Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.

Afrykańska ofensywa polskich firm

przeczytanie zajmie 16 min
Afrykańska ofensywa polskich firm Zdjęcie: AlanDavidRobb / pixabay.com

Afryka Subsaharyjska przestała być dla polskich przedsiębiorców terra incognita. W drugiej dekadzie XXI wieku tytaniczną pracę na rzecz promocji kontynentu podjęli nasi liderzy biznesu na czele z Janem Kulczykiem. Zaznaczali, że jest to kontynent przyszłości. Obok dużych, prywatnych inwestycji powstały platformy i instytucje łączące firmy zainteresowane ekspansją w regionie. Dużą rolę odgrywa też nasza większa dyplomatyczna obecność w Czarnej Afryce, która przez zagraniczne biura Polskiej Agencji Inwestycji i Handlu wspiera działalność polskich inwestorów na miejscu. Czy Polska ma szansę stać się istotnym graczem na kontynencie afrykańskim?

Afryka – kontynent przyszłości?

Symbolicznym przełomem w postrzeganiu Afryki przez inwestorów jest 2011 r., kiedy opiniotwórcze media ekonomiczne („The Economist”, „Financial Times”) zaczęły coraz śmielej określać Afrykę jako kontynent przyszłości (Africa rising).

Głównym atutem inwestycyjnym kontynentu jest przede wszystkim jego potencjał demograficzny. Populacja Nigerii, licząca dziś niewiele ponad 200 mln ludności, do 2100 r. wyniesie prawie 800 mln. Tym samym prześcignie Chiny, będzie ustępowała na świecie jedynie Indiom. Pismo „The Lancet” informuje, że z regionu Afryki Subsaharyjskiej jeszcze Kongo, Etiopia i Tanzania zajmą miejsce w pierwszej dziesiątce najbardziej ludnych krajów świata. Do końca stulecia jedna trzecia ludzkości będzie żyć na afrykańskim kontynencie.

Gigantyczny potencjał konsumpcyjny wcześniej ustępował w debacie szeregowi wspólnych wyzwań państw kontynentu: biedzie, korupcji, słabej infrastrukturze, niestabilności politycznej, szybkiemu wzrostowi populacji i aktywność międzynarodowych milicji (Boko Haram, Al Shaabab).

Na początku tej dekady intensywność konfliktów spadła, a także Afryka przeszła kryzys finansowy suchą stopą, choć wynikało to głównie z nierozwiniętych własnych rynków finansowych, słabości systemów bankowych i nieznaczących powiązań ze światowym rynkiem kapitałowym. Arabska Wiosna niosła nadzieję na obywatelskie zrywy wobec autorytarnych rządów także w Afryce Subsaharyjskiej. Międzynarodowy Fundusz Walutowy ogłosił wówczas, że w ciągu kilku lat połowa z dwudziestu najszybciej rozwijających się gospodarek świata będzie okupowana przez afrykańskie kraje, a PKB kontynenty wyniesie 6-7% rocznie przez kolejne dwie dekady. Wahadło nastrojów wychyliło się w kierunku powszechnego optymizmu. Furorę zaczęło robić hasło trade not aid i odejście od polityki pomocy humanitarnej na rzecz równorzędnych stosunków handlowych.

Przesadna przychylność inwestorów i plany podboju Afryki zostały zrewidowane w 2014 r., kiedy znacząco spadły ceny surowców. Państwa bardzo zależne od eksportu metali i węglowodorów miały ogromne problemy z utrzymaniem równowagi budżetowej i stabilnego kursu waluty. Dodatkowo wzrosło ich zadłużenie – mediana z 30% w 2011 r. do 50% w 2016 r. w całej Afryce. Inwestycje wyhamowały, a w kolejnym roku spadek dynamiki wzrostu był już zauważalny. Na otrzeźwienie inwestorów miały wpływ również wolniejsza (lub jej zupełny brak), niż oczekiwano, industrializacja, rozczarowanie Arabską Wiosną, która przyniosła nowe konflikty do Sahelu, a także światowe trendy – zwolnienie wzrostu Chin, mniejszy entuzjazm dotyczący liberalizacji handlu światowego na rzecz protekcjonizmu, a także niepewność co do światowej sytuacji ze względu na duże konflikty zbrojne, które spowodowały wzrost wydatków krajów afrykańskich na obronność i odwróciły trend spadkowy w tym sektorze z początku dekady.

