Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.

„Czy jesteś za tym, aby w sierpniu było ciepło”? W referendum PiS-u nie chodzi o nic innego, niż o władzę

„Czy jesteś za tym, aby w sierpniu było ciepło”? W referendum PiS-u nie chodzi o nic innego, niż o władzę Kancelaria Premiera/Flickr.com

Referendum ogólnopolskie, teoretycznie jeden z najważniejszych instrumentów demokracji bezpośredniej, po raz kolejny zostało zredukowane do narzędzia służącego do pompowania frekwencji oraz obchodzeniu limitu finansowania kampanii wyborczej.

Już pierwsze „ujawnione“ przez Prawo i Sprawiedliwość pytanie pokazuje, że trudno będzie je potraktować poważnie również od strony prawnej. Bo czym są „państwowe przedsiębiorstwa“, komu mają być „wyprzedane“ i co, jeżeli obywatel postulat tegoż „wyprzedania” „popiera“? Krytykując Bronisława Komorowskiego w 2015 r., Jarosław Kaczyński sam posunął się znacznie dalej.

Choć Jarosław Kaczyński zapowiadał z mównicy sejmowej w połowie czerwca, że głosować będziemy jedynie za lub przeciw „przymusowej relokacji imigrantów“, z czasem w sztabie PiS-u wykuła się nowa koncepcja – referendum rozszerzonego do czterech zagadnień. Poznamy je, jak premierę nowych odcinków serialu na HBO, kolejno 12, 13 i 14 sierpnia. Napięcie będzie więc rosnąć z dnia na dzień

Nie dowiemy się jednak, po co nam cudowne rozmnożenie głosowań, gdy same wybory są swoistym referendum, lub jak kto woli  – wotum zaufania – wobec aktualnej polityki państwa. Chyba, że zadowolimy się wyjaśnieniem w duchu „demokracji nigdy za wiele“.

„Dla nas decydujący jest zawsze głos zwykłych Polaków” – mówił Kaczyński w opublikowanym w piątek rano nagraniu, tłumaczącym długofalowy sens głosowania. – „Głos zwykłych obcych polityków, w tym niemieckich nie ma żadnego znaczenia, dlatego w sprawach kluczowych chcemy się odwołać do państwa bezpośrednio, w referendum” – stwierdził, dla pewności dodając, że ci obcy to Donald Tusk i jego „mocodawcy“.

Nieco później – aby już naprawdę nikt nie mógł się ratować ucieczką w symetryzm – wicepremier doprecyzował, że ludzie „wyśmiewający referendum pokazują, że nie mają nic wspólnego z demokracją”, ponieważ życzą sobie, aby „w Polsce rządziła tylko wąska, uprzywilejowana grupa”. Dodał również, że opozycja – właśnie w tym duchu – chciałaby sprzedać Orlen, którego należy bronić jak niepodległości.

Tylko czy tutaj pozostaje cokolwiek innego poza śmiechem? Przecież Orlen, wywołany do tablicy przez prezesa, a następnie przez opozycję – wskazującą na „wyprzedanie” go Saudom oraz Węgrom – nie jest przedsiębiorstwem państwowym.

W myśl ustawy, przedsiębiorstwo państwowe ma tylko jednego właściciela – Skarb Państwa. W przypadku Spółki Akcyjnej Orlen, państwo posiada jedynie pakiet mniejszościowy 49,9 proc. udziałów, reszta znajduje się natomiast w rękach inwestorów prywatnych lub instytucjonalnych.

Czytając pierwsze pytanie referendalne dosłownie – a przecież tak należy, gdy idzie o najważniejsze sprawy państwa – musimy uznać, że dotyczy ono osiemnastu przedsiębiorstw, w przypadku których organami nadzorującymi są ministerstwa bądź pełnomocnik rządu.

Według stanu na 31 marca oraz danych udostępnionych przez Prokuratorię Generalną, w pełni aktywnych jest jedynie osiem, ponieważ Państwowe Przedsiębiorstwo Przemysłu Meblarskiego i Budownictwa jest obecnie w stanie upadłości, a Kujawskie Zakłady Naprawy Samochodów borykają się z transformacją po zawieszonym procesie upadłościowym.

