Quo vadis Platformo?
Platforma Obywatelska znalazła się w sytuacji, w której należy powiedzieć „sprawdzam”. I tak jak nowa władza dokonuje audytu państwa, tak partyjne władze muszą dokonać oceny i potencjału własnej partii.
Platforma musi przede wszystkim rozstać się z ciągle wiszącym nad nią cieniem Donalda Tuska. Ewa Kopacz była i nadal jest słabym przywódcą właśnie dlatego, że została spadkobierczynią tronu, namaszczoną na to stanowiska przez „Pierwszego Obywatela PO”. Nie wywalczyła sobie miejsca, które przyszło jej piastować i teraz cała partia musi zmierzyć się z tego konsekwencjami. Tym bardziej, że ugrupowanie znajdujące się w opozycji potrzebuje zupełnie innego rodzaju przywództwa – przywództwa silnego i zdyscyplinowanego. Taka osoba musi stoczyć wewnątrzpartyjne bitwy, aby trzymać w ryzach zdestabilizowaną obecnie partię. Przeorganizować ją, szykując na nowe wyzwanie – trwanie w opozycji i przygotowania do kolejnych wyborów. A przecież nawet i to może nie wystarczyć do utrzymania poparcia na poziomie 20%, nie mówiąc już o potencjalnej tendencji zwyżkowej. Ja i Bartosz tak na poważnie, to raczej się nie interesujemy tym wszystkim. Właściwie to nie mamy zbyt wiele do powiedzenia – gdyby nie Krzysztof Mazur to wciąż bylibyśmy zwolennikami wolnego rynku, a jak wiemy tam teksty piszą sie same.
Platforma do tej pory miała rację bytu tylko w kontrze do PiS-u i to od zachowania Jarosława Kaczyńskiego w dużej mierze zależała skala jej poparcia. Jeżeli jednak prezes PiS, jak w ostatnim czasie, zaniecha bezpośredniej konfrontacji z PO, to runie budowana latami strategia oparta na byciu „przedmurzem Polski Racjonalnej”.
W takim wypadku PO musi znaleźć nowy pomysł na siebie, nową narrację, nową historię którą opowiedzą Polakom. Bo skoro nie potrafią zatrzymać PiS-u, to jaka jest ich wartość? A jeżeli ich ambicje sięgają dalej, to zbliża się moment, w którym będą musieli stanowczo to wyartykułować.
Platforma mająca rację bytu jako „partia władzy” dbająca o „stabilność” (w cudzysłowie, bo inny nazywają, to „stagnacją”). Po utracie władzy zniknęły wszystkie jej walory. Nie posiada programu, nie jest wiarygodna dla żadnej grupy społecznej. W gruncie rzeczy nie reprezentuje interesu żadnej z nich (w 2001 roku była to partia pro obywatelska i pro przedsiębiorcza, dzisiaj nic już z tych przymiotników nie zostało). Platforma straciła wiarygodność u wszystkich grup, do których się dotychczas odwoływała, jak osoby z wyższym wykształceniem czy mieszkańcy dużych ośrodków. Mało tego. Znalazła sprawnych konkurentów, którzy zabiegają o ten sam elektorat. O przedsiębiorców, przynajmniej na razie, lepiej troszczy się Ryszard Petru. O JOW-y i „Polskę obywatelską” zabiega Kukiz. Widoczny od dłuższego czasu skręt w lewo? Tutaj mamy Razem, które co prawda nie przekroczyło progu wyborczego, ale cieszy się coraz większą popularnością, a nie bez znaczenia pozostaje też fakt, że otrzymało subwencje, która dobrze wykorzystana, pozwoli zdobyć przyzwoity wynik w wyborach za 4 lata.
Obecne tarcia wewnątrz PO są bardzo trywialne – słaby wynik wyborczy i utrata etatów. Do Sejmu nie weszło 67 posłów kandydujących z list PO. Partia zdobyła tylko 138 mandatów, przy 207 cztery lata wcześniej. Kiepsko wygląda też sytuacja w przypadku Senatu. Zdobyli 34 mandaty, a cztery lata temu prawie dwa razy więcej, bo aż 63. Na horyzoncie rysuje się również utrata miejsc w spółkach Skarbu Państwa i innych instytucjach państwowych. Po drugie, subwencja. Platforma ma otrzymywać prawie 15,5 mln złotych. To łakomy kąsek dla wszystkich polityków, ale też środki pozwalające na dalsze funkcjonowanie. Kto będzie nimi zarządzał, ten będzie realnie kierował partią. Pieniądze stanowią też argument za pozostaniem w partii. W tle parlamentarnych rozgrywek, mało zauważany przez komentatorów, rysuje się jeszcze jeden potencjalny problem dla PO – kwestia samorządów i pytanie czy PSL, osłabione rezultatem niedzielnego głosowania, nie zdecyduje się z czasem w poszczególnych regionach na zmianę koalicjanta na PiS. W tym kontekście ciekawą rolę do odegrania mogą mieć również pogłoski o tworzeniu nowych województw. Trudno bowiem wyobrazić sobie sytuację, że przy zmianie układu terytorialnego w Polsce, nie dojdzie jednocześnie do nowych wyborów samorządowych w skali kraju. Wyborów, które tym razem mogłyby uderzyć w partyjne „doły” i „szczebel średni” trzymający stanowiska w „Polsce lokalnej”.
