Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.
Grzegorz Oleksy  22 stycznia 2014

Oleksy: Zgubne serc porywy

Grzegorz Oleksy  22 stycznia 2014
przeczytanie zajmie 4 min

W 1863 roku rewolucja przemysłowa nabierała rozpędu do drugiego już skoku cywilizacyjnego. Metropolitan Railway otworzyło w Londynie pierwszą linię metra, Alanson Crane z Virginii opatentował gaśnicę, a w Niemczech do sprzedaży wchodziły pierwsze maszyny do szycia i rowery Opla. Tymczasem na ziemiach polskich rosyjskiego zaboru nie istniała nawet uczelnia, która mogłaby kształcić przyszłych inżynierów i techników. Wysiłki szły w zupełnie inną, insurekcyjną stronę.

Lepszy jest cierpliwy od męża mocnego; a który panuje nad duszą swoją, od zdobywcy miast

Pismo Święte (PROV: XVI.32)

Stwierdzenie, że powstanie nie miało sensu, jest truizmem. Po raz kolejny można więc pisać, że na sojuszników nie było co liczyć, że nie mieliśmy wojska, broni, amunicji ani poparcia dołów społecznych. Rosja, pomimo iż na coraz kruchszych nogach, wciąż była kolosem, z którym przetrzebieni po powstaniu listopadowym Polacy nie mieli szans się mierzyć. To wszystko są jednak sprawy na tyle oczywiste i znane, że ich roztrząsanie byłoby po pierwsze wtórne, a po drugie zwyczajnie nudne. Chciałbym więc zwrócić uwagę na dwa aspekty z życia jednego z najbardziej rozpoznawalnych symboli styczniowego zrywu – Romualda Traugutta.

Historia jego życia jest bowiem idealnym przykładem tego, jak z pobudek irracjonalno-mesjanistycznych konsekwentnie budowaliśmy w Polsce system marnotrawienia talentów, w którym ludzie wielkiej myśli i wiary, zamiast popychać nasze życie do przodu, umierali za bezcen.

Nie jest moją intencją w tym miejscu występować przeciwko bohaterstwu i męstwu dziesiątek tysięcy naszych przodków, ale wskazać na wadliwe elementy konstytuujące naszą wspólnotę, przesłaniane zazwyczaj kurtyną patriotycznych ofiar, legend i mitów. 

Inżynier Traugutt

Ostatni dyktator powstania styczniowego pochodził z ubogiej szlacheckiej rodziny, zamieszkującej okolice Brzeska. W życiu domowym Romualda prym wiodła babcia – Justyna Błocka – dbająca o patriotyczne wychowanie wnuka i utrwalająca w nim zasady moralności i uczciwości. Traugutt był przy tym osobą nieprzeciętnych talentów; na etapie szkoły gimnazjalnej osiągał wysokie wyniki w nauce, ukazujące predyspozycje do kontynuacji kształcenia na studiach. Z powodu zainteresowań starał się o przyjęcie do Instytutu Inżynierów Dróg Komunikacyjnych w Petersburgu, jednak bezskutecznie. Na przeszkodzie stawać miały kwestie reorganizacyjne na uczelni oraz wiek Traugutta.

Pytaniem fundamentalnym jest to, dlaczego Traugutt, mieszkając w bliskim sąsiedztwie Warszawy, starał się o miejsce w Petersburgu odległym o blisko tysiąc kilometrów?

Odpowiedź jest bardzo prosta. Przez większą część XIX wieku w stolicy nie funkcjonowała uczelnia mającej w ofercie kształcenie inżynierów, a co więcej, nie istniała żadna uczelnia wyższa.

Przyczyną tego stanu rzeczy nie był brak umiejętności organizacyjnych naszych przodków ani zaborcze kajdany. W odpowiedzi na wyzwania, jakie przyniosły ze sobą oświecenie i rewolucja przemysłowa, Polacy wystarali się już w 1816 roku o powołanie w Warszawie uniwersytetu oraz stworzyli zalążki politechniki w postaci kieleckiej Szkoły Górniczej oraz Szkoły Przygotowawczej. Działały też inne placówki  szkolnictwa wyższego, wśród których wskazać trzeba uruchomioną w 1823 roku przy Uniwersytecie Warszawskim Szkołę Inżynierii Cywilnej Dróg i Mostów. Tam właśnie powinien udać się Traugutt.