Afroentuzjastów zastąpili afrosceptycy, którzy skorygowali rozdmuchane oczekiwania i zdali sobie sprawę, że mimo oczywistego potencjału demograficznego nie zniknęły dawne bariery wzrostu. Czarny Ląd kusił i nadal kusi chłonnym rynkiem, bogactwem surowcowym i rosnącą populacją. Jednak na ten kontynent trzeba patrzeć bardziej punktowo.

Ryzyka i szanse dla inwestorów różnią się w zależności od pojedynczych państw z odmiennymi systemami podatkowymi, sytuacją polityczną, otoczeniem biznesowym i zagrożeniami wewnętrznymi i zewnętrznymi, a wejście na rynek jednego kraju nie musi oznaczać łatwiejszej drogi w kraju sąsiednim. Jak konstatują autorzy raportu Afryka wielu prędkości, Dominik Kopiński, Wojciech Tycholiz i Andrzej Polus, „dyskusja na temat przyszłości gospodarczej Afryki jest okupiona jednym podstawowym grzechem – grzechem generalizacji”.

Zwornikami gospodarczymi poszczególnych regionów są RPA na Południu, Nigeria na Zachodzie, Kenia na Wschodzie i Kamerun w Afryce Centralnej. Błędem byłoby jednak traktowanie ich jako bram do tych regionów i to nawet pomimo członkostwa w lokalnych organizacjach i wspólnotach. Mają one pewne osiągnięcia na polu wizerunkowym, politycznym i ekonomicznym, jednak ich realny wpływ na otoczenie biznesowe jest minimalny, dlatego każdy rynek stanowi dla inwestora osobne wyzwanie (vide sąsiadujące Uganda i Tanzania).

Afryka pod lupą

W kwestii poprawy warunków prowadzenia działalności przez zagranicznych inwestorów wiele zdziałał zwłaszcza Senegal, który wprowadził korzystne zmiany instytucjonalne i proceduralne, kładł nacisk na dywersyfikację przemysłu, rozbudowę infrastruktury transportowej i budownictwo. Rząd w Dakarze stworzył nawet strategię rozwoju gospodarczego, Le Plan Sénégal Emergent (PSE), której elementami są specjalna strefa ekonomiczna, zapewniająca ulgi i zwolnienia na 50 lat, usunięcie barier celnych i zwolnienie z VAT-u na import maszyn i półproduktów, 15-procentowy CIT, ustawa o partnerstwie publiczno-prywatnym. Kraj stanowi atrakcyjny przyczółek w składającej się z 8 krajów 100-milionowej Zachodnioafrykańskiej Unii Gospodarczej ze strefą wolnego handlu i wspólną walutą.

Równie przyjazne są szybko rozwijające się i stabilne kraje Wspólnoty Wschodnioafrykańskiej dzięki przeprowadzonym reformom strukturalnym i dywersyfikacji eksportu, przede wszystkim Rwanda i Kenia oraz w mniejszym stopniu Uganda i Tanzania. Rwanda jest według raportu Instytutu Gallupa najbezpieczniejszym krajem do życia w całej Czarnej Afryce. Rokrocznie piastuje najwyższe miejsca w rankingu Banku Światowego, Doing Business, (poza podatkowym rajem na Mauritiusie) i starannie dba o soft power. Wagę Kigali pokazuje fakt, że po zamknięciu powietrznych granic UE przez covidowy kryzys Rwanda była w lipcu na liście pierwszych ośmiu państw (w towarzystwie m.in. Kanady, Japonii i Korei Południowej), dla których europejska wspólnota znowu je otworzyła. Kenia również nastawia się na szybki rozwój gospodarczy, a powstałe w 2017 r. biuro PAIH w Nairobi wspólnie z Kenya Investment Authority asystowało przy rejestracji kilku polskich przedsiębiorstw w kraju. Polskie kręgi dyplomatyczne widzą potencjał rozwojowy regionu, dlatego łatwiej jest tu dostać wsparcie rodzimego rządu.

