Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.
Szymon Huptyś  2 września 2014

Na prawyborach zyska demokracja

Szymon Huptyś  2 września 2014
przeczytanie zajmie 4 min

Ryszard Czarnecki w rozmowie z tygodnikiem „wSieci” zasugerował, że Prawo i Sprawiedliwość może wyłonić kandydata do wyborów prezydenckich w prawyborach. Jego zdaniem pomogłoby to zwrócić uwagę opinii publicznej na mocne osobowości w tej partii. A na samej idei prawyborów zyskałaby polska demokracja.

W Polsce pierwszą partią, która zdecydowała się zastosować tę metodę wyłaniania kandydata, była w 2010 r. Platforma Obywatelska. Bronisław Komorowski pokonał wówczas Radosława Sikorskiego. W głosowaniu wzięli udział tylko członkowie partii, a frekwencja wyniosła 47,5%. Partii Donalda Tuska udało się wówczas zagospodarować uwagę opinii publicznej, co jest niezwykle ważne w polityce. Prawo i Sprawiedliwość prosiło Państwową Komisję Wyborczą o opinię, czy działania PO można traktować jako przedwczesną kampanię wyborczą. Ponieważ PKW nie zakwestionowała tego sposobu, teraz PiS może pójść tym tropem. Za wcześnie jest, by oceniać, czy warto – natomiast na pewno warto rozważyć argumenty za i przeciw.

Przyjrzyjmy się Stanom Zjednoczonym.

Od 1904 r. przeprowadzane są tu prawybory przed główną elekcją.

Tradycyjnie urzędujący prezydent ma zapewnioną nominację swojej partii (chyba że rządzi drugą kadencję), opozycja zaś przygotowuje się do walki o władzę z wielkim rozmachem. Kandydaci odwołują się nie tylko do aparatu partyjnego, ale do wszystkich zarejestrowanych sympatyków danej partii w kraju. Wydają wielkie pieniądze na promocję w prawyborach, przedstawiają postulaty i zwalczają konkurencję pochodzącą z łona tej samej partii. Tu pojawia się pierwszy znak zapytania. W Stanach Zjednoczonych panuje system dwupartyjny i wiadomo, że jeśli wyborca nie odda głosu na kandydata Demokratów, to powierzy go Republikaninowi (i odwrotnie). Kandydaci niezależni uzyskują tak niskie rezultaty, że właściwie można ich pominąć w takim wywodzie. W Polsce wyniszczająca kampania wewnątrz danej partii może ją osłabić, a nie wzmocnić. Opinia publiczna może odebrać to jako wyraz programowego niedookreślenia ugrupowania.

Dlatego debata między Radosławem Sikorskim a Bronisławem Komorowskim była tak naprawdę ugrzecznionym propagandowym spektaklem, gdzie obaj kandydaci robili wszystko, by w sposób jak najbardziej różny przedstawić dokładnie to samo.

Gdyby wyborca doszedł do wniosku, że dany kandydat nie reprezentuje jego poglądów, miałby się dokąd udać: zostałby z otwartymi ramionami przyjęty do grona osób głosujących na kandydata innej partii.

Jednakże nie tylko Stany korzystają z instrumentu prawyborów. W 2011 r. walkę o nominację stoczyli ze sobą kandydaci z francuskiej Partii Socjalistycznej. Rywalizacja przebiegała w dwóch turach. W decydującym spotkaniu wzięli udział François Hollande i Martine Aubry, które wygrał Hollande i kilka miesięcy później sięgnął po zwycięstwo w starciu z urzędującym prezydentem Nicolasem Sarkozym. W głosowaniu mogli wziąć wszyscy zarejestrowani sympatycy Partii Socjalistycznej. Odwołano się zatem, podobnie jak to ma miejsce w Stanach Zjednoczonych, do głosu obywateli. Ciekawostką jest fakt, że aby móc zagłosować w prawyborach Partii Socjalistycznej, należało uiścić symboliczną opłatę w wysokości 1 euro. W kontekście możliwych prawyborów Prawo i Sprawiedliwość będzie musiało sobie odpowiedzieć na pytanie: czy kopiować wzorzec zachodni, czy może poprzestać na głosowaniu partyjnym, jak to zrobiła Platforma. Można mieć spore wątpliwości, czy Polacy są narodem na tyle uświadomionym w sferze procedur demokratycznych, by ochoczo się rejestrować i głosować w takich prawyborach. Ponadto głosowanie powszechne mogłoby zostać wykorzystane przez nieprzyjaciół PiS do przegłosowania kandydatury kogoś, kto ich zdaniem będzie miał najmniejsze szanse w decydującym starciu. Z drugiej jednak strony, głosowanie w samym partyjnym gronie gorzej wygląda medialnie. Powstaje wrażenie, że kandydat musiał sporo naobiecywać „partyjnym dołom”.

W sytuacji, o której mówi Ryszard Czarnecki, mielibyśmy najprawdopodobniej do czynienia z wyłanianiem kandydata popieranego przez cały obóz zjednoczonej centroprawicy, zatem nie tylko przez Prawo i Sprawiedliwość, ale też przez Polskę Razem i Solidarną Polskę. Czy każda z tych partii wystawiłaby kandydata w prawyborach? Jak na porażkę przedstawiciela swojego ugrupowania zareagowaliby wyborcy oraz działacze danej partii?

Wydaje się mimo wszystko, że taki krok warto zrobić. Prawo i Sprawiedliwość ma u wielu wyborców łatkę partii spacyfikowanej przez lidera – partii, w której nie ma mocnych osobowości. Prawybory ten mit mogą obalić.

Nie da się zaprzeczyć, że na idei prawyborów, niezależnie według którego modelu przeprowadzonych, zyska demokracja.

Gdyby PiS poszedł w ślady PO i zorganizował głosowanie tylko wśród członków partii, mógłby spróbować wyprzedzić PO pod względem frekwencji. To byłby ważny sygnał: można byłoby powiedzieć „patrzcie, my traktujemy prawybory poważniej niż oni”. Gdyby zaś PiS postanowił powielić wzorce zachodnie, byłby to niezwykle pracowity okres dla działaczy. Musieliby wyjść do ludzi i prezentować swoje pomysły na zewnątrz.

Wielu partyjnych tuzów, niezależnie od barw, nie lubi tego, bo nikt nie lubi obnażać swojej niekompetencji, a w takiej sytuacji osoby niekompetentne zostałyby na zasadzie naturalnej selekcji odsunięte na boczny tor.

Zyskałaby na tym kampania: i merytorycznie, i wizerunkowo. I to nie tylko ta przed prawyborami. Rokowałoby to także na mocny przekaz w czasie właściwej kampanii. Przekaz, z którym konkurenci mogliby sobie nie poradzić.

Pomysł prawyborów w największej partii opozycyjnej powinien być dokładnie przemyślany. Jeśli PiS chce realnie zawalczyć o Pałac Prezydencki, musi swoją strategię przygotować bardzo dokładnie. Czasu coraz mniej, a notowania urzędującego prezydenta są lepsze, niż wskazywałyby osiągnięcia jego prezydentury. Jedno jest pewne – czeka nas bardzo ciekawy polityczny sezon 2014/15. Ten sam, który rozpoczął się nominacją Tuska w Brukseli, a który zakończą wybory prezydenckie.