Staraniem powstańców listopadowych car w 1831 roku pozamykał jednak wszystkie uczelnie w Kongresówce, przez co całe pokolenia polskich talentów skazane zostały na zaniedbanie.

Praktycznym skutkiem powstania z roku 1830, hołubionego przez współczesnych Trauguttowi, było więc zawężenie możliwości rozwoju następnym pokoleniom, a przez to pogłębianie zacofania Polski.

„Beneficjentem” tego stanu był z pewnością ostatni dyktator powstania, który zamiast projektować ulice w stolicy, poszedł do wojska. Tam również wykazywał się nieprzeciętnymi możliwościami, cechował się systematycznością i konsekwencją. Egzaminy zdawał celująco, a z kolejnych kampanii wojennych wracał z nowymi doświadczeniami i awansami. Służba w carskim wojsku nie była jednak spełnieniem jego marzeń, w związku z czym już w wieku trzydziestu sześciu lat, w 1862 roku, zakończył karierę w stopniu podpułkownika.

Dyktator mimo woli

Styczeń 1863 roku zastał Romualda Traugutta w majątku ziemskim w rodzinnych stronach. Co ciekawe, widząc rosnącą temperaturę nastrojów narodowych i przygotowania do konfrontacji, wcale im nie towarzyszył ani ich nie popierał. Głęboki i szczery patriotyzm nie szedł w jego rozumieniu w parze z koniecznością bezpośredniej walki.

Traugutt optował za osiąganiem celów małymi krokami, z dala od rewolucyjnego zgiełku i szczęku oręża.

Być może podzielał pogląd, iż Polska pod zaborami żyje tylko i wyłącznie w sercach Polaków, dlatego należy unikać całopalnych stosów i odbudowywać ją życiem, nie ofiarą. Ponadto jako były zawodowy żołnierz armii carskiej widział z pewnością zarówno dramatyczne braki w wyszkoleniu żołnierza powstańczego, jak i rozpaczliwy stan zaopatrzenia oraz wyekwipowania polskich „partii”. Mimo tego po kilku miesiącach spędzonych z dala od walk powstańczych zaangażował się w działalność zbrojną. Aktywność w szeregach powstańczych już po pół roku przyniosła mu godność dyktatora powstania, a po równo roku aresztowanie, proces i szubienicę. Powstanie zakończyło się katastrofą; likwidacji uległo kolejne pokolenie naszych przodków, konfiskaty, wywózki i represje dotknęły tysięcy osób, a Politechniki, i to z rosyjskim językiem wykładowym, Warszawa doczekała się dopiero po zakończeniu drugiej rewolucji przemysłowej – w 1898 roku.

Postawić należy pytanie, dlaczego zwolennik pokojowego odtworzenia autonomii, będący przeciwnym walce i świadomym wątłości szans na jej powodzenie, zdecydował się wziąć w niej udział, poświęcając dosłownie wszystko? Moim zdaniem czynnikiem determinującym jego postawę, która jest powieleniem tysięcy innych z roku 1863, był, brzmiący dość banalnie, nastrój. Zbiorowy poryw ufundowany na wzroście aktywności narodowej, odwilży początku lat sześćdziesiątych, romantycznych wzorcach, zwiastunach słabości wewnętrznej caratu i szeregu innych pomniejszych powodów stworzył  zbiorowe natchnienie, któremu trudno było się oprzeć. I to mimo faktu, iż jego następstwem było podejmowanie działań, których powodzenie było zupełną iluzją.

Decyzje Romualda Traugutta z wiosny 1863 roku, patrioty najwyższej próby, są dobrą ilustracją hipotezy, iż historia Polski jest kierowana nastrojowością chwili.

Formuła ta powtarzająca się cyklicznie na przestrzeni kilku ostatnich stuleci wskazuje na głęboko zakorzeniony w naszych głowach pierwiastek irracjonalny. Być może to obywatelski duch godnościowy, wygrywający jednostajnym rytmem melodię wolności, cyklicznie doprowadza pokolenia mówiące po polsku do szaleństwa w działaniu. Przy sprzyjającym wietrze wzbijamy się na wybitność, częściej, gdy warunki nam nie sprzyjają, układamy głowę pod topór.