Perspektywicznych rynków jest jednak znacznie więcej. Warto wspomnieć Wybrzeże Kości Słoniowej, które ranking World Economic Forum 2017 umieścił wśród 10 najbardziej konkurencyjnych gospodarek Czarnej Afryki i którego wzrost PKB według danych Banku Światowego rósł w latach 2013-2018 średnio o 8,34% (najszybciej na świecie poza Etiopią i Irlandią), a w 2019 r. o ponad 7%. Kraj też jako jeden z nielicznych obniżył relację długu publicznego do PKB z ok. 70% w 2011 r. do ok. 50% w 2016 r. i zaliczył skokową poprawę w zakresie bezpieczeństwa oraz governance między 2006 r. a 2015 r., deklasując w tym zakresie wszystkie pozostałe państwa kontynentu.

Inwestorów przyciągają też gospodarczy hegemoni kontynentu, którzy posiadają stosunkowo lepiej rozwiniętą infrastrukturę, liczniejszą klasę średnią i dłuższe tradycje biznesowe, tj. Nigeria, RPA i Angola. Jednak nie jest to tak oczywisty wybór. Kraje te są bardziej protekcjonistyczne, nakładają wyższe cła, a także są bardziej uzależnione od eksportu surowców energetycznych i ekspozycję na zewnętrzne szoki.

Polska perspektywa

Jak w tej układance może odnaleźć się Polska? Ważną kwestią jest już sama nasza percepcja tego zróżnicowanego kontynentu. Pierwszym skojarzeniem, które często nasuwa się w kontekście przeciętnego afrykańskiego społeczeństwa, jest bieda. Od czasów transformacji ustrojowej, a potem wejścia do struktur NATO i UE Polska czuje się – i słusznie! – częścią rozwiniętego świata. Nasza duma z rosnącej pozycji kraju na arenie międzynarodowej i przynależności do najważniejszych międzynarodowych struktur w regionie niestety skróciła naszą pamięć. Widząc zacofaną Afrykę, zapominamy, że jeszcze kilkadziesiąt lat temu byliśmy na podobnym poziomie rozwoju gospodarczego co dzisiaj część krajów Czarnego Lądu. Patrzenie z wyższością na społeczeństwa nigdy nie sprzyja robieniu biznesu na kontynencie.

Z drugiej strony cechuje nas kompleks Zachodu. Afrykę widzimy jako zarezerwowaną dla byłych kolonialnych potęg (m.in. Francji, Wielkiej Brytanii i Hiszpanii) i światowych rozgrywających (m.in. Stanów Zjednoczonych, Chin i Indii), dlatego często zamykamy się na bezpiecznym, ale równocześnie niezwykle ciasnym europejskim podwórku. Inwestorów satysfakcjonują niskie marże na poziomie 2% rocznie w stabilnym środowisku UE, a kilkunastoprocentowe marże zostawiamy do zagospodarowania potęgom. Takich kompleksów nie mają silne regionalnie, ale już bliższe poziomem rozwoju do kraju nad Wisłą państwa, takie jak Malezja, Brazylia czy Turcja. Rządy Zatoki Perskiej (Iran, ZEA i Arabia Saudyjska) są obok Chin, USA i Rosji aktywne w Afryce Wschodniej, gdzie oddziałują na społeczności muzułmańskie.

Chiny (lub właśnie Turcja) obok dużych inwestycji infrastrukturalnych nie mają oporów przed zarabianiem na tandetnych produktach jednorazowych. Polska, która niekoniecznie musi rywalizować skalą ze światowymi graczami, może skutecznie konkurować europejską jakością produktów w atrakcyjnych cenach. Tak promowana jest Polska np. w Senegalu.

Naszą istotną przewagą nad zarówno europejską, jak i amerykańską obecnością jest brak przeszłości jarzma kolonialnego. Nie tylko afrykańscy partnerzy nie mają przed nami uprzedzeń historycznych, ale możemy dzielić się z nimi doświadczeniami podległości obcemu imperium – w naszym przypadku sowieckiemu. Polska może również promować swoją drogę ku liberalizacji gospodarki i kapitalizmowi. Taka retoryka pomoże w budowaniu zaufania, a tamtejsze społeczeństwa są bardziej przychylne nieobciążonym historycznie inwestorom, co pokazuje przykład Chin – Afrykańczycy pozytywnie oceniają ich ekspansję, która przedstawiana jest nie jako realizacja geopolitycznych interesów, ale wyłącznie gospodarczych.

