Nic tak nie psuje państwa jak… programy wyborcze
W debacie publicznej dominuje teza, że kampania wyborcza jest dobra wtedy, kiedy bazuje na rzetelnej dyskusji, a nie emocjonalnych inwektywach. To oznacza, że bardzo wysoko ceni się programy partyjne jako wyraz merytorycznego podejścia poszczególnych ugrupowań do problemów państwa. Przyznam, że przez długi czas myślałem podobnie. Dziś zdałem sobie jednak sprawę, że nic tak nie psuje państwa, jak programy polityczne.
Teoretycznie programy wyborcze służą temu, aby poszczególne partie wskazały, w jaki sposób rozwiązać różnorodne bolączki polskiego państwa. Problem polega na tym, że jest to tylko teoria.
Realne rozwiązania nie są bowiem „komunikowalne” wyborczo. Są zbyt „techniczne” i zbyt skomplikowane, a w efekcie niezrozumiałe dla obywateli, nie tylko tych najgorzej wykształconych. W związku z tym żadna partia nie umieści takich rozwiązań w swoich programach wyborczych.
Doświadczenia pracy jako szefa think tanku uświadomiły mi, że niewiele jest nisko wiszących owoców do zerwania, czyli prostych rozwiązań, które zapewniłyby szybki, jakościowy skok i dały efekt wow. Nawet jeśli nieliczne znajdują się na stole, to są na tyle niepopularne (np. podwyższenie wieku emerytalnego), że żadna partia ich nie proponuje.
Problemem polskiego państwa nie jest to, że politycy i urzędnicy wyzwań w ogóle nie dostrzegają. Nasze państwo „widzi” całkiem sporo – wystarczy przeczytać część diagnostyczną poszczególnych strategii sektorowych, żeby przekonać się, że polskie elity polityczne i administracyjne nie potrzebują wizyty u okulisty. Problemem nie jest także to, że nic się z danym wzywaniem systemowym nie robi. Polskie państwo podejmuje bowiem mnóstwo interwencji publicznych.
Dlaczego jest tak źle, skoro teoretycznie jest tak dobrze? Szkopuł w tym, że interwencje państwa są często niespójne, niekonsekwentne, niedofinansowane itd. Mówiąc krótko, brakuje im profesjonalnego zarządzania.
W zasadzie co drugi raport NIK-u (niezależnie, czy jest przeprowadzany pod wodzą Banasia, czy innego prezesa) stawia ciągle te same zarzuty wobec reform polskiego państwa. Są to problemy o stricte „managerskim” charakterze. Częstotliwość występowania tych problemów podpowiada, że nie powinniśmy ich bagatelizować.
Przecież nie jest tak, że tragedia Kamila z Częstochowy wydarzyła się, ponieważ nasze państwo nie prowadzi żadnej polityki społecznej. Wręcz przeciwnie, mamy odpowiednie ministerstwo, a do tego MOPS-y, policję, prokuraturę, sądy, kodeksy. Nie jest też tak, że śmieci w Polsce płoną, ponieważ nikt nie wie, że taki problem istnieje.
Posiadamy nawet odpowiednie strategie, ministerstwa, przyjęte przepisy. Nie jest tak, że urzędnicy czy politycy nie są świadomi tego, że problemem jest smog. Wdrożyliśmy przecież programy, przeznaczyliśmy odpowiednie środki, stworzyliśmy odpowiednie struktury, a nadal nie jest dobrze.
Poprawa jakości usług publicznych w Polsce wymaga regularnego, jednoczesnego dokręcania setki małych i większych śrubek w wielu mechanizmach, które są ze sobą powiązane i tworzą spójny system. Poprawa jakości wymaga więc odnajdywania w dużej i skomplikowanej maszynerii niesprawności, które spowalniają działanie całego mechanizmu.
Nie jest to łatwe, a dla ludzi niefunkcjonujących w tym mechanizmie praktycznie niekomunikowalne. Wnioskom płynącym z tak postawionej diagnozy brakuje populistycznego seksapilu. Przekucie bardzo technicznych i skomplikowanych rekomendacji na program jest zadaniem karkołomnym, ponieważ oznaczałoby prezentowanie mało zrozumiałych dla obywateli detali. Taka forma nie byłaby atrakcyjna, programu nie cytowałyby media.
Co w takim razie zawierają programy wyborcze? Znajdujemy w nich kolejne „prezenty” dla poszczególnych grup społecznych, a to kosztuje budżet państwa kolejne miliardy złotych. Mimo że sytuacja gospodarcza jest niepewna, a przed nami ogromne wydatki na armię, nikomu nie zapala się czerwona lampka, aby nieco przyhamować. Warto podkreślić, że każda partia od prawa do lewa w swoim programie obiecuje działania, które w nieuzasadniony sposób będą obciążały budżet państwa.
Problem nie polega tylko na tym, że w ramach kampanii rozdaje się pieniądze. Wiele partii proponuje również naprawy problemów w postaci nowego programu, funduszu czy agencji. Ugrupowania polityczne, zamiast mozolnie usprawniać działające już mechanizmy, wolą ogłaszać nowe, bo chcą zebrać polityczne punkty i bazować na efekcie nowości.
Niestety wyborcy dają się na to nabrać. Zakładają, że skoro jakaś partia proponuje nowe rozwiązanie, to znaczy, że dotychczas takowego nie było. W efekcie w programach roi się od rzekomych „nowości”. Ze świecą szukać niezbędnych usprawnień. Znane hasło: „Nie palcie komitetów, tylko zakładajcie własne” chciałoby się przekształcić na: „Nie szukajcie nowych mechanizmów, tylko naprawiajcie stare”.
Czy jest to postulat realny? Doświadczenie podpowiada, że tak. Możemy wskazać wiele przykładów usprawnień, jakich dokonywały kolejne rządy w różnych obszarach (choć bywa, że „gmeranie” przy zastanych mechanizmach przyniosło odwrotny efekt). Pozytywne korekty następowały jednak najczęściej wtedy, kiedy nowa ekipa przejmowała poszczególne instytucje i „w praniu” wychodziły różne niesprawności. Bardzo rzadko przeprowadzane zmiany znajdowały się w politycznych programach przedstawionych w czasie kampanii wyborczej.
Często mamy nadzieję, że to właśnie kampania stwarza przestrzeń do ciekawego fermentu intelektualnego i „ruchu w interesie”, jednak jest całkowicie odwrotnie. Logika kampanii wyborczej powoduje, że polityczne programy, zamiast wskazywać kierunek, naprawiać i usprawniać nasze państwo, sygnalizują, jak je rozbudować i skomplikować.
Publikacja nie została sfinansowana ze środków grantu któregokolwiek ministerstwa w ramach jakiegokolwiek konkursu. Powstała dzięki Darczyńcom Klubu Jagiellońskiego, którym jesteśmy wdzięczni za możliwość działania.
Dlatego dzielimy się tym dziełem otwarcie. Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o podanie linku do naszej strony.