Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.
Bartłomiej Malik  19 marca 2014

B. Malik: Lanserski patriotyzm

Bartłomiej Malik  19 marca 2014
przeczytanie zajmie 5 min

Od 7 marca można obejrzeć w kinach „Kamienie na szaniec” w reżyserii Roberta Glińskiego. Ekranizację książki, którą prawie każdy Polak kiedyś czytał. Film Glińskiego kosztował 10 mln zł; przez pierwszy weekend od premiery obejrzało go 100 tys. osób. Na pytanie, na czym polega fenomen tej książki, reżyser odparł, że opowiada ona o wartościach, do których tęsknimy. Nie można ich jednak odnaleźć w tym filmie. Główny bohater Jan Bytnar „Rudy”, podporucznik Armii Krajowej, mówi przed śmiercią – Zdycham teraz jak pies. Przez te słowa odbieramy tylko pacyfistyczne przesłanie, które podważa sens wojennego bohaterstwa. Temu służyło naturalistyczne przedstawienie tortur, jakim poddany został w czasie śledztwa gestapo.

Film Roberta Glińskiego jest świetny artystycznie: rewelacyjne zdjęcia, dynamiczny montaż, mocne kolory, bardzo dobra gra młodych aktorów. To czyni go tym bardziej niebezpiecznym. Nie pozostaje w nim nic z przesłania książki, napisanej przez pedagoga Aleksandra Kamińskiego po to, żeby kolejne pokolenia uczyły się, jak pięknie żyć i pięknie umierać. Na ten film przychodzą całe klasy szkolne. I niestety wielu uczniów po obejrzeniu filmu nie sięgnie już więcej po pierwowzór. Jeden z moich przyjaciół, który nie urodził się w Polsce, powiedział mi, że po przeczytaniu „Kamieni na szaniec” w szkole zrozumiał, co to znaczy być Polakiem. Po obejrzeniu tego filmu jest to niemożliwe.

Na „Kamieniach…” wychowało się wiele osób, tak jak na Sienkiewiczowskiej Trylogii. To, co porywało w niej młodych ludzi, to niezwykłość charakterów i postaw Zośki, Alka, Rudego. Są symbolem dojrzałości, wymuszonej przez czas wojny, symbolem ciężkiej pracy nad sobą i swoją wolą. Przykładem świadomego dojrzewania i kształtowania osobowości. A przede wszystkim wielkiej miłości do Polski, która nie wyrażała się w słowach czy deklaracjach, lecz każdym uczynku codziennego życia. I w ostatecznej ofierze.

Patriotyzm w filmie jest prawie nieobecny, a gdy już jest, wypada sztucznie i nieprzekonująco. Reżyser nie pokazał prawdziwych motywacji, jakimi kierowali się główni bohaterowie, dlaczego walczyli i ginęli. Ostatnie wydarzenia na Ukrainie pokazują, że Jeśli Polska ma przetrwać we wrogim (bo ono wcale się nie zmieniło) otoczeniu geopolitycznym, trzeba nasze dzieci nauczyć, co oznacza miłość Ojczyzny w czasach trudnych, i że niekiedy wymaga ona ofiary najwyższej.

Analizując wychowawczy wymiar „Kamieni na szaniec” należy przede wszystkim podkreślić, że bohaterowie filmu są bardzo niedojrzali, przeciwnie do historycznych Rudego, Zośki i Alka. Tomasz Raczek, którego ciężko posądzić o posługiwanie się prawicowymi kalkami myślowymi, zauważa, że Na otaczającą ich rzeczywistość bohaterowie reagują raz dziecinnie, raz neurotycznie. A podobno zdali właśnie maturę, co przed II wojną światową znaczyło zdecydowanie więcej niż dzisiaj. Dodaje: O harcerstwie słyszeli zdaje się tyle, że chodzi się tam w krótkich zielonych spodenkach i podkolanówkach. Słowo dyscyplina prawie nie istnieje. Mają w sobie hipsterskie zamiłowanie do wystylizowanego wizerunku i luźny stosunek do rozkazów. Zośka po śmierci Rudego postępuje zupełnie inaczej niż dojrzały człowiek. Myśli o samobójstwie, rozpamiętuje to, co się stało, oskarża innych, w tym swojego ojca i dowódców.

Aktorzy grają bardzo współcześnie, inaczej, niż zachowywali się ludzie w tamtych czasach. W filmie mowa o wartościach, lecz tak jak przypominają na plakacie producenci, jest to również opowieść o przyjaźni, młodości, wolności. Jednakże te wartości są rozumiane tak jak we współczesnym liberalnym paradygmacie, a nie w tym wyznawanym przez Rudego, Alka czy Zośkę. Zamiast patriotyzmu, obowiązku i ofiary mamy umiłowanie swobody, poszukiwanie autentyczności i pacyfizm. Taki film byłby artystycznie bardzo ciekawy, gdyby nie był ekranizacją jednej z ostatnich patriotycznych lektur w programie szkolnym, o ogromnym znaczeniu wychowawczym i dydaktycznym. Skutki społeczne mogą być straszne. Nie łudźmy się: współcześnie to film, a nie literatura trafia do wyobraźni większości ludzi i określa ich świadomość historyczną. Wydarzenia na Krymie pokazują, że w naszej części Europy znów zaczyna być niebezpiecznie, tymczasem większość polskich uczniów obejrzy film podważający sens bohaterstwa na wojnie.