Afrykańczykom nie ucieka uwadze polskie success story – nasza droga ku liberalizacji gospodarki i kapitalizmowi, a także towarzyszące temu procesowi przyciąganie zagranicznych inwestycji, których Afryka potrzebuje. Dodatkowo w latach 70. przyjmowaliśmy studentów z bloku sowieckiego na stypendia, dzięki czemu istniejemy w świadomości części wykształconej siły roboczej.

Czy rzeczywiście wykorzystujemy nasz potencjał? W 2018 r. eksport z Polski wyniósł 2,8 mld USD, tj. 1,1% całości eksportu. W kolejnym roku ta kwota wzrosła o 25%. Więcej niż na cały kontynent wysyłamy nawet do małej Danii. Aż jedna czwarta należała do samej RPA, co obrazuje, w jak niewielkim stopniu korzystamy z potencjału handlowego z pozostałymi krajami kontynentu.

Współpraca kluczem do sukcesu

Wykorzystując powyższe przewagi, ekspansja polskich firm nabrała po 2011 r. tempa. W latach 2012-2015 polski eksport do Afryki zwiększył się o prawie 68%. Naszymi głównymi partnerami handlowymi w Afryce Subsaharyjskiej są RPA, Senegal, Tanzania, Kenia i Ghana. Rozgłosu afrykańskiemu przebudzeniu nadało powołanie Rady Inwestorów w Afryce i medialna aktywność tuzów polskiego biznesu (choć oczywiście nie znaczy to, że nie byliśmy tam obecni wcześniej). Rozwój nie byłby możliwy bez zwiększonej aktywności dyplomatycznej i współpracy w sektorze prywatnym. Polska Agencja Inwestycji i Handlu w ostatnich latach otworzyła zagraniczne placówki na Czarnym Lądzie w Etiopii, Kenii, Tanzanii, RPA, Angoli, Nigerii i Senegalu.

Parasol rządowy jest kluczowy, ponieważ daje nie tylko większą rangę inwestycjom w poszczególnych krajach, ale przede wszystkim zabezpiecza je i monitoruje na poszczególnych etapach badania rynku, weryfikowania lokalnych kontrahentów, przygotowywania inwestycji i podpisywania kontraktu. Agencja organizuje też targi, warsztaty, misje gospodarcze, nawiązuje kontakty z potencjalnymi importerami i promuje wybrane rynki przez programy typu GoAfrica lub konferencje eksperckie dla przedsiębiorców.

Rządowe wsparcie oferuje też Krajowa Izba Gospodarcza i wizyty wysokiej rangi dyplomatów na czele z prezydentem i szefem MSZ, podczas których podpisywane były większe kontrakty – m.in. Ursus i Asseco w Etiopii lub wizyta Donalda Tuska w Zambii, która posiada ogromne złoża miedzi leżące w zainteresowaniu KGHM.

Nie bez znaczenia są też wspólne działania europejskie, w tym rozpoczęcie oficjalnego dialogu przez UE z Unią Afrykańską i powołanie Europejskiej Izby Gospodarczej. Nie należy ich odbierać z pespektywy konkurencji dla polskich izb – europejskie ciała starają się wpływać na zniesienie barier dla wszystkich przedsiębiorców ze Starego Kontynentu.

Istotną rolę odgrywają również prywatne inicjatywy bazujące na współpracy. Głównym inicjatorem założenia Rady Inwestorów w Afryce był Jan Kulczyk. Grupa Kulczyk Investments (obecna w 20 krajach Afryki) inwestowała głównie w sektor wydobywczy. Głośno w mediach było m.in. o zakupie kopalni złota w Namibii wspólnie z katarskimi szejkami i wejściu do Gwinei po aluminium, złoto i diamenty. Obok Kulczyk Investments w skład Rady wchodzą giganci polskiej gospodarki: Asseco Poland, Krezus, Lubawa, Polpharma, Ursus, Kopex, OPEN Architekci, Navimor International i Pietrucha International.

