie przyjęcia jego rekomendacji” jak pisał w Krytyce Politycznej Marcin Gerwin. Nie chodzi o „modernizację przez imitację”, tak popularną w Polsce po 1989 roku, lecz europejską inspirację demokratyczną.

Od Europy warto się uczyć – także: czego nie robić. Kandydat na prezydenta Warszawy Patryk Jaki obiecuje w kampanii wyborczej nowe linie metra – od zaraz. Pojechał nawet do Sofii, by zobaczyć, jak szybko da się metro budować. Miasto jest Nasze, z pozoru bardzo lokalna organizacja, skontaktowało się jednak z zaprzyjaźnioną organizacją z Sofii i na przykładzie tamtejszych doświadczeń pokazało, że projekt Patryka Jakiego pomija całe mnóstwo ludzkich potrzeb i interesów. Kosztem megalomańskich wizji politycznych zaniedbuje się bowiem zrównoważony rozwój miasta (jak cały budżet na komunikację pójdzie na metro, to na tramwaje i autobusy już nie starczy, więc ci, którzy mieszkają blisko metra zyskują – a przynajmniej właściciele mieszkań, bo płatnicy czynszów już niekoniecznie – za to inni dużo tracą). Patryk Jaki snuje też fantazje o „19. dzielnicy” w warszawie, strefie przyszłości, innowacji i nowoczesności. Dubaj nad Wisłą, krótko mówiąc. Abstrahując od faktu, czy Zatoka Perska to dobry wzorzec rozwoju mogę powiedzieć, że byłam ostatnio w stolicy Serbii i widziałam podobny projekt – Belgrad Na Wodzie. Imponujące wielkie budynki, trawka przycięta pod linijkę i pomalowana na zielono, eleganckie chodniki – Truman Show w realu. Tylko że real ten w Belgradzie otoczono płachtami na stelażach, które oddzielają dzielnice przyszłości od reszty miasta, żeby ci, którzy się w niej znajdą nie oglądali czegoś, co jest nieestetyczne. Na tych płachtach są pseudoartystyczne obrazki jakiś przedmiotów, np. awokado (!). W czasie mojego krótkiego pobytu w mieście w tej „dzielnicy awokado” odgrodzonej od reszty miasta zginęło na budowie dwóch robotników. Mało kto o tym słyszał, bo finansowana przez deweloperski biznes propaganda sukcesu tłumi głosy protestujących mieszkańców. Miasto niewątpliwie europejskie, aspirujące do Europy unijnej – daje lekcję, czego nie robić i jak się przed tym bronić.

Unia

Ukraina, Białoruś czy Serbia nie są w UE, ale są w Europie. Polska swoją pozycję w Unii traci, bo jej rząd nie chce przestrzegać reguł, na które jako społeczeństwo się zgodziliśmy w referendum przed 15 laty.

Liberalni publicyści straszą nas Polexitem, ale wygląda na to, że PiS nie ma wyprowadzenia Polski z UE w planie. W niczym nie zmienia to faktu, że działania PiS na pewno wyprowadzają powoli UE z Polski, co w przyszłości ułatwi krajom unijnego „jądra” trzymanie nas w przyszłości na dystans.

Jednocześnie tracimy w ten sposób okazję do bycia głosem tych, którzy w Unii nie są. Przed laty Polska starała się politykom na Zachodzie przypominać, że Europa nie kończy się na wschodzie na naszej granicy. Dziś kompletnie o tym zapomnieliśmy, a nawet jeśli sobie przypomnimy, nasza opowieść nie będzie dobrze słyszana.

Polska może zmieniać Europę tylko wtedy, kiedy będzie z nią rozmawiać, inspirować się tym, co w niej najlepsze i uczyć się na jej błędach. I pamiętać, że ona sama na Unii Europejskiej się nie kończy. Przede wszystkim jednak uzna się za część wspólnoty i współautorkę jej reguł.

Niniejsza, specjalna edycja projektu „Spięcie” powstała przy wsparciu Warszawskich Spotkań Międzynarodowych „Świat pod Lupą 2018”, które odbędą się w dniach 12-13 października w Warszawie. Dwudniowe wydarzenie zamknie debata pod hasłem „Jaka Polska w jakiej Europie?” z udziałem przedstawicieli Klubu Jagiellońskiego, Nowej Konfederacji, Magazynu Kontakt, Kultury Liberalnej i Krytyki Politycznej. Szczegółowy program wydarzenia znajdziecie tutaj, a dołączyć można m.in. na Facebooku.