Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.
Krzysztof Bieda  31 lipca 2015

Piwo pod chmurką, czyli gdzie? Alkohol w miejscach publicznych

Krzysztof Bieda  31 lipca 2015
przeczytanie zajmie 2 min

Wakacje w pełni. Dopóki nadwiślański klimat jeszcze stosunkowo dopisuje,  warto się zastanowić czym jest, znienawidzone przez wielu entuzjastów napojów wyskokowych, „miejsce publiczne”. Niestety, ale problem jest znacznie bardziej skomplikowany niż przepis na orzeźwiające mojito.

Mówiąc o tzw. zakazie spożywania alkoholu w miejscach publicznych, mamy na myśli głównie art. 14, pkt 2a Ustawy z dnia 26 października 1982 r. o wychowaniu w trzeźwości i przeciwdziałaniu alkoholizmowi. Punkt ten mówi wyraźnie: „Zabrania się spożywania napojów alkoholowych na ulicach, placach i w parkach, z wyjątkiem miejsc przeznaczonych do ich spożycia na miejscu, w punktach sprzedaży tych napojów”. Zarówno w tej ustawie, jak i we wszystkich innych artykułach prawnych trudno o konkretną definicję ulicy, placu i parku. Czy krakowskie planty lub błonia traktujemy jako park? Czy gdyńskie plaże są bardziej placami czy jednak ulicami? Co z miejskimi plażami w stolicy? A bulwary nad Odrą we Wrocławiu? Czy ulica w myśl przepisów jest tym samym czym pas drogi? A co z deptakiem, klatką schodową w bloku mieszkalnym czy podwórkiem w kamienicy?

Od lat trwa nierówna walka, co bardziej krnąbrnych obywateli z aparatem przymusu, o piwko pod chmurką. Na dzień dzisiejszy cała sprawa mandatu za otwartą butelkę piwa rozbija się, brutalnie mówiąc, o to kto jest mocniejszy w gębie.

Jeśli funkcjonariusz zrobi srogą minę i postraszy palcem – mandat wypisany. Jeśli smakosz trunku zrobi minę groźniejszą i zapyta o konkretny przepis zabraniający mu spożywania piwa na bulwarze nad Wisłą czy Odrą – na ogół to policjant musi obejść się smakiem.

Pamiętajmy, że każda gmina ma prawo do dookreślenia tych przepisów. W praktyce chodzi głównie o to, że samorządowcy wyznaczają dodatkowe miejsca, w których zabrania się spożywania alkoholu. Co ciekawe nie robi się tego poprzez wyznaczanie konkretnych miejsc, a jedynie poprzez ogólnikowe stwierdzenia takie jak „miejsca przeznaczone do zabawy dla dzieci” czy „popularne miejsca wypoczynku”. Na niewiele zda się wobec tego prośba o dostęp do informacji publicznej. Nasz los nadal zależy od dobrego nastroju funkcjonariusza policji lub straży miejskiej.

Przepisy, o których mowa, opierają się na archaicznej ustawie sprzed 30 lat. To ta sama ustawa, która jeszcze kilka lat temu zabraniała np. sprzedaży alkoholu w obiektach gastronomicznych w godzinach 6.00-13.00 czy sprzedaży alkoholi powyżej 18% w kawiarniach i cukierniach.

Mimo nowelizacji, lektura całej ustawy, nadal przywodzi momentami na myśl klimat lat słusznie minionych.

Skończmy z typowym dla naszego kraju karaniem profilaktycznym. Przepisy są niejednoznaczne, pole do interpretacji jest ogromne, a zawarte w ustawie pojęcia trudno nazwać konkretnymi. Poza wszelką dyskusją pozostaje również moralny wydźwięk tych przepisów. Przechodząc wieczorową porą przez najpopularniejsze ulice miast czy kurortów trudno odnieść wrażenie, że alkohol lejący się w ogródkach piwnych bardziej zachęca do wychowania w trzeźwości od butelki cydru w parku. Szczególnie, że niejednokrotnie granica dzieląca teren „zakazany” od „dozwolonego” jest iluzoryczna i budzi jedynie frustrację. Liberalizacja, bądź w najgorszym razie skonkretyzowanie przepisów dotyczących spożywania alkoholu, może nam wszystkim wyjść tylko na dobre.

Zamiast sypać mandatami i pouczeniami na prawo i lewo, zastanówmy się, czy nie lepiej byłoby skupić się na bardziej restrykcyjnym karaniu osób, które dopuściły się przestępstw czy wykroczeń pod wpływem alkoholu? Miejmy bowiem świadomość, że nic tak nie podważa zaufania do instytucji państwa jak niekonsekwencja i poczucie niesprawiedliwości. Nawet, a może przede wszystkim w sprawach błahych.