Ciszej nad urną
Trzy dni temu spora część z nas wzięła udział w święcie demokracji – poszliśmy zagłosować w wyborach samorządowych. Od tego czasu bierzemy udział w jej pogrzebie. Na naszych oczach umiera wiara Polaków w legitymizację systemu władzy. Polska stanęła na skraju kryzysu, niespotykanego dotychczas w historii III RP.
Co się stało? Po pierwsze, obserwujemy pełną kompromitację Państwowej Komisji Wyborczej. Najwyższy organ państwowy odpowiedzialny za zabezpieczenie procedury wyłaniania przez Polaków władz, z godziny na godzinę traci resztki wiarygodności. „Leśne dziadki” popisały się już przy wyborach do Parlamentu Europejskiego groźbami karania grzywną za „lajkowanie” postów na Facebooku. Tym razem poszli jednak znacznie dalej. System informatyczny odpowiedzialny za liczenie głosów nie działa. Nie działa w tysiącach drobnych elementów, bo zrobiono go w trzy miesiące, za śmieszne pieniądze, w firmie, której wcześniej nie dopuszczono do prac na rzecz NIK-u ze względu na brak kompetencji.
Panowie z PKW przekonują, że nie ponoszą żadnej odpowiedzialności bo zawiódł „system”, a za jego wadliwość nie można karać ludzi. Jednym słowem państwo po raz kolejny zdało egzamin.
Po drugie skala nieważnych głosów sięga niewyobrażalnych liczb – 20% nikogo już nie szokuje, pojawiają się regiony gdzie mamy do czynienia z ok. 40% nieważnych głosów. Nie wchodząc w spiskowe teorie odnośnie działań członków okręgowych komisji wyborczych (zwłaszcza tych z partii narodowego agraryzmu), skala pomyłek oznacza potrzebę powtórzenia wyborów – ich wynik w oczywisty sposób został wypaczony przez źle przygotowanie procedury. Jak zwykle diabeł tkwi w szczegółach. Standardowe „płachty” „książeczkami”, na których partie umieszczone są na kolejnych stronach. W ten sposób partia z numerem listy 1 jest zdecydowanie faworyzowana. Widać to było w wyborach do PE, gdzie wynik Solidarnej Polski był znacznie powyżej oczekiwań. Tym razem zysk PSL widać jeszcze mocniej. Co więcej, układ książeczkowy w połączeniu z niejasną instrukcją wyborczą powodował u wielu osób wrażenie, że należy postawić po jednym X na każdej z list. Przykładowo w jednej z komisji w Krakowie na 42 nieważne głosy 32 miały X na każdej ze stron.
Wniosek mamy więc oczywisty – natychmiastowa likwidacja książeczek i powrót do płacht – tak wielkich, nieporęcznych ale dających bardzo równe szanse i w sposób jednoznaczny sugerujących, że na tej „stronie” należy zakreślić jeden X.
Co jeszcze wpływa zarówno na problemy z liczeniem głosów, jak i powoduje chaos wśród głosujących? Skumulowanie wyborów do wielu organów w trakcie jednej procedury wyborczej – standardowo wyborca otrzymywał 4 listy, czasami w dwóch odrębnych lokalach (tak jest np. w Krakowie, gdzie wybory do rad dzielnic odbywają się odrębnych komisjach). Listy te miały rożny charakter – raz są to jednostronicowe kartki, raz książeczki, a na dodatek sposób wyłaniania zwycięzcy jest różny. W części wyborów zwycięża najlepszy w okręgu, w innych mandaty rozdzielane są proporcjonalnie. Moim zdaniem jedyną szansą na zwiększenie zrozumienia procesu wyborczego przez wyborców oraz większego ich zaangażowania jest rozdzielenie wszystkich wyborów samorządowych. W osobnym terminie powinniśmy wybierać radnych sejmikowych, osobno powiatowych, a osobno rady gmin oraz wójtów, burmistrzów, prezydentów. Tak, wiąże się to ze znacznymi kosztami. Ale inaczej zawsze te najważniejsze wybory – naszych rad gmin będą ginąć w chaosie ogólnopolskich sporów, a cześć wyborców otrzymawszy plik karteczek/książeczek nie będzie miała pojęcia co z tym wszystkim zrobić. Dzięki temu podziałowi zmniejszy się znacznie wpływ central partyjnych na lokalne wybory, a większe znaczenie uzyskają problemy o zasięgu lokalnym.
Oczywiście jedną z najprostszych reform, ułatwiającą wszystkie procedury byłoby wprowadzenie JOW-ów. Siła rzeczy wszyscy kandydaci w okręgu mieściliby się na jednej małej kartce. Po drugie wyborca dosyć jasno rozumiałby, jak wygląda proces wyborczy – głosuje na konkretnego kandydata, a wygrywa ten, kto uzbiera najwięcej głosów. Liczenie głosów przebiegałoby szybko, a wyniki wyborów można by zatwierdzać okręgami – problem w jednym okręgu w Krakowie, nie wstrzymywałby ogłoszenia wyników wyborów we wszystkich innych okręgach miasta czy województwa.
Są to propozycje nieraz rewolucyjne. Ale za oknem obserwujemy sytuację, w której za chwilę nikt w tym kraju nie uwierzy w sens demokracji i wyborów, niezależnie od tego jaki ostateczny wynik poda PKW. Tak wiec głęboka zmiana systemu wyborczego nasuwa się jako oczywista recepta na przywrócenie wiary Polaków w jakikolwiek sens udziału w procesie wyborczym. Podsumujmy:
– likwidacja książeczek do głosowania
– rozdzielenie wyborów do różnych szczebli samorządu
– rozciągnięcie JOW-ów na wybory do dużych miast, powiatów i sejmików, a być może i Sejmu.
Przy okazji możemy przeprowadzić niezbędną debatę nad potrzebą reformy systemu partyjnego – sposobem finansowania partii, sposobem finansowania wyborów (obecny według kodeksu wymusza łamanie prawa na praktycznie każdym kandydacie i komitecie), czy skalą i rodzajem narzędzi dopuszczalnych w kampaniach wyborczych.
Na naszych oczach umiera polska demokracja, system którego korzenie sięgają u nas XV wieku.
Nie pozwólmy na to by jego wady pozwoliły na całkowite zniszczenie wiary Polaków w dziedzictwo naszych przodków i filar naszego systemu politycznego. Złym praktykom musimy powiedzieć – VETO !