Warto wspomnieć też o Polsko-Afrykańskiej Izbie Przemysłowo-Handlowej, a także think-tanku, Central and Eastern Europe Development Institute, który opracowuje raporty, promuje ekonomiczne interesy, wspiera biznesowe inicjatywy w Afryce i organizuje konferencje dla krajów Europy Środkowo-Wschodniej.

Każda ze wspomnianych instytucji stanowi przykład, że kooperacja w ramach organizacji przynosi korzyści dla wszystkich zaangażowanych jednostek w rozwój polskiej przedsiębiorczości w odległych zakątkach kraju.

Nadal jednak ich wsparcie jest mniejsze niż firm francuskich, holenderskich czy tureckich z szerszą paletą stowarzyszeń, izb handlowych i funduszy, którym w połączeniu z długą znajomością specyfiki rynku (wiekowe kontakty handlowe i kolonialne), większym kapitałem i doświadczeniami z innych części świata dużo łatwiej penetrować afrykańskie rynki. To jednak nie oznacza, że powinniśmy już na starcie się poddać.

W jakie branże inwestować?

Dotychczas największą popularnością światowych inwestorów w Afryce cieszył się sektor wydobywczy. Choć węglowodory stanowią istotną część budżetu gospodarek Nigerii i Angoli, to nadal jest to tylko ułamek potencjału produkcyjnego państw Zatoki Perskiej. Odkryte w 2005 r. złoża ropy w Ugandzie (trzecie w Czarnej Afryce po Nigerii i Angoli) nadal nie doczekały się wydobycia. Interesujące wydają się złoża platyny, chromu, fosforytów (każdy z nich wynosi ponad 70% globalnych zasobów), a także złota, kobaltu i diamentów (ich udział przekracza 50% światowych złóż). W Afryce udział surowców w eksporcie w latach 1962-2014 wahał się między 50% a 90%, choć trzeba pamiętać, że to nie tylko surowce energetyczne, ale też np. żywność i metale.

Inwestycje w sektor wydobywczy wiążą się jednak z ogromnymi nakładami i dużym ryzykiem politycznym, gdyż pozostają zazwyczaj pod czujnym okiem rządowym. Pociąga to za sobą potrzebę znalezienia dużego lokalnego partnera, podporządkowywanie się uznaniowym decyzjom administracyjnym i nieodłącznie korupcję. Istnieje też spora konkurencja, na miejscu są koncerny naftowe z Chin, Indii, Brazylii, Rosji i Malezji.

Lokalne rządy znacznie przychylniej patrzą na inwestycje w produkcję (w tym przemysł i przetwórstwo), która pociąga za sobą więcej aktywności w innych branżach (usług, transportu, handlu) i powoduje efekt skapywania (trickle-down effect), czyli przekładania się rozwoju produkcji w rozwój w okołoprodukcyjnych sektorów. To klasyczny win-win, w którym poza zyskami inwestora gospodarze zyskują wykwalifikowane kadry i zatrudnienie.

Towary konsumpcyjne mają naturalny potencjał wzrostowy z racji projektowanego przyrostu populacji. Największa szansa na ekspansję polskich firm leży w branży spożywczej, przede wszystkim mleczarskiej i mięsnej, dla której Afryka będzie głównym rynkiem zbytu w nadchodzących dziesięcioleciach. GUS podaje, że w 2018 r. Polska eksportowała do całej Afryki 145 tys. ton mięsa i przetworów mięsnych o wartości 445,6 mln zł. Tendencję wzrostową utrzymujemy od kilku lat.

Najwięcej rodzimej produkcji trafia do RPA, gdzie byliśmy unijnym liderem eksportu drobiu, choć nadal trudno nam konkurować z kurczakami z USA i Brazylii z jej niskimi kosztami produkcji.