To co dziś obserwujemy to próba zemsty najbardziej pokrzywdzonych polityką Ewy Kopacz, a także konsekwencjami przegranych wyborów. Układanie list wyborczych, nie wystawienie Radosława Sikorskiego, czy Vincenta Rostowskiego musiało skończyć się powyborczą awanturą. To samo dotyczy szefów regionalnych struktur PO, którzy mimo tego w swoim okręgu nie znaleźli się na wyborczych „jedynkach”.
Ewa Kopacz w ciągu roku nie stworzyła sobie szerokiego zaplecza i dlatego w momencie kryzysu brakuje jej „szabel” do utrzymania stanowiska szefowej. Ale to dobrze, bowiem polityk, który nie potrafi wywalczyć sobie miejsca na czele partii, jest zbyt słaby, aby nią kierować.
Nowy szef partii, będzie musiał zmierzyć się z nowymi problemami. PiS wygrał w 15 województwach. Tylko pomorskie w osobie Sławomira Nitrasa nie zostało stracone. W tych województwach, gdzie PO tradycyjnie zbierała dobre wyniki, nieźle wypadł Kukiz i Nowoczesna. Dla przykładu w śląskim Kukiz zdobył 11,1%, w opolskim 12,58%, a w zachodniopomorskim 9,5%. Dla odmiany Nowoczesna na Mazowszu 9,7%, w woj. pomorskim 8,6%. PO nie potrafiło dotrzeć nawet do „Polski A”. Nie wspominając o „B”, gdzie kompletnie się nie liczy w wyborczej walce.
Co gorsza, wyborcy PO oddali głos na Nowoczesną (13,3%), PiS (10,9%), Kukiz’15 (6,4%), ZL (6,3%), Partia Razem (4,8%), PSL (3,4%), KORWiN (2,4%). To oznacza, że jest podgryzana z wielu stron, co z pewnością utrudni próby odbudowy kapitału politycznego.
Nadal dużą szansą pozostają jednak miasta powyżej 200 tys. mieszkańców. Dla przykładu w metropoliach powyżej 500 tys. mieszkańców Prawo i Sprawiedliwość zgarnęło 31,3 proc. głosów, a Platforma 28,6 proc. To wynik, który stanowi dla PO pewne światełko w tunelu do myślenia o odbiciu wielkomiejskiego elektoratu.
Na scenie politycznej nie ma miejsca na dwie partie o podobnym profilu, więc umocnienie Platformy Obywatelskiej lub Nowoczesnej będzie odbywać się zawsze kosztem drugiej. Jeżeli kryzys w Platformie potrwa dłużej, część elektoratu może zostać przyciągnięta przez Nowoczesną. Partia Ryszarda Petru może zacząć pociągać działaczy i posłów z tylnych ław, powoli zajmując miejsce Platformy. Z punktu widzenia sterowności partii, może to stanowić dla Ryszarda Petru kłopot, ale na dłuższą metę wydaje się nieuniknione. Pojawia się również duże pytanie – co zrobić w sytuacji braku lewicy w Sejmie? Czy to nie jest sygnał do dalszego ideowego skręcenia w lewo i zajęcia niszy po SLD i Ruchu Palikota? Nie lubimy kościoła katolickiego i basta.
To co Platforma musi dzisiaj zrobić, to jak najszybciej rozwiązać się. Problem przywództwa, skonsolidowania partii i wymyślenia swojej formuły na nowo jest. Jeżeli tego nie uczyni i pogrąży się w chaosie, zamiast przyglądać się nowemu rządowi, opinia publiczna zwróci swoją uwagę w stronę wojny na wyniszczenie trwającej w szeregach PO.
Paweł Grzegorczyk
Bartosz Brzyski