Komentatorzy podkreślają, że uwspółcześnienie filmu pozwoli lepiej utożsamić się z bohaterami. Ale po co? Czy niedojrzali herosi uczynią młodych widzów lepszymi? Jak zauważył dr Michał Łuczewski, młodzież ma dość zdewaluowanych, współczesnych wartości i zwraca się ku konserwatyzmowi, starym wartościom, którymi kierowali się „Kolumbowie”.

Natomiast dla Roberta Glińskiego fabuła „Kamieni na szaniec” czy realia historyczne są jedynie dekoracją. Równie dobrze film mógłby się rozgrywać w Hiszpanii czy w innej epoce. Dlaczego reżyser podjął się zatem ekranizacji szkolnej lektury o ważnej roli społecznej? Kilka lat temu powstał bardzo ciekawy obraz „Jutro idziemy do kina” o trzech maturzystach z 1938 roku. Oni także są współcześni, nawiązują relacje, próbują odnaleźć się w dorosłym życiu. Ale w tym wszystkim widać, że są pierwszym pokoleniem wolnej Polski i bez niej żyć nie potrafią. A nawet tego sobie wyobrazić.

Wskazana byłaby socjologiczna analiza wpływu wywieranego przez nową ekranizację „Kamieni na szaniec”. Szczególnie pod kątem manipulacji. Film podkreśla konflikt młodych bohaterów z przełożonymi i rodzicami. Całkowicie niepotrzebny jest motyw rywalizacji Zośki z dowódcą Orszą, który nie stoi po stronie podwładnego i zachowuje się jak zwykły oportunista. Zakładane odbrązowienie bohaterów prowadzi po raz kolejny do większych przekłamań. W całym filmie jedyną pozytywną sceną jest ta, w której ojciec Rudego (grany przez Artura Żmijewskiego) mówi w celi więziennej do syna, który właśnie wytrzymał ciężkie przesłuchanie, że jest z niego dumny.

Jak już wspomniałem, najnowsza ekranizacja „Kamieni na szaniec” jest przykładem tego, jak nie powinno wyglądać popularne kino historycznie, które będzie kształtować historyczną wyobraźnię Polaków. Warto w tym miejscu podać przykład pozytywny: można stworzyć opowieść atrakcyjną dla młodych ludzi, która zachowa walory wychowawcze i formacyjne starzejących się książek. Ze względu na zmienione warunki kulturowe, uważam, że wychowawczą rolę, którą kiedyś odgrywała Trylogia Henryka Sienkiewicza, obecnie odgrywać może „Czas Honoru”, opowiadający o walce cichociemnych, spadochroniarzach wyszkolonych w Anglii i zrzuconych do okupowanej Polski w czasie II wojny światowej. Nie jest to film kinowy, lecz serial, forma bardzo ostatnio popularna. Jego bohaterowie są co prawda równie wyidealizowani, a nawet komiksowi, jednakże stanowią przy tym wzór bardzo polski. Idealizację podkreśla dobór aktorów: młodych, przystojnych, wysportowanych, którzy świetnie grają. Są bardziej współcześni niż bohaterowie Sienkiewicza, zmagają się ze sobą, błądzą, mają różne perypetie – zwłaszcza miłosne, jednakże reprezentują te same wartości, co XVII-wieczni rycerze. Kapitan Władysław Konarski przyjmuje nawet pseudonim „Kmicic”. Ich siła jako wzorów polega na wierności obowiązkom, profesjonalizmie i opanowaniu własnych emocji, podporządkowaniu osobistego życia Polsce. Jakub Wesołowski, odtwórca jednej z głównych ról, fenomen cichociemnych definiuje następująco: Wykonywali rzeczy heroiczne, traktując je jako zupełnie zwyczajne.

Gdy bohaterowie „Kamieni na szaniec” składają przysięgę wojskową, w absurdalnej sytuacji nagle rzucają się na Niemców zbierających grzyby, niczym w czasie gry w piłkę. Gdy bohaterowie „Czasu Honoru” (Bronek, który ledwo uszedł z życiem z obławy UB i Władek, cudem uratowany z katowni NKWD), są rozgoryczeni i targani wątpliwościami, przypominają sobie słowa przysięgi: Stać nieugięcie na straży jej honoru i o wyzwolenie jej z niewoli walczyć, ze wszystkich sił, aż do ofiary życia mego. Wtedy łzy same napływają do oczu.