Polska ma duże szanse zaistnieć na rynku rolniczym, przetwórstwa i przechowalnictwa głównie warzyw i owoców. W Senegalu połowa zbiorów mango psuje się po sezonie przez brak odpowiednich technologii i kraj jest zmuszony importować ten owoc z państw ościennych. Branża mleczarska zanotowała w 2018 r. prawie 700 mln zł wartości eksportu do Afryki (w Afryce Subsaharyjskiej najwięcej handlowaliśmy z RPA i Senegalem). Poza przetwórstwem i przechowalnictwem owoców i warzyw istnieje zapotrzebowanie na rozwiązania w zarządzaniu odpadami, służbie zdrowia i logistyce, choć akurat tu startujemy z dużo niższej pozycji niż europejscy konkurenci.

Wśród deficytowych produktów na rynku afrykańskim najczęściej wymienia się także maszyny i urządzenia, materiały wykończeniowe i części samochodowe. Możemy brać też udział w modernizacji rolnictwa – polskie Feerum S.A. i Araj podpisały niedawno kontrakty na konstrukcję silosów w Tanzanii, które zmagazynują 250 tys. ton ziaren zboża czy kukurydzy. Wcześniej linię produkcyjną traktorów w tym kraju zbudował Ursus.

Obiecującym rynkiem dla deweloperów jest Nigeria, w której aktualny deficyt mieszkań wynosi kilkanaście milionów, a zapotrzebowanie będzie w kolejnych latach szybko rosło. Boom budowlany trwa w Kenii, sektor ten potrzebuje inwestycji również w Ghanie. Chińskie materiały wykończeniowe są kiepskiej jakości, co otwiera drogą polskim produktom. I tak np. w Senegalu powstał salon ekspozycyjny polskich materiałów wykończeniowych we współpracy z biurem PAIH w Dakarze, dzięki któremu podpisano kolejne kontrakty.

Nie jest to jednak ekspansja przeprowadzana bez żadnych trudności. Polscy eksporterzy zmagają się w Senegalu z barierami w dotarciu do właściwych kontrahentów, natomiast w RPA, Nigerii i Kenii wymagane jest mocne wsparcie lokalnej produkcji. W RPA dodatkowo utrudniają działalność wysokie cła i uciążliwa procedura uzyskania wymaganych zezwoleń na transport produktów. Ponadto spora część zysków trafia do holenderskich, belgijskich i francuskich pośredników, którzy transportują nasze mięso na Czarny Ląd.

Nie należy też przeceniać konsumpcyjnego potencjału Afryki. Klasa średnia, której rozrost jest kluczowy dla stabilnego rozwoju gospodarki, jest niewielka, nie ma silnych fundamentów, trudno ją oszacować i definiować za pomocą europejskich standardów. Dopiero przy dochodzie na poziomie 5 tys. USD na osobę gospodarstwa domowe zaczynają wydawać więcej niż połowę budżetu na inne dobra niż żywność, a nadal w Afryce mieszkają miliony ludzi, którzy żyją za mniej niż jednego dolara dziennie.

Polskie firmy na Czarnym Lądzie

W ostatnich latach najbardziej spektakularny sukces zaliczył sopocki Navimor, który zbudował w Angoli we współpracy z 93 firmami za ponad 400 mln zł Akademię Rybołówstwa i Nauk o Morzu. To największy projekt w dziedzinie edukacji w całej Afryce. Firma jest obecna także w innych krajach afrykański, np. w Nigerii, Senegalu czy Mauretanii, realizuje inwestycje morskie, buduje szpitale i szkoły.

Sukcesami na Czarnym Lądzie może się pochwalić też Asseco, które w obecności prezydenta Andrzeja Dudy zawierało kontrakty na informatyzację etiopskiego sektora energetycznego z agencją Information Network Security Agency. Po tej sprzedaży grupa rozwinęła skrzydła na inne rynki i realizuje kontrakty z korporacjami w sektorze bankowym i ubezpieczeniowym w Nigerii, a także organizuje warsztaty dla urzędników w Angoli.