Za czym w takim razie mamy głosować? Kto chce wyprzedać Zakład Unieszkodliwiania Odpadów Promieniotwórczych w Otwocku? Albo Biuro Urządzania Lasu i Geodezji Leśnej w Sękocinie Starym? Jakie obce siły dybią na Państwowe Przedsiębiorstwo Odzieżowe „Rakon“ w Raciborzu? Nie znam również żadnych zapowiedzi opozycji, odnośnie pozbycia się Polskiej Żeglugi Morskiej w Szczecinie czy „Portów Lotniczych“, z siedzibą w Warszawie.

W ogóle, skoro zawędrowaliśmy już w opary absurdu, dlaczego nie zapytać wprost o to, czy Donald Tusk powinien być deportowany do Niemiec? Albo czy Polacy są za tym, aby w sierpniu było ciepło?

Wróćmy jednak na ziemie, bo autentycznych wątpliwości jest więcej. Czy gdyby w ważnym referendum, w którym zagłosowała więcej niż połowa uprawnionych – dominującą odpowiedzią było „tak“ – państwo rozpoczęłoby wyprzedaż majątku?

Przecież zgodnie z art. 125 ust. 3 konstytucji, taki wynik jest wiążący. Zwłaszcza, jeżeli deklarują go zwykli Polacy, bo przecież chodzi o – jak głosi hasztag kampanii referendalnej – „oddanie głosu Polakom“. Oczywiście wtedy, gdy ten głos poprzez odpowiednie sformułowanie pytania, da się przewidzieć.

W ten sposób można się pastwić nad referendum aż do wyborów, ale skoro piłka została wystawiona przed bramkę, może innej drogi nie ma? Jak podejść do niego z autentyczną powagą, gdy jeszcze w 2015 r. ówczesna PiS-owska opozycja ciskała gromy na Bronisława Komorowskiego, który między pierwszą a drugą turą wyborów prezydenckich zmarnował prawie 72 mln zł na „święto demokracji bezpośredniej“?

Święto, którym zainteresowało się 7,8% uprawnionych do głosowania Polaków i była to oficjalnie najniższa frekwencja we wszystkich głosowaniach ogólnokrajowych przeprowadzonych w Europie po II wojnie światowej? Komorowski i Platforma Obywatelska wiedzieli, że kompromitują tę instytucję, ale doraźna polityka okazała się ważniejsza.

Dzisiaj w jeszcze gorszym stylu, bo przecież de facto chodzi o ominięcie limitów wydatków na prowadzenie kampanii, Zjednoczona Prawica wbija gwóźdź do trumny przyszłych inicjatyw referendalnych, które powinny być zarezerwowane tylko dla „spraw o szczególnym znaczeniu dla państwa“. Te w formie skrojonej pod wyborcę koalicji rządowej – śmiem twierdzić – nie są.

Zamaskowane troską o vox populi, obecne głosowanie to idealna szara strefa, w której pod płaszczykiem promowania pytań, władza będzie w stanie obejść wszystkie ewentualne zastrzeżenia finansowe PKW. Nie chciałbym być teraz w butach byłego prezesa Klubu Jagiellońskiego Piotra Trudnowskiego. Bo jak promować słuszną przecież ideę referendum, gdy na naszych oczach rozpoczyna się ogólnopolska kampania jego kompromitowania?

I to jest prawdziwa porażka idei republikańskich. Być może mało kto się tym przejmie, tak jak nie przejął się referendum Komorowskiego, ale tak w praktyce wygląda wypaczanie instytucji, które u swojej genezy zostały wymyślone jako służebne wobec narodu, a nie krótkofalowych interesów partii.

A przecież nie trudno przewidzieć, jak to się skończy. Trudniej jednak do porządku dziennego przejść nad faktem, że Jarosław Kaczyński ludzi, którzy zwracają uwagę na te problemy nazywa „przeciwnikami demokracji“. Jeżeli historia lubi się powtarzać, ciekawe czy opozycja zrozumie, że właśnie otrzymała prezent na złotej tacy. Ale znając życie – dlatego historia po raz drugi powtarza się jako farsa – i na nim może się pośliznąć. Ajschylos by posiwiał, gdyby ktoś kazał mu to wszystko opisać.

Publikacja nie została sfinansowana ze środków grantu któregokolwiek ministerstwa w ramach jakiegokolwiek konkursu. Powstała dzięki Darczyńcom Klubu Jagiellońskiego, którym jesteśmy wdzięczni za możliwość działania.

Dlatego dzielimy się tym dziełem otwarcie. Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o podanie linku do naszej strony.