Z innych dużych firm warte odnotowania są inwestycje w sektor wydobywczy Kulczyk Investments i obecność Grupy Pietrucha w Rwandzie, która ma być swego rodzaju kluczem do Afryki Wschodniej, i Nigerii, gdzie projekt regulacji delty Nigru upadł po gwałtownym spadku cen surowców w 2014 r., co ograniczyło możliwości inwestycyjne Abudży. Otwarcie na zagranicznych inwestorów Rwandy zaowocowało też pierwszą inwestycją w produkcję i eksport cyny w całej Afryce Środkowej i Wschodniej. Przedsięwzięcia podjął się polski fundusz inwestycyjny – Luma Holding – kupując miejscową hutę cyny i wchodząc w alians z lokalną spółką w 2019 r.

W sektorze przetwórstwa i przechowalnictwa ciekawe perspektywy rysują się przed firmą Faspol, która w 2018 r. zainstalowała w Kenii 350 supernowoczesnych chłodnic do mleka za 22,5 mln dolarów i założyła na miejscu spółkę Faspol East Africa Ltd.

Jeszcze niedawno Ursus mógł pochwalić się inwestycjami na dziesiątki milionów euro w Etiopii (sprzedaż 3 tys. ciągników za 90 mln dolarów w 2013 r.), Tanzanii (dwie linie produkcyjne i sprzedaż 2,4 tys. ciągników w częściach), Zambii (2,7 tys. pojazdów za 100 mln dolarów) czy planami budowy fabryki ciągników i maszyn rolniczych w Sudanie niecałe dwa lata temu, a także szukaniem możliwości wejścia do Namibii. Chociaż sytuacja finansowa spółki nie pozwala patrzeć z optymizmem w przyszłość (firma zaliczyła prawie 100-milionową stratę za 2019 r.), to jej przykład pokazuję, że polskie firmy mogą wygrywać kontrakty na dalekich afrykańskich ziemiach.

Oczywiście przykładów nieudanych polskich inwestycji jest więcej. Szczęścia w podboju Afryki nie miała Grupa Azoty, która w 2013 r. kupiła większościowy pakiet akcji African Investment Group za prawie 30 mln dolarów. W zeszłym roku oceniła jednak wydobycie fosforytów w Senegalu jako nieopłacalne i wycofała się z tego projektu.

***

Miniona dekada przyniosła nowe spojrzenie na Czarną Afrykę. Region został szerzej dostrzeżony przez polskich inwestorów i zyskał zainteresowanie mediów. Odkrycie Afryki wiązało się najpierw z przesadnym optymizmem co do gospodarczych możliwości, a następnie z otrzeźwieniem. Afryka pozostaje kontynentem przyszłości, ale do planów inwestycyjnych nie można podchodzić tak samo dla całego kontynentu, ale wybiórczo, uwzględniając unikalne i specyficzne wymagania każdego kraju.

Choć dla polskich przedsiębiorców Afryka Subsaharyjska nie jest już tajemniczym, nieznanym światem, to nadal nie wykorzystujemy w pełni istniejących tam możliwości. Do podboju Afryki potrzebna jest cierpliwość i determinacja, a w aspekcie technicznym współpraca z agencjami i instytucjami, które są już na miejscu i zostały oswojone z rynkiem. Mogą w tym pomóc zarówno prywatne firmy consultingowe, jak i przywrócone do życia w ostatnich latach biura Polskiej Agencji Inwestycji i Handlu. Polska, jeśli chce dołączyć do wyścigu o afrykańskiego konsumenta, powinna odważnie działać, wykorzystując dobrą jakość naszych produktów w przystępnych cenach, technologiczny know-how i realną siłę w sektorze spożywczym.

Anglojęzyczna wersja materiału do przeczytania tutaj. Wejdź, przeczytaj i wyślij swoim znajomym z innych krajów!

Artykuł (z wyłączeniem grafik) jest dostępny na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zezwala się na dowolne wykorzystanie artykułu, pod warunkiem zachowania informacji o stosowanej licencji, o posiadaczach praw oraz o konkursie „Dyplomacja publiczna 2020 – nowy wymiar”. Prosimy o podanie linku do naszej strony.

Zadanie publiczne współfinansowane przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych RP w konkursie „Dyplomacja publiczna 2020 – nowy wymiar”. Publikacja wyraża jedynie poglądy autora/ów i nie może być utożsamiana z oficjalnym stanowiskiem Ministerstwa Spraw Zagranicznych RP.